Gość: Anka
IP: *.warszawa.cvx.ppp.tpnet.pl
18.05.03, 04:39
Poruszył mnie wątek - pt. "zabrać pracę Warszawiakom" i tak sobie przypominam
zasłyszaną historię:
Firama X zajmująca się połowem głów (nie ryb) podejmuje się znaleźć
pracownika - spacjalistę w branży T. Firmie X zależy jedynie na kasie - jest
rekinem żarłaczem, który połknął warszawski rynek pracy.
Znajduje w małym mieście Pana A i zdaje relację potencjalnemu
pracodawcy: "patrzcie oto młody chłopak, zdolny, zaangażowany z odpowiednią
motywacją i jaszcze ho, ho jaki tani. Będzie zaiwaniał 24 na dobę, za 1500zł
brutto".
Pan A zostaje zatrudniony jako specjalista w branży T. Pracodawca jest
zadowolony, bo przecież mamy obecnie TAKIE przepisy, że pracodawcę nie stać
na kogoś za 3000zł. Chłopak zaiwania po godzinach, zależy mu na pracy.
Wynajmie sobie pokój za 300zł, na obiad zje bułę za 3,80 w fastfoodzie. W
piątek po pracy pojedzie do swojego miasta X. Żona tęskni jak cholera, ale
zaoszczędzone przez chłopa 800 stów robi swoje (chwilowo zapoina o
tesknocie), dzieci nie mogą się ojcem nacieszyć, bo to taki weekendowy tata.
Facet ma dylemat: co wybrac zonę i dzieci czy pracę.Pojawia się: alkohol, bo
on szybko likwiduje dylematy wyłaczając korę przednią skutecznie (człowiek
wtedy nie myśli). Żona z kazdym weekendem coraz bardziej narzeka. Facet znów
ma dylemat. Pojawiają się pokuski - żona tam daleko, a chłopak tu taki
samotny, nieszczęśliwy, zestresowany. To nic, firma pośle go za ciężką kasę
na szkolenie pt. "jak wyzbyć się stresu" czyli trenuj chłopie joge i oddychaj
głeboko. Chłopak jest wdzięczny firmie, a żona go drażni z ciąglymi
pretensjami.
Pan B - jemu jako warszawiakowi trudno znaleźć pracę. Szuka po ogłoszeniach,
aha firma X szuka takiego. Wysyła cv, jest w końcu specjalistą w Branży T.
Przed rozmowa tak sobie kombinuje ile ma powiedzieć, aby nie przestraszyć
Rekina. Mysli więc: aby życ w tym mieście i mieć rodzinę (np. dziecko i żonę
na utrzymaniu), facet potrzebuje: min. 1000zł na wynajem lichego mieszkania,
na jedzenie 1000zł minimum, parę złotych na jakieś opłaty, ciuszki dla
dzieciaka.
Założmy że staje do konkurencji z panem A, i Rekinowi mówi: ja chcę zarabiać
3000 brutto (2000 netto). Ma przerąbane, nie wygra z Panem A, bo jest po
prostu 2 razy droższy.
Kilka razy sobie ponegocjuje w różnych miejscach, w końcu spuszcza z tonu i
decyduje się za 1500 brutto zaiwaniać. Zaiwania też po godzinach, aby przeżyć.
Koniec historii.
Moja refleksja:
Pana A i B sa podobni do siebie. Stać ich na na: na flaszkę i na bułę. Nie
stać ich na kulturę, na sztukę, nie stać na wakacje bo to kosztuje. ODBIERA
IM SIĘ GODNOŚĆ.
Mądrzy ludzie apelują - "ważne są takie wartości jak: dzieci, rodzina,
wspólne spędzanie czasu, relaks. To straszne, że obecnie tak wielu młodych
ludzi, odkłada decyzję o dziecku na później".
Rekin ma jednak przypadłość okrutną - jest głuchy... Ewentualnie cierpi na
tzw. głuchotę histeryczną czyli jak coś nie po jego myśli to nie słyszy.
Ktoś inny mówi: "Rekin karmi nas licho. Zachłyśnęlismy się patologią, Mc
Donaldem, pracoholizmem, sztucznym żywieniem, wirtualną rzeczywistością,
rzeczywistością reality-shows, idiotycznymi serialami-tasiemcami,sztucznymi
kobietami (to takie lalki dmuchane dla Panów). Poczekajmy na efekty. Jeszce
trochę a będziemy mieć pełną gębą - anoreksję, bulimię, sztucznych ludzi ze
sztucznym fałszywym uśmiechem przyklejonym do ust, ludzi, którzy mają kupę
problemów w życiu osobistym a na pytanie; "jak tam u Ciebie?" odpowiadają:
super, jest w porządku! Będziemy rywalizować ze sobą jak sępy, zapominając o
podstawowych ludzkich wartosciach jakim są wzajemna pomoc, autonomia i
godność".
Nie ma różnic między Warszawiakiem, Radomiakiem, człowiekiem ze wsi czy
małego miasta. Nie chodzi o to, aby do Warszawy nie wpuszczać Radomiaka czy
do Radomia Warszawiaka. Chodzi o to, że człowiek aby żył musi mieć pracę.
Gdy mamy pracę, wtedy możliwe jest albo: życie (gdy dobrze płatna) albo
liche przeżycie (gdy płatna marnie).
Taki wspólny los - Warszawiaków i Radomiaków, zaiwaniających za 1500zł, los
oto taki, że siedzimy w brzuszkach Rekina, który jest głodny jak bulimik i
ciągle mu mało pożywki jaką jest kasa.
A przecież można "przenieść" duże firmy do mniejszych miast i tam stworzyć
nowe miejsca pracy. Nie można?