kwiaaatek1
12.07.05, 12:09
Niedawno otworzyłam tu wątek pt.''Nikt mnie nie lubi''.od tego czasu wiele się
zmieniło.przemyślałam swoje postępowanie i doszłam do wniosku,że przyjaźni się
nie szuka,tylko przyjacielem się JEST dla innych,tak też postanowiłam
zrobić.spotykam się z ludźmi.sama zaczęłam interesować się innymi,wyciągać z
domu,pomagać.z tym człowiekiem,z którym się spotkałam,wyjaśniłam sobie
wszystko,jesteśmy dobrymi przyjaciółmi,z tego wniosek,ze jak są jakieś zgrzyty
między ludźmi,trzeba to wyjaśniać i mówić,co się czuje,bo jeśli nie, nie ma
szans na przyjaźń,tylko jest zdołowanie.
ale nie o tym chciałam pisać.zaprzyjaźniłam się z człowiekiem ,ktory jest
chory,można powiedzieć nieuleczalnie,balansuje na krawędzi.albo dializy,albo
przeszczep,ostatnio jest coraz gorzej.on na razie nic ze swoim zdrowiem nie
robi,bo potrzebuje zapewnienia,że ktoś będzie z nim,że będzie to ktoś,komu
zaufa i będzie pewny,że ten ktoś go nie opuści.w obecnej chwili nie ma dla
kogo się leczyć,tak mowi.drugi problem-nie chce obarczać sobą żadnej
kobiety,dlatego jest sam.myślę,że coś nas połączyło,bardzo go polubiłam,lecz
boję się wiązać z chorą osobą,nie wiem,czy jestem na tyle silna,aby w
przyszłości oddać mu nerkę:-(jestem po prostu słabą istotą:-(a związać
się,przywiązać psychicznie,a potem ... gdyby zmarł,nie przeżyłabym tego:-(
zastanawiam się,czy on ma prawo do tego,aby mnie tak osaczyć,on potrzebuje
zapewnienia,deklaracji,że może na mnie liczyć,wtedy się będzie leczył i
zniesie wszelkie przeciwności,a ja tego zapewnienia nie chcę dać,nie mogę nic
zagwarantować,jestem tylko słabym człowiekiem:-(co robić?