kathyyee
03.06.09, 19:28
W sumie to nie wiem od czego zacząć. Mam 16 lat (no prawie 17), chodzę do pierwszej klasy liceum, i od dłuższego czasu borykam się z pewnym problemem. Otóż nikt mnie nie lubi. Pośród wielu ludzi, których spotkałam w swoim życiu jest tylko garstka, z którymi potrafię się dogadać. Nie wiem czym to jest spowodowane? Czym tak irytuje ludzi? Czy problem jest we mnie? Może w moim otoczeniu? Jestem jaka jestem. Chcę być po prostu sobą, nikogo nie udawać. Może nie jestem duszą towarzystwa, ale potrafię otworzyć się na innych i świetnie się bawić. Jestem tolerancyjna, i nie lubię ingerować w życie innych. Tego samego oczekuję od innych. Mam swoje ambicje i to na nich chcę teraz skupić swoją uwagę. Niektórzy uważają, że jestm konfliktowa. Ala ja po prostu się bronie. Nie pozwolę się "opluwać", a naprawdę nie wiem co zrobiłam ludziom, że tak do mnie podchodzą? To, że nie śmieje się z głupiego zachowania? Nie piję alkoholu? Mam swoje zasady, wartości? Przeciez nikomu ich nie narzucam? Może to wina tego, że wychowuje się w małej miejscowości? Takim zamkniętym społeczeństwie gdzie wszyscy się znają i nie akceptują mojej "inności"? W szkole to zaczęło się już od podstawówki, gdzie byłam trochę uważana za kujona. Ale jeszcze nie było tak źle. W gimnazjum już było gorzej. Ciągle słyszałam na swój temat jakieś głupie komentarze. Zawsze mijały się z prawdą. To, że niby zadzieram nosa, i jestem zarozumiała, że udaje taką niedostępną, i inne tego typu bzdury. Nie wiem skąd to się brało? Z kilkoma osobami potrafiłam się dogadac. Chyba kto chciał mnie poznać ten poznał. Ale znaczna większość osób była przeciwko mnie. Zawsze starałam się trzymać sama. W liceum na początku było dobrze. Teraz jest już gorzej. Po jakimś czasie wyselekcjonowała się garstka osób, które mnie "tolerują", a z resztą jest tak jak w gimnazjum, i tutaj niestety z kilkoma osobami mam też poważniejszy konflikt. Jeśli chodzi o rodzinę to tutaj także nie jest różowo. Jedynie dobry kontakt mam z rodzicami. Ze starszą jedyną siostrą nie dogaduje się kompletnie. Po prostu brak jakiego kolwiek kontaktu. Nic dla siebie nie znaczymy. Na codzień nawet do siebie się nie oddzywamy. I wątpie czy kiedyś się to zmieni. Wole nie pisac co ona o mnie myśli. Z resztą ciotkami, wójkami, kuzynami, itp także mi się nieukłada. Oni mają mnie zaś za zbuntowaną, pyskatą nastolatke. Takiego małego narcyza, którego trzeba tępic jak chwasta. Ale ja już nie mam 10 lat i nie pozwolę sobie na to żeby ktoś mną pomiatał, czy mnie ustawiał. Więc pyskuje, bo się bronie. Może to nie najlepsza metoda, ale co mam zrobic? Babcia też wolała zawsze moją siostre. Jej wszystko kupowała co tylko sobie zażyczyła. Daje jej mnustwo pieniędzy, ode mnie oczekuje tylko posłuszeństwa i szacunku. Naprawdę nie wiem dlaczego tak działam na ludzi. Ja naprawdę nikomu nie robię krzywdy. Nie oczekuję od tych ludzi naprawdę wiele. Jedynie spokoju. Jestem normalną dziewczyną, z normalnego domu, nie wiem co jest nie tak? W sumie tu gdzie teraz mieszkam raczej nie zostanę, chciałabym wujechac stąd jak najprędzej. Odciąc się od większości rodziny. Chociaż pewnie musze poczekać aż do kiedy zacznę studiować. Nie wiem tylko czy w innym społeczeństwie będę potrafiła się odnaleźć? Trochę się tego boje? Ta moja "samotność" duzo mi dała. Jestem silniejsza, ambitniejsza, wierzę w siebie. Może stałam się trochę zamknięta w sobie? Może to ja nie lubię ludzi? Może powinnam porozmawiac z psychologiem? W sumie już nie wiem co mam robic? Trochę się rozpisałam, jeśli komuś będzie się chciało to czytac i udzielić mi jakiejś rady to będę wdzięczna :)