i2i2i2
25.07.06, 09:20
Powoli zbliża się pół roku od naszej przeprowadzki. Pisałam na to forum
podczas początków, więc może niektórzy są ciekawi, jak się potoczyło.
Potoczyło się dobrze. Oboje mamy dobrą pracę - mój programista w IT, ja w
księgowości (przydatne się okazało zrobienie kursu MYOB w kiwuskiej firmie),
oboje w city, tak, że chodzimy do pracy na piechotę - odpowiednio 3 i 20 min.
Za rok -półtora planujemy kupić na kredyt jakieś mieszkanie w centrum (domki
się nam nie podobają).
Bardzo mi się podoba udzielana imigrantom pomoc merytoryczna - jak ktoś się
jeszcze nie zainteresował programem Kiwi Ora, to polecam, dają za free
wypasiony atlas NZ i mnóstwo pożytecznych przewodników oraz opiekuna, do
którego można dzwonić z pytaniami o różne rzeczy. Prezentami ponoć także
obsypuje Lifeworks, ale tego nie sprawdzałam. Organizowane przez Chamber of
Commerce kursy KCS, na których wyjaśnia się imigrantom tajniki kiwuskiej
mentalności ze szczególnym uwzględnieniem pracy też są dobre (przed tym kursem
seryjnie rozwalałam rozmowy kwalifikacyjne i nie wiedziałam, dlaczego).
Nasi znajomi to głównie imigranci, większość z długim stażem. Wynika to ze
specyfiki naszych miejsc pracy - szczególnie charakterystyczne jest moje,
gdzie jedynym Kiwi jest ochroniarz, a stanowiska merytoryczne są w 100% zajęte
przez imigrantów :D (w takim miejscu mój angielski jest ok, w firmie czysto
kiwuskiej miałabym, przypuszczam, poważne problemy z komunikacją). Bardzo mi
się podoba praca w zespole, gdzie ludzie są z 3 różnych kontynentów nie licząc
Oceanii, a każdy z innego kraju. Tej różnorodności mi brakowało w Polsce. Choć
w sumie to bym chciała znaleźć tych Kiwusów więcej, żeby poćwiczyć na nich
rozumienie języka kiwuskiego, ale nie mam pojęcia, gdzie się gromadzą. :D
Życie na skraju CBD jakoś nas chroni przed nudą, udało się nam nawet znaleźć
kilka w miarę dobrych knajp i restauracji. Przyznam się jednak, że wysłuchując
tego, co mówią inni, mam wrażenie, że ścisłe centrum Auckland jest taką jedyną
enklawą miejskiej rozrywki w całej NZ. Dlatego nie ruszymy się stąd z
wyjątkiem wycieczek krajoznawczych. Spędzony na wsi (czytaj: dzielnica
Auckland z domkami i niczym poza tym) pierwszy miesiąc był dla mnie strasznie
dołujący i niedawno się dowiedziałam, że nie tylko na mnie to tak działa. Może
więc niektóre opowieści o koszmarach kiwuskiej prowincji są prawdą, na
szczęście jest ta enklawa :)
To tak w ramach zwiększania ilości pozytywnych postów na tym forum, choć po
początkowym porażeniu dawką płynącego stąd negatywizmu zamierzałam już tu nie
zaglądać. Ale widzę, że od czasu do czasu ktoś zagląda i pisze, że jest
wystraszony i zdołowany, więc tak dla równowagi piszę, że można tu sobie
fajnie ułożyć życie w w miarę krótkim czasie.
--
nz.pasnik.pl