nabakier
31.01.12, 19:32
Czy mógłby mi ktoś wytłumaczyć, w czym leży walor takiego ustrojstwa?
Przecież czas wolny spędzamy z tymi, z którymi lubimy, a szkolne towarzystwo niekoniecznie do takowego należy? Dla mnie to byłby zmarnotrawiony czas na liche pogaduchy-o pogodzie, o polityce- na poziomie wiadomo jakim. Wolę poczytać, pogadać ze znajomymi, z którymi się ROZWIJAM albo z którymi SIĘ BAWIĘ po pachy. Ale takie coś?
Treningi dla dzieci też wolimy fachowe: dzieci uprawiają karate, wspinaczkę, tenis, zimą jeżdżą na nartach i łyżwach. Jaką fachowość mogą zapewnić "treningi" z tatusiem po godzinach, i na poziomie wiadomo jakim (bo grupa przypadkowo zebrana nigdy nie będzie wyrównana elementarnie poziomem .Przecież to będą przytupy, nie treningi? Nie żal Wam czasu na takie c oś? To już lepiej niech dzieciaki po drzewach się powpinają obok domu, niż takie coś. Od wyszalenia się synowie mają własne towarzystwo podwórkowe, częściowo pokrywające się ze szkolnym, a częściowo nie- różnie bywa. Ale, zeby tak z góry- szkolne towarzystwo? Ja pierniczę...
Mnie to się kojarzy właśnie z bylejakością. Jakby ludzie nie mieli własnego życia towarzyskiego i ich dzieci także, i szukali czegokolwiek. Albo jakby potrzebowali sztucznej integracji, bo im ta zżycia nie wystarcza. A wszystko ma obslużyć a'la prl-owskie KO z panią Zosią w roli głównej.
Albo jakby nie byli w stanie zapewnić dzieciom porządnych zajęć klubowych czy sportowych.
No ok,się zdarza, ale od tego jest także szkoła i kółka zainteresowań w szkole. Łaski nie robi, ba- ma obowiązek takie zapewniać. Rozumiem jakieś pojedyncze wiejskie szkółki, gdzie okresowo coś nie działa, i rodzice wspomogą. Ale w miastach??
Jak widzę, że kółka mateczek-plotkarek, które pieją na swój widok, i pleplają: "A mój Adaś to, a Mój Michałek sro...", "ja mojemu to śrubkę przykręcę, a ja mojemu szlaban dam, bo tróję dostał"- te licytacje, ploty, kurde- jak w maglu jakimś. I to dziamdzianie domowych ciast jakieś takie...
Nie rozumiem takiej mentalności. Nie mam zamiaru się z nikim integrować "bo tak". Z kim będę miała się zintegrować, to się zintegruję na własną rękę. Przecież spotykamy się na zebraniach, na korytarzu, jesteśmy powymieniani telefonami na okoliczność choroby dzieci i podesłania sobie zeszytów do uzupełnienia. A dzieci poradzą sobie i tak same. Nie wystarczy?
Naprawdę Was to zadowala? Zadowalają Was te "kiermasze" szkolne, gdzie się badziewie wyprodukowane przez uczniów? Jakieś loteryjki z głupotami? Jakieś "tematyczne" wystawki (typu: ilustrujemy kraje), z których uczniowie leją? Przedstawienia, od których mdli? Przecież to jest żenada.
Moje dzieci i my urywamy się z takiego czegoś, jak tylko się da.
Natomiast hobbystycznie traktujemy wywiadówki, ale to na okoliczność refleksji nad szkołą jako instytucją i rodzicami jako użytkownikami tejże, i stawiamy się grzecznie, i chętnie dyskutujemy, czasem prowokując co nieco...ale to też nasze hobby
Czy ktoś ma podobnie?