zkat
17.08.13, 23:08
Moja roczna corka nie dala sobie zmienic pieluchy z kupka tylko wyrywala sie i usilowala uciec z rozmazana kupka na pupie, razem z mezem usilowalismy jakos zapanowac na tym "zywiolem" corka dostala w zwiazku z tym spazmow i nie mozna jej bylo za nic uspokoic, trwalo to chyba z 15 minut przy otwartym balkonie bo przeciez jest cieplo. W miedzy czasie slyszlam jakies glosne rozmowy i krzyki na podworku ale do glowy mi nie przyszlo, ze adresowane do nas. Grunt, ze slyszlam cos w stylu: Niech pan zostawi to dziecko!!! Potem kots zaczal natarczywie pukac nam do drzwi. W drzwiach stal czlowiek, ktorego nigdy w zyciu nie widzialam, i pytal sie czy wszystko w porzadku, bo sasiadki sie niepokoja ze dzieko placze. Powiedzialam mu ze dzieci czasem maja to do siebie ze placza, a potem uslyszlam jak wyszedl na zewnatrz i tlumaczyl jakims pania ze byl z interwencja. Musze przyznac, ze jak do mnie dotarlo to wszystko w koncu to troche sie wkurzylam, znalazlam mieszkanie pani krzyczacej i udalam sie do niej na rozmowe. Powiedzilam je grzecznie ze jezeli ma mi cos do powiedzenia to niech przyjdzie i mi to powie zamiast krzyczec przez balkon. Pani gesto sie tlumaczyla ze sie martwila co sie tu dzieje i ze sasiedzi czesto slysza jak nasze dziecko placze, a ona czest prosi ich o interwencje ale nikt nie chce przyjsc. Musze przyznac ze zdebialam. Moja corka rzeczywiscie krzyczy. Krzyczy jak sie ja ubiera, krzyczy przy zmianie pieluchy, krzyczy jak czegos nie chcemy jej dac np. komputera do zabawy bylam przekonana ze jesli nie wszystkie to wiejszosc dzieci zachowuje sie podobnie a tu sie nagle dowiaduje ze cale osiedle uwaza ze niewiadomo co sie tu dzieje, ze na pewno znecamy sie nad dzieckiem bo przeciez krzyczy i placze. Strasza pani na koniec naszej rozmowy powiedziala ze ma ciezkie przezycia za soba i sie poplakala. A ja caly czas jestem w szoku.