rok temu staralem siec o wize studencką, wypelniłem wszystkie wymagania, zaplacilem za 10 miesiecy kursu angielskiego w Australii, przedstawilem stan konta w banku czyli pokrycie finansowe na pobyt tam i.....
Zaczeło sie - .............czekanie!!! Mialem poprzednio rezydencje w 2 krajach europejskich, 3 razy ubiegalem sie o wize z pozwoleniem na prace, 2 razy bylem nawet w Japonii i nigdy nie mialem zadnych problemów. To z Australią to szambo - nikt nic nie wie w Ambasadzie w wawie, są schowani w Perth i nie masz do nich dostępu, nie odpowiadają na emaile albo odpowiada automat w stylu "Marry Christamas and Happy New Year", ich strony internetowe to raczej zabawa dla krytyka literackiego - powinni z tym kandydfować do Nobla w literaturze bo takiego potopu bezużytecznego belkotu nie ma nigdzie indziej. Jak szukacie numeru wizy to uwaga - są 2

. Mój kurs zaczynal sie 13 sierpnia a ok 20.08 zażądali podania źródla moich pieniedzy, aktualne zarobki i zaświadczenie od pracodawcy że mnie przyjmie z powrotem jak wróce z Australii. Tego ostatniego nie przeslalem - rzeczywiście chcialem wrócić i nie moglem sie kompromitować. Zrezygnowalem z czekania na przelomie październia (zacząlem proces ok 20 kwietnia) Stracilem czas, kilka tys. PLN i reputacje - do dzisiaj musze sie tlumaczyć dlaczego tam nie pojechalem bo wszyscy myślą że to normalny kraj.
Jezeli sa jakies pytania to podam wiecej szczegółów, z tego co wiem nie tylko mnie to spotkalo ale tamci byli bardziej zdesperowani i chyba czekali dalej.