hanys_hans napisał: > D.C. > > Spróbujcie no uprawiać tę "strategię" w opisanych warunkach, kiedy niektórzy > mili koledzy po fachu gorliwie apelują do władz o ścieśnienie swobody słowa. > Wiadome darcie szat tudzież katońskie gesty daremne były, jeśli chodzi o > represje w stosunku do osób, ale na pewno nie > pozostawały bez wpływu na igielne ucho kontroli. Od 1946 roku uprawiałem > reportaż. W trzy lata później chciałem ogłoszone poprzednio rzeczy wydać w > jednym tomie, uzupełnionym pracami całkiem świeżymi. Książka miała się > nazywać "Po kataklizmie". Usłyszałem stanowcze: nie. W 1950 r. pisałem dla PAXu > > tom reportażowy "Wisła pożegna zaścianek". Osią utworu miał być reportaż z > budowy kolei Kielce — Busko, osią zarówno kompozycyjną jak i rzeczową, bo > w > tamtych stronach wszelki postęp zawisł od rozwoju komunikacji. Moja prośba o > wpuszczenie na teren budowy spotkała się ze strony PKPG4 z grzeczną, ale > stanowczą odmową. Przypuszczam, że nie bez wpływu byłc tu opinia, na jaką sobie > > zarobiłem podczas wspomnianych "polemik". W pewien czas potem inni publicyści > obejrzeli sobie ową kolej i napisali o tym. Dziś uważam, że "Wisła pożegna > zaścianek" to typowy utwór z kategorii tych, których nie należało drukować. > Zabrakło osi, więc autor musiał sztukować, całość się rozkleja. Skoro > się jednak odbyło całą wyprawę samochodową w Sandomierskie i to na > koszt wydawnictwa... trudno, trzeba pisać. Powrócę jeszcze do sporów na > tematy "wrześniowe" i polityki przedwojennej. Numer „Kuźnicy" z artykułem > > przyznającym mi godność "przysięgłego obrońcy zdrady narodowej" kupiłem sobie > jako lekturę na podróż koleją. W piękne jesienne popołudnie miałem czas zarówno > > na oglądanie uroczych widoków ziemi polskiej, którą — jak to ponad wszelk > ą > wątpliwość zostało dowiedzione — z takim zapałem zdradzałem, jak i na > rozmyślania. Wynik ich zrealizowałem w niedługi czas potem. Równał się > on machnięciu ręką na to, co stanowi moje — sit venia verbo5 — właś > ciwe > powołanie i na wiernym zastosowaniu się do tezy, głoszonej ongi przez > Stanisława Mackiewicza: "I zawsze w tej nieszczęśliwej Polsce każdy robi > nie to, co do niego należy". Ileż to już zepsuto w Polsce atramentu i gardeł, > upominając pisarzy, którzy uporczywie trwają na marginesach. Admonicje te > odnosiły się rzecz jasna i do mnie. Parałem się przecież rzeczami, w których od > > siebie nie mam nic a nic do powiedzenia — mikrobiologią, wirusologią, tec > hniką. > Nie żałuję tego, wiele podczas tych wypadów skorzystałem. Jednak przede wszyst- > kim powinienem się był zajmować dwoma rzeczami: publicystyką oraz historią XX > stulecia. Nie ja jestem temu winien, że publicystyka znikła z Polski, ustępując > miejsca apologetyce, z którą nie ma nic wspólnego. I nie ja wieszałem zamczystą > > kłódkę na drzwiach wiodących do przybytku historii najnowszej. A że nie > chciałem się poświęcać "badaniom historycznym", których wynik jest z góry we > wszystkich szczegółach wiadomy, to już trudno — takich obyczajów uczyli c > i, > którzy byli profesorami mojego uniwersytetu. Margines to jedna sprawa. Całkiem > inna, to czy wszyscy, którzy się za nim znaleźli, chcieli tam trafić. > Przyszło się pożegnać z marzeniami. Między innymi z myślą o książce, > którą tak bardzo chciałbym napisać. Nazywałaby się "Napiwek historii" > i traktowała o międzywojennym dwudziestoleciu. Bo w moim najgłębszym > przekonaniu było tak: wskutek rewolucji w Rosji i klęski państw central- > nych, w naszej części Europy wytworzył się stan swoistej próżni politycz- > nej . Rozmaite narody odzyskały niepodległość, która — całkiem niezależ- > nie od ich woli a nawet czynów — miała trwać dokładnie do chwili, kiedy s > ię > silny sąsiad z zachodu energicznie poruszył. Całkiem tak, jakby historia > wręczyła każdemu z tych państw czek, opiewający na lat dwadzieścia, > mówiąc przy tym: masz, pokaż co potrafisz... I moim skrrmnym zdaniem > bilans Polski wcale, ale to wcale nie wypadłby ujemnie. Uważam bowiem > dwudziestolecie za jedną z najważniejszych epok naszej historii. Przez cały > wiek XIX Polacy byli podzieleni na trzy wielkie grupy, żyjące w trzech > różnych systemach gospodarczych, socjalnych i prawnych. Dwudziestolecie > ukształtowało nas w nowoczesny naród. Nie moglibyśmy zwycięsko przetrzymać > piekła drugiej wojny światowej, gdyby w kraju panował stan dusz i umysłów, > właściwy czasom sprzed roku 1918. Takie są moje "robocze" założenia. W każdym > razie warto by sprawę zbadać. Komiczne rojenia! Zachciało się studiów nad całym > > dwudziestoleciem! Swojego czasu zająłem się bliżej jedną tylko sprawą, > mianowicie wojnami, których nie było", czyli projektami prewencyjnego > wystąpienia przeciwko Niemcom w latach 1933 i 1934. Nasłuchałem się, a raczej > naczytałem, wielu przykrych rzeczy na temat mojej nieuczciwości tudzież > perfidnych celów, jakie mi przyświecają. Z prasy zagranicznej dowiaduję się > teraz, że rozmaici pisarze europejscy głoszą dziwne teorie. Mniej ich > interesuje, czy i co Piłsudski proponował Francji, bardziej natomiast to, że on > > sam jakoby to straszył wojną i prowokował ją, pragnąc wymusić na Hitlerze... > zawarcie paktu o nieagresji. Co o tym sądzić — nie wiem (nie wątpię natom > iast, > że bez trudu znajdziemy u nas ostrowidzów, którzy pierwszy raz w życiu usłyszaw > - > szy o tych zdarzeniach, natychmiast będą wiedzieć jak je należy "prawidłowo" > rozumieć). Nas w Polsce zawsze stać było na luksus nieuctwa. Co innego kraj tak > > lekkomyślny, jak Francja. Niedawno temu "Le Monde" doniósł, że tam od sześciu > lat prowadzi się systematyczne i zespołowe badania nad dziejami ostatniej > wojny. Zespołowe — bo żaden człowiek sam jeden nie da rady górom dokument > ów. > Rząd zawiera międzynarodowe układy, mające ułatwić pracę historyków. — Ok > ropne > zgniłki! Ich niedołężne usiłowania przywodzą na myśl zbawienną receptę carskich > > oficerów, którzy tak śpiewali przy ucztach: > > "Kopernik on wies' swoj wiek trudiłsia cztob dokazat' ziemli wraszczenije! > Durak! Zacziem on nie napiłsia? Togda by nie było sommienija, togdab jemu wies' > > mir krutiłsia"6. > > Czasami jednak zastosowana u nas metoda "prawidłowego" zgłębiania i wyjaśniania > > przeszłości odrobinę chybiła celu. Przekonałem się o tym... bez mała na własnej > > głowie. W 1952 roku archeologowie zaczęli kopać w Hrubieszowskim, gdzie > wydobyli mnóstwo zabytków rdzennie słowiańskich, ale różnych od tych, jakie > kryją gleby Wielkopolski, Pomorza czy Śląska. Opisałem to w "Problemach" i w > rok później znowu pojechałem nad Bug, nie przeczuwając nawet, że mogę tam żywot > > postradać. Ludzie tamtejsi przeczytali bowiem artykuł w "Problemach" i doszli > do wniosku, że badania wykopaliskowe zmierzają do wykazania odwiecznej > rosyjskości ziem nadbużańskich, co ma poprzedzić oddanie Związkowi Radzieckiemu > > terenów aż po Wieprz, a może i po Wisłę. Najgorszy zaś sprzedawczyk, zdrajca i > wróg ojczyzny to ten, kto propaguje owe zamiary, czyli ja właśnie. > O, jakież niezwykłe sukcesy odnieśli moi państwowotwórczy adwersarze z > 2Kuźnicy", "Odrodzenia", "Polski Zbrojnej" i innych pism, ci, > którzy nie miewali wątpliwości i mniemali, że nikt ich nie ma. Jakże > znakomicie nauczyli ludzi trzeźwości w rozumowaniu, słusznie gardząc > obmierzłym, pozytywistycznym odwoływaniem się do zdrowego rozsądku, > który nie jest zdolny sprowadzić na kraj potoków światłości, płynących > z deklamacji i tokowania a la głuszc