hanys_hans napisał: > D.C. > > Taki "Świat" na przykład, wszelkie propozycje zmian przesyłał mi zawsze depeszą > > do Szczekocin i czekał na odpowiedź. Na początku 1954 roku "Opowieści o żywej > materii' — reportaż z Instytutu Immunologii — poszedł do składania. > 7 > marca > zmarł we Wrocławiu Ludwik Hirszfeld. Pamiętam wieczór po pogrzebie, kiedy długo > > rozmawiałem z młodym asystentem Instytutu. Właściwie to on mówił, ja słuchałem. > > Zwierzał się z planów na przyszłość, twierdził, że zespół może dalej prowadzić > dzieło nieżyjącego mistrza. Nie chciałem osłabiać jego wiary i gasić zapału, > więc milczałem. Wkrótce potem zawiadomiono mnie, że "Opowieści o żywej materii" > zostały zdjęte z maszyn. Tekst poszedł do ponownego "ideologicznego" > sprawdzenia. Pozbyłem się wtedy resztek wątpliwości, że dni zespołu > naukowego stworzonego przez Ludwika Hirszfelda są policzone. Losy "Opowieści" > sporo mnie kosztowały. To był jeden z tych momentów, w których człowiek czuje, > jak się starzeje. W lipcu książka wróciła na maszyny. Domyślam się, że > przychylna dla niej decyzja zapadła na wysokim szczeblu politycznym. > Recenzje, napisane w dobie owego „sprawdzania", nie wniosły nic > specjalnie nowego. Nie mogły zresztą tego zrobić, skoro pierwszym > fachowym recenzentem książki był sam Ludwik Hirszfeld, który niedługo > przed śmiercią zdążył przeczytać maszynopis. Zażądał skreślenia paru > wątków efektownych wprawdzie, ale dotyczących zagadnień pod wzglę- > dem naukowym jeszcze niezbyt pewnych. Nie wiem, kto pisał owe recenzje, bardzo > zresztą dla autora książki kurtuazyjne i nie wszystkie nieprzychylne. Cytuję > fragment jednej z nich: "Instytut... jest placówką dobrze wyposażoną > technicznie i posiadającą liczne kadry naukowe. Jednak główny kierunek badań > budzi szereg zastrzeżeń, wynikających z ujęcia immunologii jako nauki i > stosowanej metodyki badań. Instytut w zasadzie prowadzi badania oparte o dawne > teorie immunologii, pomijając lub obniżając rolę ustroju dla przebiegu > procesów odpornościowych. Radziecka szkoła immunologiczna posiadają- > ca duże osiągnięcia niejednokrotnie ostro krytykowała ten kierunek jako > nienaukowy. Krytyka ta nie pomijała również osoby L. Hirszfelda..." > Tak jest, krytyka ta była nawet niekiedy umiejętnie organizowana, a to > w drodze niezbyt ścisłego (tak to nazwijmy...) informowania uczonych > radzieckich, odwiedzających nasz kraj. Jeden z nich — już po śmierci > profesora — osobiście przeprosił profesor Hannę Hirszfeldową za niesłusz- > ne słowa, skierowane niegdyś pod adresem jej męża, słowa oparte na > informacji zupełnie i celowo mylnej. Doszedłem w tej relacji do rzeczy > niesławnych, do spraw, które nie tylko potężnie zaszkodziły nauce, ale narobiły > > też wiele zła politycznego. Wszyscy już dziś wiedzą, co należy sądzić > o "teoriach" Trofima Łysenki, > Boszjana oraz pani Lepieszyńskiej, oraz o ich metodach "argumentacji > naukowej". Pisząc "Opowieści" nawet nie próbowałem przytaczać tego, co > Ludwik Hirszfeld głośno i otwarcie mówił o Łysence. Oto jego słowa > wyrzeczone w roku 1952: "Proszę pana, to nie jest uczony. To gangster". > Nie próbowałem tego powtarzać — przyznaję — ale tylko dlatego, że n > ikt > by mi tego nie wydrukował. Z drugiej jednak strony — podkreślam > z naciskiem — absolutnie nikt nie próbował mnie skłonić do wysławiania > Łysenki i do głoszenia, że otworzył on nowe drogi przed nauką polską > i światową. Nikt mi tego nawet nie proponował. W "Opowieściach" > starałem się wymieniać i traktować na równi uczonych całego świata. Nikt > mi w tym nie przeszkadzał. Wiele zła się stało. Ale kwestia odpowiedzialności > za to jest złożona i trudna. Należy się za każdym razem dobrze zastanowić i > rozważyć, czy dany konkretny objaw przypisać wypadnie znanym dyktatorskim > metodom epoki stalinowskiej, czy też — niestety — zwykłemu > podskakiewiczostwu i > nadgorliwości. Tak się dziwnie złożyło, że w chwili przystępowania do pracy nad > "Opowieściami" miałem właściwie dwa tematy do wyboru. Mogłem pisać o > zakładzie "ideologicznie podejrzanego" Ludwika Hirszfelda lub przystąpić do > wielkiego reportażu o budowie Pałacu Kultury i Nauki. Swoboda wyboru była > absolutna. Tylko łatwe do przewidzenia skutki dla tak zwanej "kariery" autora w > > każdym z tych dwu wypadków musiały być różne.