hanys_hans napisał: > Doniesienie agenturalne > > Źródło — Ksenia > > Władysław BIEŃKOWSKI > > (24 maja 1950) > Zatelefonowałam do Władka i umówiliśmy się na środę o godz. 16.00 > u niego w domu. Przyniosłam mu mój konspekt zagadnień okresu okupa- > cji. Doszliśmy do wniosku, że on musi to sobie najpierw przeczytać, a potem > pogadamy — drugim razem. Tymczasem zaczęłam mu opowiadać o prasie > konspiracyjnej w języku niemieckim, którą teraz studiuję, o jej kierunku > politycznym itd. Zastanawialiśmy się, kto to mógł wydawać. Władek > mówił, że przelotnie miał w ręku takie pisma wydawane przez AK dla > Niemców. Nie pamięta ich tytułów. Potem zaczął mi opowiadać, że w czasie > okupacji miał w ręku pismo, bardzo ładnie wydane, z orłem, nadzwyczaj > tajne, wydawane przez jakieś bardzo wtajemniczone instancje delegatury, > czy też zgoła „dwójki" (która nie była ani w delegaturze, ani w AK) > zawierające nadzwyczaj interesujące informacje, zupełnie specyficzne, > dane personalne o różnych ludziach z emigracji i z kraju. Egzemplarze tego > pisma były numerowane i był napis, że pod odpowiedzialnością organiza- > cyjną nie wolno ich nikomu dawać — czyli wręcz przeciwnie do napisów na > zwykłych konspiracyjnych pisemkach. Tytuł tego pisma brzmiał „Restytu- > cja — Polski Odrodzonej, czy Nowej Polski" tego już dokładnie nie > pamiętam, w każdym razie z pewnością Restytucja. Nigdzie Władek nie > spotkał po wojnie tego pisma. A teraz skąd wzięło się ono w jego ręce. Otóż > w czasie okupacji Władek i Zenek Kliszko pracowali w jednym przed- > siębiorstwie transportowym na ul. Świętokrzyskiej „Kempisty". Właś- > ciciele tej firmy byli to bardzo porządni ludzie, bardzo przyzwoici, pomaga- > jący im, jako konspiratorom, choć orientowali się w charakterze ich > poglądów. W czasie rozmów i spotkań towarzyskich, zapraszani przez > szefów — mieli nieraz okazję do wypowiadania swych poglądów. Do końca > Władek korzystał z tego, że był tam zapisany i Zenek również, z karty > pracy. W trudnych momentach pomagali nawet finansowo. Słowem byli to > ludzie bardzo porządni, patrzący przez palce, a nawet życzliwie na wszelką > konspirację, niezależnie od jej oblicza politycznego. Firma przyjmowała do > wysłania paczki, miała swój transport samochodowy, korzystała również > z poczty, z pociągów towarowych itp. Partia nasza korzystała z przesyłek za > pośrednictwem tej firmy. Nasza prasa szła właśnie tą drogą na całą Polskę. > Natomiast inne organizacje nie przesyłały prasy, mieli widocznie inne > drogi, ale inne rzeczy, np. wysłano do Lublina dwa samochody ciężarowe > broni i amunicji (Władek wymieniał, co tam było — zapalniki do granatów, > czy granatników, miotacze płomieni itd.). Broń ta pochodziła ze zrzutu > — w okolicach Warszawy były zrzuty (angielskie). Kiedyś w magazynie > firmy znajdowało się 15 ton saletry (do wyrobu prochu). Ktoś zasypał. > Przyjechało Gestapo z podręcznym laboratorium. W firmie powiedzieli, że > to jest saletra na nawóz. Gestapo stwierdziło, że jednak to jest inna saletra. > Zabrali wszystko, ale jakoś rozeszło się po kościach, nie robili sprawy. W tej > firmie, jak się później po wojnie okazało — wszyscy zajmowali się > konspiracją. Nawet taki jeden cichutki, którego nikt nie posądzał o to — > też > tkwił gdzieś i to nawet gdzieś głęboko. Były tam różne kierunki, różni > ludzie się kręcili. Otóż był tam jeden były granatowy policjant, jakiś > ważniejszy, może przodownik — kuzyn czy szwagier właścicieli firmy. > Przychodził tam i poznał się z Władkiem. On właśnie miał tę „Restytucję", > bał się mu dać, nie chciał, ale w końcu pożyczył z tym, żeby mu z samego > rana dali. Musiało tego wychodzić mało egzemplarzy. Wszystkie były > numerowane, a ten — o ile sobie Władek przypomina — miał numer 27. > Miał w ręku później 60, a trzeci tylko widział z daleka. Oni wtedy z Zenkiem > wzięli ten numer i wykorzystał Władek — niektóre wiadomości w „Głos > ie > Warszawy". Spytałam Władka, w którym roku miał ten numer. Władek > powiedział, że w 1942. Ja mu przypomniałam, że „Głos Warszawy" > wychodził w 1943 r. Więc to musiało być w 1943 — poprawił Władek > — przestałem pracować u „Kempisty" we wrześniu 1942 — po ares > z- > towaniu Zosi, mojej pierwszej żony, ale potem, jak się uspokoiło — to > przychodziłem jeszcze tam na Świętokrzyską. U „Kempisty" pracował > również Janek Wolański. Był tam też zarejestrowany Gomułka, jako > pracownik, ale nigdy tam nie przychodził. Tak się akurat zdarzyło, na > szczęście, że dawno odkładany wyjazd z Warszawy w sprawach firmowych > wypadł Władkowi akurat tego dnia, kiedy aresztowano Zosię. Natychmiast > potem Gestapo było u niego w domu i w biurze, wszędzie, gdzie mogli go > złapać. W biurze było po niego dwóch oficerów Gestapo, byli żartobliwie > usposobieni — grzeczni, inaczej niż zwykle się odbywało. Władek wrócił > jeszcze do sprawy wydawnictw — mówił, że niedawno rozmawiał z demo- > kratami, którzy opowiadali mu, jak mieli zorganizowaną drukarnię > — sklep z ceramiką, a w piwnicy — drukarnia. Raz przyszło dwóch > Niemców — już chcieli ich ukatrupić — tymczasem okazało się, że oni > w sprawie jakichś nieformalności handlowych. Jeżeli chodzi o te niemiec- > kie pisemka — to może o nich wiedzieć Płoski. Płoski w ogóle chyba dużo > wie, ale boi się opowiedzieć. Władek — na jego miejscu — też by się > bał. > Z Płoskim Władek po raz pierwszy spotkał się na Pięknej u Szysz- > ków-Dąbków w czasie powstania warszawskiego. Zosia Szyszko umiała > zorganizować jedzenie, tak jak po wojnie — szaber mebli. Tam bywał > Płoski, Pasynkiewicz. Władek nigdy nie zapomni pewnego spotkania, > o którym zresztą nigdy potem nie wspomniał. Mianowicie, gdy on z Olkiem > szli do Chruściela-Montera — dowódcy powstania warszawskiego, na > rozmowę — w jednym z mijanych pokojów zauważyli przy stole Płoskiego > z drugim jeszcze. Płoski bardzo się zmieszał (u Szyszków był uważany za > socjalistę). Nigdy o tym spotkaniu zresztą nie było między nimi mowy. > Płoski grał na pewno podwójną rolę. Jeżeli chodzi o Montera — to był > bardzo sympatyczny człowiek, który im twierdził, że powstanie go za- > skoczyło — Bór narzucił mu dowództwo powstania nie od samego począt- > ku, a w każdym razie nie przed wybuchem. Monter był gotów iść na > wszystkie warunki w wypadku gdyby Czerwona Armia wyzwoliła War- > szawę wówczas — gotowi byli złożyć broń itd. Oczywiście Londyn był > innego zdania. Spytałam, czy Władek nie uważa, że źle się stało, że wówczas > Warszawa nie była wyzwolona (ujęłam to raczej w formie mojego przeko- > nania). Władek powiedział, że miałoby to złe i dobre strony, ale byłoby > inaczej. Dobre — bo wówczas przyszłaby, jako wyzwoliciele, powstanie > weszłoby do historii, teraz się o nim nie pisze, złe — bo byłby większy k > łopot > z całą AK (momentu samej możliwości Władek nie brał pod uwagę). Mówił, > że Monter czynił próby porozumienia z tamtą stroną — najpierw przez > Londyn, ale ci nie chcieli żadnych ustępstw, drogą radiową, potem sami, ale > nie znali kodu. Monter widział beznadziejność położenia. Do niewoli poszło > 20 tyś. zmobilizowanych akowców. Poszło również wielu cywili, którzy bali > się represji niemieckich w obozach koncentracyjnych. Później przyszła > Flora, rozmowa potoczna, odprowadzili mnie Alejami w stronę domu. > > KSENIA