Gość portalu: to_jestem_ja napisał: > Sytuacja, ktora oposuje MACIEJ, nalezy do wyjatkow. W USA wszystko zalezy od > stanu, dystryktu szkolnego, miasta i dzielnicy. > Ja skonczylam oferujaca program miedzynarodowej matury (czyli solidne, ogolne > wyszktalcenie w "stylu europejskim", ze tak to okresle), wiec zastrzezen do > poziomu nie mam zadnych. > Jesli zas chodzi o inne znane mi szkoly publiczne to zazwyczaj prezentowaly one > > poziom zenujacy. Obowiazek ksztalcenia dotyczyl tylko dzieci ponizej 14 roku > zycia. Rodzice w szkole nie mieli sie obowiazku pojawiac. Zarobki nauczycieli > ksztaltowaly sie na poziomie 20 tys USD. I na koniec taka historia z zycia > wzieta - znalam nauczyciela, ktory ze wzgledu na niskie zarobki w szkolnictwie > zrezygnowal z zawodu i zostal dostarczycielem pizzy (bo tak sie, bodajze, > nazywa ta fantastyczna profersja po polsku)... > Zatem szczerze odradzalabym branie przykladu z typowej szkoly amerykanskiej. > Przyklad mozna by brac z publiczny szkol amerykanskich znajdujacych sie w > bogatszych dzielnicach (w tych dopatrzec sie nie moge wlasciwie zadnych wad). > No ale na to nie ma w Polsce jeszcze pieniedzy...