pbd2 napisał: > Pamiętam, a jakże... > Sprowadziliśmy się w roku 1985, w lutym, na Lasek Brzozowy 2.Zima była ostra, > autobus 486 miał całe zamarznięte szyby i w dodatku dojeżdżał tylko do > Płaskowickiej. Dalej każdy musiał radzić sobie sam, tzn. w naszym przypadku > trzeba było iść na sam koniec Lasku na piechotę. Początek drogi to był taki > skrót między pętlą, a nieistniejącym jeszcze budynkiem spółdzielni "Przy > Metrze", wtedy "Natolin". Przez pół roku chodziłem tak codziennie dwa razy, > później była jazda 486 na plac Dzierżyńskiego, obecnie Bankowy, a stamtąd 111 > do szkoły na Muranowie, bo moja pierwsza szkoła ursynowska była dopiero w > fazie fundamentów... Cywilizacja kończyła się wówczas na ul. Bażantarni, dalej > to już były tylko pola, chłopi na furmankach itd. Zimą jeszcze w 1995 roku po > moim osiedlu sunął jakiś rolniczy obywatel konnymi saniami w stronę Kabat. > Ulice Lokajskiego i Raabego były już zamieszkałe, ale wyglądały jak > wioska w Iraku - klockowate domy pośród lotnych piasków. Za to pomiędzy nimi > był teren zajmowany wcześniej przez zaplecze budowy, pełen górek i dołków, przy > > czym dołki były na stałe wypełnione wodą. Tworzyło to coś w rodzaju miniatury > jezior fińskich, pełno tam było żab, kijanek, wodnego ptactwa nawet. Później to > > zasypali, na terenie pojawili się jacyś Czesi, którzy mieli wybudować szkołę, a > > wybudowali jedynie azbestowy barak i pojechali do kraju, bo u nas właśnie padał > > komunizm, a u nich miał paść dopiero za parę miesięcy. > Po drugiej stronie Rosoła - sady i ogrody od Nugatu aż po dzisiejszą Wąwozową, > > żadne tam osiedla dla Millera i kolegów. Zresztą ta ich część, gdzie mieszka > obecnie p. premier, przetrwała najdłużej, jeszcze na początku studiów chodziłem > > tam na spacery z psem pośród dzikich ogródków działkowych... > Pierwsza szkoła - 324 przy Szolc - Rogozińskiego. Druga - 70 przy Bruna (Górny > > Mokotów). Trzecia wreszcie - ta upragniona, na własnym osiedlu, numer 330. Na > pierwszej lekcji podszedł do mnie nowy kolega i z nienacka przyfasolił mi z > całej siły w łeb, tak dla żartu. Dziś jest dziennikarzem w "Stołku" i chyba > nawet tego nie pamięta, bo to nie on dostał. Przed szkołą przez rok było > klepisko zamiast trawnika, salę gimnastyczną otworzyli dopiero po pół roku, > dyrektorki - rusycystki chyba nikt nie lubił (to był jeszcze 1987 rok) ale i > tak to były piękne cztery lata. A później cztery jeszcze piękniejsze, w liceum > Hirszfelda - Kossutha. Do szkoły na Imielin mogłem chodzić skrótami, przez > tereny nad ślimaczącą się budową metra, bo o osiedlach pod nazwą Migdałowa > nikomu się nie śniło. > Z nazwą ulicy było czasem zabawnie. Jedna panienka, gdyśmy oboje byli w wieku > licealnym, obraziła się na mnie, gdy przyszło do wymiany adresów, bo nie > uwierzyła, że w Warszawie jest taka ulica. A potrzebną do ślubu metrykę chrztu > z miasteczka na Podkarpaciu ksiądz tamtejszy wysłał pod adres "ul. Lasek > Brzozowych". > Co jeszcze... Milicyjne "Konsumy" przy Belgradzkiej, szare jak cały PRl, które > > nagle zamieniły się w kolorową, pełną towaru świątynię kupowania o > nazwie "Globi", sklep z rybkami akwariowymi "Brzanka" (Mandarynki 6), którego > ktoś obsmarował w "Pasmie", że żle traktuje klientów, barek "Natoliński" (Lasek > > B. 13) ze świetnymi lodami z automatu, po które wyskakiwało się ze szkoły na > przerwach mimo surowych zakazów wspomnianej rusycystki... I drewniane budki na > tzw. serku przy Lanciego, tam gdzie dziś stoją te okrągłe bloki. Można tam było > > dostać wszystko, od gumki do majtek po pyszne zapiekanki. > Można tak do rana, może jeszcze tu wrócę i dopiszę więcej. A kiedyś może w > ogóle wrócę na Natolin? > Pozdrawiam wszystkich ursynowian, natolińczyków i kabatczyków. To świetnie, że > > tu się pojawił ten wątek. Dzięki. > > > pbd2 >