Gość portalu: anma napisał: > Teraz to z kolei Ty mnie rozumiesz:-) > Ja się nie upieram, że cukinia i kabaczek to to samo, tylko mówię, że stosuję > go zamiennie do tej akurat potrawy, bo mi pasuje. Tak jak czasem gotuję kompot > ze śliwek, a czasem z brzoskwiń, a czasem z malin, itd. Przepis na placek z > owocami też mam jeden ulubiony a owoce w nim przeróżne umieszczam (i śliwki i > brzoskwinie). Bez względu na to czy do mojego leczo dodaję cukinię czy > kabaczka robie to na samym końcu i w zależności od potrzeb albo dusi się > jeszcze chwilę albo nieco dłuższą chwilę, a potem gaszę płomień pod garnkiem i > tak sobie dochodzi (Zepter długo trzyma ciepło i nawet to co jeszcze > twarde "dojdzie" w ten sposób a się nie rozgotuje). > Makłowicza uwielbiam słuchać! Gawędziarz kulinarny z niego przedni, a i > kucharz przeważnie też :-)) Pisze przeważnie, bo parę razy zdarzyło mi się > oglądać jego gotowanie, kiedy wydawało mi się, że głównym bohaterem jest on > sam i opowieść a nie potrawa. Szczególnie gdy gotował jakąś zupę (przykro mi, > nazwy nie pamiętam, ale pochodziła od słowa "woda") bodajże w basenie się > znajdując...Generalnie zupa polegała na wodzie, chlebie i cebuli i pomimo > dużych chęci z mojej strony nie mogłam uwierzyć w przekonywanie Pana > Makłowicza, że warto spróbować. > A co do złośliwośći: przeczytałam, ale nie biorę jej do siebie :-)) Też nie > lubię rozgotowanych, papkowatych warzyw. Dlatego co się da gotuję na parze, a > jeśli w wodzie to "na twardo", czym przyprawiam o dżenie serca moją mamę, > która gdy czasem pokusi się o uwagę, ze kalafior coś za twardy nie może pojąć, > ze on jest taki za twardy specjalnie. > Pozdrawiam :-))