milkamilka
03.02.19, 20:44
Od kilku lat nie daje mi spokoju i gryzie dzień w dzień niepokój, że ponoszę winę za wszystko, czego nie zrobiłam w odpowiednim czasie dla siebie i swojej rodziny, a zwłaszcza dla dziecka, które dziś jest 12-nastolatką z ZA.
Ale do rzeczy. Mam tylko córkę i partnera, oboje Asy.. Aktualnie sama jestem diagnozowana, bo moje życie chyba wskazuje na niezdiagnozowany zespół. Zawsze bylam bardzo inteligentnym ( w znaczeniu szkolnym) dzieckiem, w locie utrwalałam i kojarzylam informacje. Niestety to nie przełożyło się na normalne ułożenie sobie życia. Brak umiejętności społecznych, planowania czegokolwiek (bo nie przyszło mi do głowy, że powinnam), zaczynanie i niekończenie studiów, milion zainteresowań, które zglębiałam do szczegółów i porzucałam po kilku latach na rzecz innych, dziesięć nieudanych związków, całkowity brak umiejętności tworzenia i pielęgnowania więzi, brak energii do rzeczy kluczowych w życiu, brak wytrwałości, brak codziennej organizacji pracy (obiad raz na 3 tygodnie?), niedoprowadzanie niczego do końca pomimo duzych talentów, dobrej aparycji (?) i bardzo dużych możliwości intelektualnych (?) doprowadziły psychologa mojego dziecka do wniosku, że należy także mnie zdiagnozować ;) Jedyne, co nie pasuje, to moje duże wysportowanie w dzieciństwie ( brak sztywności ruchowej) i aktualnie około 40 l. zmiana osobowości na trochę bardziej otwartą, co manifestuje się tym, że od pewnego czasu zwracam uwagę na ludzi i zachowania, analizując je, mam jakby intuicję, trochę już lubię ludzi. Po 99 % testów i wielu spotkaniach psycholog i psychiatra powiedzieli, że są prawie pewni ZA także u mnie.
To by trochę tłumaczyło, dlaczego założyłam rodzinę bardzo późno ,a raczej założyła mi się sama przypadkiem ;) bo nigdy tego nie planowałam. W ogóle miałam małą świadomość upływu czasu, bo nigdy nie miałam stałej pracy, tylko dorywczą, z rówieśnikami ze szkoły żadnego kontaktu, więc nie dostrzegałam, że czas płynie. Dla mnie zatrzymał się ok 20-tki ;) Nikt neurotypowy się ze mną nie związał, zawsze trafiałam na niezrównoważonych, przemocowców, dziwaków. Więc związek z Asem, który trwa 16 lat, jest i tak w miarę. Przez moment wiodło nam się nawet nieźle, teraz niestety jest gorzej, bo jak problemów przybywa, to wiadomo, frustracja się powiększa i na siebie warczymy.
Po narodzinach córki żyłam chaotycznie przez lata, nie umiałam niczego przewidzieć, bałam się wielu rzeczy, np. pomimo chorób czy np. poronień nie leczyłam się, bo podobno nie rozumiałam swoich potrzeb i potrzeb innych, nie umiałam się zorganizować. Bardzo dużo pracowaliśmy, co niestety nie sprzyjało poukładanemu życiu. W normalnej pracy na etat byśmy nie umieli wytrzymać, więc oboje wykonywaiśmy zlecenia, czyli walka z czasem po kilkanaście godzin na dobę, a potem totalne wyplucie. To wszystko spowodowało, że niestety nie dalismy dziecku z AS poukładanego życia, jakiego pewnie potrzebowało. Np. wszystkie czynności wykonywała niania i babcia, bo ja nie radziłam sobie z rytmem dnia, szybko się wypalałam. Ale prawdziwe zmartwienia przyszły teraz, kiedy dziecko podrosło. J
Głównym zmartwieniem jest to, że moja jedynaczka, wychowana w chaosie, nie ma zbyt dobrych wzorców życia rodzinnego. Co będzie z nią w przyszłości, czy dziewczyny z ZA w ogóle chcą założyć rodzinę? Jakoś mam wrażenie, że chłopak z ZA łatwiej sobie poradzi, zawsze znajdzie się kobieta, która zaopiekuje się małomównym informatykiem ;)
Czy ona da radę opiekować się rodziną , jesli nawet ją założy? Różni się od innych dzieci, nie jest zorganizowana, nie radzi sobie z czasem, z planowaniem ( przez to musiała przejść na nauczanie indywidualne) jest ufna i łatwowierna, łatwo ją wykorzystać. Intelektualnie poszła po linii męża, nauka idzie jej trudniej niż mi w jej wieku, potrzebne są korepetycje, więc nie wiem, jakie będą jej szanse w życiu.
Nie będzie miała żadnej bratniej duszy, kiedy nas zabraknie :( to chyba najgorsze moje zmartwienie. Jestem sama, i wiem jak jest ciężko, jak się nie ma rodziny, a jednak nie potrafiłam się przełamać. Jakoś tak dziwnie bałam się drugiej ciąży, że nie dałam jej rodzeństwa. Rodziny nie mamy prawie żadnej, oboje jedynacy, więc ona nie ma cioć i kuzynów. jedyna ciocia ma adhd i nie wyszła za mąż, nie ma dzieci i nie utrzymuje kontaktu z rodziną :( . Teraz, kiedy to wszystko zrozumiałam, usiłuję znaleźć doraźne rozwiązania, ale teraz to ja mam 47 lat… już nawet in vitro bym zrobiła, by dać jej rodzeństwo , ale chyba za późno :( Kiedyś zostanie sama i prześladują mnie myśli, że nie da rady, że ktoś ją skrzywdzi, że będzie samotna, że nie będzie miał kto jej pomóc, wesprzeć, pokierować w razie potrzeby, że będzie je trudniej niż innym Aspie, które mają przynajmniej rodzeństwo i większe rodziny … Brak mi pomysłów, jak ją zabezpieczyć na przyszłość...