maryjane28
27.02.21, 12:49
Witam. Bardzo długo się zbierałem z napisaniem tego tematu ale w końcu musiałem. Mam 27 lat w tym roku skończę 28. W wieku 12 lat zdiagnozowano u mnie Zespół Aspergera która jak to się mówi jest "szczyptą" autyzmu. Wtedy zaczęła się długoletnia walka stawanie na rzęsach rodziców, cały szereg terapii i wszystkiego co w tamtych czasach było możliwe. Oj... naprawdę było ciężko. Nie będę się o tym tutaj rozpisywał bo to temat na inny wątek. Dzisiaj na szczęście dzięki zajebistej determinacji rodziny szczególnie mamy oraz i mojej własnej prowadzę w miarę szczęśliwe życie za granicą i nie mam powodów do narzekania przynajmniej jeśli chodzi o finanse. O ogólne funkcjonowanie między ludźmi (praca itp) też już nie.
Niestety jedno mnie gryzie....czy takie osoby jak my naprawdę nie mają szans na zbudowanie trwałej relacji z dziewczyną? (Również Asp odpada definitywnie bo to jest po prostu niebezpieczne nie wspominając już i genetyce co też nie jest tematem na ten wątek). Czytam bardzo wiele w necie na temat tej materii i delikatnie mówiąc wypowiedzi dziewczyn/żon Aspich lukrem nie ociekają. Notorycznie idzie dostrzec wpisy w stylu żeby od nas jak najdalej uciekać, że życie z nami to koszmar, że my po prostu się nie nadajemy/nie jesteśmy w stanie być partnerami... Że owszem pomoc specjalistów pomoże niemało jednak pewnych rzeczy nigdy nie zrozumiemy bo nasze ograniczenia nam na to zwyczajnie nie pozwolą i żeby kobieta naprawdę się poważnie zastanowiła czy da sobie z tym rade psychicznie.
Przez te wszystkie lata od diagnozy dużo się wydarzyło wyzwanie goniło wyzwanie....jak podrosłem były i epizody miłosne z dziewczynami bez Asp. Żaden ze związków długo nie przetrwał ale zawsze. Również od jednej się nasłuchałem po kilku miesiącach, że powinienem sobie znaleźć też autystke bo ona inaczej tego nie widzi....ale no nie. Nigdy tego nie zrobię. Ponownie odeśle do genetyki. I tak. Marzę o potomstwie w opór. I nie daje głowy, że jeżeli dziecko się urodzi też z tym obciążeniem to nie będzie to dla mnie nie do przeskoczenia...może jak najbardziej być.
A teraz co?...30 lada moment będzie na liczniku więc nastał najwyższy czas żeby się za siebie wziąć i na stały związek....i tu pytanie do was. Czy naprawdę przez coś na co fizycznie nie mieliśmy wpływu/co nie jest nasza winą - bo to jest problem wrodzony a nie nabyty - spisywać nas na straty? Tym bardziej jak stale korzystamy z pomocy specjalistów? Dodam tylko, że ludzie z ZA mają zazwyczaj wielkie serce i są cudownymi przyjaciółmi. Znam to z autopsji :). A, że takie wyzwanie stanowi dla nas przejęcie funkcji partnera a później męża i ojca? Tak.... właśnie dlatego potrzebujemy dobrego przewodnika...
Co myślicie?