m.maska
27.02.21, 17:14
Dzisiaj zabiorę Was w podróż po północnej Italii, którą odbyłyśmy w dniach 05. - 15.09. 2019 roku. I chociaż wciąż jeszcze pozostają niedokończone podróże z 2013, gdzie utknęłam w Antwerpii i z 2014, przerwana na najwyższym piętrze Pałacu Dożów w Wenecji, to jednak chcę powrócić do tej ostatniej naszej podróży-wycieczki jaką udało nam się zrealizować jeszcze w czasach "normalności".
To nie tak miało być, miałyśmy całkowicie rozplanowaną podróż na czerwiec, wszystkie rezerwacje i kupione bilety na samolot aż tu nagle AL złamała palec, tydzień przed wylotem – gdybyśmy wybierały się na wakacje, na plażę, z tą ręką zapakowaną do łokcia w gips, można by od biedy polecieć, ale podróż podczas której obie ręce są niezbędne, była niemożliwa.
Brakowało nam takiej wycieczki – toteż zaczęłyśmy planować trasę na wrzesień. Właściwie to niemal wszystkie trasy, które do tej pory odbyłyśmy, miałam już od zawsze jakoś pookładane – mniej więcej, wiedziałam co chcę zobaczyć, bo przecież to ja mam czas żeby to wszystko przygotować, oczywiście konsultujemy to ze sobą, np. AL podczas planowanej podróży po Kastylii wypatrzyła Ponferradę i trzeba było tak nagiąć program zwiedzania, żeby ta Ponferrada się tam znalazła – najczęściej jedno kosztem czegoś innego. Czas nie jest z gumy, obojętnie ile czasu miałybyśmy, zawsze jest go za mało na wszystko.
Tę podróż do Włoch, ja rozpoczęłam dzień wcześniej. Wieczorem podesłałam AL zdjęcie samochodu, którym jechałam, żeby wiedziała czego oczekiwać kiedy podjadę po nią pod dworzec we Freilassingu.
Gdybym chciała jechać bez przerwy do pierwszej miejscowości naszej wspólnej podróży, musiałabym przejechać ponad 800km, dlatego postanowiłam zrobić przerwę w Memmingen i rano pojechać po AL do Freilassingu.