Dodaj do ulubionych

Zazen i dogmaty w Buddyźmie?

29.11.14, 04:11

Czy doświadczenie w buddyźmie ma pojawić się w wyniku n.p.zazen?
A czy podczas zazen powinniśmy wierzyć w to że coś się wydarzy czy po prostu obserwować co dzieje się w umyśle i w wyniku tych doświadczeń wyciągać wnioski?
I czy w buddyźmie są jakieś dogmaty?
Obserwuj wątek
    • mujo Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 09.12.14, 22:57
      Nie ma tu żadnego "n.p." bo to jedyna usystematyzowana możliwość choć nie wykluczam absolutnie spontanicznego wglądu w pewnych okolicznościach. Tzw. "wiara" jest potrzebna o tyle że dzięki przekonaniu po prostu siedzisz i jesteś uważny. Jak bez pewnego przekonania co do oczekiwanych efektów (czyli owej niepokojąco brzmiącej "wiary") miałbys robic coś tak jałowego jak nieruchome siedzenie beż żadnego główkowania w czasie w którym mógłbyś zarobić kilka złotych albo podszlifować angielski lub po prostu (i najczęściej) pospać jeszcze pół godzinki? Przypuszczam jednak że równie dobrze zadziałałoby np. płacenie za shikantaza od godziny bezrobotnym albo - co realniejsze - w nagrodę wcześniejsze zwolnienie z więzienia skazanych. Ci dopiero by mieli czas i motywację czyli "silną wiarę". Efekt można nazwać "wyciąganiem wniosków" ale chyba lepsze jest zwykłe "uświadomienie sobie oczywistości "
      • byclogicznym Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 12.12.14, 17:09
        mujo napisał:

        > Nie ma tu żadnego "n.p." bo to jedyna usystematyzowana możliwość choć nie wyklu
        > czam absolutnie spontanicznego wglądu w pewnych okolicznościach. Tzw. "wiara" j
        > est potrzebna o tyle że dzięki przekonaniu po prostu siedzisz i jesteś uważny.
        > Jak bez pewnego przekonania co do oczekiwanych efektów (czyli owej niepokojąco
        > brzmiącej "wiary") miałbys robic coś tak jałowego jak nieruchome siedzenie beż
        > żadnego główkowania w czasie w którym mógłbyś zarobić kilka złotych albo podsz
        > lifować angielski lub po prostu (i najczęściej) pospać jeszcze pół godzinki? Pr
        > zypuszczam jednak że równie dobrze zadziałałoby np. płacenie za shikantaza od g
        > odziny bezrobotnym albo - co realniejsze - w nagrodę wcześniejsze zwolnienie z
        > więzienia skazanych. Ci dopiero by mieli czas i motywację czyli "silną wiarę".
        > Efekt można nazwać "wyciąganiem wniosków" ale chyba lepsze jest zwykłe "uświado
        > mienie sobie oczywistości "


        Próby mojego zazen pokazują mi coś innego.Potrafię siedzieć bez pewnego przekonania co do oczekiwanych efektów,po prostu obserwować to co jest.Z tego co zrozumiałem zazen to właśnie nie mam oczekiwać efektów tylko starać się być uważnym i tak robię.Czy jeżeli zacząłbym oczekiwać pewnych efektów to czy nie paczyłbym zazen i wykonywałbym go nieprawidłowo?Po prostu pozwalam aby spokój/relaks wypływał z głębi mojej świadomości,ze spokojem obserwuje co się dzieje nie nastawiając się na nic a on po prostu wypływa,później pojawiają się jeszcze różnego rodzaju napięcia które się nasilają ale wtedy przerywam.Jednak unikam przekonania co do tego że coś konkretnego ma się wydarzyć i wtedy właśnie coś się wydarza/ujawnia tylko ze nie ma tam żadnych wyobrażeń/żadnego przekonania co do efektów.
        • nland Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 13.12.14, 08:59
          Jeśli rzeczywiście chcesz być logicznym, to pamiętaj o tym, że posługiwanie się terminem "zazen" ma sens tylko wtedy, kiedy akt siedzenia w ten sposób nazywany, dokonuje się w specyficznym kontekście rytualnym zen soto. Zatem, jeśli "siedzisz" u siebie w domu, w zaciszu swojego pokoju, nie należysz do stanu mnisiego, mowa o "zazen" jest zwyczajnie nielogiczna.
          • byclogicznym Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 14.12.14, 20:19
            nland napisał(a):

            > Jeśli rzeczywiście chcesz być logicznym, to pamiętaj o tym, że posługiwanie się
            > terminem "zazen" ma sens tylko wtedy, kiedy akt siedzenia w ten sposób nazywan
            > y, dokonuje się w specyficznym kontekście rytualnym zen soto. Zatem, jeśli "sie
            > dzisz" u siebie w domu, w zaciszu swojego pokoju, nie należysz do stanu mnisieg
            > o, mowa o "zazen" jest zwyczajnie nielogiczna.

            Nie rozumiem?Kontekst rytualny ma znaczenie dla "jakości " siedzenia czy dla używania nazwy zazen?Chyba musiałbyś rozwinąć swoją myśl.
        • mujo Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 14.12.14, 12:21
          OK, w takim razie zadam proste pytanie (powtarzam za kimś tutaj) : po co siedzisz?
          • nland Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 14.12.14, 18:52
            Nie jestem pewien do kogo właściwie skierowane jest to pytanie. Ale myślę, że jeśli ktoś powiedziałby mi, że na to pytanie nie ma odpowiedzi, to byłbym wtedy w pełni ukontentowany.
            • nland Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 14.12.14, 18:57
              Oczywiście, to z pewnością nie była by odpowiedź kogoś, kto wywodzi się z jakiegokolwiek kontekstu buddyjskiego. Ci zawsze mają jakąś racjonalizację, teleologię aktu "siedzenia".
            • mujo Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 14.12.14, 20:26
              To było oczywiście do byclogicznego bo ty przecież nie medytujesz.
              • nland Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 15.12.14, 07:44
                Hmm, mujo, raz "zazen", raz "shikantaza", teraz znowu słowo "medytować". Żebym to jak wiedział co Ty właściwie rozumiesz pisząc "medytujesz"? "Główkowałeś" może kiedyś nad kwestią etymologii słowa "medytacja"? Jeśli nie, to może warto zajrzeć do odpowiedniego słownika (sorry ale polski internet jest pod tym względem ubogi). Kto wie, może jeśli faktycznie sprecyzujesz o co Ci właściwie chodzi, kiedy piszesz to słowo, to może okaże się, że "medytuję"?
                • mujo Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 15.12.14, 13:09
                  W polszczyźnie używamy słowa "medytacja" na określenie wielu różnych technik. W naszym kontekście używa się tego określenia zamiennie z "shikantaza", "trening" czy "siedzenie". Wybacz jeśli nie będę dzielił semantycznego włosa na czworo skoro jest to jalowe. Ale znajdziesz godnego przeciwnika w koledze woxilo jak widzę.
                  • nland Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 15.12.14, 21:58
                    Zaliczanie ortopraksji soto zen, której elementem jest ?shikantaza? czy ?zazen?, do kategorii ?technik?, jest niczym innym jak wulgaryzowaniem sfery rytualnej tej buddyjskiej tradycji. Za takim przemianowaniem pojęć stoi oczywiście nic innego jak chęć zaadaptowania tych tradycyjnych religijnych rytuałów na potrzeby zachodniego rynku ?duchowości?, którym rządzi kompletnie odmienna matryca poznawcza. Podczas, gdy dzisiejszy konsument ?zazen? czy ?shikantaza? wyobraża sobie, że dzięki tym ?technikom? doświadczy jakiegoś rodzaju quasi-terapeutycznego ?uważnego wglądu? czy osiągnie jakiś mistyczny cel (np. ?oświecenie?) we wnętrzu swojego umysłu, pokonując wcześniej szereg etapów w tej swojej ?praktyce?, w tradycyjnym środowisku zen, akty te (?zazen?, ?shikantaza?) są ceremonialnym (ucieleśnionym) sposobem wyrażenia przebudzonej świadomości. Innymi słowy, mnich przyjmując ściśle określoną postawę cielesną, dzięki samemu temu aktowi, przeistacza się w samego Przebudzonego. Staje się ?naczyniem?, które przechowuje i wyraża buddyjską ?Dharmę?. Wyobrażanie sobie, że osoba świecka może, ot tak sobie, praktykować ?zazen?, jest niczym innym, jak formą samooszukiwania się. Co oczywiście nie znaczy, że w tym ostatnim nie można stać się prawdziwym mistrzem...
                    • zoliborski_goral Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 16.12.14, 20:42
                      Widać że mało wiesz. Literki w necie które tak cię fascynują to tylko ten wskazujący palec ale to jeszcze nie jest wiedza.
                      • mujo Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 17.12.14, 17:16
                        Ano właśnie.
                    • jacek_x Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 18.12.14, 03:43
                      Literki też bywają ważne, zwłaszcza w procesie komunikowania się przy pomocy pisma.
                      Ważne też jest aby niektóre słowa rozumiec jednakowo.
                      ZAZEN (jap. ?? medytacja zen na siedząco, ? podstawowa w zen forma medytacji wykonywana w pozycji siedzącej z nogami skrzyżowanymi. Głównym elementem zazen jest siedzenie w poprawnej pozycji, oddychanie i brak przywiązania do myślenia.
                      ORTOPRAKSJA - (z greckiego ????-?????) właściwe działanie.
                      Co zatem chciał przekazać Nland?
                      "Zaliczanie właściwego działania ("ortopraksji") soto zen, którego elementem jest (...)zazen, do kategorii technik, jest niczym innym jak wulgaryzowaniem sfery rytualnej tej buddyjskiej tradycji."- pisze Nland.
                      Czyli rozumiem, że zaliczanie Osmiorakiej Ścieżki, czyli konkretnie slusznego poglądu polegającego na m.in. zrozumieniu Czterech Szlachetnych Prawd, słusznego czynu - przestrzegać nakazu, by powstrzymywać się od odbierania życia, przestrzegać nakazu, by nie brać tego co nie dane, itd, itd, jest "wulgaryzowaniem sfery rytualnej". Dalej Nland ma trochę racji, aż wreszcie daje popis swojej poetyckiej wyobrażni:
                      Nland: "... Innymi słowy, mnich przyjmując ściśle określoną postawę cielesną, dzięki samemu temu aktowi, przeistacza się w samego Przebudzonego. Staje się "naczyniem", które przechowuje i wyraża buddyjską Dharmę. (...)"
                      Pytanie - czy ortopraksja Ośmiorakiej ścieżki i medytacja na siedząco jest tylko dla mnichów i dlaczego?
                      Na koniec Nland poucza: wyobrażanie sobie, że osoba świecka może, ot tak sobie, praktykować medytację na siedząco ( w org.zazen ), jest niczym innym, jak formą samooszukiwania się.
                      To ostatnie zdanie zdumiewa jeszcze bardziej niż poprzednie.



                      • nland Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 19.12.14, 08:59
                        Jacek, przede wszystkim, to co ludzie współcześni zwykli nazywać „buddyzmem” nie jest i nigdy nie było zjawiskiem jednorodnym. Dlatego próby wnioskowania na podstawie zestawiania ze sobą sfery liturgicznej/ortopraksji chan/zen z wydestylowanymi z literatury palijskiej „rdzennymi” naukami w rodzaju ośmiorakiej ścieżki czy 4 prawd, są przedsięwzięciem karkołomnym i obawiam się do niczego sensownego nie prowadzącym. W literaturze zen/chan praktycznie nie słyszy się np. o tym, co inni dzisiejsi „buddyści” sympatyzujący z therawadą uważaliby za podstawę ich ideologii, czyli właśnie o owych 4 prawdach, 8 ścieżce, itd. Jeśli więc jest jakiś pewny punkt wspólny pomiędzy tymi heterogenicznymi nurtami w obrębie wielowiekowej i obejmującej ogromne przestrzenie geograficznej i kulturowe, tradycji buddyjskiej, to tym czymś najpewniej jest mityczna postać Protagonisty, czyli niejakiego „Buddy”.

                        Poza tym, odnośnie tego dlaczego akt „medytacji” jest (a raczej był) zarezerwowany tylko dla mnichów i co to ma wspólnego z wulgaryzacją sfery liturgicznej („technicyzowaniem” tejże przez ludzi świeckich). Podstawą tutaj jest oczywiście to, że „medytacja” w „buddyzmach” przednowożytnych była domeną należącą TYLKO i WYŁĄCZNIE do mnichów i to niewielkiej części z ich populacji. Przy nadarzającej się okazji przeczytaj sobie o największym nieporozumieniu współczesnego buddyzmu oraz zajrzyj do linkowanego w tym artykule tekstu o historycznym kontekście, z którego wyłonił się dzisiejszy masowy, ogólnoświatowy ruch medytacji – mam nadzieję, że ta lektura pomoże Ci w jakiś sposób zrozumieć dlaczego twierdzę, że traktowanie medytacji jako „techniki” jest przejawem wulgaryzowania religijnej tradycji zwanej dzisiaj dla uproszczenia „buddyzmem”.
                        • terra_cognita Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 19.12.14, 11:44
                          Jakie "tylko dla mnichów". Wimalakirti, mówi ci to coś?
                          • nland Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 19.12.14, 13:25
                            Terra, głos Wimalakirtiego oraz innych podobnych „świeckich” postaci - pamiętajmy przy tym, że starożytna „świeckość” nie była „świeckością” w naszym współczesnym znaczeniu - jest rodzajem figury retorycznej twórców literatury buddyjskiej, która miał przełamać monopol postaci „arhanta” i na jego miejsce ulokować postać „bodhisattwy”, a co za tym idzie, przesunąć akcent z pozaświatowej „nirwany”, jako synonimu buddyjskiego zbawienia, na koncepcję „bodhi” czyli na przebudzenie, rozumiane jako forma zbawczej afirmacji doczesności („samsary”) i jej rzekomej zbieżności z pozaświatową „nirwaną”.

                            Jakkolwiek przełomowe byłyby efekty tej doktrynalnej ekwilibrystyki, nie zmienia to faktu, że czy to w nurcie mahajanistycznym czy therawadyjskim, w czasach przenowożytnych, czyli mniej więcej do połowy XIX w. „medytacją” zajmowała się tylko nieliczna garstka wyświeconej mnisiej sanghi, nie wspominając o tym, że przeważająca część sanghi uważała, że „medytacja” jest zwyczajnie stratą czasu, ponieważ „Dharma” weszła w cykl schyłkowy i tylko pojawienie się kolejnego wcielenia „Buddy” może ponownie nadać „Dharmie”, i co się z tym bezpośrednio wiąże, „medytacji” jej sprawczą moc.

                            A co dopiero mówić, biorąc pod uwagę ten „schyłkowy” cykl, o ludziach świeckich i możliwości kultywowania przez nich „medytacji”. Na szczęście jednak - o czym dowiedziałbyś się czytając polecany przeze mnie artykuł - na tereny Birmy, pod koniec XIX w. wkroczyła armia królowej Wiktorii i historia poszła w ruch. Stąd też, ta nasza dzisiejsza wymiana zdań odnośnie „medytacji”. Bez inwazji kolonialnych i innych przeobrażeń w obrębie kultury zachodniej nikt nie mówiłby dzisiaj o „medytacji”. Dla każdego, kto zadał sobie trud przestudiowania tej historii nakładania się na siebie idei wskutek czynników społecznych, ekonomicznych i politycznych, przygodność śnionej dzisiaj przez świeckie masy fantazji o „buddyjskiej medytacji”, będzie oczywistą oczywistością.
                        • jacek_x Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 21.12.14, 00:13
                          Nland
                          W polecanym przez Ciebie eseju znalazłem link do kolejnego, a w nim nastepujace zdanie.
                          Erik Braun- "Medytacja en masse."
                          "(...) Sposoby rozumienia medytacji odzwierciedlają potrzeby, nadzieje i lęki praktykujących ją ludzi w zależności od czasu i miejsca. Dzisiaj medytacja prosperuje w sposób dalece odbiegający od jej zastosowań na birmańskiej scenie gdzie około sto lat temu została początkowo uformowana. Przykładowo, nacisk kładziony w Ameryce na uważność (sati), rozumianą jako czysta uwaga, jest sięganiem w szczególności do tradycji Mingun'a Sayadaw'a, lecz tendencja ta jednocześnie sygnalizuje wyraźnie zachodnią sekularyzację praktyki, która skłania się ku modelowi terapeutycznemu. Tak zeświecczona forma medytacji odnalazła bogate źródło inspiracji oraz nowe sposoby formułowania szczególnie na płaszczyźnie interakcji z psychologią."
                          Jeżeli tak rozumieć zdanie o "wulgaryzowaniu religijnej tradycji zwanej dzisiaj dla uproszczenia „buddyzmem”, to można się z tym zgodzić.
                          PS.
                          Ja osobiście konsumując porcję fasolki po bretońsku nie uważam siebie z tego powodu za Bretończyka. Podobnie testując na sobie technikę pochodzacą z Birmy nie stałem się przez to Birmańczykiem, a słuchając dzięki internetowi uwag i opinii Dalaj Lamy dotyczących poruszanego tematu nie zmieniłem się w tybetańskiego mnicha, niemniej jednak uważam w.w. medytację za bardzo dobrą formę spędzenia części wolnego czasu, przynoszącą zdumiewająco pozytywny wpływ na moją "psyche", samopoczucie, czy jak to nazwać.
                          • nland Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 21.12.14, 10:03
                            Najatrakcyjniejszy produkt eksportowy, jaki obecnie Birma ma do zaoferowania globalnej wiosce – medytację z logo „vipassana” - nie tyle wulgaryzuje „medytację” w wyniku jej dzisiejszego spsychologizowania co, jak miałeś się okazję przekonać czytając artykuł Brauna, ona została już zwulgaryzowana sto lat temu w samej Birmie, do czego bezpośrednio przyczyniła się brytyjska ekspansja kolonialna. Gdyby nie ten determinizm historyczny, który przyczynił się do zapaści birmańskiej struktury społecznej, a co za tym idzie, do „przewrotu kopernikańskiego” w ich tradycyjnej dharmicznej kosmologii, tamtejszy laikat nie miałby nic wspólnego z medytowaniem, a co za tym idzie, Ty dzisiaj nie konsumowałbyś produktu z logo „vipassana”.

                            Co więcej, kto wie, gdyby nie ci chciwi imperialiści angielscy, zamiast dzisiaj zawracać sobie głowę „medytacją” w swoim czasie wolnym, to powiedzmy, uciąłbyś sobie zwyczajnie, jak to prawdopodobnie mieli w zwyczaju twoi dziadowie i ojcowie, smaczną popołudniową drzemkę tudzież przy nadarzającej się okazji pospałbyś sobie rankiem z deka dłużej, a wszystko to miałaby „zdumiewająco pozytywny wpływ na twoją >>psyche<<, samopoczucie, czy jak to nazwać”.
                            • terra_cognita Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 21.12.14, 18:46
                              Stary, po prostu wykonaj konkretną technikę, całkowicie bezklasowo, niezdeterminowany dialektyką historyczną i wypowiadaj się po jakimś czasie na podstawie doświadczenia a nie marksistowskich dyrdymałków.
                              • nland Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 21.12.14, 19:51
                                Co Terra, trochę współzależności historycznych się pojawia i nagle okazuje się, że z twojego dmuchanego fetysza „techniki shikantaza” PO PROSTU zaczyna uchodzić powietrze. Dlatego ci tak ta moja „dialektyka” zawadza, prawda? Zbyt was dobrze znam pożal się boże „krypto-buddyści”, żebym tym wielce przewidywalnym nerwowym i całkowicie wyzbytym z sensownych argumentów reagowaniem, był w jakikolwiek sposób zaskoczony. Żebyś ty przynajmniej potrafił – nie mając w tej dyskusji faktycznie niczego nowego do powiedzenia - podążyć za głosem takiego podobnego ci współczesnego wielbiciela Dogena, jak Brad Warner, który jedną ze swoich książek zatytułował „Sit Down and Shut Up”. Ale najwidoczniej twoja „technika” funta kłaków warta, bo gdyby coś faktycznie była warta, to już dawno byś PO PROSTU siedział i milczał, a tak odszczekujsz za każdym razem jak napiszę coś co zaburza twoją „comfort zone”.
                            • jacek_x Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 21.12.14, 21:09
                              Idąc dalej Twoim tokiem rozumowania można powiedzieć, że zamiast zajmować się historią religii, można zajmować się fizyką teoretyczną lub antropologią, przecież to wszystko jedno, bo zarówno w jednej jak i drugiej dziedzinie zajmujemy sie gromadzeniem i systematyzowaniem zdobywanej informacji.
                              Jeżeli medytacja, która jest ćwiczeniem i pewnego rodzaju wysiłkiem nie różni sie niczym od zwykłej drzemki, to po co zatem studiować historię? Czyż nie lepiej się przespać?
                              Dziś rano spostrzegłem człowieka (młodego mężczyznę), który ubrany w dres biegał sobie po parku. Można było go zapytać parafrazujac Nlanda: dlaczego tak biegasz, męczysz się i nadwyrężasz stawy kolanowe? Czyż nie wiesz o tym, że twoi dziadowie i ojcowie biegali tylko wtedy, gdy im się gdzieś spieszyło? Dawniej w wolnym czasie dziadek szedł do tawerny, pubu lub karczmy i kazał sobie nalać setkę, potem drugą i wracał do domu szczęśliwy, a babcia w tym czasie w kościółku odmawiała sobie różaniec. Poza tym bieganie takie zarezerwowane było dla poważnych atletów należących do klubu sportowego!
                              Jaka jest zatem różnica pomiędzy medytacją a drzemką? Moi zdaniem poprawnie wykonywana medytacja przez pewien okres czasu prowadzi między innymi do wyzwolenia się medytujacego z tyranii słowa. Drzemka to chwila odpoczynku, ma czasem podobny efekt relaksujacy, ale to w sumie wszystkie zalety drzemki.
                              Na czym polega "wyzwolenie sie z tyranii słowa"? Należałoby oczywiście wcześniej ustalić co to sformułowanie w praktyce oznacza. Może na początek obejrzymy sobie ten krótki filmik:
                              www.youtube.com/watch?v=W1BTlmz8W_g


                              • nland Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 23.12.14, 20:56
                                Jacek, problem ze sloganami w rodzaju „wyzwolenie się z tyranii słowa” jest taki, że bardzo często stają się one bronią obosieczną. Moim zdaniem, slogan ten w najlepszym przypadku można rozumieć jedynie w sensie psychologicznym, mianowicie, jeśli „słowo” traktować jako synonim „myśli”, to każdy niejednokrotnie doświadczył dyskomfortu i napięcia (lęku, nerwowości) jaką produkuje natłok myśli w pewnych „stresujących” dla nas sytuacjach, sytuacjach które dla większości innych osób byłyby czymś zupełnie neutralnym. Wtedy, owszem, można w OSTATECZNOŚCI mówić o „tyranii” słów czy myśli.

                                Bardzo często jednak, slogan którym się posłużyłeś prowadzi do daleko zakrojonej sterylizacji w obrębie życia mentalnego na skalę wręcz masową; prowadzi do wyjałowienia emocjonalnego, intelektualnego, wreszcie politycznego, ludzi, którzy z przyczyn całkowicie od siebie niezależnych, że tak powiem przyczyn „strukturalnych”, w stanie zrozumiałego zdezorientowania, chwytają się np. „medytacji” i niejako rykoszetem, chcąc się TYLKO uspokoić, ulegają antyintelektualnym ideologiom, do jakich moim zdaniem należy współczesny „buddyzm”, który tak sprawnie współdziała dzisiaj, w tej nie-uważnej zmowie, z globalnym turbokapitalizmem.

                                Zatem, ostatecznym efektem takiego zdesperowanego podążania za nadzieją na „wyzwolenie się z tyranii słowa”, jest wyzbycie się swojego krytycznego myślenia, a co za tym idzie, np. niemożność skutecznego, zbiorowego buntowania się w imię sprawiedliwości społecznej, przeciwko tej dzisiejszej „tyranii” systemowej, która jest, jak śmiem twierdzić, dla ogromnej masy osób pierwotną, nieuświadomioną przyczyną ich zainteresowania „medytacją”. Jak to się może przekładać na poziomie praktycznym? Więcej na ten temat piszę tutaj.
                                • jacek_x Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 24.12.14, 02:43
                                  1. Nigdy nie byłem namawiany przez urzednika państwowego do jakiegokolwiek programu, czy to „terapia poznawcza oparta na uważności” (w skrócie MBCT), czy terapia behawioralno poznawcza (CBT), czy cokolwiek innego. Nie szukałem też żadnego Mistrza, który przekazałby mi jakąś tajemną wiedzę. Buddyzm traktuję jako hobby, ciekawi mnie co takiego ma taka lub inna szkoła do zaoferowania.
                                  2. "Antyintelektualna ideologia" być może wynika z tego, że 2500 lat temu Budda nie miał właściwie zbyt interesującej oferty. Jedynie co mógł poczytać to Wedy- święte księgi hinduizmu, najstarszej grupy religijnych tekstów sanskryckich, które stanowiły całość ówczesnej wiedzy człowieka o świecie ludzi i bogów i których redakcję zakończono przed drugą połową VI w. p.n.e. Budda nie interesował się studiowaniem Wed, ani praktykowaniem rytuałów.
                                  Zdaniem ówczesnych intelektualistów (braminów) uchodził zapewne za nieuka, ateistę, osobnika "intelektualnie wyjałowionego".
                                  Bramini mieli swoją subiektywną rację, ale Budda po prostu interesowal się czymś innym niż oni.
                                  Przypuszczam, że gdyby Budda w XVI wieku spotkal w Augsburgu Marcina Lutra, to pewnie zapytałby: Cóż się tak wielebny Marcinie męczycie z przekładem tych wszystkich tekstów na język swoich rodaków. Czy w oryginale, czy po waszemu, to i tak żadnej prawdy o sobie ci wszyscy Twoi parafianie w ten sposób nie zrozumieją. Są jak ci lunatycy na filmiku powyżej zamieszczonym. Zresztą już niedługo Twoi słuchacze SŁOWA o Bogu Miłości zaczną sie nawzajem tłuc i mordować przez lat trzydzieści.
                                  3. Wszyscy kochają Polskę.
                                  Wyjałowienie polityczne zapewne w najbliższym czasie nie grozi. Polityka pozostaje chyba największa pasją większosci Polaków.
                                  Z dyskusji pod artykułami medialnych "wodzirejów"( metafora tego pana z mikrofonem na powyzszym filmie) wynika, że prawie wszyscy kochają Polskę.
                                  Tylko, że jedni pozostają z Nią w powszechnymi wyborami zarejestrowanym związku partnerskim , a inni też by tak chcieli, ale muszą na razie zadowolić się miłością platoniczną. Niektórym sama romantyczna miłość wystarczy, ale wielu to ludzie praktyczni, co to także na Panny posag dają baczenie.
                                  Ci, którzy obecnie Pannę "bzykają" i z jej posagu wymierne korzyści wynoszą, nie chcą w Niej niczego zmieniać. Kochają Ją taką jaka jest.
                                  Drudzy zapowiadają, że o Pannę dużo lepiej zadbają, zmienią jej imydż i charakter, a w domu wprowadzą nowe porządki. Tylko czy posagu im na to wystarczy?
                                  • nland Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 24.12.14, 12:29
                                    Widzisz, w Polsce nie jest jeszcze tak „dobrze” jak w zamożnej Wielkiej Brytanii, gdzie często zdarza się, że to sam „urzędnik państwowy” namawia tamtejszych prekariuszy do uelastyczniania swojego zasobu, jakim jest ich praca, właśnie za pomocą medytacyjnych hybryd w rodzaju MBCT. Ale kto wie, może już niedługo i u nas znajdą się fundusze na taką psychomanipulację. A sprawa jest warta świeczki, bo jak każdy wie, „elastyczny” pracownik przekłada się na konkurencyjne, bo pomniejszone, koszty pracy, a przecież nasza ojczyzna w tym względzie jest chyba czołową europejską gospodarką...

                                    Póki co jednak, nie trzeba wcale urzędników państwowych, żeby skutecznie przekonać chcących podnieść swoją wydajność pracowniczą do sięgnięcia po „medytację”. Wystarczy tylko, że „się o tym mówi”. Mówią o tym dyżurni pop-psychologowie „eksperci” piszący stałe kolumny do kolorowych pism skierowanych do nowego polskiego mieszczaństwa walczącego dzielnie o swoją pracę z konkurencją ze strony, powiedzmy, nowego indyjskiego mieszczaństwa. Mówią o tym znajomi i znajome. Presji niby nie ma ale, podobnie jak z takim bieganiem, przychodzi taki moment, kiedy zwyczajnie nie wypada nie zacząć przygotowywać się do tego, choćby, pół-maratonu.

                                    Podobnie jest z „medytacją”, presji niby nie ma, ale … dla wielu przychodzi taki moment, kiedy z powodu tego zawrotnego tempa dzisiejszego życia zamęt w głowie staje się taki, że się w końcu jednak „siada” i próbuje pacyfikować tego swojego wewnętrznego „tyrana słowa”. I tutaj pojawia się moment, kiedy ulega się antyintelektualnej ideologii, którą jest współczesny „buddyzm”, którego niechęć, a często wręcz jawna wrogość, wobec wszelkiemu „intelektualizowaniu” - wbrew temu co twierdzisz - ma nie wiele wspólnego z 2500 latami trwania buddyjskiej „Dharmy”. Ten pop-buddyzm, o którym „się mówi”, jest przysłowiowym opium dla dzisiejszego sprekaryzowanego ludu. Jest dodatkowym narzędziem kontroli nad masami dla destruktywnego neoliberalizmu, który od końca lat 70-tych stał się niepodzielnym ideologicznym hegemonem i potrzebuje spacyfikowanych i uległych umysłów, by nadal trwać u steru władzy. Tajemniczy pół-uśmiech rysujący się na przedstawieniach buddyjskiego Protagonisty, nie bez kozery stał się dzisiaj dopełnieniem ponowoczesnej ironii, która jak spekulacyjna energia napędzająca rynki finansowe, z dystansem i przymrużeniem traktuje kolejne marne ludzkie wcielenia.
                                    • jacek_x Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 25.12.14, 06:11
                                      "(...) Reporters: -Why are you running?
                                      -Are you doing it for the world peace? -Are you doing this for the homeless?
                                      -Are you running for the women's rights? -Why are you doing this?
                                      Forrest G. : -" I just felt like running."
                                      -
                                      • nland Re: Zazen i dogmaty w Buddyźmie? 25.12.14, 12:05
                                        Realna zmiana zaczyna się tylko wtedy, kiedy to co nienazwane zostaje w końcu nazwane. Bowiem tylko to co nazwane możliwe jest do uchwycenia przez ludzki umysł. Zatem cieszę się Jacek że budzisz się ze swojej drzemki i potrafisz już sam nazwać, a zatem uchwycić fakt, że „buddyzm to jest taki >>koń trojański<< plutokratów i oligarchów, który ma uspokoić wyzyskiwanych lemingów (klasa średnia) i proletariuszy, odwrócić ich uwagę od tego faktu i skierować ich zainteresowania na inne zajęcia niż działalność rewolucyjna”.
                                        • jacek_x Metamorfoza Narcyza. 25.12.14, 22:05
                                          Po przeczytaniu Twojej odpowiedzi przyszedł mi do głowy obraz hiszpańskiego malarza Salvadora Dali.
                                          "(...)*Narcissus* był młodość wielkiej piękności kto (który) kochał tylko siebie (samodzielnie) i złamał (naruszył) serca wielu wielbicieli. Bogowie ukarał (ukarany) on przez pozwalający jemu widzieć jego własne odbicie w zrzeszonym funduszu. On powalić (spadł; uległ urokowi; zaczął) w miłości z tym, ale odkrywany on nie mógłby obejmować to i umierał na unicestwienie.(...)"
                                          Tak przetlumaczył mi fragment tekstu z angielskiego na polski internetowy tłumacz (całość poniżej).
                                          www.tate.org.uk/art/artworks/dali-metamorphosis-of-narcissus-t02343
                                          Rozumiem, że rozpoznałeś wcześniej swoje własne odbicie, ale co z całą resztą zaczynającą się od dylematu Eligiusza Niewiadomskiego?

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka