kora3
08.03.14, 12:04
Wiadomo, ze liczby posiadanych przez kogoś dzieci się nie komentuje niepytanym.
No dobrze, a co w takiej sytuacji, gdy rodzice oraz kolejne dzieci sa na utrzymaniu czyimś?
Sytuacja wygląda tak: syn niebiednych, ale i nie jakichś b. bogatych ludzi ożenił się w wieku 21 lat będąc studentem dziennym. Z dziewczyną także dziennie studiującą.
Choć nie pochodzą ze szczególnie religijnych rodzin, oboje młodzi są silnie zorientowani religijnie. To wymusza brak stosowania jakiejkolwiek antykoncepcji.
Niby jest to spawa młodych, ale poniekąd nie tylko, bo utrzymują ich rodzice młodego męża (u nich też mieszkają). po roku od ślubu na świat przyszły bliźnięta, ich ojciec nadal studiował, matka poszła na urlop dziekański. w tej chwili dzieci mają nieco ponad rok i ich mama jest w kolejnej ciąży.
Jej teściowie nie są zachwyceni tym faktem, bo uch syn nadal się uczy, ona studia na razie zawiesiła ze względu na dzieci i to rodzice chłopaka utrzymują praktycznie jego, jego zonę, dwoje dzieci, a teraz przyjdzie im utrzymywać trzecie.
No i na wieść o ciąży nie okazali entuzjazmu. Wspomnieli nawet, ze oczekiwaliby, że w tej sytuacji młodzi będą rozsądniej podchodzić do sprawy posiadania kolejnych dzieci, w każdym razie do czasu, az będą samodzielni (utrzymanie, mieszkanie).
Młodzi się oburzyli, może nie nawet z optyki SV, ale światopoglądowej, albowiem sa zdania, że żadna regulacja urodzeń (w tym dopuszczone przez KRK metody NPR) nie wchodzi u nich z racji przekonań w grę.
Rodzice młodego meza nic do przekonań nie mają. Jednoczesnie z racji tych przekonań będą zmuszeni utrzymywać rodzinę, która nie wiadomo do jakich rozmiarów się rozrośnie.
Są w sumie postawieni "pod ścianą", bo przecież nie wyrzucą syna, synowej i kolejnych wnucząt z domu i nie zerwa kontaktów.
Z niepokojem jednak myśla o postawie młodych wobec płodności ze względu na wydatki z tym związane, które spadają tylko na nich.
Z tego co mówią przedstawili swoje stanowisko taktownie, wspominając o tym, że dzieci to prawdziwe szczęście, ale szczęście, które wymaga nakładów także materialnych, na które ich ani młodych nie stać. Jak wspomniałam - młodzi się obrazili, co oczywiście nie przeszkadza im nadal mieszkać u rodziców i być przez nich utrzymywanymi.
Czy Waszym zdaniem można w opisanej sytuacji w ogóle poruszyć temat dzieci i ich liczby, czy też planowania, a jeśli to w jaki sposób by nie urazić młodych?