kocynder
08.06.21, 22:38
Byłam ostatnio na kursie, wysłana przez zakład pracy. Wysłano od nas trzy osoby, wszystkie zajmujące podobne stanowiska i mające podobne kompetencje, ogólnie brało udział ze dwadzieścia osób. Kurs był weekendowy, w piątek po południu przyjazd, niejako wprowadzenie, ogólny zarys ram kursu, w sobotę od rana zajęcia teoretyczne, przerwa na obiad, znów zajęcia, wieczór wolny, w niedzielę przed południem zajęcia praktyczne, po obiedzie egzamin, krótkie podsumowanie i pożegnanie.
Szkolenie było prowadzone ciekawie, dotyczyło aktualnych problemów w branży, prowadzący nie głupi, konkretny. Idealnie. Nie do końca, jak się okazało już po powrocie do macierzystych firm.
Problem wynikł z powodu sobotniego wieczoru. Otóż po zakończeniu zajęć teoretycznych, kolacji itp, kilka osób (w tym ja i jedna z moich "pracowych" koleżanek) spotkało się w pomieszczeniu ogólnodostępnym (powiedzmy: salonie). Rozmowy były luźne, ale obracały się głównie wokół spraw zawodowych, jako że szkolenie połączyło ludzi z różnych filii, różnych części kraju, i w większości się nie znających. Gdy do towarzystwa dołączył instruktor prowadzący - siłą rzeczy nadał "bieg" rozmowie, poszerzając niektóre kwestie poruszone na wykładzie itp. Oczywiście na egzaminie niedzielnym nie oczekiwał tej "wiedzy poszerzonej".
Tymczasem okazało się, że postąpił (uwaga) NIEUCZCIWIE. Bo już po powrocie okazało się, że w pewniej kwestii "wiedziałam lepiej" niż koleżanka, która też w tym kursie brała udział, ale wieczorem nie było jej w salonie. Fakt, że ta akurat kwestia nie stanowiła tematu szkolenia, a wynikła właśnie w owej sobotnio - wieczornej rozmowie, nie zmienił oceny koleżanki.
Pytanie: czy faktycznie instruktor postąpił nie w porządku? Czy (podkreślę: kwestia nie była tematem szkolenia, po prostu w swobodnej, towarzyskiej rozmowie wypowiedział się, jako osoba mająca wiedze i doświadczenie w tym temacie!) taka rozmowa jest naruszeniem sv? Czy też ja nie powinnam ujawniać posiadanej wiedzy, żeby nie "podkreślać" jej braku u koleżanki? Tu nadmienię, że sprawa nie miała żadnych konsekwencji służbowych, koleżanka nie podjęła żadnej błędnej decyzji - po prostu musiałaby sprawdzać, poszukać przepisów, a ja to miałam "na świeżo" w pamięci i po prostu zapytana w kwestii - odpowiedziałam zgodnie ze stanem faktycznym.