kaga9
05.11.21, 14:41
Cześć, Szanowni. Na fali wątków o pogrzebach i stypach... Zastanawiam się, jak należało się zachować w poniższej sytuacji.
Zmarła pewna pani, nie moja rodzina, ale postać, którą znałam właściwie całe życie. Osobiście kontaktów z nią nie utrzymywałam, natomiast córka tej pani przyjaźniła się z osobą z mojej bliskiej rodziny, stąd też zawsze, mimo braku tego osobistego kontaktu, byliśmy wszyscy jako tako poinformowani, co u kogo słychać itp. Wspomniana bliska mi osoba zmarła kilka miesięcy temu i od tamtej pory kilka razy zdarzyło mi się z ową przyjaciółką rozmawiać. Generalnie wszystko w tonie serdecznym, choć nie nadmiernie poufałym, bo aż takiej zażyłości między mną a paniami (nieboszczką i jej córką) nie było.
Kilka dni temu córka-przyjaciółka zadzwoniła, by poinformować mnie o śmierci mamy, terminie pogrzebu i zaprosić na konsolację. Podziękowałam, nie deklarując się, zaproszenie było sformułowane... hm, specyficznie: "jeśli nie pogardzisz, to zapraszam". W mojej najbliższej rodzinie takich spotkań się nie praktykuje, w ogóle raz w życiu tylko byłam, ale po namyśle uznałam, że pójdę. Po pogrzebie podeszłam złożyć kondolencje, chyba jakoś podświadomie oczekiwałam upewnienia/ potwierdzenia zaproszenia, tymczasem pani powiedziała "odezwę się do ciebie". "Dobrze" - odpowiedziałam i odeszłam skonfundowana.
Jak widzicie tę sytuację? Popełniłam błąd, nie określając się jasno podczas rozmowy telefonicznej? Czy może pani była tak zaaferowana pogrzebem, że sama nie pamiętała, kogo zaprosiła? Szczerze pisząc, poczułam się bardzo dziwnie. Myślę, że nawet wiem dlaczego: trochę musiałam samą siebie namawiać na tę stypę, bliscy zmarłej to grono nieszczególnie dobrze znanych mi osób i raczej czułabym się średnio komfortowo, ale uznałam, że skoro pani zaprasza, to potrzebuje ludzi wokół siebie. No więc byłam gotowa wyjść ze strefy komfortu i... dostałam pstryczka.
Z góry dziękuję za podzielenie się wrażeniami.