wodazcytryna
29.11.21, 16:02
Cześć,
chciałabym się upewnić czy nie przesadzam i nie biorę do siebie za bardzo wielu rzeczy...
Parę dni temu miała miejsce sytuacja, że będąc z partnerem, spotkaliśmy jego dobrego kolegę. Zostałam przedstawiona, przywitaliśmy się i... kompletnie zignorowana. Panowie pogrążyli się w rozmowie na wspólny temat, a ja byłam obok. O ile partner próbował jeszcze mnie w tę rozmowę wkręcić, to kolega całkowicie mnie zignorował i nawet nie uraczył mnie spojrzeniem w moją stronę. Gdy z kimś rozmawiam, zawsze patrzę nie tylko na rozmówcę, to ale także osobę towarzyszącą, jest to dla mnie naturalne i nie chcę żeby ktoś poczuł się olany. Na końcu ze strony mojego chłopaka padła propozycja wspólnego spotkania - czyli my + ten kolega z żoną. Kolega ochoczo przystał na tę propozycję, po czym zwrócił się do mojego partnera (bo jakby inaczej?) zaprasza jego (tak, jego, nie nas), jak będzie w jego okolicy to żeby dał znać i żeby wpadł (tak, znowu on). Gdy poszedł, chłopak ucieszony, że fajnie, trzeba się spotkać, to pojedziemy w odwiedziny do tego kolegi i jego żony, powiedziałam, że ja nigdzie się nie wybieram, bo tylko on został gdziekolwiek zaproszony i zaproszenie było skierowane wyłącznie do niego. Tak, niestety jestem wyczulona na tym punkcie... może za bardzo.
Rozumiem, męskie spotkanie, nie ma sprawy. Ale uważam, że takie zaproszenie mógł wystosować nie przy mnie lub w innej formie. Panowie pisali potem w tej sprawie - partner mi to pokazał i tam także było jasno skierowane zaproszenie wyłącznie do niego. Dla mnie sprawa jest oczywista. Partner uważa, że przesadzam i czepiam się głupot. Zaden termin nie został ustalony.
Może przesadzam, może nie. Raczej odczuwam przykrość. Wynika to z tego, że wielokrotnie byłam czy jestem pomijana i chciałabym w końcu gdzieś się z tym partnerem "pokazać" - a tak była parapetówka dla jednych kolegów, dla następnych kolegów, raz dla 2 koleżanek (bardziej niespodziewanie wpadły na 1,5h, ale to mnie najbardziej zabolało), była impreza urodzinowa kolegi, potem koleżanki z pracy itp - na żadnej z tych imprez nie byłam. Oczywiście nie pcham się nigdzie na siłę, a jemu też nie zabraniam nic, skoro to spotkania w znajomym gronie mającym wspólne tematy, więc moja racjonalna strona to rozumie i nie ma nic przeciwko. A ta druga emocjonalna... - przeżywam to, nic nie mówię, ale jest mi strasznie przykro. Ten "incydent" z kolegą opisanym to może dlatego aż tak "zabolał".