pi.asia
26.03.15, 19:42
Kochani, dawno nie pisałam nic o Badylu, bo to była pogoń za cieniem. Rumcajs codziennie wracał z pracy jeżdżąc w kółko po osiedlu z prędkością 10 km na godzinę i gapiąc się dookoła. Ja przeczesywałam osiedle na piechotę. I nic. Kamień w wodę.
Aż tu dzisiaj telefon, że "ten kotek z chorym oczkiem siedzi na ulicy Żareckiej, przed trzecim domkiem licząc od Żabki".
Rumcajs akurat był w hurtowni, jak tylko zrobił zakupy to podjechał we wskazane miejsce. Oczywiście kota już nie było, ale rozmawiał z właścicielem sąsiedniego domku. I dowiedział się, że kot pojawia się tam bardzo często, że siedzi pod jego samochodem, "a to oczko to myślałem, że ktoś mu patykiem wybił". Czyli Badyl! Żywy i cały! Facet tam nie mieszka, ma tylko pracownię, obiecał że złapie kota i zadzwoni. Powiedział "sam wiem, co bym przeżywał, gdyby mi mój zginął". A więc kociarz! Jest duża szansa że Badyla złapie bezstresowo a nie na wariata.
Oczywiście nie będziemy czekać, aż ktoś za nas zrobi całą robotę. Będzie nam łatwiej, bo nareszcie wiemy, gdzie Badyl ma swój teren. Niegłupio się urządził - stamtąd jest blisko do dwóch punktów karmienia i budek a naprzeciwko są zarośla, w których łatwo się schronić.
W sobotę idziemy się tam zasadzić na naszego rudzielca. Jak już wiemy że jest żywy i gdzie się pokazuje, to od razu inaczej będzie się polowało. Bo takie szukanie w ciemno bez choćby maleńkiego sukcesu wykańcza psychicznie i strasznie demotywuje. Trzymajcie kciuki!