kkjp
20.02.18, 13:04
A dokładnie uciekł przez niezamknięte przez mnie drzwi. Koczował pierwotnie na parkingu, pod samochodami ale za nic w świecie nie mogłam go zobaczyć a o wyciągnięciu nie było mowy. Intensywne poszukiwania dały tylko tyle, że właśnie raz mignął mi pod autem. Około godz. 2 gdy wołałam z okna "kici kici Bonifacy" pojawił się miaukając pod klatką. Niestety kiedy zeszłam, ponownie w panice uciekł. Idą mrozy a mnie pęknie serce...
Jeśli możecie napisać o podobnych, okropnych doświadczeniach i co zadziałało będę wdzięczna. Chętnie przeczytam.