dradam2
08.08.06, 20:57
Rzecz o matce ( o imieniu Java), 3 letniej czarnej, z bialym krawatem i jednej
bialej skarpetce, kotce. 3 letniej. I jej corce ( 2 letniej) , szarej, o
imieniu Minimi.
Minimi byla najmniejszym dziecieciem z tego , jedynego, zreszta, miotu. W
jezyku angielskim taki malec nazywa sie "runt".
Ale po kolei. Java znalazla sie w naszej rodzinie jako podarunek dla naszego
syna od jego narzeczonej , pielegniarki "weterynaryjnej" (taki zawod istnieje
w USA/Kanadzie).
Byla wtedy bezpanskim poczuconym, malenstwem w wieku (sadzac wedlug wielkosci)
okolo 6 tygodni. A wiec bardzo szukajacym opieki...
Choc nie powiem, Java szybko doroslala i juz w wieku 10-12 tygodni zlapala
swoja pierwsza myszke. Co prawda nie wiedziala za bardzo jak sie ta myszke
potem zjada.
Ale i ta wiedza przyszla z czasem i Java zabierala sie za coraz wieksza
zdobycz. Ostatnio jej to wiewiorki ziemne (Richardson's gophers) , a takze
male groliczki, nie wspominajac o szpakowatych ptaszkach. Jak ona te ptaszki
lapie to ja nie mam pojecia, bo nigdy tego nie widzielismy. Ale ze lapie
swiadcza dowody rzeczowe : martwe ptaki na naszym progu.
Walka z takimi duzymi ofiarami to trudna rzecz i ryzykowna. Pare miesiecy
temu Java przestala chodzic swobodnie i zaczela utykac na przednia lapke.
Wizyta u weterynarza wykazala, ze doznala ona ugryzienia w pasze ( od slowa
pacha) i rozwinelo sie zakazenie. Dostala wiec recepte na antybiotyk (
CLAVULIN) oraz na non-steroid antiinflamatory drug ( nie pamietam juz nazwy).
Niestety w trakcie transportu do weta zona nie uzyla naszej (transportowej)
klatki i Java wydostala sie z pudelka i ugryzla ja w twarz. Wywiazalo sie
zakazenie na twarzy zony. Ktore tez wymagalo leczenia...
Musze sie przyznac,ze ze strachem kladlem sie obok malzonki, wieczorem, do
lozka. Nigdy nie wiadomo, kto bedzie nastepny w kolejce.
Java swoja czworke dzieci miala wspolnie z jakims "wizytujacym" nasza okolice
dachowcem. Ktory sie przyplata w nasze okolice w poszukiwaniu panny.
Nie przewidzial jednak, ze jego wybranka, Java, ma trzech opiekonow.
Mianowicie nasza owczarke alzacka, Cyndi, naszego roti , Maxa i jego
przyjaciolke, z sasiedztwa o imieniu Maxina.
No wiec biedne kocisko, gnane hormonami, wyladowalo na czubku drzewa. Wokol
ktorego krazyly trzy psy. No i bardzo zdenerwowana Java, platajaca sie miedzy
psami i wyraznie dajaca do zrozumienia, ze "dajcie mi go tutaj zaraz, bo JA go
chce". W koncu jakos sprawy sie unormowaly i w efekcie Java, ktoregos
niedzielnego ranka urodzila, lezac na naszym lozku, miedzy moja Zona i mna,
swoja czworke. Przewidujac taka ewentualnosc polozylismy polozylismy pod
narzuta kawalek plastiku, ale jak sie okazalo,bylo to niepotrzebne. Bo
krwawienie bylo minimalne a i wod plodoeych bylo niewiele. Wszystko trwalo ze
trzy godziny i odbylo sie po cichutku... Podgladalismy po cichutku, bo nie
chcielismy mlodej mamusi peszyc.
Pozostale kotki, mniej wiecej w wieku 8 tygodni, poszly szukac swego szczescia
na farme i wiadomo nam, ze znalazly dobre miejsca. Farmerzy z przyjemnoscia
trzymaja koty, bo nikt nie lubi myszy. Ktore potrafia zniszczyc mase zbiorow,
juz nie wspominajac o rozprowadzaniu infekcji.
MInimi byla poczatkowo malenkim kotkiem, ale szybko rosla i obecnie jest
wieksza i ciezsza od mamusi. Jest rownie lowna. Obie potrafia "obsluzyc"
domostwa w promieniu chyba kilometra. Nierzadko wiec widac taki obrazek, ze na
progu sasiada lezy Java i wygrzewa sie do slonka. Podobnie Minimi.
Ostatnio Minimi wrocila syczac na swoj ogon. Cos ja bolal. Wiec znowu wizyta u
weta. Okazalo sie, ze miala dwa slady po wbitych zebach. i Oczywiscie
infekcje. I znowu antybiotyk i NSAID. Przy czym MInimi daje sie oszukac i
zjada tabletki leku, owiniete w kawaleczek wolowiny. Cezgo nie robila
Java,ktorej trzeba bylo podawac lekarstwa "doustnie", przy pomocy specjalnego
"urzadzenia".
Obie "pracujace" kobiety pracuja glownie w nocy. Wychodza do pracy kolo 10 tej
wieczor i wracaja jak popadnie. Szybciej jak jest zimniej. Rano wiec mozemy
znalezc ulozone na progu albo myszki ,albo ptaszki... Albo tylko watrobki (jak
wiadomo kot nie zjada watroby). Jak jest zimniej to kotki pracuja krocej. Przy
minus 20 stopni lowienie sie konczy i kotki tylko siedza i patrza przez okno
na zimowy krajobrac. Na te biedne pol metra sniegu, ktorego one nie znosza.
Jak bowiem mala kotka ma sie poruszac w takim sniegu ?
Tak w ogole to kotki nie maja wrogow. Psy, w okolicy naszego domu, nie
osmielaja sie zaatakowac, bo nasz Max na to nie pozwala. Jedyne
niebezpieczenstwo stanowia, gdyby sie koty od domu oddalily, kojoty. Ktore
uwielbiaja jesc koty ( co widac zwlaszcza w Vancouver, gdzie "miejska"
populacja kojotow wlasnie sie zywi miedzy innymi kotami). No i jastrzebie
stanowia ryzyko.
Ubikacje (WC) to maja w domu i nierzadko wracaja do niego tylko po to, aby
skorzystac z ich "klozetki". Spia - gdzie popadnie. Minimi dosc czesto sypia
albo w swoim koszyku, ale w ktorejs z umywalek. Lubia rowniez spac razem z
nami. Oczywiscie jak nie spi na naszym lozku nasz Max.
No i to tyle o pracujacych kobietach na kanadyjskich preriach.
Pozdrawiam
dradam 1/2