Forum Sport Tenis
ZMIEŃ
    Dodaj do ulubionych

    Gorący czas czerwonej ziemi i wielkiego sportu

    IP: *.dynamic.chello.pl 27.05.18, 11:37
    Czerwień to ogień, krew, dramat i miłość.
    Dramat The Reds, Salaha i Kariusa miał miejsce w wigilię RG w finale Ligi Mistrzów.
    Wszystko co się w tym finale wydarzyło, było równie kuriozalne, co dramatyczne.
    Trzeba mieć nadzieję, że nie był to ponury zwiastun otwarcia wielkich wydarzeń sportowych,
    jakie przed nami, a sól czerwonej ziemi będzie tylko mocną przyprawą doskonałej biesiady.
    Skoro o soli, próżno by szukać, kto jej nie zakosztował, praktycznie wszyscy, łącznie z Królem - Imperatorem.
    Czerwona mączka jest wyjątkowo wymagająca, tu nie ma lekko, łatwo i przyjemnie, to planeta dla twardzieli i tylko tacy mają coś więcej tu do powiedzenia i pokazania.
    Mięczaki i mimozy tenisowe są tu tylko statystami, albo wcale nie istnieją.
    Czerwona ziemia to planeta Rafaela Nadala, absolutna i niepodzielna. To jego historyczne królestwo, historia tenisa, o którą walczy i ciągle pisze. Jak długo jeszcze i jak się zakończy, tego nie wie nikt. Na ten moment jest wyłącznym faworytem.

    Inaczej sprawa ma się w damskim tenisie, gdzie nie ma zdecydowanej faworytki, ale jest spora grupa pretendentek, również tenisistek potencjalnie gotowych wygrać tego Szlema i tym warto się bliżej przyjrzeć. Zaryzykuję twierdzenie, że ani Halep, ani Switolina, lansowane przez tzw. znawców na czele z Wilanderem, trofeum nie wzniosą.
    Szczęściem widza i kibica, to nie Polsat obsługuje RG, więc nie groźne są koszmary w wydaniu bredzącego od rzeczy Dziada i ględzącej, nawiedzonej Baby, którymi katowali przez ostatnie tygodnie.
    Przynajmniej tu i teraz można poczuć normalność, co w polskiej rzeczywistości jest zjawiskiem wyjątkowym i niezmiernie rzadkim i żaden wypadek przy pracy w wydaniu Domańskiego nie będzie w stanie tego zniweczyć.
    Niech zatem na tej czerwonej ziemi dominuje ogień, miłość i najlepsi z najlepszych.

    Obserwuj wątek
      • Gość: Luka Re: Było i będzie gorąco IP: *.dynamic.chello.pl 04.06.18, 22:24
        Mało kto się spodziewał, że tak interesująco będzie od wczesnych rund, bo na papierze i pozornie, nie zanosiło się na gorące mecze w tej fazie. A takie były, zaskakujące i zadziwiające, w tym dużo pięciosetówek na świetnym poziomie.
        Takie rarytasy możliwe tylko w szlemie, bo nie w młócce ATP, tu nie ma nic pewnego, no może poza Rafą, chociaż i Król niekiedy orać musi.
        Wszystkie te ciekawe mecze, a było ich multum, to zasługa nie tylko znanych, ale też zupełnie nieznanych grajków, jak Cecinato , czy Marterer.
        Obaj z dziewiczym dorobkiem, pierwszy już zameldował się już w najlepszej ósemce WS, drugi po znakomitej, miejscami bardzo, albo i więcej niż wyrównanej walce z jedynym Faworytem, przegrał, ale zaprezentował się fantastycznie. Jak mało kto, zmusił Króla do wysiłku, zaimponował poziomem umiejętności i wszystkim, co wniósł na kort. To dwa nowe męskie odkrycia na czerwonej ziemi i trzecie mniejsze, nasz Hubercik.
        Główną atrakcją całej uwertury fazy przedfinałowej był wysyp pięciosetówek, w tym trzech fenomenalnych Zwerewa z Lajovicem, Dżumhurem i Chaczanowem, dwóch Chardy`ego, Goffina i Fogniniego, którego dzisiaj pierwszy raz było mi szkoda. Pokazał już nie pierwszy raz, wielką tenisową sztukę, nie porażając pioruńsko – diabelską wyobraźnią.
        Aż dziw, że forumowy ekspert i wieki fan tej szatańskiej mieszanki nie dał głosu, ani chybi, zaczadzony, zatracony, albo zapuszkowany.
        Ciekawych pojedynków było dużo więcej, ogląda się dobrze, fonii nie trzeba wyłączać, nawet jak zalatuje Polsatem.

        U pań też ciekawie, chociaż wisienkę z tortu sprzątnęła sprzed nosa Serena, zmuszona poddać mecz z Szarapową.
        Switolina wyleciała wcześniej, niż przypuszczałem, bo w trzeciej rundzie, Woźniacka w czwartej, Halep prezentuje się póki co bardzo dobrze, ale nie sądzę by wygrała, chociaż ma po temu kwalifikacje, pokazała to w AO. Jest też wielkim sportowcem i prawym człowiekiem, ale to i inne zasługi nie muszą wystarczyć. Po wycofaniu Sereny, wszystkim szanse rosną i dużo zależy komu i z kim przyjdzie się mierzyć.

        Poza jednym „męskim wyjątkiem”, tu wszystko jest otwarte i możliwe, miód i sól tenisa, taka jest uroda szlema.
        • Gość: Luka Re: Miód już był, może jeszcze skapnie IP: *.dynamic.chello.pl 06.06.18, 22:33
          Marko Cecchinato – 25 letni tenisista, który dotąd w szlemie nie wygrał żadnego meczu, absolutną rewelacją tegorocznego Rolanda Garrosa. W wielkim stylu dotarł do SF, pokonując po drodze m. In Goffina i po kapitalnym ćwierćfinałowym pojedynku Djokovica.
          To był miód i sól tenisa. Ma rację Stopa, twierdząc, że tak łatwo się 12 krotnego Zwycięzcy WS nie pokonuje. Bo nie było łatwo, ani lekko, ale dramatycznie i fenomenalnie. Zaskakująco duże umiejętności, siła mentalna, odwaga i wyobraźnia „człowieka znikąd”, jak o nim mówią również rodacy Włosi. Nawet jak już nic więcej tu nie ugra, dokonał wielkiego wyczynu, jawiąc się z niebytu, zawojował i zafascynował swoją grą, postawą i osobą cały tenisowy świat. Taka męska wersja bajki o Kopciuszku, może przekuć się w rzeczywistość tylko na Olimpiadach i Szlemach, za to je kochamy.
          French Open pewnie nieco mniej, między innymi za sprawą infrastrukturalnych mankamentów, organizacyjnych niedoróbek i po części, mało wybrednej, niedorobionej publiczności.
          Kolejnego dnia doświadczamy soli, nie dało się dograć planowanych QF męskich, tak zrządziła aura, więc znowu ważne mecze będą równolegle, z łaski i pod dyktando pogody.
          Cała nadzieja, że wypali chociaż jeden szlagier, bo jak dotąd, wszystkie zawiodły.
          Ale miód już był, może jeszcze skapnie.
          • Gość: Luka Re: Skapnie miód czy nie skapnie, oto jest pytanie IP: *.dynamic.chello.pl 07.06.18, 22:33
            Puszczając wodze wyobraźni, mógłby się nawet polać.
            Niesamowity Italiano w finale, który wygrywa, albo chociaż finał Cecchinato – Del Potro.
            Na Delpo praktycznie nikt nie zwraca uwagi, a On po cichutku, tak jak lubi, jest już w czwórce, ze stratą tylko dwóch setów.
            Tak naprawdę, największym szlagierem, byłby finał Cecchinato – Del Potro, bardzo mi się ten zestaw podoba !
            Mógłby zrekompensować dość przewidywalny wynik finału pań, który tylko cud może uratować i trzeba będzie to przeżyć jeszcze raz.
            • Gość: Luka Re: Bez miodu i po bożemu IP: *.dynamic.chello.pl 08.06.18, 22:49
              Pomarzyć zawsze można, ale po ziemi, trzeba stąpać twardo.
              W połówkach męskich szlagieru nie było, sensacyjny Bohater tego Szlema w finale nie zagości, ale poruty nie było. Były bardzo dobre i wyrównane dwa sety z Dominem, brakło doświadczenia, dozy szczęścia i na koniec kondycji. Włoch grał i walczył pięknie, tak zapisze się w historii tego Szlema i pamięci widzów.
              Rafa jak zwykle, z wyboistym początkiem, zgarnął swoje, w jednym dłuższym i dwóch krótkich.
              Zostały dwa finały i nadzieja, że będą to dobre mecze.

              Bardzo dobra wiadomość jest taka, że męski finał obsługiwać będzie Stopa i Sidor.
              Gorsza, że trudno liczyć na finał marzeń.
        • Gość: Luka Re: Finał wydarty siłą woli, charakteru, marzenia IP: *.dynamic.chello.pl 09.06.18, 22:35
          Taki sprezentowała sobie i widzom Simona Halep.
          Włożyła w ten finał katorżniczą pracę, ma w końcu upragniony tytuł WS.
          Wydarła go niesamowitą siłą charakteru i wolą walki o marzenie, które tyle razy było blisko i drogo ją kosztowało.
          Te koszty znała, czuła i wzięła w dużej mierze na siebie prawie cała widownia.
          Chyba nikt nie chciał uczestniczyć w kolejnym, czarnym rozdziale tej dramatycznej drogi.

          Mój sceptycyzm, przy ogromnej życzliwości i uznaniu dla Simony, podyktowany był głównie realną oceną poziomu sztuki tenisowej i brakiem wyróżniającego komponentu nadzwyczajności, dającego przewagę nad konkurencją.
          Doceniając wszystkie walory osobowości, nie doceniłem efektów pracowitości w sferze mentalnej i tej monstrualnej, drakońskiej waleczności, czyli halepowej nadzwyczajności.
          Z pozycji widza najbardziej obawiałem się zwykłego, ludzkiego dyskomfortu, w żadnym wypadku, nie posądzając Rumunki, że będzie łkać na ramieniu rywalki.
          Simona jest prawdziwym sportowcem, potrafi godnie znosić porażki, ale jest człowiekiem, jest naturalna, niezakłamana i w jakimś momencie jej cichy dramat przemówiłby bez słów.

          Wywalczając w heroiczny sposób, po ciężkich bojach, wymarzony, wymodlony tytuł WS na RG, Simona Halep przekroczyła swój Rubikon.

          Teraz pora na panów !
      • Gość: Luka Re:La Undecima Króla Ziemi IP: *.dynamic.chello.pl 11.06.18, 15:53
        Król Ziemi Rafael Nadal, jedenasty raz przypieczętował swoje panowanie na kortach RG w Paryżu.
        Wyczyn wielki, może jedyny taki w historii tenisa, a może będzie większy.
        W głowie Rafy już panoszy się myśl, że jedenastka nie brzmi wystarczająco dostojnie, aż się prosi, żeby co nieco dołożyć, by wybrzmiało okazalej. Jestem za !

        Jestem za, bo chcę oglądać tenis w mistrzowskim wydaniu, bo dobrze życzę tenisowi, a dobry tenis ma rację bytu tylko wtedy, gdy poprzeczka jest wysoko zawieszona.
        W tym finale, jak było do przewidzenia, poprzeczka tylko momentami wznoszona była na najwyższy poziom i głównie przez Jedynego Faworyta.
        Nawet nie zadziałało prawo Thiema, było – nie ma. Pretendent nie dostał szans.

        Dominik Thiem, ma niewątpliwie dużo atutów, świetny serwis, fh , bh, jest silny, szybki, wytrzymały i dobrze rusza się na mączce. To jeszcze za mało, by zostać mistrzem WS.
        Do tego tytułu trzeba dorosnąć, mentalnie i osobowościowo, a jemu daleko, jeśli w ogóle.
        Moim zdaniem dorósł już młody Zwerew, który w tym aspekcie i nie tylko, plasuje się kilka klas wyżej i to Jemu bliżej do zaszczytnego tytułu.
        Thiem to jeszcze chłoptaś, co myśli, że jak poprawi to i owo, to na Rafę i Szlema wystarczy, jak podskoczy, to zostanie Riosem, dłubie publicznie w nosie, nim wybrzmią ostatnie dźwięki hymnu. Nie ma błyskotliwego pomyślunku, mentalności mistrza, ani elementarnych kwalifikacji osobowościowych na wielki tytuł i póki co, trudno sobie wyobrazić, że to się zmieni, nawet przy pomocy Bresnika.
        • Gość: Wybitny Ekspert Re:La Undecima Króla Ziemi IP: 5.174.67.* 13.06.18, 11:29


          być może to co prawisz na temat Thiema jakieś podstawy ma, ale nie porównuj Zvereva który właściwie nawet serwisowo poza warunkami fizycznymi nie ma nic konkurencyjnego do Thiema, a "dojrzałość" w postaci Chunga sprzed szlema, jak i to co tu wyprawiał to rzecz godna tylko juniora. Thiem jednak tylko Nadala pokonał na mączce, a że nie daje rady na dystansie szlema, i że tak jak kiedyś z Federerem czy Nadalem do dzisiaj na cegle, musisz mieć mecz miesiąca żeby tą solidność i brak słabych punktów zwłaszcza w wymianach złamać, to insza inszość się kłania. Thiem najprawdopodobniej pozostanie "Kyrgiosem", tyle że z innym stylem gry dostosowanym na mączkę, będzie miał dni swoje i może turnieje i będzie w bardziej dewastującym stylu prezentował tenis klasy "Federera". nie będzie to ten dzień, wkradnie się coś tam i po zawodach. na swój sposób pozytywnie oceniam takie wahania ponieważ jestem przeciwny jeśli stabilność i zbyt poważna postawa o wynikach przesądza.

          • Gość: Luka Re: Prawo Thiema - było - nie ma IP: *.dynamic.chello.pl 13.06.18, 18:17
            Moja teza jest prosta. Umiejętności tenisowe same w sobie, nie są decydujące i nie muszą być wystarczające do wygrania szlema. W finale, niekiedy w fazie finalnej, decydują kwalifikacje osobowościowe, głównie charakterologiczne i mentalne.
            Potwierdza się to praktycznie we wszystkich szlemach.
            Przyjęty w tenisie taki, nie inny sposób punktowania, pomyślany był jako element wiodący i kompatybilny osobowości, balansujący szanse, także w przypadku ekstremalnych różnic, w tym wynikających z atutów, czy niedoskonałości warunków fizycznych zawodników w pojedynkach tenisowych. Vide Anderson – Schwartzman,

            Nie wiem, co wyprawiał tu Zwerew na poziomie juniora, bo nie widziałem.
            Widziałem w możliwie pełnym wymiarze jak gra i rozwija się nie tylko czysto tenisowo, słuchałem uważnie co mówi w różnych tematach, obserwowałem jego postawę do uprawianego sportu, ludzi, jego reakcje i zachowania w sytuacjach ekstremalnie trudnych.
            Na tej podstawie stwierdzam że:

            - Na przestrzeni porównywalnego czasu, młody Zwerew dokonał największego postępu tenisowego i mentalnego rozwoju, ten współczynnik ma tendencję trwałą, z przemyśleniem rozłożony w czasie dostosowanym do wieku biologicznego i obliczony na perspektywiczny, długofalowy efekt.

            - Inteligencją Sasza kładzie na pysk Domina, który przy nim jest mułem i nie tylko przy nim.
            Nawet jeśli jeszcze nie fizycznie, to mentalnie Młody jest już gotów na wygranie szlema i udźwigniecie roli mistrza WS. Thiem przy nim w tej kwestii, siedzi jeszcze na drzewie i nie ma pewności, czy kiedykolwiek zejdzie.

            Przy czym w żadnym wypadku nie neguję, ani nie umniejszam Jego talentu, zdolności, czy wyimkowo nadzwyczajnych umiejętności tenisowych.
            Może sobie pokonywać Nadala, innych, w zawodowym turze, ale szlemy, to zupełnie inna bajka. Na szlemowym dystansie i przy obecnej konkurencji, czas pracuje na bardziej inteligentnych zawodników, z pomysłem, pasją i wyobraźnią, a jest takich sporo, Schwartzman, Cecchinato, Marterer, Szapcio i paru jeszcze by się znalazło.

            Górę jeszcze okupują Czempioni, ale całą resztą już zaczyna rządzić inna generacja.
            • Gość: Prestiżowy Ekspert Re: Prawo Thiema - było - nie ma IP: *.dynamic.gprs.plus.pl 15.06.18, 13:20


              wiesz co, nawet to nie jest "akademicka" dyskusja, tak od realiów oderwana - którą uprawiasz.

              Zverev w szlemie póki co, osiągnął ćwierćfinał, dlatego że umie dobrze serwować, i była to z tego powodu trawa wimbledońska. weźmy na domiar złego pod uwagę fakt, iż ćwierćfinały Wimbledonu udaje się czasem osiągnąć innym przypadkowym zawodnikom - np przykłady Washingtona, czy Kubota. nie umniejsza to oczywiście ich potencjału, i możliwości dojścia do takiego ćwierćfinału - jednak jest to często jednorazowym wybrykiem albo przy łucie szczęścia albo życiowej formie w jednym turnieju czy maksymalnie sezonie.

              Zverev jest póki co zawodnikiem na 500tkę, i może Mastersa, i w Szlemie w żadnym wypadku nie przewyższa Thiema. a Ty o szlemach rozprawiasz.

              Thiem to zawodnik który najbardziej wypala się energetycznie - w setach, meczach, turniejach, sezonach. to nie jest przypadek Zvereva. za to Zverev nie potrafi utrzymać koncentracji w żadnym dłuższym meczu, jest niezdecydowany, liczy że 3setowy dystans sam się wygra, potem jest dramatyczna końcówka, gra na ogół z baseline swój schemat. ani do końca nie atakuje, ani konsekwentnie nie przebija. też serwis ciągle nie jest atakowany na asa, więc dochodzi do licznych przełamań. tenisowo jest ubogi na tle Thiema. ilość wariantów na punkt jak i na mecz to sytuacja bardzo uboga. przewaga budowana jest na warunkach fizycznych (świetne poruszanie przy nich rzeczywiście osiąga a dzięki temu zasięg), i serwowaniu z pułapu 2 metra. siatka to tragedia. tutaj koordynacji nie ma. oczywiście że się rozwija, ale nie widzę powodów do zachwytu, zakładając jaki ranking ma.

              krytykujesz Thiema, za to jak finał rozegrał? nawet nie widziałem do dzisiaj więc nie wiem o czym mowa. natomiast widziałem jak grał w wielu meczach w tym sezonie, a właściwie widziałem jak gra w tamtym i wystarczyłoby mi to do szczęścia. facet umie zagrać mecze całe natchnione, na fali nawiedzonej, umie improwizować i grać na adrenalinie, i wtedy ma te przebłyski, które nazywamy geniuszem, a nie tylko talentem do odbijania piłek. taki mecz jaki zagrał Thiem w Rzymie w tamtym roku, przeciwko Nadalowi to nie wiem czy kiedykolwiek raz w życiu Federer, czy taki Blake na przykład i ktoś podobny rozegrał. Gonzalez -tak. i nie są to żadne pojedyncze uderzenia, schematy, grane na treningach. a pełna natchniona radykalna ofensywa. zaraz następnego dnia Thiem w kort nie trafiał. czy jest to niedojrzałość, czy wypalenie fizyczne i mentalne, cóż, może właśnie u nadzwyczajnych zawodników powód ich formy to rzecz która dla nich samych nawet będzie do końca nie uchwytna.

              Zverev nie zagrał takiego meczu póki co, i go nie widziałem, tak jak nie widziałem żadnego meczu jaki można by odnieść do Thiema z Madrytu tamtego roku czy Barcelony. to prawda, że w tym roku Grek "zdemolował" Thiema w Barcelonie trochę w równie "natchniony" sposób, i nie wiadomo czemu Thiem wtedy nie podjął się rywalizowania. ma więc dni bardzo słabe, i ma wyjątkowo dobre, jednak nie mówiłbym tu o prymitywizmie żadnym tak jak Ty to sugerujesz. Nadal to niezwykle solidna firma, i jednak ta solidność zawsze jest bazą na której wyniki wielkoszlemowe łatwiej jest konstruować. jeśli Nadal by pyknął Thiema w 7 dajmy na to z rzędu szlemach, wtedy już można to analizować. trudno też porównywać Thiema z półfinałów szlema i finału nawet jak byś tego dokonał do Zvereva który nigdy tam nie zagrał. można porównywać ich pierwsze rundy i tutaj porównanie wypada zdecydowanie na rzecz Thiema którego mecze z tej fazy niejednokrotnie można określić mianem demolka.

              Marco, grał tak samo w challengerach. niejednokrotnie mówiłem że poziom zawodników challengera odpowiada bardziej utalentowanym zawodnikom z top20. warunki fizyczne i ograniczenie do mączki, brak ostrych zagrań, spowodowało że nigdy nie wygrał z kimś kto go siłowo dominował. może nieco poprawi skuteczność na mączce w głównych turniejach, ale nie ugra wiele z Thiemem, Nadalem, Zverevem, jakimś przyzwoitszym Berdychem, Raonicem itp. może coś tam powalczy z takim Goffinem właśnie, ale to nie jest ten format. szczęśliwy okres chociaż talent na pewno na top50 ma. jak wielu, niegdyś Prodon czy Machado którzy nie mieli tyle szczęścia. ja widziałem Checcinato 4 lata temu, a dziś nagle go cały tenisowy świat odkrywa. na pewno uroda tenisa większa od Monaco który przypadkiem niegdyś do 10 wpadł. zobacz jednak gdzie jest Zeballos z większym potencjałem od lat.

              Szwarcmann gra prosty tenis, gorzej od Ferrera. a Anderson to dwie patologie naraz. po pierwsze to jednak pokazuje że wytrzymałość często fizyczna w szlemach wygrywa. a dwa to jak można tak wypuścić mecz w którym przez 2.5 seta nie istnieje rywal. przez 2 godziny to była dla Andersona strzelnica.

              tego z Tel Avivu lubię ale też na razie do Thiema nie wytrzymuje porównań chłopak. Marterer nowa odsłona ale na razie, to że się pojawił i tyle w temacie wielkoszlemowego mistrza. będzie miał wyniki Kohlschreibera to będzie już w temacie dokonań.

              • Gość: Luka Re: Prawo Thiema - było - nie ma IP: *.dynamic.chello.pl 16.06.18, 16:59
                W tym finale było praktycznie wszystko o czym prawię, ale skoro nie oglądałeś i jak mówisz, nie wiesz o czym mowa, to na temat odlotów nie grymaś.
                Niewątpliwie jest sens odwoływać się do tego, co wcześniej i poza szlemami było grane, jeszcze ciekawiej wybiegać w przyszłość, tylko jeśli już porównujemy pretendentów do wielkiego tytułu, to bilansujmy na równych warunkach i uczciwie.
                Jakoś dziwnie podejrzewam, że nie widziałeś też, jak Młody wygrywał tytuły w masterach, czy ścieżki zdrowia, jakie przed meczem z Thiemem zaliczył, wyrywając zwycięstwa w trzech pięciosetówkach. Mając 21 lat wygrał dwa masterzy 1000, w tym wieku Thiem nie zdobył żadnego najmarniejszego tytułu, nawet 250.
                Dajmy młodemu jeszcze trochę czasu i to czas zweryfikuje komu bliżej do ołtarza.

                Jeśli jesteśmy przy porównaniach, to zdecydowanie nie podzielam, że tenisowo Zwerew jest ubogi na tle Thiema, że ogranicza się do schematów i przewagę nad Austriakiem to chuchro buduje na warunkach fizycznych.
                Moim zdaniem jedyna przewaga Domina, to technicznie wyrafinowane uderzenia z fh i bh, które same w sobie, nie wkomponowane w bardziej zmyślną, pomysłową koncepcję gry, nie muszą wystarczać na poziomie fazy finałowej WS, z dobrze dysponowanym wysokiej klasy rywalem, bo na tym poziomie trzeba więcej atutów, wygrywa się przede wszystkim mądrą i mocną głową, której Thiem nie ma.
                Co z tego że miejscami gra efektownie, wręcz zabójczo, ale miejscami szlema się nie wygrywa, bo to wielki finał, wielki tytuł, grają najlepsi i apetytów jest więcej.
                Tu się wygrywa jeszcze indywidualizmem, nadzwyczajną wartością dodaną od siebie
                To co wyuczone i podskoki nie wystarczą, trzeba mocy, również mocy osobowości, błysku wyobraźni i tej niepowtarzalnej nadzwyczajności, którą nawet Austriak ma, tyle że nie jest wystarczająco powtarzalna.
                To prawda, że potrafi złapać fazę i wtedy gra jak piszesz, na fali nawiedzonej, adrenalinie.
                To jest już coś i mnie też się to podoba, ale fazy nie łapie się na trzy sety i dlatego fazą nie wygra się szlema. Któryś z komentatorów trafnie powiedział, tym można wygrać bitwę, ale nie wojnę i to jest clue sprawy.
                Taką natchnioną radykalną ofensywę, niekiedy zdarza się łapać na fali wznoszącej niektórym talentom, czempionom grającym o najwyższą stawkę nawet parę razy w życiu. Tylko Thiem, to nie jest pokrój sportowca na miarę Ronaldo, czy Nadala, który jako nastolatek z nieporównywalnie mniejszymi umiejętnościami czysto tenisowymi i furą niedoskonałości, wychodził na wielkiego Federera i go pokonywał innymi atutami, właśnie osobowościowymi.
                I nie pitol głupot o jakichś porównaniach Rafy z Thiemem w pierwszych rundach, czy pokonaniu w siedmiu szlemach z rzędu, skoro jeszcze seta nie udało mu się ugrać i nie wiadomo czy do dwóch finałów po kolei kiedyś dotrze.
                Z tą improwizacją o której piszesz, też cienko, a już ze świeczką próżno by jej szukać u Domina w tym finale, gdzie grał właśnie wyuczonymi schematami i w tej materii /i nie tylko w tej/ dostał porządną lekcję od Nadala. Na moje oko, to jednak nie on z tej lekcji skorzysta, prędzej Młody, może inni.

                W mojej ocenie właśnie Zwerew ma już w rękach, nogach i głowie niezbędne atuty, w tym m. In potrafi na luzie zagrać o dużą stawkę, a to też sztuka, nadto ma w sobie niejako zakodowany nimb wielkości, to się widzi i czuje, a życie prędzej, niż później zweryfikuje.
                • Gość: Prestiżowy Ekspert Re: Prawo Thiema - było - nie ma IP: *.dynamic.gprs.plus.pl 17.06.18, 12:19

                  nimb ma ale to cecha drażniąca z mojego punktu widzenia.

                  nie zgodzę się że Nadal jest lepszy od Thiema który zagrał lepsze mecze przeciwko Nadalowi, niż Nadal zdołał zagrać przeciwko Thiemowi. weźmy chociażby pod uwagę rodzaj argumentów, podejście, styl gry, kto gra ryzykowniej i mniej solidnie.

                  nie jestem jednak też jakimś wyznawcą Austriaka, stawiam go mniej więcej dzisiaj obok Gasqueta (młodszego), Blakea, czy może Tsongi. też uważam że sporo mu brakuje do Gonzaleza i Riosa. natomiast podoba mi się kategoria, która zawsze dla mnie stanowi inny przedział niż kategoria "mistrza" Nadala czy Federera, którzy muszą wszystko wygrywać.

                  zawsze preferowałem takich zawodników jak Ivanisevic (mimo dość jednorodnego stylu gry), Philippoussis, o dziwo znalazł się tu rzeczywiście Agassi - ale to nie była postać Samprasa już w tych czasach, czy później Federera, czy Nadala, czy pomiędzy Hewitta. nie ceniłem nigdy też tak np Kuertena jak Araziego dla przykładu. Tsonga a nie Nadal, Gonzalez a nie Federer, Fognini a nie Ferrer. jak się uprzeć cechy które za godne większego uznania przytaczasz - niech będzie w szlemach, decydują że Ferrer to postać większego kalibru od Gasqueta a co dopiero o Włochu wspominać. trudno na to odpisywać. Chang przecież jaka to była nuda.

                  tak można np Changa Edbergowi przeciwstawiać. z wynikami Samprasa. to już nie moje czasy ale zapewne Borga Nastazemu i tym podobna.

                  Thiem często traci nad sobą kontrolę, ale Zverev też. wiek ok - ale tak nigdy nie porównamy zawodnika młodszego do starszego, nawet jak jeden będzie miał 27 a drugi 24 lata.

                  Federer dostał kogoś kto jego atuty odpierał i bronie wytrącał. dobrze że się tak stało, aczkolwiek trudno byłoby stwierdzić że klasą tenisa Nadal Federera kiedykolwiek przewyższał.

                  • Gość: Luka Re: Prawo Thiema - było - nie ma IP: *.dynamic.chello.pl 07.08.18, 21:18
                    Skończyła się czerwona mączka, zielona trawa, ruszyły konie po betonie, a pana Thiema na świecznikach nie ma.
                    Z tymi porównaniami też na skuśki pojechałeś. Bo gdzie Ferrerowi do Gasgueta, Blake`a, Fogniniego, czy nawet Tsongi. Feru to doskonały rzemieślnik, ale tylko rzemiecha i nie godzi się go porównywać z wybitnymi talentami i artystami.
                    Byli gracze, którzy nigdy szlema nie wygrali, ale w nadzwyczajnych okolicznościach wielkich wydarzeń, ich wyjątkowa gra, wyczyny i nazwiska są i będą przywoływane, chociażby tak, jak Gonzaleza, Riosa, Corii.
                    Zapewniam Cię, że ani teraz, ani w przyszłości nikomu nie przyjdzie do głowy przywołać grę Ferrera, Careno Busty, Andersona i innych z całej długiej listy wyrobników, nawet niezłych, ale zdecydowanie nieciekawych graczy, którzy na kort nie potrafią nic wartościowego ani interesującego wnieść. Taka wypracowana, mniej lub bardziej dopracowana materia, nie wyposażona w atrakcyjną duszę.
                    Otóż w moim odbiorze, w przeciwieństwie do wymienionych wyżej, Thiem jest takim osobliwym przypadkiem doskonałej tenisowej materii, której Bóg nie wyposażył w równie doskonałą duszę.
                    Nie podoba ci się kategoria mistrza, bo mistrzowie chcą wygrywać. Znaczy preferujesz formę zabawy w tenisa i niewybredne kryteria, nad profesjonalny sport.
                    Zalatuje infantylizmem, a dosłowniej tęsknotą za piaskownicą. Albo ktoś tu się starzeje albo jeszcze nie dorósł.
                    Podobnie ubierasz w prestiż czwartej kategorii turniej w Los Cabos, tylko dlatego, że wygrał Twój ulubieniec, z tych samych powodów starasz się deprecjonować szlemy.
                    Naiwnie i śmiesznie jawi się taka zamienność, bądź zrównywanie kategorii nieporównywalnych, nie wspominając już o rozpiętości skali kategorii mistrza.

                    Globalnie nie ma nawet znaczenia, jak daleko udało się komuś zajść w szlemie, natomiast ma przeogromne znaczenie, czy ktoś wygrał WS. Zdarza się też zagrać w fazie finałowej WS epicki mecz, jak Verdasco z Nadalem w AO 2009, tak też można wryć się chociaż dożywotnio w okolice tenisowego Olimpu.
                    Natomiast Olimp zarezerwowany jest dla wybrańców, którzy potrafili w porównywalnych warunkach dzięki jakiejś doskonałości, którą przewyższali wszystkich innych zdobyć szczyt, na który sami musieli się najpierw wznieść.
                    Faktem jest, że nie każdy kto się na szczyt wzniósł, namaszczony jest nimbem wielkości, który w jakiś sposób wiąże się z udziałem Boga, a przynajmniej Jego palcem, ale na pewno nie z produkcją wody sodowej.
                    Historia notuje znacznie więcej zmarnowanych, niż wykorzystanych talentów, bo niewielu było stać na siłę charakteru, ciężką pracę, które warunkują sukces i zasługują na szacun.
                    • Gość: Prestiżowy Ekspert Re: Prawo Thiema - było - nie ma IP: *.dynamic.gprs.plus.pl 09.08.18, 13:13

                      Thiem jest zawodnikiem z kategorii Tsonga, bardziej niż Safin, i bardziej Gonzalez niż Dimitrov.

                      prestiż turniejów WS był inny zanim grał Rios, i stał się inny odkąd grał Rios. owszem, kilkadziesiąt lat temu, kiedy jeszcze tenis nie wymagał wysiłku, a połowa turniejów była grana na trawie, WS był pewnym dodatkowym wyzwaniem, niekoniecznie związanym z fizycznym przygotowaniem. od lat 90tych już stał się wyzwaniem na serwis na trawie, i wyzwaniem na wytrzymałość i regularność na innych nawierzchniach. praktycznie zawodnicy mniej atletyczni niż Federer, czy Nadal bądź też wydolnościowowytrzymałościowi i opierający swoją grę na regularności na wyniszczenie jak Murray czy Djokovic, nie byli w stanie za bardzo w takich turniejach podskoczyć. wcześniej przypadek Hewitta, Ferrero musiał grać na nogach jak Ferrer przynajmniej. wyniki tego ostatniego w jakiś tam sposób typu kilka półfinałów i finał też dają obraz co się w szemie liczy. jeśli ktoś się prześlizgiwał dalej to 2 metry i swobodne rąbanie z obu stron jak Soderling, czy serwis jak Roddick. zgadza się że nie wszyscy mający atletyzm, jak np Dimitrov i dość kompromisowy styl gry, osiągnęli szlemy, ale ci którzy grają bardziej bezkompromisowym stylem gry i są mniej obliczalni i grają na max wszystkie piłki właśnie na przestrzeni szlema są wykluczani, dużo skuteczniej niż w turniejach gdzie można się skupić na krótszych meczach i szybszych rozstrzygnięciach. gra w szlemie wymaga pewnego wypośrodkowania, mówił o tym chociażby Sampras jako umiejętnym rozkładaniu sił w trakcie całego turnieju. jeszcze w czasach Samprasa, można było ostatecznie coś bardziej bezkompromisową grą osiągnąć, ale skąd Rios mógł przewidzieć że będzie miał kontuzje. Rios miał 175 i dlatego z założenia musiał więcej się starać żeby wygrywać. w tej chwili tylko Nishikori jest zawodnikiem o porównywalnych gabarytach, i widzisz że może zagrać tylko co któryś turniej i pojedynczy mecz i ma nieustanną kontuzję. grając mniej kompromisowo niż Federer czy Nadal, dopóki tego typu rywal gra, za dużo się osiągnąć na przestrzeni szlemów nie da.

                      dlatego poprzez finały z udziałem Hewitta, Nadala, Djokovica, Murraya, Federea, Roddicka, prestiż turniejów wielkoszlemowych systematycznie spada. istnieje oczywiście propaganda turniejów, która za pomocą pieniędzy i reklamy próbuje utrzymywać pozory ale każdy znawca wie, że to jest reklama i nic więcej. jak robiono nawierzchnie pod Murraya to Wimbledon był tym samym co AO. szybsza gra była na Roland Garros. jak zrobiono troszkę bardziej klasyczną trawę w tym roku mieliśmy Andersona, Isnera, i mogącego dostawiać spokojnie rakietkę Djokovica, bo kontra sama leciała. odkąd na trawie gra się albo tak jak na AO, albo wygrywa Querrey, i Anderson mamy do czynienia z komedią a nie z prestiżową nawierzchnią. jak nie ma już w nawierzchniach w ogóle kategorii szybki hard, a najszybsza nawierzchnia jest średnio szybka i występuje w turniejach typu 500 i 250tkach to jak można utrzymywać że takie turnieje są prestiżowe. prestiżowe są te w których gra jest na najwyższym poziomie i największe umiejętności są premiowane.

                      być może czasami prestiż turnieju nie jest taki sam w przypadku WTA. tutaj nie aż taką rolę odgrywa długi dystans, do 2 setów się gra. dlatego mimo wszystko kobiecy Wimbledon w tym roku był trochę bardziej prestiżowy od turnieju panów.

                      • Gość: Luka Re: Prawo Thiema - było - nie ma IP: *.dynamic.chello.pl 10.08.18, 11:42
                        Właśnie rzecz w tym, że Thiemowi jest daleko do Tsongi i wbrew pozorom, równie daleko do Safina. Tsonga generalnie i poza wyjątkami gra tenis radosny, w którym jest dużo lekkości i fantazji.
                        Jo z Safinem, chłopiska słusznej postury, a potrafili wnieść do tenisa masę lekkości, jedynego w swoim rodzaju luzu, co niewątpliwie wiązało się z równie lekką, a nawet frywolną osobowością, czyniąc zarazem ich tenis wysoce atrakcyjny jakościowo, zarówno w obrazie gry, jak dla oka. Podobnie stara się grać Dimitrow, ale rzadko mu się to udaje, najczęściej bywa spętany jakimiś musikami, prawie nigdy nie czuje się na korcie do końca we własnej skórze.
                        Do Gonzaleza, to może Dominowi minimalnie bliżej, ale też nie to.
                        Gonzalez, to na korcie panisko, władcze, pewne siebie, swoich umiejętności. Przy nim Thiem wypada jak wypierdek, niewątpliwie utalentowany, z nieciekawą twarzą, miejscami bardzo atrakcyjnym, ale wyżyłowanym tenisem.
                        Co do nawierzchni, wyzwań, jakie się pojawiły i całej reszty, trudno się nie zgodzić, z wyjątkiem szlemów męskich, których wartość nie różnicuje w pierwszej kolejności moc fizyczna, tylko mentalna. Zbudowana i oparta na jakościowo wybitnie mocnym elemencie, technicznym, aspekcie taktycznym, perfekcyjnie skonfigurowanym z typem, charakterem osobowości. Dobór, konfiguracja i zbalansowanie, to już sztuka i kunszt trenerski.
                        Gracze typu wolni strzelcy zawsze będą w szlemach mieli pod górkę. Z kompromisem da się wygrać, ale trzeba większej, czasem dużej sztuki, no i wykonawcy niebanalnego formatu.
                        Poza tym, wygrana do dwóch, to nie to samo, co wygrana do trzech. Do dwóch, przy dobrych układach można wygrać fuksem. Szlema się fuksem nie wygrywa, w tym m.in. tkwi jego ogromna wartość, wysoki prestiż, a Wielkich Mistrzów mamy nie wielu.
                        • Gość: Prestiżowy Ekspert Re: Prawo Thiema - było - nie ma IP: *.dynamic.gprs.plus.pl 22.08.18, 00:21

                          piszesz że się zgadzasz a potem znowu piszesz to samo co na początku.

                          rzeczywistość czasami jest trochę bardziej skomplikowana. to prawda że na przestrzeni wielkiego szlema, jest trochę mniej prawdopodobny zupełny przypadek, czyli totalna niespodzianka. niż w 250 czy 500. natomiast też jest nierealna wygrana np Gasqueta, któremu zawsze zdrowia brakowało, od pewnego momentu też i mentalności, ale gdyby ją miał to i tak szlema by nie wygrał. mógł jeden mecz na maksa zagrać i potem już zdrowia brak. nierealna była wygrana Blakea, który mógł właściwie każdego pokonać, ale do 3 wygranych przez cały tydzień, nie dawało rady. więc jest tak, że ci najbardziej atletyczni, najbardziej rozkładający siły i grający regularnie meczowo jak i turniejowo, wytrzymali, i kompletni mogą i w tych i w tych ale zwłaszcza najlepiej wypadają w szlemach. natomiast ci którzy są najlepsi, jak Gonzalez, Rios, Gasquet, Tsonga, Coria itp lepiej wypadają w mniejszych turniejach, do 2 wygranych setów. tak więc poziom gry w turniejach 500 i 250 jest większy z racji tego że zarówno najlepsi tenisiści grają tam najlepiej, jak i ci co najlepiej grają w szlemach, mogą tam grać równie dobrze, a do tego słabsi czasem wyskoczą w jednym na rok. to co decyduje o jakości gry w szlemie to wcale nie wyłanianie zwycięzcy. pierwsze to kasa, która nobilituje słabiej zarabiających i zarabiające. drugie to dużo punktów które też są łakomym kąskiem dla tych spoza top 100, ale i spoza top50. można czasami wylosować równego sobie przez 2 rundy, albo złamać właśnie kogoś fizycznie. szczególnie zaangażowani są właściciele dzikich kart, jak mają jakieś szanse. rozstawienie 32 zawodników powoduje też że lepiej często grają zawodnicy z okolic 30, bo mają daleko do trafienia na najgroźniejszych w sporej liczbie losów. dzięki rozrzedzonej drabince tak samo mogą się poczuć słabsi nawet i w dalszych rundach niż pierwsze 2. zyskuje na zaangażowaniu turniej na Wimbledonie. nie dlatego że jest prestiżowy tylko dlatego że to jedyny wielki turniej na trawie, a są zawodnicy którzy preferują tą nawierzchnię. można ich podzielić na 2 kategorie, ci którzy bazują na serwisie i tie-breakach. oraz ci którzy umieją w ogóle grać na trawie, bo większość dzisiaj nie umie. w Australii bardziej ciepłolubni mogą wykorzystać warunki pogodowe dla swoich korzyści. chociaż np w tym roku na RG było podobnie i gra była w upale. wszystkie te okoliczności są jednak szansą na poziomie pierwszych 3, może 4 rund, natomiast reszta to już rutyna.

                          co do Thiema, być może w porównaniu do Gonzaleza, czy Gasqueta Thiem ma w sobie więcej grania na siłę, ale nie widzę powodu żeby go deprecjonować. Thiem mocno ryzykuje i gra bezkompromisowo. niewiedzieć czemu, czasami celownik go opuszcza. wydaje mi się że w przeważającej mierze to zwykła dekoncentracja, która jednak jest po części świadoma, po części podświadoma. kiedy jest ta świadoma jest do opanowania. kiedy jest podświadoma, próba świadomego narzucenia sobie samodyscypliny, nie zawsze wystarcza. istnieją 3 najczęściej obserwowane rodzaje dekoncentracji u Thiema. pierwszy na samym początku meczu. często Thiem przegrywa kilka gemów żeby potem się skoncentrować na coraz lepszej grze i jeszcze ratuje pierwszego seta, i często mecz wygrywa. druga, to kiedy w ciągu około pół godziny zdobędzie większą przewagę. albo mocno prowadzi w 1 secie, albo wygrywa, i w ciemno można założyć że nagle zacznie przegrywać. trzeci typ to mocne zdobycie przewagi w meczu, i czasami mecz wypada z rąk, a potem już nie ma energii na tak intensywne granie, które jest naturalnym stylem Dominika. to co mi się podoba, że nie próbuje grać regularniej i bardziej umiarkowanie. w większości moim zdaniem Thiem przegrywa mecze, kiedy brakuje mu sił, albo w końcówce meczu, albo po przeciążeniu poprzednimi rundami, czy turniejami.

                          pewnym paradoksem tenisa granego przez Thiema, Tsongę czy Gonzaleza, jest to że nakręcając takie tempo i intensywność jednak w dużym stopniu w wymianach, rozgrzewają i bardziej zwiększają koncentrację przeciwnika. tak jak Hewitt, Simon, czy Murray i Djok usypiał, tak Gasquet, Blake czy np niech będzie Massu i Horna uaktywniają. przy otwartej postawie może to w jakimś stopniu być broń obosieczna, zwłaszcza jeśli ucieknie koncentracja i kondycja.

    Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

    Nie pamiętasz hasła lub ?

    Nakarm Pajacyka