lolys
28.05.15, 23:41
Witam,
Nie wiem wladciwie od czego zaczac, tyle sie wydarzylo w ciagu ostatniego roku, a jednoczesnie nie wiem wlasciwie jak mam nazwac to co sie zmienilo.
Po 3 latach w kraju keza zmienilismy miejsce pobytu - przeprowadzajac sie do sasiedniego kraju. Rok wczesniej stracilismy pierwsza ciaze. Pol roku po rozpoczeciu nowej pracy i zmianie kraju zaszlam w ciaze i urodzil sie nasz syn. Nie znalam realii polozniczych nie znalam mam nie znalam nic. Porod byl bardzo zmedykalizowany, moj lekarz bardzo mnie zawiodl. Doula ktora wynejalm jako szkole rodzenia i po porodzie pomocnlaktycyjna nie potrafila nam pomoc. Z perspektywy czasu czuje ze i ona nas bardzo zawiodla, wlasciwie chodzilo tylko o pieniadze. Nie moge tez chyba za bardzo od niej oczekiwac zeby stanowila mi opoke i jakas pomoc psychologiczna, choc wtedy bardzo jej potrzebowalam. Moj syn zupelnie nie chcial zlapac piersi, nie spalam nie jadlam, nic nie bylo dla mnie wazniejsze niz to karmienie piersia. Przez pierwszy tydzien, kiedy zupelnie nie moglam siedziec, codzinnie o 3 nad ranem siedzialam z malym z rurka i moim palcem w jego buzi i poilam go tym co sama recznie odciagnelam. To byl psychiczny koszmar. Nie rozumialam czemu on nie chce ze mna wspolpracowac, wygina sie, placze, drapie mnie, odpycha. Po miesiacu przeszlismy wylacznie na mm. Wyrzuty sumienia mialam kosmiczne. Maly slabo spal, slabo jadl, slabo przybieral na wadze, a ja bylam sama w 4 scianach. Bylo zle. Nie czulam z nim wiezi, symbiozy, mialam wrazenie ze cos gdzies jest zaburzone na polaczeniach matka - dziecko. Przez pierwsze pol roku nie dalo sie nic zrobic bo maly ciagle plakal.
W pewnym momencie dzieki internetowi zdiagnozowalam u niego syndrom genetyczny - bylam na 100% pewna ze bede miec uposledzone dziecko.
Minelo 12 miesiecy, syn dopiero zaczal pelzac i sam siadac, uspokoil sie tez nieco, jest ciekawym swiata dzieckiem, wszystkiego musi dotknac, wyprobowac. Nie przesypia calej nocy ale wysypiamy sie. Ja wrocilam do pracy i to bylo jak oddech swiezego powietrza.
Wlasciwie wszytsko sie uklada, z mezem doszlismy do ladu bo tez bylo ciezko, z malym sie docieramy, w pracy bardzo dobrze.
Sa wlasciwie dwa haczyki w tej calej sytuacji. Jeden, duzy - jestem znowu w ciazy, rodze za 2 miesiace. Ogromne ogromne zaskoczenie. Drugi - ciagle mam wrazenie ze cos jest z synkiem nie tak. Ze sie nie przytula, ze mnie odpycha, ze cos jest w nim dziwnego. Ze nie ma ze mna wiezi. Wlasciwie przesladuja mnie takie odczucia od samego poczatku. Myslalam ze sobie z nimi poradzilam ale dzisiaj znowu sie poklocilam z mezem zupelnie w stylu naszego kryzysu poporodowego. Nie chce do tego wracac, boje sie tego, a juz tym bardziej w zwiazku z nowa ciaza...malego widzialo pediatrow w 3 krajach, neurolog z czd, nikt niczego niepokojacego nie zauwazyl. Czemu mam wrazenie ze moje roczne dziecko mnie nie kocha? Ze nienpotrafimy zbudowac "prawdziwej wiezi"? Czytam o przezyciach innych matek, o tej niemalze komunii miedze matka i dzieckiem. O tym attachment parenting i jak wazne jest zeby dziecko czulo matke przy sobie. A nam sie nawet co-sleeping nie udal, bo ani ja ani syn sie nie wysypialismy.
Wzdrygam sie czytajac o tych wspanialych macierzynskich przezyciach, a ja przez wikeszosc ostatniego roku czulam sie zagubiona, niezrozumiana, przytlocozna i chcialam uciekac gdzie pieprz rosnie, i od wlasnego dziecka tez. Czemu u innych to dosiwaczenie tak fundamentalne przebiega albo przebieglo tak inaczej? Gdzie popelnilam blad, i czy w ogole?
I teraz drugi haczyk - co jesi bedzie tak samo z drugim synem? Co jesli nie uda sie znowu kp? Jak mam sie do tego przygotowac, jak mam sobie z tymi emocjami poradzic? Czy ja sie w ogole nadaje na matke? Czy ja moze kocham niewystarczajaco moje pierwsze dziecko a to ktore nadejdzie bede kochac mocniej?
Boje sie, bo zaczynaja sie we mnie kotlowac te emocje znowu, i jestem juz taka tym zmeczona, tymi ciaglymi pytaniami wobec samej siebie, ogarnianiem mojego zycia, pracy, dziecka, meza, domu..lubie byc zajeta, lubie wyzwania ale czuje ze jak mnie dziecko po raz kolejny odpycha to ze to wszystko za duzo.
Moj maz twierdzi ze odpycha bo mu goraco. Moze cos w tym jest. Ale moje emocje sa bardzo realne. Nie potrafie tylko stwierdzic czy adekwatne do sytuacji.
Ufff. Bardzo sie ciesze ze powstalo to forum.