kjut
17.11.15, 08:50
Dzien dobry wszystkim!
Zastanawiam sie czy mozecie poomoc mi podjac decyzje. Chodzi o pomoc przy dwojce dzieci po drugim porodzie.
Mieszkamy za granica sami, za trzy miesiace urodze tam drugie dziecko. Synek bedzie mial niespelna 2.5 roku. Pierwsze dwa tyg bedzie ze mna maz,potem musi wrocic do pracy i zostane z dwojka sama 7-17. Pomyslalam zatem,ze poprosze mame by przyjechala wtedy na jakies dwa tyg i mi pomogla. Wiem,ze ma taka mozliwosc. Zgodzila sie. Niestety,nasze stosunki zawsze byly trudne (moja mama jest oisoba znerwicowana, ma w zwyczaju manipulowac emocjonalnie otoczeniem,oczekuje ode mnie,ze bede zyla i robila wszystko tak jak ona inaczej sie obraza i "jest jej bardzo przykro", kazda, nawet najbardziej niewinna rozmowe traktuje podejrzliwie i jako atak na siebie). Gdy prosilam ja o pomoc wydawalo sie,ze ja nauczylam sie radzic sobie z nia,a i ona zaczela troche inaczej podchodzic dl mnie. Ale moja ostatnia wizyta w domu niestety rozwiala te nadzieje - nie jest dobrze. Ja co prawda calkiem niezle nauczylam sie radzic sobie z jej manipulacjami, ale ona chyba zle znosi,ze nie ma juz na mnie takiego wplywu jak kiedys. Ostatecznie w pewnym momencie powiedziala mi,ze ona oczywiscie chetnie przyjedzie,ale wydaje jej sie,ze bede sie z nia meczyc i moze powinnam poprosic tate, jako ze z nim mam lepsze stosunki (ona sama obecnie jest z ojcem w duzym konflikcie a ich malzenstwo przechodzi kryzys - co nie poprawia jek stsnu psychicznego oczywiscie). I moze byloby to rozwiazanie gdyby nie fakt,ze akurat u mojego taty bardzo nie lubie tego jak podchodzi do mojego syna (on niestety w ogole "tak ma"). Nie szanuje jego uczuc, potrafi na niego krzyknac "uspokoj sie! Czy Ci odbilo?" (do dwulatka! lezacego na podlodze i placzacego,ze czegos nie moze zrobic), szantazuje go ("to ja sobie pojde") i oszukuje. Ogolnie daleki jest od podejscia do maluch jakie ja mam. Gdy widzimy sie raz na kilka miesiecy i sprawa dotyczy tylko ich spacerow kilka razy to odpuszczam (wychodze z zalozenia,ze zaszkodzi to najwyzej ich relacji, a starszak jest "bezpieczny" dzieki temu jak my zazwyczaj sie do niego odnosimy), ale po pojawieniu sie rodzenstwa wydaje mi sie,ze bedzie szczegolnie istatne zwrocenie sie w strone emocji starszaka a nie negowanie ich. Niestety - gdy zwracam mu uwage to przy mnie sie pilnuje ale wiem,ze uwaza,ze "przesadzam" i za rogiem robi swoje.
Podsumowujac - mam mame, ktorej ufam w kwestii mojego dziecka (jest naprawde inna babcia niz mama - przynajmniej poki co), ale z ktora niezmiernie trudno jest sie porozumiec na codzien i kontakt z ktora jest mocno obciazajacy psychicznie, oraz tate z ktorym moge swobodnie porozmawiac i sie posmiac, ale ktoremu nieszczegolnie chetnie powierzam dziecko nawet w "normalnej" sytuacji,a ta bedzie przeciez wyjatkowa...
Tesciow w ogole nie biore pod uwage - nie przepadam za nimi, nie czuje sie przy nich swobodnie, a tez musialabym ich wtajemniczyc w sytuacje rodzinna ("dlaczego nie przyjechala twoja mama?"), no i rodzice potraktowaliby to na pewno jako swego rodzaju zdrade ("przeciez przyjechac mozemy, nie jestesmy az tak zlymi rodzicami i dziadkami") - a mimo wszystko nie chce tak mocno pogarszac naszych stosunkow.
No i teraz chodzi mi po glowie,zeby olac sprawe, stwierdzic,ze sobie sama poradze i tyle. Zaprosic ich jedynie na kilka dni by poznali drugiego wnuka. Ale bardzo sie boje,ze jednak sobie nie dam rady. Tyle sie mowi o tym jak wazne jest przyjecie pomocy z zewnatrz...
Wokol pelno ludzi do pomocy a ostatecznie zostajemy sami... Jakte sytuacje rozwiazac?