Dodaj do ulubionych

uzależnienie od astrologii

18.03.06, 02:01
Na wstępie pragnę zaznaczyć, że nie mam zamiaru nikogo zniechęcać do
astrologii, gdyż sama interesuję się nią od dawna i absolutnie nie poddaję w
wątpliwość, że działa - inaczej by mnie tu nie było smile Natomiast z lekkim
rozbawieniem (przechodzącym czasami w lekkie rozdrażnienie) obserwuję osoby,
które wszystkie, absolutnie wszystkie sytuacje życiowe sprawdzają
astrologicznie, muszą na nie znaleźć jakieś uzasadnienie w horoskopie, niczego
się nie podejmą, jeśli aktualne tranzyty nie są zbyt pomyślne, a wszystkie
swoje niepowodzenia zwalają na jakieś napięciowe układy. Stąd już tlyko krok
do obsesji, bezwolnej postawy wobec życia, a wręcz uzależnienia. Tylko
patrzeć, jak niektórzy adepci astrologii będą się tłumaczyć przed szefem w
pracy, że czegoś nie zrobili z powodu kwadratury Merkurego, będą się obawiali
zagotować wodę na herbatę, bo jakiś nieciekawy układ aktualnie siedzi na
osiach i jeszcze im się czajnik spali suspicious , albo będą pisali długie i
pracochłonne artykuły i posty na temat współzależności tego, co jedli na
śniadanie od aktualnej pozycji Księżyca w znaku suspicious Owszem, przyznaję, że co
dla kogo istotne, jest rzeczą względną, ale mnie to się od razu kojarzy z tymi
absurdalnymi i niczemu nieprzydatnymi badaniami naukowymi, za które
przyznawane są Anty-Noble - np. prace norweskich biologów, którzy badali
wpływ piwa, czosnku i śmietany na apetyt pijawek suspicious Nie mówiąc o tym, ze taka
osoba jest nieznośna dla otoczenia w sposób, który bardzo trafnie opisał
Hattric w innym wątku - "Aloes jest dobry na wszystko" wink Można tu jeszcze
dodać - "Kto o czym, jak o czym, a nasza Marysia zawsze o pierogach" big_grin
Obserwuj wątek
    • dafne04 Re: uzależnienie od astrologii 18.03.06, 11:46
      Bardzo dobry temat (kusi mnie jeszcze, aby zapytać kiedyś na forum o historię
      największych pomyłek we własnej praktyce). Świetną ilustracją obsesyjnego
      uzależnienia było kiedyś opowiadanie zamieszczone na "Astrolabium" -
      bodajże "Astrolog", w którym bohater czekał spietrany na swój ciężki tranzyt i
      tak się nakręcił, że sam sprowokował niemiłe, lecz zupełnie błahe wydarzenie.
      To jest chyba tak, że im dłużej człowiek siedzi w astrologii, tym bardziej
      przekonuje się, że "to działa", ale zupełnie inaczej manifestuje się. Poznajesz
      coraz więcej technik prognostycznych i trzeba by chyba być cyborgiem, aby
      wszystko przestrzennie powiązać (jak najbardziej syntetycznie)i "strzelić" w 10
      z dokładną naturą i charakterem wydarzenia (tzn. czy mars poparzy Ci paluszek w
      kuchni, czy może odetnie coś, albo czy żona Cię rzuci, czy tylko zmieni swój
      image). A jak prognoza nie sprawdzi się, to może być jeszce winna temu jedna z
      gwiazd , o takiej czy innej naturze.Przyznam, że śmieszą mnie osoby,które
      codziennie rano badają swoje tranzyty i wg nich układają swój dzień (a są
      takie)- kiedy one po prostu żyją? Myślę, że (niestety - dla tych, którzy
      koniecznie chcą mieć przepis na mechanikę wszechświata i reguł )można tylko
      przewidzieć "naturę", ogólny zarys wydarzenia, a taka np. astrologia finansowa
      jest dla mnie bzdurą (tu przepraszam jerrego, chyba że jest już milionerem, to
      szybko i pokornie zmieniam zdanie). Ale muszę powiedzieć, że jestem przekonana
      bardzo o "działaniu" , jeśli chodzi o całą astrologię "kontaktową". Już dawno
      przestałam zaglądać w horoskopy nowo poznanych osób, dopiero gdy krystalizują
      się kontakty (pozytywne i negatywne) i owszem , zaglądam w horoskop, niejako po
      fakcie. I okazuje się że , np. czyjś pluton na moim marsie daje mi do vivatu,
      mam więc okazję popracować nad sobą, ta osoba kontaktowa zresztą też. Co
      innego, gdy gości tam wenussmile, nie powiem, aczkolwiek bez przesady.
      Pozdrawiamsmile- miłośniczka astrologii w dalszym ciągu.
    • neptus Re: uzależnienie od astrologii 19.03.06, 02:00
      Każda przesada jest nonsensem, a granica zainteresowania a manii jest płynna.
      Początkujący mają mnóstwo zapału i zwykle równie czesto patrzą w horoskop, co
      wyciągają z niego błędne wnioski. Czy to jest złe? Niekoniecznie. Uczą się na
      własnych błędach i dobrze, ze zajmuja sie drobnymi sprawami, ktore nie mają
      większego wpływu na ich zycie. Potem przychodzi trochę więcej wiedzy i
      doswiadczenia i zaczyna się selekcjonowac, na co warto patrzec, a na co nie.
      Kiedy odpowiedzi na wszystko szukamy w horoskopie to z pewnością jest niezbyt
      mądre. Natomiast obserwowanie, jak nam się realizują tranzyty, nawet te częste,
      jak np. Księzyca może nam sporo powiedzieć o tym, jacy jesteśmy.
      Mnie osobiście bawi obserwacja tranzytów. Nie patrzę zwykle w horoskop, kiedy
      umawiam się z kimś na spotkanie ale zwykle patrzę w niego, zanim spotkanie się
      odbędzie i obserwuję, jak ono przebiega. To jest często niezła zabawa, a przy
      tym niejednokrotnie okazuje sie, ze realizacja tranzytu przebiega nieco inaczej
      niż się spodziewałam. To dobra lekcja, przypomina, ze każdy układ ma wiele
      realizacji i zawsze trzeba zachowac dystans do swoich interpretacji.
      Na codzień obserwuję przede wszystkim tranzyty długokresowe, te rozwazam na
      wszystkie mozliwości i staram się do nich "ustawić" tak, by jak najwięcej
      zyskać z tej lekcji i nie "oberwać". Czasem jednak sprawdzam i drobne
      wydarzenia, na jakich układach się przytrafiły. Robie to troche dla nauki,
      troche dla zabawy, ale i dla kontroli, czy przypadkiem nie przegapiłam czegoś
      ważnego. Pewnie, ze sprawdzanie czy ascendent jest odpowiedni, by zagotowac
      wodę jest bez sensu, ale kiedy okazuje się, ze trzeba kupic nowy czajnik nie od
      rzeczy jest popatrzenie, co sprawiło, ze delikwent nie upewnił się czy w
      czajniku jest woda, chociaż All o tym ciągle przypomina. wink
      Faktem jest, ze zajmowanie sie astrologią powoduje z czasem dość szczególny
      sposób kojarzenia (pojawiają sie w umyśle efemerydy i kolka) i konieczność
      trzymania na wodzy języka, by na widok zapalonego astrologa nie zaczęto w
      krótkim czasie rysować kółek (na czole). smile))
      Masz sporo racji Limetko. Umiar jest potrzebny we wszystkim, a wpatrując się
      non stop w kółka, łatwo przegapić życie. A przecież astrologia ma głównie
      służyć temu, by nasze zycie stało się lepsze i pełniejsze.
    • dori7 Re: uzależnienie od astrologii 19.03.06, 10:27
      limetka77 napisała:

      > albo będą pisali długie i
      > pracochłonne artykuły i posty na temat współzależności tego, co jedli na
      > śniadanie od aktualnej pozycji Księżyca w znaku suspicious

      Akurat to moze byc polaczone z bardzo ciekawa obserwacja cyklu Ksiezyca, ktory
      wplywa na zapotrzebowanie organizmu na rozne skladniki pozywienia, zwieksza i
      zmniejsza apetyt. Nie ma z czego dowcipkowac, kazdy z mocna Panna/6 domem
      pokiwa glowa z powaga smile)

      > Owszem, przyznaję, że co
      > dla kogo istotne, jest rzeczą względną, ale mnie to się od razu kojarzy z tymi
      > absurdalnymi i niczemu nieprzydatnymi badaniami naukowymi, za które
      > przyznawane są Anty-Noble - np. prace norweskich biologów, którzy badali
      > wpływ piwa, czosnku i śmietany na apetyt pijawek suspicious

      No wlasnie - wzglednosc. Dla osoby, ktorej dawno nie bolal zab, ktora nigdy nie
      miala leczenia kanalowego, ktora nie musiala jako dziecko zasuwac do dentysty
      raz na miesiac i wic sie jak piskorz na fotelu, patrzenie w tranzyty na
      wyrwanie zeba bedzie niezrozumiale, wrecz bezsensowne. Dla kogos, kto nie
      zajmuje sie inwestycjami, astrologia finansowa bedzie fanaberia znudzonego
      astrologa-ekonomisty. Dla szczesliwej w wieloletnim zwiazku osoby czyjas
      ekscytacja z powodu ukladu planet dawno wyczekiwanej randki moze byc
      rozbrajajaco zabawna. Punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia.

      Co do reszty - zgadzam sie z Limetka, nie nalezy przesadzac, a przede wszystkim
      zapominac, ze do nas nalezy, co zrobimy z danym tranzytem, jak go wykorzystamy
      i spozytkujemy: czy przyswoimy lekcje Saturna, czy zauwazymy, jakich zmian w
      nas wymaga pozornie nawolujacy do rewolucji we wszystkim dookola Uran, czy damy
      szanse i mozliwosci dzialania Jowiszowi itd. Niestety, na polskim rynku
      najbardziej rozpowszechnione sa ksiazki, ktore 'odbebniaja' po kolei kazdy
      tranzyt bez wnikania w jego istote i ksztaltuja w czytelnikach postawe, ktora
      kiedys na forum funkcjonowala pod nazwa 'tranzytyzm'.

      P.S. A taka Marysie z pierogami vel aloesem znam w gorszej edycji - wystarczy,
      ze ktos sie na cos poskarzy, a ona w glos: 'nie ma jak... lewatywa!!' tongue_out
      • pipcio2 Re: uzależnienie od astrologii 19.03.06, 10:42
        dori7 napisała:
        >
        > P.S. A taka Marysie z pierogami vel aloesem znam w gorszej edycji -
        wystarczy,
        > ze ktos sie na cos poskarzy, a ona w glos: 'nie ma jak... lewatywa!!' tongue_out

        Jakież to plutoniczne. smile))))) A swoją drogą, w czasach średniowiecza, na
        którego "mądrości" niektórzy bardzo lubią sie powoływać, lekarze byli
        astrologami, a astrolodzy lekarzami i lewatywa oraz puszczanie krwi były
        powszechnie traktowane jako jedyne panaceum na wszystko.
    • anahella Re: uzależnienie od astrologii 19.03.06, 18:57
      Powiem Ci szczerze: tez tak mialam na poczatkusmile
      To jest chyba jak swinka czy odra - trzeba to przejsc i juz.
      Osobiscie notuje pewne daty, by potem sie im przyjrzec z dystansem. Notuje daty,
      ktore mnie interesuja, a inne kompletnie olewam.

      Mysle ze ludzie przygladaja sie swoim i tranzytowym kolkom w zaleznosci od
      zainteresowan. Jedni z zainteresowaniem obserwuja dzieje kolejnych rzadow i
      sejmow, inni patrza na horoskop przy obserwowaniu gieldy, jeszcze inni umawiaja
      sie do fryzjera gdy Ksiezyc siedzi im na Wenus itp. Kazdy przypadek, jest okazja
      by zaobserwowac wplywy planet i potem podzielic sie z nami ta wiedza na forum.

      > Tylko
      > patrzeć, jak niektórzy adepci astrologii będą się tłumaczyć przed szefem w
      > pracy, że czegoś nie zrobili z powodu kwadratury Merkurego

      Kiedys w pracy mialam dosc nerwowa atmosfere: ludzie biegali, krzyczeli, klocili
      sie. Popatrzylam na nich i powiedzialam: "eeee, czemu sie tak wsciekacie,
      wystarczy ze Merkury jest retro".
      Atmosfera natychmiast sie rozladowala, uczestnicy scysji wybuchneli smiechem, i
      od tej pory tekst o Merkurym w retro konczy spory - niezaleznie od tego czy
      Merkury aktualnie jest w retro czy nie. smile

      Ale mysle ze poruszylas tu inny problem, dosc czesty temat sporow astrologow:
      czy to horoskop nas prowadzi, czy my tylko realizujemy jego potencjaly.
      Sadze, ze ci, ktorzy opowiadaja sie za pierwsza opcja szybko przekonuja sie ze
      horoskop za nich zycia nie przezyje i albo wracaja na bardziej swiadome tory,
      albo staja sie zagorzalymi przeciwnikami astrologii.

      Uzaleznienie od czegokolwiek jest meczace dla otoczenia, i nie ma znaczenia czy
      chodzi o alkohol czy astrologie.
    • ball_bina Re: Zgadzam się z autorką postu...i dodam 19.03.06, 20:40
      że w tej przesadzie widzę nadużywanie astrologii. Wcale to nie jest zabawne,
      gdy 'gotowanie jajka na twardo' ma zależeć od kilku negatywnych tramzytów
      Marsa...smile)))To tylko mały przykład tego co mnie rozczarowało... poza tym
      zwalanie niedogodności życia, na planety jest ucieczką od odpowiedzialności za
      swoje losy oraz uciekaniem od rzeczywistości.
      • anahella Re: Zgadzam się z autorką postu...i dodam 20.03.06, 04:27
        ball_bina napisała:

        > że w tej przesadzie widzę nadużywanie astrologii.

        Gdy to nikomu nie szkodzi to nie ma problemu. Pierwsza fascynacja astrologia
        najczesciej sama przechodzi jak nieleczony katar i wracamy do normalnosci.

        O wiele wazniejsze jest w poczatkowej fazie nauki, zapisywanie roznych wydarzen,
        by potem je analizowac w oparciu o nastepne, bo astrologia nas uczy, ze zycie to
        zlozony zestaw cykli. Zatem jesli jakies wydarzenie ma miejsce na nowiu, to
        potem bedziemy patrzec na cykl swiatel, by rozumiec jak sytuacja sie rozwija.
        Zaczynajac od spraw malych, powoli dojdziemy do wiekszych i dojdziemy do
        lepszego rozumienia wlasnego horoskopu.
    • arcoiris1 Re: uzależnienie od astrologii 20.03.06, 11:15
      zauwazyłam że nieciekawie sie czuje w dniach kiedy Księzyc tranzytuje w
      opozycji do mojego Księzyca i Plutona, jestem wtedy rozdrazniona, mam dola,
      psycha mi siada. Tranzyty dlugofalowe - no nie ma sie wpływu za bardzo, chyba
      ze sie czlowiek na pare lat zamknie w domu albo jest takim mistrzem jak Woland
      i potrafi sobie obliczyc co do stopnia kiedy cos sie wydarzy wink
      • romy_sznajder Re: uzależnienie od astrologii 20.03.06, 12:42
        chyba nie jestem odosobniona w pogladzie, ze nie ma lepszego sposobu, zeby sie
        nauczyc astrologii. zgaza sie: przez to trzeba przejsc, stawiam wrecz teze, ze
        jesli ktos nie przejdzie, to nigdy nie wgryzie sie w astrologie. to jest
        najlepszy sposob, zeby przestac obawiac sie tranzytow uznanych za zle, i zeby
        dostrzec, ze czesto mimo wielkich wysilkow - przy najlepszych nie osiaga sie celow.
        paradoksalnie - precyzyjne, graniczace z uzaleznieniem obserwacje efemeryd ucza,
        ze tranzyty to rzecz wzgledna, przeczaca zasadzie przyczyny i skutku, za to
        wskazujaca na rownoleglosc, synchronizm. taka lekcja uducza fatalizmu, chociaz
        na poczatku oczywiscie fatalizm rzadzi.
        kiedy po setnym, dwusetnym dniu, kiedy mialo byc zle, a bylo niezle, albo
        odwrotnie, mozna sprobowac [!] zobaczyc las, zamiast drzew.

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka