kriss67
06.03.08, 08:50
6 marca 1902 roku założono legendarny klub piłkarski Real Madryt
"Real Madrid Club de Fútbol – hiszpański klub sportowy istniejący od
1902 roku. Słynie z sukcesów istniejącej od chwili założenia drużyny
piłkarskiej, która trzydzieści razy zdobyła mistrzostwo Hiszpanii,
dziewięć razy Ligę Mistrzów, a także wiele innych trofeów, w tym
przyznany w 2000 roku przez FIFA tytuł najlepszego klubu w XX wieku.
Od 1947 roku rozgrywa domowe mecze na stadionie Santiago Bernabéu
nazwanym na cześć byłego prezesa, za czasów którego klub zdobył
najwięcej trofeów."
Od kilku lat "Królewscy" - bo taki noszą przydomek piłkarze Realu -
toczą regularne wojny z Barceloną o mistrzostwo Hiszpanii, nieraz
skutecznie, jednak w europejskich pucharach zawisła nad nimi jakaś
klątwa. W dniu wczorajszym, a wiec w przededniu rocznicy powstania
klubu, w fazie pucharowqej Ligi Mistrzów musieli uznac wyższośc
futbolistów z Wiecznego Miasta - piłkarzy AS Roma. Przegrali na
własnym stadionie 1-2 i muszą czekac kolejny rok aby zabłysnać w
Europie.
Poniżej macie opis meczu z roku 2002. Był to ostatni mecz, w którym
Real Madryt, jeszcze w składzie "galaktycznym", sięgnął po Puchar
Europy w piłce noznej:
"Po porywającej grze i heroicznych interwencjach rezerwowego
bramkarza Ikera Casillasa Real Madryt pokonał Bayer Leverkusen 2:1 i
w stulecie klubu zdobył dziewiąty tytuł najlepszego klubu Europy.
Ostatnie 20 minut Bayer bez wytchnienia oblegał bramkę Realu. Po 90
minutach wspaniałej gry sędzia doliczył siedem minut i właśnie wtedy
zaczął się największy dramat. Najpierw w nieprawdopodobny sposób
Casillas (wszedł na boisko w 68. min, bo kontuzjowany Cesar nie był
zdolny do gry) wybił nogami piłkę po strzale z trzech metrów
Berbatowa, a potem obronił uderzenie głową z siedmiu metrów. I
wreszcie wielki mecz się skończył. 25 tys. fanów z Madrytu fetowało
sukces w sposób histeryczny. W stulecie klubu Real zdobył wreszcie
pierwsze trofeum.
To po prostu nie mógł być słaby mecz, bo spotkały się w nim dwa
zespoły złożone z niemal samych piłkarskich indywidualności.
Wspaniała gra zaczęła się od początku. Do ataku rzucił się najpierw
Real. I gdy wydawało się, że Niemcy opanowali sytuację, Lucio
zupełnie zagapił się przy wyrzucie piłki z autu. Roberto Carlos
rzucił ją daleko, aż na pole karne Bayeru, a Raul, wyprzedzając
brazylijskiego stopera, strzelił technicznie. Hans Joerg Butt
wykonał jakąś dziwną figurę i puścił piłkę koło nogi. Było 1:0 dla
stuprocentowego faworyta. I wtedy Niemcy ocknęli się naprawdę.
Dłużej byli przy piłce, dominowali, rozgrywali. Real kontrował
bardzo groźnie i Morientes dwa razy zagroził bramce Bayeru. Ale w
14. min kolejna akcja Niemców zakończyła się golem. Lucio
wykorzystał małą ruchliwość Hierro, wyskoczył wyżej do centry z
wolnego i zdobył głową bramkę.
Mecz nadal toczył się w szybkim tempie, ale do graczy Realu wyraźnie
dotarło, że mają przeciw sobie nie tylko wspaniały kolektyw, ale 11
piłkarzy naprawdę świetnie wyszkolonych, niebojących się pojedynków
indywidualnych, a nawet mających przewagę w walce jeden na jeden.
Cały czas jednak obowiązywała reguła: ten był lepszy, kto miał
piłkę, kto atakował. Prostsza część piłkarskiego zawodu, czyli
rozbijanie akcji, sprawiała jednym i drugim więcej kłopotu.
Mecz pełen był technicznych zagrań, niekonwencjonalnych przyjęć
piłki - wewnętrzną i zewnętrzną częścią stopy, tak jak wymagała
akcja, a nie jak pozwalały umiejętności techniczne. Bo jedni i
drudzy mają wielkie. Sztuczki techniczne nie służyły ośmieszaniu
rywala lub popisywaniu się, ale zupełnie praktycznym celom. Niemcy
kilka razy z sukcesem powtarzali swoją ulubioną akcję - wrzucali
delikatnie piłkę w pole karne nad linią obrony, gdzie do piłki
dopadał Neuville i zagrażał Cesarowi.
Przez dużą część pierwszej połowy to wielki Real był bardziej
zagubiony. W 22. min fantastyczny cross Lucio na lewą stronę omal
nie zakończył się golem. Roberto Carlos nie sięgnął piłki, a Brdarić
nie wykorzystał sytuacji sam na sam z Cesarem. Osiem minut później
został zmieniony.
Nie wszyscy jednak grali wspaniale. Luis Figo mało był przy piłce,
przegrywał pojedynki z Placente, a na dodatek nie wracał, gdy
Argentyńczyk szedł do przodu. Zidane też nie zachwycał na początku.
Ani razu nie wypracował partnerom dobrej sytuacji. Ale wielkość
Realu polega na tym, że jej gracze nie potrzebują wielkiego dnia, by
robić rzeczy wielkie. Tak jak Zidane w 45. min. Solari wspaniale
rzucił piłkę do Roberta Carlosa, ten zagrał ją lobem w pole karne, a
Francuz niewiarygodnym wolejem z lewej nogi zdobył drugiego gola dla
Realu. Lot piłki można było oglądać w uniesieniu kilka razy.
W przerwie rozrywką dla skołatanych serc kibiców był popis gołego
Szkota, który wbiegł na murawę.
W drugiej połowie przyszły jeszcze większe emocje. Zidane zaczął
grać fantastycznie i wydawało się, że Real szybko zdobędzie bramkę.
Ale Morientes i Raul pudłowali. Bayer powoli jednak zdobywał
przewagę. A już pod koniec bez wytchnienia atakował, nie schodził z
pola karnego Realu. W międzyczasie kontuzji doznał Lucio, a na
koniec bramkarz Leverkusen Butt pobiegł do przodu i wspaniale
główkował. Minimalnie niecelnie. Bohaterem wieczoru był jednak jego
rywal - Iker Casillas.
REAL MADRYT - BAYER LEVERKUSEN 2:1 (2:1)
BRAMKI: Raul (9.), Zidane (45.) - Lucio (14.).
REAL: Cesar (68. Casillas) - Salgado, Hierro, Helguera, Carlos -
Solari, Makelele (73. Conceicao) - Zidane, Figo (61. McManaman) -
Raul, Morientes.
BAYER: Butt; Placente, Sebescen (Kirsten, 65.), Lucio (Babic, 90.),
Zivkovic - Schneider, Ramelow, Ballack, Basturk - Neuville, Brdaric
(Berbatov, 39.)
WIDZÓW: 52 000. SĘDZIOWAŁ: Urs Meier (Szwajcaria)
Pozdro
Krzysztof