Gość: Kuba
IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl
19.12.10, 11:07
Hej,
Dom:
Tak w skrócie, żeby nie przynudzać za bardzo...
Ja 41 lat. Żona również. 15 letni syn. Małżeństwo od 18 lat. Miłość klasowa z liceum :)
Całkiem fajne z nas małżeństwo. Nieźle się dogadujemy. W łóżku lepiej niż fajnie :)
Miła sielanka. Wżyciu mi nie przeszła przez głowę zdrada bo jakoś nei miałem powodów do zdrady.
Praca:
Ona 26 lat. Mężatka od roku. Od zawsze się lubiliśmy. I nic więcej. W 2 innych działach. Zawsze uśmiechnięci i kupa niewinnych żartów. I nadal nic więcej.
Zadne z nas nawet nie myślało o tym żeby było coś innego...
1,5 roku temu impreza firmowa na wyjeździe nad morzem.
Stało się... Po prostu się stało... Tak zupełnie nieplanowane, spontaniczne i mocno obydwojga zaskakujące.
Od tego czasu spotykamy się mniej lub bardziej regularnie.
Tylko seks i fajna zabawa w łóżku. Zero obopólnych obietnic, zero miłości, zero zakochania.
Potem jej ślub. Fajna i przyjemna impreza i dla niej i dla mnie (byliśmy z żoną na weselu).
Oni planują dziecko, chca kupować mieszkanie - wszystko wygląda ładnie i miło...
Aż tu podczas pewnego spotkania mówi mi że z mężem nie sypia, zakochała się we mnie.
I nie chciałaby żebym "zdradzał" ją ze swoją żoną...
Hmmm... Zdębiałem na maksa... Zawsze tylko chodziło o fajne spędzenie czasu i obydwoje sobie świetnie zdawaliśmy sprawę, że razem nie będziemy i ani nawet tego nie planowaliśmy nigdy. Nawet w żartach...
A tu dostaję obuchem w czoło...
Jest świetną dziewczyną a nie wiem jak jej nie zranić. Nie chcę żeby cierpiała a na to się zanosi jeśli będę chciał zakończyć ten związek.
W grę nie wchodzi że odejdę od żony o czym zawsze dobrze wiedziała. Nigdy jej to nie przeszkadzało.
No i mam niezły zgryz... :(