nieznajoma2422
28.04.23, 06:45
Z góry proszę o poradę, może ktoś przeżył coś podobnego i umie doradzić. Byłam w związku z chłopakiem 3,5 roku. Od samego początku znajomosci kłamałam, w głupim internecie kłamałam z tym gdzie mieszkam, jak wyglądam, czym się zajmuje, dosłownie zbudowałam nową siebie. Chłopak pokochał mnie, ja jego. Wybaczył mi to. Jednak moich kłamstw końca nie było, nie chciałam mówić prawdy na temat przeszłości z innymi mężczyznami, na temat imprez, szkoły, życia, i kłamałam. Wpadłam w wir kłamstw i leciało kłamstwo za kłamstwem. Doszło do tego ze totalnie stracił do mnie zaufanie, wraz z szacunkiem. Byliśmy razem dalej, ale działaliśmy na siebie destrukcyjnie. On z frustracji, strachu, braku zaufania zaczął mnie wyzywać. A ja? Wciskałam kolejne kłamstwa poprzez płacz żeby go nie stracić. Wiem ze byłam patologiczna kłamczuchą. (Myślicie ze mogło się to wziąć z tego ze od 11 roku życia wychowywałam się bez ojca?) Tak nasz zwiazek się toczył, jak spędziliśmy czas ze sobą było cudownie, jak byliśmy osobno były wojny wyzwiska i płacz. Dodam ze to zwiazek na odległość 400km. Po 3 latach mi się oświadczył mimo tego wszystkiego. Prosił mnie chocby nie wiadomo co zebym nie ściągała pierścionka. I co? Tydzień później kłótnia o mojego byłego a ja mu jebłam pierścionkiem. Wiem ze jestem wybuchowa nerwowa destrukcyjna. Ale przejdźmy dalej. W maju 2022 zamieszkaliśmy razem, ale były awantury, wyzwiska, płacz, kłótnie. Aż w sierpniu wyprowadziłam się do swojego rodzinnego domu. Błagał mnie zebym została ale ja nie umiałam. Minęło 8 miesięcy odkąd nie jesteśmy razem a ja dalej o nim myśle. Serce mnie ciągnie do niego strasznie. Jego do mnie tez. Ciagle mamy kontakt, piszemy, rozmawiamy, wysyła mi kwiaty i próbuje mnie odzyskać. Myślicie ze warto spróbować? Ze warto zaufać? Bez kłamstw i krętactwa. Ja go rozumiem bo był sfrustrowany, nie ufał, bal się. Ale jednocześnie bardzo się boje. Chciałabym go zobaczyć, porozmawiać z nim. Z takimi myślami walczę 8 mięsie u. Czuje jak cholernie go kocham, jak bardzo chce pomoc jemu i sobie. Zrobić to wszystko tak jak powinnam zrobić od samego początku. Myślałam tez o psychologu. Ściska mnie jak widzę jak on cierpi, jak go wielokrotnie zranilam. Brzydkie słowa nie są Ok. Ale może rzeczywiście ro był powód? Ja tez świętoszkiem nie jestem.
ale chciałabym poruszyć jeszcze jeden temat. Raz już chciałam się z nim spotkać, jak powiedziałam o tym mamie to była straszna awantura. Strasznie krzyczała ze jestem głupia, ze chce takiego życia, ze ona go widzieć nie chce, ze on mi coś może zrobić. A jak próbowałam powiedzieć „ ale mamo, ja go oklamywalam” to usłyszałam ze kazda ofiara przemocy tak mówi. Powiedzcie mi jak zakomunikować to mamie która jest jednocześnie powiernikiem moich największych problemów i rozterek, ze czuje to co czuje i żeby to zaakceptowała. Naprawdę nie wiem co mam robić i liczę na to ze ktoś mi tutaj coś doradzi, z własnego doświadczenia. Pozdrawiam