Gość: jb
IP: *.nuph.us.edu.pl
05.09.01, 16:46
Ale maz twierdzi, ze nachalnie obmacujac mnie przy
ludziach zaspokaja moja potrzebe okazujac mi upragnione
uczucia!
To co sie ostatnio dzialo, a dzialo sie przez okolo pol
roku zmienilo mnie jeszcze bardziej w stosunku do tego
co bylo na poczatku naszej znajomosci i pomimo iz maz
domaga sie abym cos zrobila i zaczela traktowac go tak
jak "dawniej" - czuje sie zupelnie bezsilna i wydaje
mi sie, ze to jest niemozliwe.
Zawiodlam sie bolesnie na swoim mezu, stracilam do
niego zaufanie i szacunek. Nie potrafie kochac takiego
czlowieka i czuje sie winna, no bo przeciez obiecalam
"milosc, wiernosc i uczciwosc malzenska dopoki
smierc nas nie rozlaczy". A z drugiej strony - czuje
jak sie dusze i umieram w takim zwiazku. Od ponad dwoch
miesiecy nie wspolzyje z mezem i chyba teraz cala
Polska czytajac to sie ze mnie rozesmieje
- bo pomimo iz jestem od niego zaradniejsza i dosyc
silna fizycznie - boje sie go. Boje sie, nie ufam mu,
wrecz zaczelam odczuwac obrzydzenie wobec jego ciala,
a mysl o ponownym podjeciu wspolzycia z nim napelnia
mnie bolem, rozpacza i przerazeniem, powraca
w pamieci poczucie krzywdy i upokorzenia ktorego
doznalam. Choc przeciez nie bylo tu zadnej przemocy
fizycznej z jego strony a wrecz to ja pragnelam sie z
nim kochac - czuje sie jakby zgwalcil moja psychike.
Zapewne osmieszam sie takim stwierdzeniem, ale ja tak
to teraz odbieram - jako forme przemocy.
Nie potrafie poradzic sobie z moimi poplatanymi myslami
- z jednej strony slysze glos mojej matki, ktory
twierdzi ze taki juz los kobiety i ze trzeba znosic go
w milczeniu. Po tej samej stronie stoi moj maz ktory
nie pije, nie pali, nie zdradza, nie bije, podjal
prace i cos tam (wprawdzie niewiele) zrobi w domu
- czyli jednak przyzwoity obywalet Rzeczypospolitej.
Po drugiej stronie stoje ja i nawet nie mam pewnosci,
czy zostalam skrzywdzona w sensie obiektywnym, czy jest
to tylko subiektywne odczucie mojego przewrazliwionego
umyslu. Po mojej stronie stanely orgazmy, ktore po tych
ekscesach z mezem funduje sobie obecnie wlasnorecznie,
pozwalajac wzlatywac duszy ku spelnieniu. Po tej
stronie stanely takze moje sny erotyczne w ktorych z
blizej nieokreslonym mezczyzna zaznaje rozkoszy na sto
sposobow - od pelnego czulosci i niesmialosci az po
dzika namietnosc. No i notes dolaczyl do towarzystwa,
bo to co mi sie sni noca lub marzy w tramwaju spisuje
w formie opowiadan lub wierszy - az strach dac to komus
do przeczytania, zwlaszcza osobie staroswieckiej choc
nie ma tam ani seksu oralnego, analnego czy
sadomasochizmu - jest tylko burza uczuc i taniec nagich
cial, albo przynajmniej - skapo odzianych...
A gdzies posrodku stanal strach, ze nigdy nie spelnia
sie moje marzenia, ze juz zawsze pozostanie tak jak
teraz. A dlaczego ? Bo nie wiem co robic. Z jednej
strony chcialabym sie rozwiesc i zaczac nowe zycie.
Probowalam rozmawiac o tym z moim mezem, mowilam jak
bardzo czuje sie skrzywdzona, prosilam zeby znalazl
sobie jakies mieszkanie i zebysmy rozstali sie jak
ludzie - on jednak poczul sie zraniony i urazony tym,
ze wyrzucam go z moich czterech katow w hotelu
asystenckim, a do tego twierdzi ze nasze malzenstwo mu
odpowiada i na zaden rozwod nie wyrazi zgody. Boje sie,
ze skrzywdzilabym go odchodzac.
Wiem takze, ze gdybym chciala wniesc sprawe to nie mam
przeciwko niemu zadnych dowodow, bo mojej "zgwalconej"
psychiki nie da sie chyba pokazac przed sadem.
Swiadkow tez nie mam, no bo przeciez nie byl to seks
grupowy. Nawet jesli przez 6 miesiecy nie przejdzie mi
to obrzydzenie domeza to jak udowodnic, ze nastapil
"calkowity rozpad pozycia malzenskiego" - wezwac na
swiadka przescieradlo???
Przepraszam za te gorzka ironie, ale czuje sie
bezradna. A jeslibym sie rozwiodla to co? Boje sie
samotnosci i boje sie z kims zwiazac, no bo jesli
wszyscy faceci sa tacy sami???
Czuje sie jak zwierze w potrzasku - obawiam sie ze nikt
mi nie uwierzy, ze tak bylo naprawde. I znowu nie mam
zadnego dowodu na to, ze nie wyssalam tej historii z
palca...
Nikt z moich znajomych nie ma pojecia jakie wspomnienia
kryja sie w mej pamieci i dlaczego jestem taka
zgorzkniala i cyniczna, jak bardzo przez cale zycie
bylam glodna uczuc i do jakiego stopnia wlasne
przezycia wydaja mi sie tragiczne. Ale pewnie jakis
moralizator-przesmiewca z prawicowo-katolickiej
czesci forum powie mi, ze przesadzam i ze moje
miejsce jest przy mezu, a ja jestem zwykla egoistka
- zimnym kublem wody gaszac nie do konca jeszcze
rozbudzone nadzieje na szczesliwe zycie.
Boleje nad tym co sie stalo i nad tym, ze jestem jaka
jestem i nie wiem co myslec o sobie samej...