Dodaj do ulubionych

"Nasze wydawnictwo nie łamie umów!"

31.01.04, 12:44
W lipcu 2000 r. zawieram umowę z wydawnictwem na tłumaczenie książki. Książkę
zaproponowało wydawnictwo. Nieduże, raczej niekomercyjne, cieszące się dobrą
opinią. Termin tłumaczenia czerwiec 2001, termin wydania czerwiec 2002,
płatność za tłumaczenie 50% po oddaniu tłumaczenia, 50% po wydaniu książki.
Dwa lata czekania na pełne honorarium trochę długo, ale widać wyraźnie, że
wydawnictwo nie najbogatsze, woli dać dłuższe terminy, ale się z nich
wywiązać. W sumie rozsądnie, a co tu dużo mówić, na wydawanie literatury
szwedzkiej za dużo chętnych nie ma, bierze się, co jest, i nie marudzi.
Książka nieduża, 8 arkuszy, rok na tłumaczenie aż nadto, oddaję w terminie.

Za pierwszą ratę honorarium planuję remont, ale wiem, jak jest, śpiewkę znam
na pamięć: przejściowe kłopoty, bo trudny rynek książki itede, itepe,
zapłacą, to zawołam ekipę remontową. Ale dostaję potwierdzenie - o które nie
proszę - że pieniądze wpłyną w ciągu tygodnia. Dobra nasza, myślę sobie, nikt
nie deklaruje zapłaty w ciągu tygodnia, nie mając pieniędzy, wołam ekipę. Po
tygodniu pieniędzy nie ma, ale ekipa się grzebie, więc na razie nie ma
problemu. Pytam w wydawnictwie, co jest. Przepraszamy, już przelewamy
pieniądze. Świetnie. Przelew szedł kolejny tydzień i nie doszedł. Dzwonię do
wydawnictwa, bo majster łypie na mnie wzrokiem, że gość jestem podejrzany,
niewypłacalny. Łapię szefa wydawnictwa pod komórką, a ten się dziwi, że
przecież zlecił przelew księgowej. Mówię, że do niej zadzwonię, szef na to,
że sam załatwi. Aha, facet kręci, i to był pierwszy dzwonek alarmowy. Z
pierwszej raty po wielu dopominaniach się dostałem raptem część.

Kwiecień-maj roku 2002, książka ma być w czerwcu, a tu żadnego zawiadomienia
o korekcie autorskiej, nic, trochę późno. Piszę do wydawnictwa. Mamy
trudności, książki w tym roku nie wydamy. Nie: przepraszamy, mamy trudności,
czy zgodziłby się pan przedłużyć termin oznaczony w umowie, tylko: nie
wydamy. A kiedy wydacie? Na początku przyszłego roku. Dobrze, niech będzie.
Wydawnictwo niekomercyjne, na pewno cienko przędzie, trzeba być wyrozumiałym.

Początek roku 2003, piszę do wydawnictwa z pytaniem, kiedy dostanę resztę
honorarium, bo planowany termin wydania, czyli płatności drugiej raty, minął,
a jeszcze wiszą mi część pierwszej, i z pytaniem, kiedy książka będzie
wydana. Odpowiedź: na razie nie planujemy wydania. Krew mnie już zalała, ale
ktoś w wydawnictwie zreflektował się, że nie przyszedł tłumacz z ulicy,
pytając, czy łaskawie mu coś wydadzą, tylko pyta tłumacz, z którym
nieopatrznie podpisali umowę. Zaraz przychodzi drugi mail: ustalamy właśnie
plany wydawnicze, prosimy o trochę cierpliwości - do końca stycznia zapłacimy
drugą ratę i podamy termin wydania. Zaczął się luty, nie ma ani pieniędzy,
ani terminu. Dopominam się o odpowiedź i pieniądze. W końcu dostaję odpowiedź
(pieniędzy nie): mamy trudną sytuację, książkę wydamy do końca czerwca 2004
roku. Nie: przepraszamy, mamy trudności, czy zgodziłby się pan przedłużyć
termin oznaczony w umowie, tylko: wydamy do końca czerwca 2004. To mi się już
zdecydowanie przestaje podobać, dostrzegam też, że trudna sytuacja jest
wygodną wymówką, bo wydawnictwo inne książki regularnie wydaje, ma dobre
układy z pewną ogólnopolską gazetą i większość jego książek jest tam
recenzowanych. Akurat tę gazetę czytam, więc zaczynam czuć się robiony w
konia.

Piszę do wydawnictwa, że na taki termin się nie zgadzam, tym bardziej, że nie
mam żadnej gwarancji, że zostanie dotrzymany. Proponuję dwa warianty: dłuższy
termin płatności zaległego honorarium, krótszy wydania lub krótszy termin
płatności a dłuższy wydania, maksymalnie do końca 2003 roku. Odpowiedź od
szefa wydawnictwa: odpowiada nam ten dłuższy termin płatności, a książkę
wydamy do końca czerwca 2004 roku. Odpisuję, że takie negocjacje są
niepoważne, była to propozycja wiązana, a nie że wydawnictwo wyskubie sobie z
niej, co mu pasuje. Odpowiedź od szefa wydawnictwa: potwierdzamy chęć wydania
książki do czerwca 2004 roku.

Na takie dictum, siadam i piszę pismo, że na podstawie artykułu 57 ustawy o
prawie autorskim wyznaczam wydawnictwu termin wydania książki do 31
października 2003 r., w razie niewydania wypowiem umowę i będę ubiegał się o
odszkodowanie przewidziane w tym artykule. Brak odpowiedzi. We wrześniu
strona szwedzka, która otrzymała kopię ww. pisma, zgłasza się z prośbą, czy
nie byłbym skłonny przesunąć tego terminu do końca roku. Odpisuję, że jest to
rozsądny kompromis, ale jest to termin ostateczny, wysyłam też pismo takiej
treści do wydawnictwa. Brak odpowiedzi.

Książka do końca grudnia nie zostaje wydana.

2 stycznia 2004 r. wysyłam pismo wypowiadające umowę i żądanie odszkodowania.
Jak ktoś uważa, że dotąd były jaja, to niech czyta dalej. Nagle w
wydawnictwie, które nie odzywało się do mnie przez osiem miesięcy, robią się
rozmowni.

Szef wydawnictwa: Książka została skierowana do druku w grudniu, ale z
przyczyn od nas niezależnych druk zostanie zakończony pod koniec stycznia.

Ja: Nie wierzę. Bo czemu nie poinformował mnie pan o tym przed końcem
grudnia, miał pan przecież pismo, że po 31 grudnia wypowiem umowę? Poza tym,
jak to skierował pan do druku, bez korekty autorskiej? I wreszcie tak się
składa, że wiem, ile trwa druk książki, góra trzy tygodnie. Umowę
wypowiedziałem, proszę zapłacić odszkodowanie.

Szef wydawnictwa: Nadal jesteśmy zainteresowani wydaniem tej książki. Wydamy
ją do końca czerwca 2004 r., bo mamy trudną sytuację [oba terminy - trudna
sytuacja i czerwiec 2004 - skądś znane, nie? - przyp. mój] i musieliśmy
przełożyć wiele tytułów zaplanowanych na 2003 rok.

Ja: Jaki 2003 rok? Książka miała być wydana w czerwcu 200_2_ roku. W trudną
sytuację też nie wierzę, bo wydawnictwo w trudnej sytuacji nie czyni takch
inwestycji. [Niestety nie mogę podać, o jaką inwestycję chodzi, bo mogłoby to
zidentyfikować wydawnictwo.] Z odszkodowania nie zrezygnuję, najwyżej mogę je
rozłożyć na raty. Trzy raty i termin wydania do końca kwietnia.

Szef wydawnictwa: Zgadzamy się na przyśpieszenie [sic!] wydania, chcąc
uczynić zadość pańskim warunkom. O jakim odszkodowaniu pan pisze?

Ja: O dodatkowym wynagrodzeniu przewidzianym w artykule 57 ustawy o prawie
autorskim w razie niewydania książki w oznaczonym umową terminie i po
dodatkowym półrocznym terminie.

Szef wydawnictwa: Nie uważam, żeby należało się panu jakieś odszkodowanie.
Wobec takiego stawiania sprawy książkę wydamy do końca czerwca.

Ja: Wydawnictwo złamało umowę, a pan uważa, że tłumaczowi nie należy się
odszkodowanie, mimo że przewiduje je w takiej sytuacji prawo autorskie? O to
odszkodowanie miałem prawo wystąpić rok wcześniej. Nie zgadzam się na termin
czerwcowy. Wypowiedzenie umowy jest wiążące, a odszkodowania będę dochodził
na drodze sądowej.

Szef wydawnictwa: Proszę pana! Nasze wydawnictwo nie łamie umów! To pan nie
wykazuje woli porozumienia!

Ja: [cytuję umowę]: „Wydawca zobowiązuje się wydać utwór (...) nie później
niż do 30 czerwca 2002 roku.” To gdzie ten utwór jest, skoro wydawnictwo nie
złamało umowy?

Szef wydawnictwa: [Brak odpowiedzi]

To jeszcze nie koniec. Po całej tej wymianie korespondencji, którą tu
przedstawiłem w streszczeniu, zachowując sens i niektóre sformułowania,
dostaję list od wydawcy szwedzkiego: „Informujemy, że wydawnictwo z dniem 31
grudnia 2003 r. straciło prawa do wydania książki zgodnie z wcześniejszymi
zapowiedziami.”

Komentarz: Tłumacz wywiązał się z umowy, wydawnictwo nie. Wydawnictwo nie
dotrzymało ustaleń pisemnych. Arbitralnie przekładało terminy określone w
umowie, przy czym tych nowych terminów (chodzi też o płatności) również nie
dotrzymywało. Ale wydawnictwo, czy raczej jego szef, uważa, że wydawnictwo
jest w porządku, bo „nie łamie umów” i gdyby nie ten łajza tłumacz, który
Obserwuj wątek
    • szwedzka Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 31.01.04, 12:47
      Widzę, że jest ograniczenie długości postów, a więc końcówka:

      Komentarz: Tłumacz wywiązał się z umowy, wydawnictwo nie. Wydawnictwo nie
      dotrzymało ustaleń pisemnych. Arbitralnie przekładało terminy określone w
      umowie, przy czym tych nowych terminów (chodzi też o płatności) również nie
      dotrzymywało. Ale wydawnictwo, czy raczej jego szef, uważa, że wydawnictwo jest
      w porządku, bo „nie łamie umów” i gdyby nie ten łajza tłumacz, który, nie
      wiadomo dlaczego, chce się ciągać po sądach i „nie wykazuje woli porozumienia”,
      to przecież wydawnictwo książkę by wydało - dwa lata po terminie - choć nie ma
      już do niej praw.

      Czy ktoś - najlepiej z dyplomem psychologa - mógłby mi to wyjaśnić?

      Paweł
    • yanga Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 31.01.04, 13:09
      Pawle, przestań tłumaczyć, zajmij się pisaniem horrorów, to lepiej na tym
      wyjdziesz. Aż włos się jeży na głowie... Miałam podobną historię z dużym
      wydawnictwem, nie mogę jej opisać dokładnie, bo nadal dla nich pracuję, a
      książkę próbuję sprzedać gdzie indziej (tu akurat nie chodziło o przekład, to
      bardziej skomplikowane). A czy ktoś zna wydawnictwo, które naprawdę dba o
      tłumaczy? Niecierpliwie czekam na odpowiedź.
      • isanda Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 31.01.04, 15:51
        historia jest istotnie prawdziwym horrorem,
        mam jednak nadzieję, że to nie koniec,
        Pawle, czekamy na dalszy ciąg, bo przecież będzie dalszy ciąg, prawda?
        napewno wszyscy ci będą wdzięczni za opisanie tej historii tak szczegółowo
        jest to przestroga, ostrzeżenie, przedszkolenie, przypomnienie, że pracujemy
        na polu minowym, no i jeszcze dokładny opis mechanizmów funkcjonowania
        zasadzki i strategii przeciwnika
        bylibyśmy ci jednak jeszcze bardziej wdzięczni, gdybyś poinformował nas
        że nie ustąpisz i doprowadzisz sprawę do końca
        byłby to precedens, dodałbyś ducha i odwagi tym wszystkim, którzy też po tym
        polu minowym chodzą, a może już nawet zostali mocno poturbowani
        masz tu liczną i solidarną armię aliantów,którzy o twoim zwycięstwie będą
        opowiadać wszystkim tłumaczom do siódmego pokolenia, ku pokrzepieniu serc
        no więc powodzenia i - ciąg dalszy nastąpi, prawda?

        • yanga Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 31.01.04, 17:43


          > masz tu liczną i solidarną armię aliantów,którzy o twoim zwycięstwie będą
          > opowiadać wszystkim tłumaczom do siódmego pokolenia

          Tak jest!!!
          >
        • szwedzka Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 01.02.04, 19:32
          Ciąg dalszy oczywiście nastąpi, jutro wysyłam pozew. Odpowiedź z sądu pewnie
          niestety gdzieś najwcześniej za pół roku, bo to sąd warszawski, ale obiecuję,
          że o finale tej sprawy poinformuję.
          Natomiast co do "licznej i solidarnej armii aliantów", to przykro mi, ale ja
          jej nie widzę. Może na tym forum nie spodoba się, co napiszę, ale tak już jakoś
          zwykłem chodzić pod prąd. Ta liczna armia aliantów opowiadać będzie o moim
          zwycięstwie, ale następnego dnia w wydawnictwie potulnie położy uszy po sobie i
          jak wydawca powie "zapłacimy później", "wydamy później", "nie wydamy w ogóle",
          to nie upomni się o swoje prawa zagwarantowane w umowie. Przecież nieraz
          słyszałem tekst zaczynający się od "inni tłumacze". Inni tłumacze nie
          narzekają, nie krytykują, nie domagają się respektowania umowy, inni tłumacze
          są szczęśliwi, że ten wydawca coś im w ogóle wydał, tylko panu Pollakowi nie
          podoba się, że zrobił to po terminie czy nie zapłacił tyle, ile się należało.
          Narzekam na wydawców, ale przecież opisany przeze mnie wydawca nie jest idiotą.
          On działa na podstawie swojego doświadczenia, a działa od ładnych paru lat i to
          przecież tłumacze nauczyli go, że może podpisaną przez siebie umowę uważać za
          rodzaj niezobowiązującej deklaracji typu "może kiedyś wydamy, może kiedyś
          zapłacimy". I dopóki moje działania będą wywoływały tylko anonimowy aplauz w
          Internecie, a w dniu codziennym nikt tych działań nie zdecyduje się powtórzyć,
          to nic się nie zmieni i wydawcy będą tak nas traktowali, jak traktują.

          Paweł
          • millefiori Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 07.02.04, 20:54
            szwedzka napisał:

            > Ciąg dalszy oczywiście nastąpi, jutro wysyłam pozew. Odpowiedź z sądu pewnie
            > niestety gdzieś najwcześniej za pół roku, bo to sąd warszawski, ale obiecuję,
            > że o finale tej sprawy poinformuję.

            Czekamy na dalszy rozwoj wypadkow

            > Natomiast co do "licznej i solidarnej armii aliantów", to przykro mi, ale ja
            > jej nie widzę. Może na tym forum nie spodoba się, co napiszę, ale tak już
            jakoś
            >
            > zwykłem chodzić pod prąd.

            Dlaczego z gory zakladasz, ze sie nie spodoba? Zostaw ocene innym. Tez poki
            bylam
            fizycznie na miejscu, jesli bylam pewna swej racji, walczylam o swoje i
            cudze.Tylko podkreslam - do tego trzeba byc na miejscu i trzymac reke na pulsie
            wydarzen; z daleka niewiele zrobisz we wlasnej sprawie, czego tez juz
            doswiadczylam.

            Ta liczna armia aliantów opowiadać będzie o moim
            > zwycięstwie, ale następnego dnia w wydawnictwie potulnie położy uszy po sobie
            i
            >
            > jak wydawca powie "zapłacimy później", "wydamy później", "nie wydamy w
            ogóle",
            > to nie upomni się o swoje prawa zagwarantowane w umowie. Przecież nieraz
            > słyszałem tekst zaczynający się od "inni tłumacze". Inni tłumacze nie
            > narzekają, nie krytykują, nie domagają się respektowania umowy, inni tłumacze
            > są szczęśliwi, że ten wydawca coś im w ogóle wydał, tylko panu Pollakowi nie
            > podoba się, że zrobił to po terminie czy nie zapłacił tyle, ile się należało.
            > Narzekam na wydawców, ale przecież opisany przeze mnie wydawca nie jest
            idiotą.



            > On działa na podstawie swojego doświadczenia, a działa od ładnych paru lat i
            to
            >
            > przecież tłumacze nauczyli go, że może podpisaną przez siebie umowę uważać za
            > rodzaj niezobowiązującej deklaracji typu "może kiedyś wydamy, może kiedyś
            > zapłacimy". I dopóki moje działania będą wywoływały tylko anonimowy aplauz w
            > Internecie, a w dniu codziennym nikt tych działań nie zdecyduje się
            powtórzyć,
            > to nic się nie zmieni i wydawcy będą tak nas traktowali, jak traktują.
            >
            > Paweł

            Pawel, wydaje mi sie, ze jesli piszesz o swych przejsciach z wydawca na forum,
            to miedzy innymi po to, zeby podzielic sie doswiadczeniem, pokazac, ze mozna
            dochodzic swoich praw, tylko trzeba je znac. Takze nawet anonimowe glosy
            poparcia osob obecnych na tym forum, zwiazanych w ten czy inny sposob z branza
            wydawnicza utwierdzaja Cie w przekonaniu, ze robisz slusznie.


            Kilka lat temu zdarzyla mi sie nastepujaca sytuacja: wydawca, z ktorym
            wspolpracowalam, zlecil mi kolejna partie prac "na gebe", bez umowy, tlumaczac
            sie pospiechem i koniecznoscia natychmiastowego podjecia prac, a sprawy
            biurokratyczne mialy byc zalatwiane w trakcie. Termin zblizal sie wielkimi
            krokami, zanosilo sie na coraz bardziej mordercze tempo, a ja przez kilka
            tygodni nie bylam w stanie ustalic z wydawca ani pelnego zakresu prac, ani
            stawki. Po kolejnej bezowocnej rozmowie oswiadczylam, ze palcem nie rusze,
            dopoki nie dostane umowy na pismie z proponowanym przeze mnie honorarium,
            proporcjonalnym do ujawnionego jak dotad zakresu prac. Z doswiadczenia wiem, ze
            w ostatniej chwili spadnie na mnie jeszcze mnostwo drobiazgow, niedokonczonych
            czy przeoczonych przez podwykonawcow.
            Redaktor prowadzacy telefonowal i slal mi po kilka maili dziennie, najpierw
            proszac, zebym jednak zabrala sie do pracy bez umowy, bo na pewno dojdziemy do
            porozumienia. Ja na to, ze jak dojdziemy do porozumienia, to natychmiast
            przystapie do pracy. Wreszcie wyciagnal argumenty, ze szantazuje firme,
            wykorzystuje sytuacje, a wreszcie dostal szalu, i stwierdzil, ze stawiam go w
            pod sciana. Ponadto jego natarczywosc byla stymulowana "zdziwionymi" glosami
            wsrod rady, dlaczego te prace ma robic Millefiori. Na co wystosowalam list
            wyjasniajacy: dlatego, ze Millefiori jest najlepsza. Zna caly projekt od
            podszewki. Jesli wydawnictwo chce miec calosc zrobiona lepiej niz porzadnie i w
            terminie, to moze to zrobic tylko Millefiori i Millefiori ma dostac takie
            honorarium, jakiego sobie zyczy. Ponadto honorarium rzeczona M. obliczyla na na
            podstawie obowiazujacych tabel i stopnia trudnosci.
            W dwa dni pozniej dostalam umowe opiewajaca na kwote, ktora wymienilam i
            okreslony przeze mnie zakres prac. A wydawca i wczesniej, i pozniej byl bardzo
            solidnym platnikiem i wywiazal sie z wszelkich zobowiazan.

            Serdecznosci,
            Millefiori

    • millefiori Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 31.01.04, 23:53
      Pawel, twoj wydawca zapewne zinterpretowal oba ponizsze przepisy ustawy o
      prawie autorskim:
      Art. 57. 1. Jeżeli nabywca autorskich praw majątkowych lub licencjobiorca,
      który zobowiązał się do rozpowszechniania utworu, nie przystąpi do
      rozpowszechniania w umówionym terminie, a w jego braku - w ciągu dwóch lat od
      przyjęcia utworu, twórca może odstąpić od umowy lub ją wypowiedzieć i domagać
      się naprawienia szkody po bezskutecznym upływie dodatkowego terminu, nie
      krótszego niż sześć miesięcy.

      2. Jeżeli wskutek okoliczności, za które nabywca lub licencjobiorca ponosi
      odpowiedzialność, utwór nie został udostępniony publiczności, twórca może się
      domagać, zamiast naprawienia poniesionej szkody, podwójnego wynagrodzenia w
      stosunku do określonego w umowie o rozpowszechnienie utworu, chyba że licencja
      jest niewyłączna.

      w nastepujacy sposob:
      tworca moze sie domagac -
      - ale nie musi.

      I nastepnie postanowil zaryzykowac: uda sie, albo nie.
      Byc moze, szef wydawnictwa czuje sie "nienaruszalny". Byc moze nawet zajmuje
      stanowisko w organizacjach typu PIK czy PTWK.

      Pawel, prawo jest po Twojej stronie. Jesli Cie to podbuduje choc troche, nizej
      podpisana takze.

      Trzymaj sie,
      Millefiori

      PS. Czy masz dobrego prawnika?

      • szwedzka Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 01.02.04, 19:55
        Nie jestem przekonany, że on w ogóle te przepisy kiedykolwiek widział na oczy.
        Nie były mu do niczego potrzebne, skoro najwyraźniej praktyki arbitralnego
        przesuwania płatności i terminów wydania nie były przez tłumaczy kwestionowane.
        Domyślam się, że pierwsze pismo wyznaczające dodatkowy termin wydania i
        zapowiadające wypowiedzenie umowy i żądanie odszkodowania uznał tylko za próbę
        nacisku i pustą groźbę, że podejmę działania, których wcale nie mam zamiaru
        podejmować. Drugie pismo przesuwające ten termin zapewne go w tym przekonaniu
        utwierdziło. Dopiero pismo wypowiadające umowę i żądające odszkodowania
        wywołało nerwowe ruchy w postaci natychmiastowego skierowania książki do
        drukarni i twierdzenia, że stało się to już w grudniu. Ponieważ nie dałem się
        na to nabrać i wyraźnie zapowiedziałem, że o rezygnacji z odszkodowania nie ma
        mowy, przestał się do mnie odzywać. Na co teraz liczy, nie wiem. Sprawa jest
        oczywista. Ale przecież nie trzeba się w każdym zachowaniu dopatrywać
        racjonalnych przesłanek.

        Co do prawnika, uznałem że na tym etapie jest niepotrzebny, zwłaszcza że
        specjalistów od prawa autorskiego jest mało, a w sumie powoli sam się takim
        specjalistą staję. Jeżeli okaże się, że sprawa nie jest tak oczywista, jak
        wygląda (w co jednak wątpię), to wtedy pomyśli się o prawniku.

        Paweł
        • millefiori Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 03.02.04, 20:56
          Na wszelki wypadek, gdyby trzeba bylo zawolac fachowca:
          www.wydawca.com.pl/sinfo/rw/r0108.HTML
          - tam masz dane specjalisty od prawa autorskiego z praktyka w Warszawie.

          Serdecznosci,
          Millefiori
          • isanda Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 05.02.04, 01:26
            szwedzka napisał
            >Ta liczna armia aliantów opowiadać będzie o moim
            >zwycięstwie, ale następnego dnia w wydawnictwie potulnie położy uszy po sobie
            >i jak wydawca powie "zapłacimy później", "wydamy później", "nie wydamy w
            >ogóle", to nie upomni się o swoje prawa zagwarantowane w umowie.
            >I dopóki moje działania będą wywoływały tylko anonimowy aplauz w
            >Internecie, a w dniu codziennym nikt tych działań nie zdecyduje
            >się .powtórzyć, to nic się nie zmieni i wydawcy będą tak nas traktowali, jak
            >traktują.

            Pawle, tłumacz to trochę samotny żeglarz, wielu tłumaczy (zwłaszcza pisemnych)
            pracuje w domu, w pojedynkę
            przysypani stosem książek, zatopieni w papierach, trochę niespokojnie
            czekający na telefon z przyszłym zleceniem, nie zawsze mają tyle odwagi i
            znajomości prawa, żeby się bronić, walczyć i procesować
            Właśnie dlatego to forum jest takie ważne, bo:
            1. uświadamia ludziom, że nie są jedynymi ofiarami
            2. można tu dać upust swojej wściekłości, goryczy i frustracji - to ważne, bo
            być może niektórzy nie mieli dotąd okazji wypowiedzieć na głos swoich bolączek
            3. niektórzy się może się właśnie tutaj dowiedzą, że mają jakieś prawa i jak
            te prawa egzekwować
            4. przykład walecznych bohaterów, którzy sobie nie dali w kaszę dmuchać może
            zmobilizowańć innych do ruchu oporu
            5. twój sukces może sprawić, że ci potulni nabiorą ducha i zaczną traktować
            siebie samych z większym szacunkiem, i choćby nawet tylko dlatego warto było
            pisać o twoich doświadczeniach

            I jeszcze jedno - tacy całkiem anonimowi to jednak nie jesteśmy. Jest tu parę
            osób, które jakbym już trochę znała, mamy podobne poglądy, zainteresowania,
            polubiłam te osoby, imponują mi, uczymy się czegoś od siebie i dodajemy sobie
            ducha itd.
            No więc jednak czekamy na twój ciąg dalszy i nasz aplauz nie będzie całkiem
            anonimowy

            • szwedzka Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 06.02.04, 00:07
              Dobrze, ale forum nie może zastępować działań w rzeczywistości. Ulżę sobie na
              forum, bo mnie w wydawnictwie traktują nie fair, to potem łatwiej mi będzie
              znieść takie traktowanie, to jest fatalne podejście, a efekty widać. Aplauz
              zebrałem za coś, co powinno wywołać wzruszenie ramion: no i co z tego, że facet
              domaga się spełnienia warunków umowy, przecież to normalne, że umów należy
              dotrzymywać. Normalne wszędzie, tylko nie w działalności wydawniczej. Dla
              przeciętnie uczciwego, rzetelnego i kulturalnego człowieka niedotrzymanie umowy
              powinno być powodem do wstydu, a nie bez kozery można zakładać, że książki
              wydają ludzie, którzy trochę ponad tę przeciętną wyrastają. Tymczasem ich
              podejście jest takie, że opisany przeze mnie wydawca żyje w przeświadczeniu, że
              umowy nie złamał, a winien jest tłumacz, który nie wiadomo, czego chce. I
              powtórzę swoje: taka sytuacja jest po części winą tłumaczy, którzy tak się
              pozwalają traktować. Co z tego, że nagrodą za pokorę będzie kolejne zlecenie,
              jeśli książka nie zostanie wydana, a zapłaty za nią się nie dostanie?

              Paweł
              • baloo Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 06.02.04, 05:13
                Swiete slowa Jegomosci.

                Po ponadpolrocznym czytaniu tego Forum odnosze wrazenie, ze jedynymi sposobami,
                by uniknac oszwabienia przez wydawnictwo sa :

                1) odstapienie od tlumaczenia
                2) zalozenie wlasnego wydawnictwa
                3) slepy traf (bo juz na przyklad ze znajomymi to roznie bywa : bywa, ze sie
                zmieniaja ;oD)

                Wydawnictwa w oczywisty sposob zeruja na tym, ze tlumaczy jest jak mrufkuf , ze
                jest recesja i ze tlumacze jako "wolny zawod" sa z natuury rzeczy
                samotnikami , dzialaja w pojedynke i nie raczej lubia sie zrzeszac ani
                wstepowac do cial.
                W takiej sytuacji Tlumacze zawsze beda bez szans, bo Wydawnictwa (i inni
                kontrahenci) wiedza, ze za tlumaczami nikt nie stoi. Bez solidnej organizacji
                zawodowej, ktora by w takich wypadkach pojawila sie niczym starszy brat w
                piaskownicy, Tlumacze sa w zasadzie bez szans i apele Szwedzkiej pozostana
                wolaniem na pustyni (no bo panie tego zyc wicie trzeba).

                Juz kiedys napomknalem o tutejszym (CH) rynku wynajmu mieszkan (80 % Szwajcarow
                wynajmuje mieszkania lub domy nalezace do pozostalych 20 %). Jednym z
                podstawowych elementow jest wlasnie taka "organizacja lokatorow". Gdy sie o
                niej wspomni aroganckiemu wlascicielowi, to wszystko od razu szybciej i
                sprawniej idzie. I nawet nie trzeba isc do sadu, co znacznie korzystniej wplywa
                na psychike i stan portfela obydwu stron.

                B.

                PS : Wniosek jest jeden. Tlumacze beda musieli stworzyc albo swoje wlasne
                wydawnictwa, albo swoja organizacje z prawdzwego zdarzenia. Znaczy, tak czy
                inaczej, zorganizowac sie jakos.
                A jesli chodzi o wydawnictwa, to Panstwo wiedza oczywiscie, ze "Polityka" jest
                spoldzielnią. Znaczy nie kazda spoldzielnia to Ge-eS ;o)

                B.
                • szwedzka Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 06.02.04, 23:50
                  Moim zdaniem problem nie leży w braku organizacji, bo nawet jeśli taka
                  powstanie (proszę mi nie pisać, że już jest, bo STP to jest parodia, a nie
                  organizacja), to wątpię w jej skuteczność. Wydawnictwa działają na wolnym rynku
                  i mają pełne prawo mieć taką organizację w głębokim poważaniu. Zwłaszcza, że
                  nie ma w Polsce tradycji umów zbiorowych jak np. w Szwecji, gdzie na mocy
                  porozumienia z organizacją pisarzy i tłumaczy wydawca nie może zejść poniżej
                  określonej stawki minimalnej. Regulowanie tego odgórnie przez przepisy prawa
                  byłoby przywracaniem socjalizmu. Na rynku powinien decydować klient. Sęk w tym,
                  że klient nie ma informacji o jakości tłumaczenia. Przekład jako przekład
                  oceniany jest w recenzjach nader rzadko, a jeśli nawet to często
                  niekompetentnie. Stąd jakość tłumaczenia nie jest rzeczą, która byłaby dla
                  wydawnictw priorytetowa, bo klient nie bierze jej pod uwagę przy zakupie. Jak
                  zmienić ten stan rzeczy? Postulowałem swego czasu na grupie pl.rec.ksiazki
                  powołanie zespołu przy Bibliotece Narodowej, który zająłby się oceną tłumaczeń
                  literackich. Tłumaczenia z literatury obcej stają się częścią naszej kultury,
                  więc w naszym (jako narodu) interesie jest, by były dobrej jakości, co
                  uzasadnia utrzymywanie takiego zespołu z pieniędzy podatników. Takiego zespołu
                  nie zastąpią recenzenci, bo żeby rzetelnie ocenić tłumaczenie, trzeba mieć nie
                  tylko odpowiednią wiedzę, żeby mieć pojęcie, co błędem jest, a co nie jest
                  (najczęściej zupełnie coś innego niż się laikom wydaje), ale i trzeba
                  skrupulatnie porównać tłumaczenie z oryginałem. Postulowany przeze mnie zespół
                  wystawiałby oceny poszczególnym wydawnictwom. Myślę, że takie oceny prasa,
                  która uwielbia wszelkie rankingi, chętnie by publikowała. Nie tylko klienci
                  mieliby obiektywną, rzetelną informację, ale i wydawnictwa zagraniczne, które
                  zazwyczaj zamieszczają w umowie klauzulę, że tłumaczenie ma być wykonane przez
                  kompetentnego tłumacza, ale rzadko sprawdzają, czy tego punktu dotrzymano.
                  Wydawnictwa zmuszone w ten sposób do dbałości o jakość tłumaczenia zaczęłyby
                  też lepiej traktować tłumaczy. Bo tłumaczy owszem jest jak mrufkuf, ale tych
                  dobrych już jakby mniej.

                  Co do otwierania własnych wydawnictw, to chyba będzie następować to prędzej.
                  Zwłaszcza że wydanie książki nie jest skomplikowane technicznie, a po obniżeniu
                  kosztów druku print on demand stanie się bardzo tanie. Zresztą własne
                  wydawnictwa tworzą pisarze (Tokarczuk, Stasiuk), a nie jest to wcale patent
                  polski. Grupa najpoczytniejszych pisarzy szwedzkich doszła do wniosku, że
                  wydawnictwo za dużo na nich zarabia, biorąc pod uwagę to, że wydawnictwo bez
                  pisarzy nie może istnieć, a pisarze bez wydawnictwa i owszem, i założyła
                  właśnie spółdzielnię wydawniczą.

                  Jeszcze aspekt recesji, która w branży wydawniczej nazywa się trudnym rynkiem
                  książki. Sorry, ale ja od upadku komuny słyszę, że jest trudny rynek książki.
                  Tylko jakoś wydawnictwa nie padają, hurtownicy żyją całkiem dobrze, księgarne
                  sprzedają. "Trudny rynek książki" to jest argument, żeby nie płacić tłumaczowi
                  czy autorowi albo nie wydać napisanej/przetłumaczonej książki. Tak mi
                  wydawnictwo uzasadniało opóźnienia w płatnościach, choć miałem na biurku
                  statystykę, gdzie jak byk widniało, że sprzedaż książek wzrosła. Jak ktoś chce
                  mieć pojęcie o rzeczywistym stanie rynku książki, to powinien czytać
                  statystyki, a nie słuchać ludzi z branży, dla których narzekanie na upadek
                  czytelnictwa to druga natura i będą narzekać, nawet jak książki będzie czytało
                  99% społeczeństwa.

                  Paweł
                  • baloo Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 07.02.04, 01:56
                    No tak, widze, Pawle, ze poglad na sytuacje mamy podobny (to pewnie z powodu
                    jej oczywistosci). Roznice pogladow na temat srodkow zaradczych wynikaja pewnie
                    zroznych doswiadczen. W swoim poscie napisales :

                    Moim zdaniem problem nie leży w braku organizacji, bo nawet jeśli taka
                    powstanie (proszę mi nie pisać, że już jest, bo STP to jest parodia, a nie
                    organizacja), to wątpię w jej skuteczność. Wydawnictwa działają na wolnym rynku
                    i mają pełne prawo mieć taką organizację w głębokim poważaniu.

                    (((( Rzeczywiscie, przy takiej reprezentacji , jak STP , to mozna od razu dac
                    sobie spokoj. Albo zalozyc nowa.
                    Wydawnictwa moga miec w powazaniu organizacje, ktora nic nie robi, a raczej
                    taka, ktorej czlonkowie nic nei robia i na dodatek sa nielojalni. To juz jest
                    inna sprawa , czy ktos chce sobie strzelic w stope i zgadza sie na wszystko
                    (kosztem swoim i kolegow). To jest oczywiscie tez sprawa podejscia, czy
                    Tlumacze beda sie wzajemnie traktowac tylko jak konkurenci, czy tez istniej
                    jakis "esprit de corps" i minimum lojalnosci.
                    Powiedzmy, ze przystapienie do takiej organizacji laczyloby sie ze zgoda na
                    przestrzeganie jakichs zasad, czy jak kto woli Kodeksu Deontologiczengo ;o)
                    Jest jasne, ze taka organizacja nei bedzie "wazna" i powazana od razu, ale
                    dopiero , gdy zgromadzi odpowiednia ilosc lojalnych i w miare aktywnych
                    czlonkow. Zwroc uwage na lekarzy i Porozumienie Zielonogorskie. Przeciez tak
                    naprawde zaczeto z nimi rozmawiac dopiero wtedy, gdy sie okazalo, ze oni sa w
                    stanie zablokowac uslugi lekarskie na terenie kilku wojewodztw. Gdy sie
                    okazalo, ze sa granice szantazu. Przeciez nawet temu dupkowi od NFZ wyrwalo
                    sie, ze do konca nie wierzyli, ze lekarze odwaza sie naprawde zastrajkowac ,
                    czyli po prostu nie pojsc do pracy. A gdy juz sie okazalo, ze owszm, to sprawe
                    zalatwiono w 1,5 dnia. (inna sprawa, jak to sie dalej potoczy ...). Oczywiscie,
                    nie nawoluje do strajku tlumaczy, ale usiluje na innych przykladach wykazac
                    sile naciskow grupowych, nawe nie do konca sformalizowanych.





                    Zwłaszcza, że nie ma w Polsce tradycji umów zbiorowych jak np. w Szwecji,
                    gdzie na mocy porozumienia z organizacją pisarzy i tłumaczy wydawca nie może
                    zejść poniżej określonej stawki minimalnej.

                    (((( gdyby byla taka organizacja, to by sie z czasem pojawila taka nowa swiecka
                    tradycja. Po prostu.





                    Regulowanie tego odgórnie przez przepisy prawa byłoby przywracaniem socjalizmu.
                    Na rynku powinien decydować klient.

                    (((( Zgadza sie. Ale sek w tym, ze nie ma mowy o normalnym rynku, na ktorym
                    jedna ze stron wystepuje w totalnym rozproszeniu, w pozycji wiecznych petentow
                    i w dodatku konkurujacych ze soba w sposob ..... no, powiedzmy, taki sobie.
                    Czasami z nieznajomosci prawa, czasami ze slabosci , debiutanctwa,
                    etc..niewazne dlaczego. Wazne, ze w takich sytuacjach niemal wszedzie stosuje
                    sie elementy regulujace (chociazby wlasnie organizowanie sie, przeciez nie
                    trzeba od razu wprowadzac odgornych "panstwowych" stawek).




                    Sęk w tym, że klient nie ma informacji o jakości tłumaczenia. Przekład jako
                    przekład oceniany jest w recenzjach nader rzadko, a jeśli nawet to często
                    niekompetentnie. Stąd jakość tłumaczenia nie jest rzeczą, która byłaby dla
                    wydawnictw priorytetowa, bo klient nie bierze jej pod uwagę przy zakupie. Jak
                    zmienić ten stan rzeczy? Postulowałem swego czasu na grupie pl.rec.ksiazki
                    powołanie zespołu przy Bibliotece Narodowej, który zająłby się oceną tłumaczeń
                    literackich. Tłumaczenia z literatury obcej stają się częścią naszej kultury,
                    więc w naszym (jako narodu) interesie jest, by były dobrej jakości, co
                    uzasadnia utrzymywanie takiego zespołu z pieniędzy podatników. Takiego zespołu
                    nie zastąpią recenzenci, bo żeby rzetelnie ocenić tłumaczenie, trzeba mieć nie
                    tylko odpowiednią wiedzę, żeby mieć pojęcie, co błędem jest, a co nie jest
                    (najczęściej zupełnie coś innego niż się laikom wydaje), ale i trzeba
                    skrupulatnie porównać tłumaczenie z oryginałem. Postulowany przeze mnie zespół
                    wystawiałby oceny poszczególnym wydawnictwom. Myślę, że takie oceny prasa,
                    która uwielbia wszelkie rankingi, chętnie by publikowała. Nie tylko klienci
                    mieliby obiektywną, rzetelną informację, ale i wydawnictwa zagraniczne, które
                    zazwyczaj zamieszczają w umowie klauzulę, że tłumaczenie ma być wykonane przez
                    kompetentnego tłumacza, ale rzadko sprawdzają, czy tego punktu dotrzymano.
                    Wydawnictwa zmuszone w ten sposób do dbałości o jakość tłumaczenia zaczęłyby
                    też lepiej traktować tłumaczy. Bo tłumaczy owszem jest jak mrufkuf, ale tych
                    dobrych już jakby mniej.

                    ((((( Swiete slowa Jegomosci, jesli chodzi o brak informacji o jakosci
                    tlumaczenia. Taka bylaby sytuacja idealna i moze rzeczywiscie BN moglaby
                    ewentualnie podjac sie takiego zadania. Moglaby, gdyby miala na to srodki.
                    Ponadto juz teraz jestem w stanie wyobrazic sobie kwasy i podchody zwiazane z
                    takimi ocenami. I nawet nie trzeba miec zbyt bujnej wyobrazni , bo taka
                    sytuacja istniej w KBN-ie , przy recenzjach grantow naukowych. Nie bede sie tu
                    na ten temat rozpisywal, gdyz do tej pory udawalo sie nam stworzyc forum w
                    zasadzie bez wulgaryzmow ;o). Ze nie wspomne juz o gigantycznej masie pracy –
                    nie mam pojecia,ile w Polsce tlumaczy sie ksiazek obcojezycznych (chociazby
                    beletrystyki, a przeciez nie tylko o niej mowa), ale jestem pewien, ze juz w
                    pierwszych miesiacach taka komisja zlapalaby kilka lat opoznienia i
                    przestalaby spelniac swoje zadania.
                    Dlatego tez nie bardzo widze mozliwosc i sens tworzenia takiego
                    scentralizowanego tworu. Widze natomiast sens oceniania. Widze tez techniczna
                    mozliwosc oceny przez fachowcow, a minowicie przy istnieniu portalu
                    tlumaczeniowego z prawdziwego zdarzenia , nalezacego wlasnie do takiej
                    organizacji . I glosowania odbywalyby sie przez klikniecie (ilosc punktow wg
                    jakiejs skali), a brali by w niej udzial specjalisci, czyli tlumacze. Takie
                    praktyki maja miejsce chociazby na portalach fotograficznych, i chociaz budza
                    bardzo duzo emocje (czasami wrecz niezdrowe), to ten system jednak dziala. I
                    nawet gdyby dochodzio do wzajemnych podchodow, drobnych swinstewek i wzajemnych
                    obrazan tudziez koterii, to ich wplyw na ogolna punktacje bylby niewielki przy
                    wiekszej ilosci glosujacych. Oczywiscie, wiadomo, ze latwiej jest obejrzec
                    zdjecie niz przbranac przez nowy przeklad "Czarodziejskiej Gory" , ale w tym
                    wypadku efektem byloby moze tylko zmniejszenie ilosci glosujacych. Aha,
                    oczywiscie zakladam, ze tlumacze nie tylko tlumacza, ale rowniez czytaja cos
                    innego niz wlasne tlumaczenia i ustawy o Vacie ;o))))




                    Co do otwierania własnych wydawnictw, to chyba będzie następować to prędzej.
                    Zwłaszcza że wydanie książki nie jest skomplikowane technicznie, a po obniżeniu
                    kosztów druku print on demand stanie się bardzo tanie. Zresztą własne
                    wydawnictwa tworzą pisarze (Tokarczuk, Stasiuk), a nie jest to wcale patent
                    polski. Grupa najpoczytniejszych pisarzy szwedzkich doszła do wniosku, że
                    wydawnictwo za dużo na nich zarabia, biorąc pod uwagę to, że wydawnictwo bez
                    pisarzy nie może istnieć, a pisarze bez wydawnictwa i owszem, i założyła
                    właśnie spółdzielnię wydawniczą.


                    (((( I bardzo dobrze, moim skromnym IMHO. Ten akapit szczegolnie mnie ucieszyl,
                    bo okazuje sie , ze nie majac wielkiego pojecia o polskim rynku wydawniczym
                    wpadlem na te same pomysly (print-on-demand, spoldzielnie wydawnicze) co
                    ludzie,ktorzy juz w tym siedza od lat, i to nie tylko w Polsce. Jest jednak
                    jedno ale. Oczywiscie , jako Tlumacz-Wydawca , i to w dodatku z gatunku
                    Samodzierzcow-samotnikow ;o) masz pewnie na ten temat inne zdanie, ale jednak
                    wydaje mi sie, ze sytuacja, w ktorej kazdy tlumacz i autor bezdia mial swoje
                    wydawnictwo jest sytuacja chora. "Murarz domy muruje, krawiec szyje
                    ubrania ..." Nie wydaje Ci sie, ze moglbys przetlumaczyc wiecej literatury
                    szwedzkiej ( i w nieco bardziej komfortowych war
                    • baloo Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 07.02.04, 02:03
                      Nie wydaje Ci sie, ze moglbys przetlumaczyc wiecej literatury szwedzkiej ( i w
                      nieco bardziej komfortowych warunkach), gdybys nie musial zajmowac sie jej
                      wydawaniem ? Oczywiscie, w takiej sytuacji, jaka jest, nie ma sie co obrazac na
                      zycie i trzeba sobie radzic w taki sposob, ale przyznasz, ze nie jest to
                      sytuacja zdrowa.




                      Jeszcze aspekt recesji, która w branży wydawniczej nazywa się trudnym rynkiem
                      książki. Sorry, ale ja od upadku komuny słyszę, że jest trudny rynek książki.
                      Tylko jakoś wydawnictwa nie padają, hurtownicy żyją całkiem dobrze, księgarne
                      sprzedają. "Trudny rynek książki" to jest argument, żeby nie płacić tłumaczowi
                      czy autorowi albo nie wydać napisanej/przetłumaczonej książki. Tak mi
                      wydawnictwo uzasadniało opóźnienia w płatnościach, choć miałem na biurku
                      statystykę, gdzie jak byk widniało, że sprzedaż książek wzrosła. Jak ktoś chce
                      mieć pojęcie o rzeczywistym stanie rynku książki, to powinien czytać
                      statystyki, a nie słuchać ludzi z branży, dla których narzekanie na upadek
                      czytelnictwa to druga natura i będą narzekać, nawet jak książki będzie czytało
                      99% społeczeństwa.


                      <<<<<< Zgadzam sie calkowicie. Gadka o trudnym rynku ksiazki to sciema i opium
                      dla mas. A narzekac trzeba zawsze, wszedzie i na wszystko, bo inaczej ktos
                      sobie pomysli, ze jest nam za dobrze i wtedy dopiero zaczna sie klopoty ;o)
                      I dlatego ktos to musi glosno mowic i powtarzac , jak Katon o Kartaginie. Ale
                      niestety, zarowno Ty, jako samotny Szwedzka, jak i ja , jako rownie samotny
                      Baloo, mozemy sobie krzyczec do zdarcia strun glosowch. Za to organizaca
                      tlumaczy (z prawdziwego zdarzenia , oczywiscie) mialaby mozliwosci nacisku
                      znacznie wieksze.


                      Pozdrawiam

                      B.

                      PS : Troche dlugo kazalem Ci czekac na odpowiedz (pewnie juz spisz), ale to
                      dlatego, ze poruszyles kilka trudnych watkow i jako osobnik troche ociezaly
                      musialem nie tylko to przeczytac, ale tez przetrawic, zrozumiec i wystekac
                      odpowiedz, ktora chocby z pozoru trzymalaby sie kupy.

                      PPS : Gupi serwer. Z 10 razy mnie wylogowal, gdy chcialem to wyslac, w koncu
                      wyslal dwa razy i w dodatku ucial koncowke. Gupekjeden.


                      PPPS : Jestes mi Pawle winny duzy garnek i ozor wolowy 1,5 kg. Obydwa
                      przypalone w trakcie odpisywania na Twoj post. W zwiazku z tym licze na
                      odpowiednie znizki, gdy bede kupowal szwedzka literature (przynajmniej w
                      polowie wysokosci zaistnialych szkod)

                      ;oD

                      Noi pozdrawiam i dobranoc. Ide sprzatac kuchnie ;o)
                    • yanga Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 07.02.04, 12:48
                      baloo napisał:


                      > Sęk w tym, że klient nie ma informacji o jakości tłumaczenia. Przekład jako
                      > przekład oceniany jest w recenzjach nader rzadko, a jeśli nawet to często
                      > niekompetentnie. Stąd jakość tłumaczenia nie jest rzeczą, która byłaby dla
                      > wydawnictw priorytetowa, bo klient nie bierze jej pod uwagę przy zakupie.

                      Klient nie tylko nie ma informacji o jakości tłumaczenia, ale nawet o jego
                      autorze. Od wielu lat - nie tylko jako tłumaczka, ale także jako czytelniczka -
                      daremnie domagam się podawania nazwiska tłumacza we wszystkich
                      katalogach klubów książek i recenzjach prasowych, pisałam o tym problemie także
                      na forum "Książki", parę osób mnie poparło i co? I nic. Próbowałam też
                      nieśmiało zaproponować kolegom z zarządu SPP, żeby zamiast zajmować sie wielką
                      polityką i wzajemnymi animozjami, zaczęli po prostu dbać o interesy swoich
                      członków. I na przykład ogłaszać bojkot niektorych wydawnictw czy stosować inne
                      sankcje. W ciągu paru sekund zrobiło się koło mnie pusto (bo rzecz działa się
                      na Wielkiej Dorocznej Imprezie Integracyjnej). Okazało się, że tam każdy
                      pilnuje swego i patrzy z czego żyje. Jak dotąd przynależność do SPP nie
                      przyniosła mi żadnych korzyści, musiałam się tam zapisać, żeby uzyskać "papiery
                      twórcy" dla ZUS, ale nikt tam stanie w obronie praw autora/tłumacza. Paweł
                      ochrzanił mnie na sąsiednim wątku - i teoretycznie ma rację, jednak stanowczo
                      przecenia
                      moje możliwości. Mimo sporego dorobku moje nazwisko nie jest powszechnie znane,
                      na pewno nikt nie będzie się na mnie powoływał, a brak zgody na taką umowę
                      skończyłby się tym, że w ogóle zostałabym bez pracy. Na to nie mogę sobie
                      pozwolić, poza tym przy tej akurat książce byłoby to bez znaczenia, bo mam
                      pewność, że wyjdzie - autorka jest bardzo popularna i stale obecna na rynku.
                      Ze wszystkich waszych pomysłów najbardziej odpowiada mi ten ze spółdzielnią,
                      natomiast co do kontroli nad jakością przekładów, to bardzo bym sobie tego
                      życzyła, ale już widzę skutki: wydawnictwa zaczęłyby wybierać tych gorszych -
                      bo taniej, a całą robotę zwaliłyby na redaktorów. Wiem, co mówię, bo już
                      zaczynam obserwować to zjawisko. Zresztą, wyobraźcie sobie sytuację, kiedy
                      pokrzywdzony pacjent idzie na skargę do Izby Lekarskiej, a tam we władzach ten
                      sam lekarz... W naszej branży jest podobnie.
                      • hajota Nazwiska tłumaczy 07.02.04, 22:20
                        yanga napisała:

                        >>
                        > Klient nie tylko nie ma informacji o jakości tłumaczenia, ale nawet o jego
                        > autorze. Od wielu lat - nie tylko jako tłumaczka, ale także jako
                        czytelniczka -
                        >
                        > daremnie domagam się podawania nazwiska tłumacza we wszystkich
                        > katalogach klubów książek i recenzjach prasowych, pisałam o tym problemie
                        także
                        >
                        > na forum "Książki", parę osób mnie poparło i co? I nic.

                        Yango, jak wiesz, jest to również i moja obsesja. Czasem mi ręce opadają, ale
                        od czasu do czasu zrywam się do lotu i poruszam ten problem na różnych forach
                        (niekoniecznie internetowych). Pisywałam do Wyborczej i do Polityki, starałam
                        się poruszyć koleżeństwo z STP, ale poza przyznaniem mi racji nic nie
                        zdziałali. Pytałam nawet kiedyś na dużej międzynarodowej liście dyskusyjnej
                        Lantra, jak sprawa wygląda w innych krajach. Kolega z Danii napisał mi, że ich
                        związek tłumaczy wydrukował kartkę pocztową ze złośliwym tekstem i rysunkiem
                        bodajże ostu, którą wysyłają do recenzentów pomijających nazwiska tłumaczy.
                        Myślę, że Internet stwarza duże możliwosci, i gdyby kilka osób zaczęło pisać do
                        księgarni przywydawniczych i internetowych pomijających nasze nazwiska, to może
                        jakiś efekt by był. Ja zostawiłam niedawno wpis w księdze gości Muzy.

                        Tytułem anegdoty przytoczę dwie reakcje na moją kampanię.
                        - Spotkanie z przedstawicielką ambitnego wydawnictwa zorganizowane przez STP
                        przy okazji targów językowych. Zabieram głos, poruszam sprawę, na co pani
                        wydawczyni odpowiada: - Ach, proszę pani, nie mamy na to miejsca w katalogu.
                        - Targi książki, grono tłumaczy siedzi przy kawie w stoisku dużego wydawnictwa.
                        Poruszam sprawę, pytam, czy nie uważają pomijania nazwisk za skandal, na co
                        jedna z obecnych pań (skądinąd świetna tłumaczka i redaktorka), sznurując usta
                        na znak skromności, stwierdza: - Mnie nie zależy na tym, żeby moje nazwisko
                        gdziekolwiek figurowało...

                        Zbieram się właśnie, żeby napisać do szumnie reklamowanej Polskiej Biblioteki
                        Internetowej www.pbi.edu.pl/index_.php , gdzie przy jednych utworach
                        figurują nazwiska tłumaczy, a przy innych nie.
                        • baloo Re: Nazwiska tłumaczy 08.02.04, 01:21
                          To o czym piszecie, Hajota i Yanga, to jest zwyczajne kurestwo.

                          Zwazywszy na przyklad na dyskusje, jakie wzbudza sprawa jakosci kolejnych
                          tlumaczen "Wladcy Pierscieni" czy afere wokol "Fredzi Phi-phi" mozna
                          spokojnie przyjac, ze Tlumacz jest tylko troche mniej wazny od Autora. Czy
                          ktos wyobraza sobie wydanie jakiejkolwiek powiesci bez nazwiska autora ?

                          Czy gdyby klasyke francuska prztlumaczyl nie Zelenski-Boy a powiedzmy Wanda
                          Wasilewska albo jakis inny Ozga-Michalski, to czy w ogole ktos nie wladajacy
                          francuskim bylby w stanie bez obrzydzenia wziac do reki np. Moliera ?

                          Moim zdaniem takich recenzentow i wydawnictwa, ktore nie podaja nazwiska
                          Tlumacza powinno sie zalewac spamem protestacyjnym i jeszcze publicznei
                          pietnowac w przekaziorach. Ale kogo to obchodzi ?

                          B.
                          • yanga Re: Nazwiska tłumaczy 08.02.04, 12:53
                            W "Gazecie Narodowej" wydawanej w XIX w. we Lwowie przez całe lata na pierwszej
                            stronie ukazywało się zdanie: "Teatr niemiecki we Lwowie nadal istnieje z
                            krzywdą dla sierot i starców". Chodziło o zmuszanie fundacji teatralnej Skarbka
                            do utrzymywania sceny niemieckiej ze środków, które miały być przeznaczone na
                            dom opieki. Uparte powtarzanie tego zdania odniosło w końcu skutek, więc i ja
                            za każdą wizytą w księgarni Bertelsmanna powtarzam swoje, nie bacząc na to, co
                            zapewne mówią o mnie sprzedawcy. Śpiewkę o rzekomym braku miejsca słyszałam -
                            rozczulające! Zmusiłam kiedyś SPP do wystosowania listu na ten temat (sama go
                            napisałam). Odzewu nie było i nikt poza mną dalej się nie upominał, a
                            wydawnictwo twierdzi, że w ogóle takiego listu nie dostało. Natomiast w
                            kolejnym biuletynie nadal zachęcają do kupna Władcy Pierścieni w nie wiadomo
                            czyim przekładzie (tu chyba działają z premedytacją, gdyż nie jest to przekład
                            Skibniewskiej). Pracuje dla nich znana mi osobiście wspaniała tłumaczka i
                            poetka - zapytałam ją, czemu toleruje te praktyki i odpowiedziała mi to samo,
                            co tamta pani Hajocie. Faktycznie ręce opadają, ale póki starczy gardła, będę
                            protestować. Hajotę i was wszystkich proszę o to samo.
                            • millefiori Re: Nazwiska tłumaczy - nowy watek 08.02.04, 17:29
                              Abysmy sie nie pogubili, zalozylam nowy watek na ten temat i wkleilam powyzsze
                              posty Yangi, Hajoty i Baloo.

                              Dygam z Budy w huku piorunow, swietle blyskawic i strugach deszczu
                              (taka spektakularna burza? w pierwszej polowie lutego?)

                              Millefiori
                              • hajota Re: Nazwiska tłumaczy - nowy watek 08.02.04, 17:50
                                millefiori napisała:

                                >
                                > Dygam z Budy w huku piorunow, swietle blyskawic i strugach deszczu
                                > (taka spektakularna burza? w pierwszej polowie lutego?)
                                >
                                A w Warszawie za oknem rumuńskie pieniądze, czyli leje.
                    • szwedzka Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 08.02.04, 22:11
                      Porównanie tłumaczy z lekarzami z Porozumienia Zielonogórskiego uważam za
                      nietrafne z prostego powodu: tam byli lekarze kontra Fundusz, czyli kontra
                      jedna organizacja. Poza tym Fundusz był zmuszony z nimi rozmawiać, bo ma
                      obowiązek zapewnić ludności dostęp do leczenia. Wydawców jest wielu, a poza tym
                      wcale nie muszą książek wydawać, a w każdym razie nie w konkretnym terminie.
                      Obawiam się, że przy konfrontacji kto kogo przetrzyma górą byliby wydawcy.
                      Szeregi organizacji szybko zaczęłyby się wykruszać, gdyby się okazało, że
                      przynależność do niej i przyjmowanie zleceń tylko na jej warunkach w ogóle
                      uniemożliwia otrzymanie zlecenia. Poza tym nie bardzo wierzę, że do takiej
                      organizacji wstępowaliby akurat wybitni tłumacze, co podniosłoby jej status.
                      Raczej miernoty. Jak pokazuje polskie doświadczenie, takie organizacje są na
                      ogół patentem dla cwaniaków, jak dobrze żyć za czyjeś składki. Powstaje
                      skostniała niewydolna struktura, która tylko blokuje np. napływ do zawodu
                      młodych zdolnych ludzi, bo starzy boją się konkurecji. I wreszcie argument,
                      który już przytaczałem: jest to regulowanie wolnego rynku, co zawsze prowadzi
                      do wynaturzeń. Moim zdaniem zdecydowanie lepiej ugryźć sprawę od strony
                      klienta, zapewniając mu informację o jakości tłumaczenia, co zmusi wydawców -
                      niejako naturalnie - o dbałość o wysoki poziom tłumaczeń.

                      Baloo napisał: Swiete slowa Jegomosci, jesli chodzi o brak informacji o jakosci
                      tlumaczenia. Taka bylaby sytuacja idealna i moze rzeczywiscie BN moglaby
                      ewentualnie podjac sie takiego zadania. Moglaby, gdyby miala na to srodki.

                      Myślę, że w budżecie BN środki na to by się znalazły.

                      Baloo: Ponadto juz teraz jestem w stanie wyobrazic sobie kwasy i podchody
                      zwiazane z
                      takimi ocenami. I nawet nie trzeba miec zbyt bujnej wyobrazni , bo taka
                      sytuacja istniej w KBN-ie , przy recenzjach grantow naukowych.

                      Nie sądzę. Przede wszystkim ten zespół nie dysponowałby żadnymi pieniędzmi do
                      obdzielania, co na ogół jest przyczyną kwasów. Nie ogłaszałby też gołych ocen,
                      tylko analizy tłumaczeń byłyby powszechnie dostępne. Jeśli nawet ktoś (wydawca
                      czy tłumacz) by się z taką oceną nie zgadzał, to mógłby publiczne z nią
                      polemizować. Takie "kwasy" wyszłyby tylko sztuce tłumaczenia na korzyć, bo
                      zaczęłoby się o niej publicznie dyskutować.

                      Baloo: nie mam pojecia,ile w Polsce tlumaczy sie ksiazek obcojezycznych
                      (chociazby
                      beletrystyki, a przeciez nie tylko o niej mowa), ale jestem pewien, ze juz w
                      pierwszych miesiacach taka komisja zlapalaby kilka lat opoznienia i
                      przestalaby spelniac swoje zadania.

                      Ależ nie miałaby oceniać wszystkich przekładów. Wyrywkowo, tak żeby mogła w
                      sposób reprezentatywny ocenić dane wydawnictwo.

                      Baloo: Widze natomiast sens oceniania. Widze tez techniczna
                      mozliwosc oceny przez fachowcow, a minowicie przy istnieniu portalu
                      tlumaczeniowego z prawdziwego zdarzenia , nalezacego wlasnie do takiej
                      organizacji . I glosowania odbywalyby sie przez klikniecie (...) Oczywiscie,
                      wiadomo, ze latwiej jest obejrzec
                      zdjecie niz przbranac przez nowy przeklad "Czarodziejskiej Gory" , ale w tym
                      wypadku efektem byloby moze tylko zmniejszenie ilosci glosujacych. Aha,
                      oczywiscie zakladam, ze tlumacze nie tylko tlumacza, ale rowniez czytaja cos
                      innego niz wlasne tlumaczenia i ustawy o Vacie ;o))))

                      Moim zdaniem bardzo zły pomysł. Przede wszystkim oceniany wiedziałby tylko jak
                      został oceniony bez uzasadnienia. Poza tym liczba rzetelnych głosujących
                      wynosiłaby zero. Wątpię, by jakikolwiek tłumacz miał czas, żeby dla rozrywki
                      analizować od deski do deski czyjś przekład.

                      I jeszcze odpowiedź dla Yangi, która stwierdziła, że ocena jakości
                      spowodowałaby, że wydawnictwa wzięłyby gorszych tłumaczy, a pracę przerzuciłyby
                      na redaktora. Z trzech powodów uważam, że jest to błędna analiza:
                      1) tłumaczenie "ratowane" przez redaktora wcale nie będzie dobre;
                      2) redaktor zajmujący się "ratowaniem" tłumaczeń stałby się wąskim gardłem, bo
                      nie wyrabiałby czasowo, trzeba by zatrudnić kolejnego, więc wydawnictwo wcale
                      nie skorzysta finansowo na tym, że zatrudni gorszych tłumaczy;
                      3) to jest mit, że wydawców nie stać na to, żeby porządnie płacić tłumaczom;
                      zetknąłem się już z taką sytuacją, że tłumacz, który przekładał danego autora,
                      odmówił dalszych przekładów, i nagle wtedy okazało się, że bidne rzekomo
                      wydawnictwo jest w stanie zapłacić bardzo przyzwoicie za przekład, byleby dalej
                      to robił.

                      Paweł
                      • baloo Do Pawla - organizacja zawodowa, recenzje etc. ... 09.02.04, 12:00
                        Hej

                        Znowu odpowiadam z opoznieniem, ale zycie tak sie uklada. Zeby juz nie utonac w
                        cytatach, odpowiem w punktach. Kolejne Ad-y dotycza Twoich kolejnych odpowiedzi.

                        Ad 1. Organizacja zawodowa
                        No rzeczywiscie, przyklad z NFZ nie byl najszczesliwszy, z tego porownania
                        wycofuje sie zatem raczkiem. Natomiast jesli chodzi o organizacje, to pozostane
                        przy swoim zdaniu. Oczywiscie, jesli masz na mysli powstanie tworu z wiecznymi
                        prezesami i funkcyjnymi, ktorzy za skladki i panstwowe dotacje dostaja lokal,
                        dlugonogie sekretarki , zaproszenia na niezwykle wazne konferencje
                        translatorskie w atrakcyjnych kurortach oraz poczucie waaadzy i
                        reprezentowania, to mozna od razu odpuscic.
                        Akurat nie ma to nic wspolnego z idea stowarzyszen zawodowych, ale trudno
                        dyskutowac z "polskim doswiadczeniem", skoro jedynym polskim doswiadczeniem
                        jest stowarzyszenie dzialajace w stylu panstwowo-bolszewickim (czyli
                        tworcow "upanstwowionych"). W medycynie takie "doswiadczenie" nazywa sie
                        chyba "szokiem pourazowym" i to daje sie leczyc, najlepiej aktywnie. Nie wiem
                        dlaczego z gory zakladasz , ze do takiej organizacji mialyby wstepowac same
                        miernoty i cwaniacy, a Wybitni Tlumacze mieliby programowo takie stowarzyszenie
                        obchodzic szerokim lukiem. Wybitni Tlumacze (w znaczeniu : znani i uznani w
                        srodowisku) mogliby i wrecz powinni te organizacje zakladac (dlatego tez ja
                        nie poczuwam sie, ja tylko agituje – pisze to na wypadek, gdyby byly jakies
                        podejrzenia o zakusy na "funkcyjnosc").
                        Nie wiem, jak to sie dzieje w wielu innych krajach, ale wiem, ze takie zwiazki
                        tam istnieja, dzialaja i sa uznawane za pozyteczne (w odroznieniu od STP).
                        Poswiecilem tez troche czasu aby poznac strukture i dzialanie takiej
                        organizacji we Francji i akurat te francuskie doswiadczenia wygladaja dosc
                        zachecajaco. Poswiece zatem nastepne "troche czasu" i postaram sie w osobnym
                        watku strescic informacje o Francuzach. Bedzie tam takze passus o informacji.


                        Ad 2. Zespol przy BN – finansowanie.
                        "Myślę, że w budżecie BN środki na to by się znalazły." Latwo jest znalezc
                        pieniadze w cudzym budzecie. "Bysie" znalazly, gdyby ktos je zaplanowal,
                        zatwierdzil i przydzielil. BN zalezy chyba w calosci od budzetu panstwa, a tam
                        znacznielatwiej znalezc pieniadze na dzielnych gornikohutnikow czy biopaliwa
                        niz na jakas tam biblioteke, chocby byla nie wiem jak narodowa. Czy ktos
                        musialby naszych dzielnych budzetodawcow zmusic (tak, zmusic, albo "zlobbowac"
                        jak to sie ladnie teraz mowi). Kto ? Duch Swiety nie miesza sie w tak
                        przyziemne sprawy.
                        Mam pytanie naprawde niezlosliwe, wnikajace z braku wiedzy : chyba teraz tez
                        powstaja recenzje i eseje krytyczne dotyczace roznych przekladow, prawda ? Moze
                        problem lezy w ich rozpowszechnianiu ? Naprawde nie wiem, do niedawna w ogole
                        ten problem mnie nie dotyczyl, a i teraz nie wiem, czy bedzie.


                        Ad 3. i 4. Zespol przy BN – recenzje, dyskusja merytoryczna i "kwasy"
                        Publiczna dyskusja zazwyczaj wychodzi na korzysc dziedzinie, ktorej dotyczy, o
                        ile jest merytoryczna. "Kwasy", czyli wzajeme podgryzanie, obrazy i
                        podjazdowka – znacznie rzadziej. Ta prowadzilaby do jeszcze wiekszej atomizacji
                        srodowiska. Ludzie sa tylko ludzmi i juz sama wyrywkowosc budzilaby pytania o
                        reprezentatywnosc i wiarygodnosc ocen, sugerowanie ukladzikow i takie tam
                        rozne. Zeby bylo jasne – sam pomysl takiego wlasnie oceniania wydawnictw bardzo
                        mi sie spodobal, ale wydaje mi sie, ze odgorne wyznaczenie grupy ludzi
                        uprawnionych do oceniania i krytykowania wywolalby burze oskarzen o
                        bolszewie. A przeciez ktos (czyli dajacy pieniadze, czyli w tym wypadku
                        niestety Panstwo ) musialby tych ludzi wyznaczyc i tym samym (mimowolnie ?)
                        ustawic ich w pozycji funkcjonariuszy, urzednikow czy tez,jakkto lubi
                        dosadniejsze okreslenia – czynownikow "od kultury". A poza tym Panstwo ma
                        nieograniczone mozliwosci niszczenia wszystkiego, czego sie dotknie – w kazdej
                        dziedzinie. Czy ja dobrze pamietam, ze obecnie dyrektorem Biblioteki na
                        Koszykowej zostal jakis zasluzony a chwilowo bezprzydzialowy dzialacz PSL-u ,
                        czyli Partii Swoich Ludzi ?
                        Oceny, nawet kontrowersjne i nie namaszcone przez zadne "cialo" panstwowe ,
                        bylyby , moim bardziej wiarygodne. Nawet jesli w pierwszej fazie bylby jakis
                        tworczy balagan. Niezalenosc od Panstwa jest moim zdaniem podstawa takich
                        organizacji. Mozna to nazwac anarcho-syndykalizmem, etykietki mnie nie
                        obchodza.

                        Ad. 5. Nie zrozumielismy sie, bo niezbyt scisle sie wyrazilem.nie chodzi tu o
                        zadne glsosowanie typu "audiotele" czy "sonda onetu", bo to oczywiscie nie ma
                        najmniejszego sensu. Oceny (np. W skali 0-10, czy 1-6, jak w szkole) to jedno,
                        a zawsze towarzyszy im komentarz uzasadniajacy. Oczywiscie jest to co innego
                        niz wielostronicowy (wieloarkuszowy) esej krytyczno-literacki, ale tez
                        spelnialoby inne funkcje. A skoro zakladasz, ze zaden tlumacz nie czyta "dla
                        zabawy" jakichs tlumaczen od deski do deski, to musisz tez przyjac do
                        wiadomosci, ze zaden wydawca tym bardziej nie rzuci nawet okiem na opasle
                        eseje rozpatrujace "szerokie spektrum aspektow w swietle szeregu ustalen" .Bo
                        oni, paniedziejaszku, musza wydac ksiazke, zarobic pieniadze, utrzymac sie na
                        powierzchni tego "trudnego rynku", zaplacic przynajmniej niektorym
                        pracownikom, oplacic podatki, uzerac sie z drukarniami i hurtownikami itepe...

                        Ad 6. Twoja odpowiedz dla Yangi.
                        Tu zgadzam sie z Pawlem we wszytkich trzech punktach. Wlasnie brak oceny
                        jakosci powoduje naplyw kiepskich tlumaczy.

                        Pozdrawiam i zmykam streszczac Francuzow

                        Baloo
                        • szwedzka Re: Do Pawla - organizacja zawodowa, recenzje etc 11.02.04, 01:45
                          Więc ja również w punktach:

                          1. Organizacja zawodowa.
                          Generalnie zgadzam się zarówno z argumentami wskazującymi na potrzebę istnienia
                          takiej organizacji, jak i z tym, że z czasem jest w stanie uzyskać ona realne
                          wpływy. Kwestia tylko w jakim czasie. Moim zdaniem tak odległym, że na razie
                          nie ma o czym mówić. Organizacja, której siła wynika z autorytetu, a nie z
                          umocowań prawnych, może działać skutecznie tylko w społeczeństwie o określonej
                          mentalności, w społeczeństwie obywatelskim. Francja i Szwecja (których
                          przykłady tu podawaliśmy) budują takie społeczeństwa od dwustu lat, my od
                          piętnastu. Przecież wydawcy, którzy w tej chwili śmieją się z prawa, nie padną
                          na kolana przed autorytetem organizacji. To znaczy padną, ale ze śmiechu. Druga
                          strona medalu, że przy polskiej mentalności taka organizacja szybko autorytetu
                          nie uzyska. Tu nawiązuję do tych miernot, o których może zbyt pochopnie
                          napisałem. Ale na pewno skład takiej organizacji byłby mieszany. Z tego
                          względu, że słabsi tłumacze uznają, że przynależność może im pomóc i
                          niezupełnie niesłusznie, bo Polacy mają tendencje do popierania swoich (i
                          bynajmniej nie tylko politycy), a więc taka organizacja prędzej poda wydawcy
                          nazwisko swego członka niż nazwisko lepszego tłumacza z zewnątrz.
                          Zresztą nie do końca teoretyzuję, co pokazuje przykład TEPIS-u. Organizacja
                          robiąca wokół siebie potwornie dużo szumu, de facto jest kompletnie bezsilna,
                          jeśli chodzi o reprezentowanie interesów tłumaczy (w tym przypadku
                          przysięgłych).

                          2. Zespół przy BN - finansowanie.
                          Jaki argument, taki kontrargument. Stwierdziłeś, że BN pieniędzy nie ma, nie
                          uzasadniając tego w żaden sposób, więc równie lakonicznie pozwoliłem sobie
                          wyrazić zdanie przeciwne.
                          Decyzja o powołaniu takiego zespołu musiałaby zapaść wyżej: w Ministerstwie
                          Kultury, co pewnie wiązałoby się z przekazaniem dodatkowych środków. W skali
                          budżetu ministerstwa i BN byłyby to środki nikłe. Pisałem o zespole, ale
                          technicznie musiałoby wyglądać to tak, że jest jedna osoba koordynująca całość,
                          zlecająca recenzje tłumaczom (nie wyobrażam sobie, żeby ktoś inny był w stanie
                          oceniać tłumaczenia) i sporządzająca doroczny raport. Czyli jeden etat,
                          wynagrodzenia dla tłumaczy (umowa o dzieło, czyli dla pracodawcy najtańsza
                          forma) i koszt druku raportu. Taniej chyba już niczego nie można
                          zorganizować.

                          3 i 4. Zespół przy BN, recenzje, dyskusje merytoryczne i "kwasy".
                          Upierasz się przy tych kwasach, ale nie bardzo pokazujesz, w którym miejscu
                          miałyby powstać. Powstaje ileś tam recenzji z tłumaczeń, powiedzmy, że każda ze
                          szkolną oceną (można oczywiście zastosować inną skalę ocen). Koordynator
                          podlicza średnią i ogłasza ranking wydawnictw, do którego załącznik stanowią
                          wszystkie recenzje. Jeżeli jakiś wydawca (lub tłumacz) z oceną się nie zgadza,
                          może polemizować, ma czarno na białym, dlaczego oceniono go tak, a nie inaczej.
                          Gdzie tu miejsce na kwasy? Pewnie, że jakichś tam wycieczek osobistych się nie
                          uniknie, ale to jest typowa cecha polskich dyskusji, zasadnicza jej część
                          będzie jednak musiała być merytoryczna.
                          Nie bardzo też rozumiem, jak można tu z wyrywkowości uczynić zarzut. Co,
                          wydawca oceniony na jedynkę zwoła konferencję prasową i powie: "Proszę państwa,
                          to jest granda, z naszych książek wybrano akurat te, które były tłumaczone
                          przez najsłabszych tłumaczy na dodatek wówczas mocno niedysponowanych, ale
                          zapewniam państwa, że pozostałe nasze książki to przekłady kongenialne i
                          zachęcamy do kupna"? Przecież tylko się ośmieszy.
                          Poza tym w systemie proponowanym przez Ciebie nie ma nawet wyrywkowości, jest
                          pełna przypadkowość, może być tak że książki danego wydawnictwa w ogóle nie
                          zostaną ocenione. Co wtedy? I wreszcie sam dowiodłeś, że ocenienie wszystkich
                          przekładów jest niemożliwe, a teraz dowodzisz, że wyrywkowość jest zła, więc
                          co? Wszystkich się nie da, wyrywkowo źle, co proponujesz?
                          Kwestia "państwowości" owego zespołu. Też jestem zwolennikiem, żeby państwo
                          robiło mniej niż więcej, ale uważam, że akurat w tym przypadku wyszłoby to na
                          korzyść. I porównałbym ten zespół do Komisji Akredytacyjnej zajmującej się
                          oceną kierunków na uczelniach. Też twór państwowy, a cieszy się dużym
                          autorytetem i o żadnych nieprawidłowościach nie słychać.
                          Umocowanie takiego zespołu przy BN od razu nadaje mu pewną rangę. Pytałeś, czy
                          w tej chwili nie pisze się recenzji. Pewnie się pisze, tylko nie trafiają one
                          do czytelników. I obawiam się, że to samo stałoby się z rankingiem prowadzonym
                          przez organizację zawodową, pozostałby jej wewnętrzną sprawą. Opinia
                          sygnowana "przy BN" miałaby znacznie większy ciężar gatunkowy. Ponieważ, jak
                          wywiodłem wyżej, miejsce do obsadzenia byłoby jedno i to z pensją szeregowego
                          pracownika BN, więc etat dla polityków raczej nieatrakcyjny.

                          5. Na mój zarzut, że tłumacze nie będą mieć czasu, by w ramach rozrywki oceniać
                          tłumaczenia (a bez tych ocen system proponowany przez Ciebie nie będzie
                          działał), odpisujesz mi, że wydawcy nie będą mieć czasu czytać opracowań. Tyle
                          że przy konstrukcji zaproponowanej przeze mnie wcale nie muszą. Jeżeli oceniony
                          negatywnie wydawca nie zechce podjąć polemiki, to przecież w żaden sposób nie
                          zakłóci to działania systemu. Dyskusję o tłumaczeniach z góry traktowałem jako
                          produkt uboczny (choć pozytywny). Ocena trafia do czytelników, co najwyżej mają
                          dodatkowy sygnał, że wydawca z tą oceną nawet nie próbuje polemizować.

                          Paweł
    • yanga Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 06.02.04, 18:50
      Podpisałam wczoraj nową umowę. Jest w niej klauzula: "Strony oświadczają, że
      niniejsza umowa nie stanowi zobowiązania Wydawcy do wydania przekładu". I
      zamiast dotychczasowych dziesięciu egzemplarzy - tylko pięć, w dodatku ich cena
      włączona jest do podstawy podatku. Wiem jednak, że są takie wydawnictwa, które
      nie dają żadnych gratisów, i to od dawna. Moje pod tym względem zachowuje się
      wyjątkowo przyzwoicie - swoje książki mogę kupować za pół ceny. Termin wypłaty
      honorarium: 60 dni po wydaniu książki, "ale nie później niż..." - tego dotąd
      nie było, ponoć wywalczyli to inni tłumacze. Przy współpracy z tym akurat
      wydawnictwem nie musiałam dotąd handryczyć się o wypłatę, chociaż zdarzały sie
      opóźnienia. Płacono mi nawet za półkowniki, chociaż sam fakt zmarnowania mojej
      pracy doprowadzał mnie zawsze do szału. Ale z tego, co piszecie, widzę, że nie
      mam prawa narzekać. Kiedyś, w innym wydawnictwie zdarzyło mi się, że
      honorarium, które czekało na mnie w kasie, wypłacono innemu tłumaczowi, bo
      zdążył przyjechać przede mną i zrobić piekło. Mam też na koncie kilka
      obelżywych listów do prezesa - po jednym z nich w ciągu tygodnia miałam kasę na
      koncie. Tam bowiem wyznawano zasadę, że kto się nie upomina, dostaje figę z
      makiem. Byłam wtedy jednak młodsza i bardziej przebojowa.
      • baloo Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 07.02.04, 00:09
        No wlasnie, wlos sie jezy.
        O tym pisalem, o tym pisal Szwedzka ... te sukinsyny beda po prostu urywac po
        kawaleczku, tak dlugo, jak dlugo bedzie sie im na to pozwalac. Dlatego
        pozwolilem sobie napisac o potrzebie organizacji i wydawnictw typu
        spoldzielczego. I dlatego pozwolilem sobie zalozyc watek o kruczkach i
        pulapkach zawartych w umowach.

        Klaniam nisko

        B.
      • szwedzka Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 07.02.04, 00:18
        yanga napisała:
        > Podpisałam wczoraj nową umowę. Jest w niej klauzula: "Strony oświadczają, że
        > niniejsza umowa nie stanowi zobowiązania Wydawcy do wydania przekładu".

        Ręce opadają. Jak rozumiem, podpisałaś umowę wydawniczą, to jaki ma ona sens,
        jeśli zasadniczy cel takiej umowy nie obowiązuje? Próbowałaś chociaż
        negocjować? Zrozumiałbym jeszcze, gdyby taką umowę zgodził się podpisać
        początkujący tłumacz. Kto ma się stawiać wydawnictwom, jeśli nie tłumacze z
        takim dorobkiem jak Ty. Jak teraz inny tłumacz zażąda skreślenia takiej
        klauzuli, to mu powiedzą: "Proszę pana, pani Yanga, która ma na koncie 30
        przekładów, podpisuje takie umowy bez dyskusji, a pan podskakuje?" Wybacz, ale
        po czymś takim straciłaś dla mnie moralne prawo narzekania na wydawnictwa. Jest
        swoboda umów i możesz podpisywać sobie jakie chcesz, ale nie narzekaj na to,
        jak wydawnictwa traktują tłumaczy, bo po części sama przykładasz do tego rękę.

        > zamiast dotychczasowych dziesięciu egzemplarzy - tylko pięć, w dodatku ich
        cena
        >
        > włączona jest do podstawy podatku.

        Tu się definitywnie nie chcę wypowiadać, bo na podatkach się nie znam, ale
        chyba jest to niezgodne z prawem. Egzemplarze autorskie są tego typu co
        obowiązkowe, nie wlicza się ich do nakładu i nie mają ceny, bo nie są
        przeznaczone na sprzedaż.

        >Wiem jednak, że są takie wydawnictwa, które
        > nie dają żadnych gratisów, i to od dawna.

        No to łamią prawo. Artykuł 63 prawa autorskiego. Liczba egzemplarzy autorskich
        jest zwyczajowa, a najczęściej występują liczby 5, 8 i 10.

        >Moje pod tym względem zachowuje się
        > wyjątkowo przyzwoicie - swoje książki mogę kupować za pół ceny.

        Jakiej? Detalicznej? Żadne z wydawnictw, z którymi współpracowałem (nawet te
        najgorsze), nie robiło problemu z nabyciem dowolnej liczby egzemplarzy w cenie
        zbytu (czyli w cenie sprzedaży do hurtowni).

        >Płacono mi nawet za półkowniki, chociaż sam fakt zmarnowania mojej
        > pracy doprowadzał mnie zawsze do szału.

        Co to znaczy "nawet"? Przecież wydawnictwo nie robi łaski. Niewydanie książki
        nie zwalnia wydawnictwa z obowiązku zapłacenia wynagrodzenia, nawet jeśli
        termin płatności określony jest "po wydaniu", bo jest to określenie wyłącznie
        terminu, a nie warunku. Co więcej, na podstawie artykułu 57 prawa autorskiego
        wydawnictwo zobowiązane jest w przypadku niewydania zapłacić podwójne
        wynagrodzenie. Chyba że ktoś podpisuje takie umowy jak Ty.

        Paweł
        • millefiori Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 07.02.04, 21:15
          Proponuje podsumowanie powyzszej czesci dyskusji i odpowiedz na kolejne pytanie

          Poniewaz nienormalnosc wyrazona
          - brakiem poszanowania prawa autorskiego
          - i podstawowch zasad przyzwoitosci,
          - w tym szanowania i przestrzegania zawartych umow, poswiadczonych podpisami
          osob odpowiedzialnych za propagowanie i rozwoju kultury literackiej,
          staje sie norma praktykowana przez czesc wydawcow,

          - czy mozliwe jest stworzenie grupy nacisku, np. przez zalozenie stowarzyszenia
          autorow i tlumaczy niezaleznego od SPT i ZPP, rzeczywiscie walczacego o
          przestrzeganie prawa i egzekwowanie go?

          Millefiori
          • baloo Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 08.02.04, 01:05
            Moim zdaniem jest i mozliwe i potrzebne. A czy tlumacze tak mysla, to wyszloby
            dopiero w praniu.

            B.

            PS : Musz sie jednak przyznac, ze skuteczne formy nacisku jawia mi sie dosyc
            mgliscie. ;o)
        • baloo Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 08.02.04, 01:01
          Pawle,

          Mialem odpisac na Twoj post juz wczoraj, ale z przyzcyn przeciwpozarowo-
          gastronomicznych nie udalo mi sie. Teraz sprobuje nadrobic.

          Masz stuprocentowa racje, jesli chodzi o zasady. Tym niemniej, moim zdaniem,
          Twoja reakcja byla zbyt nerwowa i nieco niepsrawiedliwa. Nie kazdy jest
          fighterem. Nie-bycie fighterem moze dyskwalifikowac z roznych zawodow , takich
          jak komandos, pilkarz kopany, makler gieldowy czy menedzer, ale nie powinno
          akurat byc elementem decydujacym o byciu czy nie byciu tlumaczem. To ma byc
          podobno dosc spokojny zawod ;o)
          Dlatego tez powinna powstac organizacja na tyle prezna, zeby Wydawcom nawet nie
          przyszlo do glowy, ze mogliby takie umowy zawierac. Bo przeciez Prawo, jak sam
          napisales, na wiele elementow tej umowy po prostu nie pozwala.

          Teraz sie zastanawiam, czy zwazywszy na nielegalnosc pewnych ustalen, nie
          daloby sie tej umowy po prostu zaskarzyc i anulowac . Czyco. Czy tez juz po
          baloo, panno laloo ? To pytanie jest nie tylko do Pawla .

          Pozdrawiam

          B.
          • szwedzka Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 09.02.04, 00:56
            baloo napisał:
            > Masz stuprocentowa racje, jesli chodzi o zasady. Tym niemniej, moim zdaniem,
            > Twoja reakcja byla zbyt nerwowa i nieco niepsrawiedliwa. Nie kazdy jest
            > fighterem. Nie-bycie fighterem moze dyskwalifikowac z roznych zawodow (...)
            ale nie powinno
            > akurat byc elementem decydujacym o byciu czy nie byciu tlumaczem.

            Moja reakcja nie była nerwowa, była w pełni przemyślaną opinią na temat
            postępowania Yangi i opinię tę w całej rozciągłości podtrzymuję. Ani przez
            chwilę nie kwestionowałem kwalifikacji Yangi jako tłumaczki. Kwestionuję
            jedynie jej moralne prawo do zarzucania wydawnictwom, że źle traktują tłumaczy,
            bo swoją postawą do takiego traktowania się przyczyna. Tłumacz o obiektywnie
            bardzo silnej pozycji (30 przetłumaczonych książek, anglista - co tu dużo
            mówić, jeśli chodzi o liczbę zleceń angliści są uprzywilejowani), który
            grzecznie podpisuje, co mu wydawnictwo podsuwa, bo się boi, że jak będzie
            negocjował, to nie dostanie zlecenia, podkopuje pozycję innych tłumaczy.
            Jednoczesne upominanie się w Internecie o prawa tychże tłumaczy jest dla mnie
            hipokryzją.

            > Teraz sie zastanawiam, czy zwazywszy na nielegalnosc pewnych ustalen, nie
            > daloby sie tej umowy po prostu zaskarzyc i anulowac . Czyco. Czy tez juz po
            > baloo, panno laloo ? To pytanie jest nie tylko do Pawla .

            Bardzo ciekawa kwestia. Zastanawiałem się nad tym i doszedłem do następujących
            propozycji konkluzji (które może są błędne, nie jestem przecież prawnikiem):

            1) Jest swoboda zawierania umów, a w prawie autorskim nie ma zakazu takiej
            klauzuli. Z drugiej strony łatwo zrozumieć dlaczego. Trudno, żeby ustawodawca
            zakładał, że strona deklarująca wolę zawarcia umowy z góry będzie deklarować
            wolę niedotrzymania tej umowy. Ustawodawca przewidział, że wskutek jakichś
            okoliczności wydawca może umowy nie dotrzymać i w takiej sytuacji zapewnił
            autorowi odszkodowanie. Zapis o niewydaniu ma zapewne ustrzec wydawcę przed
            płaceniem tego odszkodowania. Ponieważ jednak jest to niezgodne z duchem
            ustawy, więc myślę, że zakaz stosowania tego zapisu można by uzyskać drogą
            orzeczeń sądowych, przy czym najlepiej chyba zacząć od Rzecznika Praw
            Obywatelskich, skarżąc się na dyktat silniejszej strony.

            2) Umowa z mocy prawa jest nieważna, bo umowa w której jedna strona zobowiązuje
            się do zrobienia czegoś (zobowiązanie wydania wynika z zapisu o przeniesieniu
            majątkowych praw autorskich) a jednocześnie deklaruje, że tego nie zrobi jest
            bez sensu. Odwróćmy sytuację: tłumacz zobowiązuje się do przełożenia tekstu, a
            jednocześnie zamieszcza klauzulę, że nie jest zobowiązany do dostarczenia
            przekładu, a mimo to druga strona ma wywiązać się ze swojej części umowy czyli
            mu zapłacić. Nonsens.

            Paweł
            • baloo Do Pawla - nerwy a nielegalnosc umowy 09.02.04, 11:50
              Witam

              Zgodnie z prosba Matki Zalozycielki musialem dac tytul ;o)
              A teraz w dwoch punktach :

              Ad. 1
              "Moja reakcja nie była nerwowa". A wlasnie, ze byla ;oD
              Slowa o hipokryzji byly tylez mocne, co krzywdzace. To forum powstalo miedzy
              innymi dlatego, ze kika osob poczulo sie oszukanych, mialo poczucie bezsilnosci
              i chcialo sie wyzalic i/lub zasiegnac porady (czesto juz "po meczu"). Na razie
              jestes jedyna osoba, ktora nie tylko nawoluje do oporu , ale tez pokazuje na
              swoim przykladzie, jak to robic. Czyli jednoosobowo spelniasz jedna z funkcj
              Stowarzyszenia Tlumaczy.
              Moi zdaniem, istnienie rzeczywiscie dzialajacej organizacji mogloby,
              przynajmniej czesciowo, zapobiec takim incydentom. Inie choduzi o wymachiwanie
              legitymacja, za ja tu wicie-rozumicie, jako czlonek wicie-rozumicie elytarnego
              stowarzyszenia nie godze sie na takie warunki, bo to rzeczywiscie byloby
              smieszne. Chodzi o to, ze przystepujac do podpisania umowy, tlumacz wiedzialby
              co musi a co nie moze sie w takiej umowie znalezc, co jest zgodne z prawem a
              co nie i w razie potrzeby wiedzialby jakim paragrafem pomachac wydawcy, bo
              mialby go u siebie w teczce razem z komentarzem i casusami (np. Twojego
              piora ;oD). I wiedzialby,ze w ostatecznoscu takie stowarzyszenie napisaloby
              list do wydawcy w tej sprawie. Taki list nie ma oczywiscie zadnej mocy
              prawnej, ale jest forma nacisku, ktora czasami dziala. To akurat wiem na pewno.

              Ad 2. Komentarz do legalonosci umowy.
              Dziekuje Ci bardzo (i nie tylko ja, mam nadzieje) za Twoj komentarz. Wlasnie
              jednoosobowo spelniles kolejna funkcje calego Stowarzszenia tlumaczy. Tylko i
              az tyle.

              Pozdrawiam serdecznie

              Baloo
            • yanga Re: Drobne sprostowanie 12.02.04, 14:01
              Nie jestem anglistką, tylko polonistką ze specjalnością językoznawczą.
              • millefiori Re: Drobne sprostowanie 14.02.04, 09:13
                yanga napisała:

                > Nie jestem anglistką, tylko polonistką ze specjalnością językoznawczą.

                Yango, czy to cos zmienia - na lepsze czy gorsze dla Ciebie? Rozumiem, ze jest
                to sprecyzowanie dla Baloo, ktory rozpoznal Cie jako anglistke

                Serdecznosci,
        • yanga Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 08.02.04, 12:21
          Okazuje się, że jednak nie podpisałam "umowy wydawniczej". To jest "Umowa o
          wykonanie przekładu". Rozumiesz? Kupują ode mnie przekład i mogą z nim zrobić,
          co zechcą, wydać albo nie.
          Negocjacje, powiadasz? Akurat przy tej książce to nieistotne, ale na moją
          skromną skalę, ostatnio jednak się postawiłam. Nie mogę wchodzić w szczegóły,
          bo za dużo bym zdradziła, zapewniam cię jednak, że i ja wiem, kiedy trzeba
          powiedzieć "nie".
          Do takiego Stowarzyszenia, o którym myślicie, natychmiast bym się zapisała.
          Musiałoby jednak być raczej elitarne - wtedy sama przynależność byłaby
          gwarantem jakości. Jeśli wydawca chciałby zamówić przekład u stowarzyszonego
          tłumacza, nie miałby prawa proponować niższej stawki niż... i musiałby spełnić
          określone warunki. Wtedy to oni występowaliby w roli petentów. Utopia, co?
          Podwójne wynagrodzenie za odstąpienie od wydania? Przyznam, że nie wiedziałam o
          takiej możliwości, ale też nie słyszałam, by komuś je wypłacono. Znasz taki
          przypadek?
          Natomiast raz - jeden jedyny raz - udało mi się wymusić karne odsetki za
          opóźnienie wypłaty. Nie chodziło wprawdzie o przekład, tylko o redakcję, ale
          umowa była o dzieło. Wydawnictwu (już nieistniejącemu) tak zależało na
          współpracy z moją skromną osobą, że się zgodziło.
          • szwedzka Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 09.02.04, 01:19
            yanga napisała:
            > Okazuje się, że jednak nie podpisałam "umowy wydawniczej". To jest "Umowa o
            > wykonanie przekładu". Rozumiesz? Kupują ode mnie przekład i mogą z nim
            zrobić,
            > co zechcą, wydać albo nie.

            Jak kupują od Ciebie przekład, to mogą co najwyżej czytać go na zmianę do
            poduszki albo podeprzeć nim biurko w redakcji. Żeby wydać przekład, muszą mieć
            na to Twoją dodatkową zgodę, czyli klauzulę o przeniesieniu autorskich praw
            majątkowych. A jeżeli w umowie taka klauzula jest, to jest to umowa wydawnicza,
            choćby w nagłówku stało "Umowa o wypas krów", bo o charakterze umowy decyduje
            jej treść, a nie nagłówek.

            > Negocjacje, powiadasz? Akurat przy tej książce to nieistotne,

            Skoro nieistotne, to dlaczego z takim oburzeniem poinformowałaś o tym na forum?
            A poza tym, skoro masz stuprocentową pewność, że wydawnictwo tę książkę wyda,
            to co im szkodziło wpisać to do umowy? Dlaczego cudują, bzdurnie tytułując
            umowę i wpisując klazulę, że wcale nie zobowiązują się do wydania?

            > Podwójne wynagrodzenie za odstąpienie od wydania? Przyznam, że nie wiedziałam
            o
            >
            > takiej możliwości, ale też nie słyszałam, by komuś je wypłacono. Znasz taki
            > przypadek?

            Nie znam. Co nie znaczy, że nie wypłacono. A jeśli rzeczywiście nie wypłacono,
            to ja będę pierwszy i świadczy to wyłącznie o tym, że tłumacze nie znają swoich
            praw. Sama jesteś najlepszym przykładem. Twierdziłaś, że swoje prawa znasz, a
            uważasz, że jak wydawnictwo kupi od Ciebie przekład, to może zrobić z nim, co
            zechce i byłaś szczęśliwa, że wydawnictwo w ogóle Ci płaci za niewydaną
            książkę.

            Paweł
            • millefiori Prosba od M -Z (Matki-Zalozycielki) 09.02.04, 10:17
              Watek rozszczepil sie nam na trzy subwątki, na dodatek splątane datami.

              Abysmy sie nie pogubili,
              bardzo prosze autorow kolejnych postow o zaznaczanie tematu w tytulach
              wypowiedzi.

              Serdecznosci,
              Millefiori
            • yanga Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 09.02.04, 11:00
              Pawle, przeczytałam uważnie swój post i nie widzę w nim oburzenia, tylko suche
              stwierdzenie faktów. Opisałam sprawę, ponieważ Baloo pytał, jak to teraz
              wygląda. Niestety nie czuję się na siłach podejmować walki, jak zauważył Baloo,
              nie jestem typem fightera. Zresztą, gdybym nawet wygrała, to mam sto procent
              pewności, że byłaby to ostatnia umowa z tym wydawnictwem, a znając wpływy jego
              szefostwa, pewnie nie tylko.
              • baloo Re: "Nasze wydawnictwo nie łamie umów!" 09.02.04, 11:56
                No tak,

                Fighterstwo fighterstwem, ale swoja droga wydaje mi sie, ze zabardzo sie boisz.
                Trzydziesci tlumaczen to w koncu nie w kij pierdzial i swoja pozycje na pewno
                masz. A teraz, pomijajac juz argumenty Pawla o dzialaniu na szkode kolegow,
                grozi Ci, ze twoj wydawca przyzwyczai sie, ze moze Toba pomiatac. Nie wiem, czy
                warto.

                Przypominam ballade Mlynarskiego o dwoch koniach. Wiecznie zywa.

                Klaniam nisko

                B.

                PS : No i ciagle ponawiam prosbe o stworzenie Czarnej Listy Cwanych Wydawcow.
                Moze na jakims specjalnym zamknietym Forum ? Na Yahoo tak sobie z tym poradzili.
                • baloo errata 09.02.04, 11:58
                  1. zapomnialem o tytule, przepraszam ;oD

                  2. Za bardzo pisze sie oddzielnie, wiem. Bo razem to tak niezabardzo ;o)

                  B.
                • yanga Re: Zbieram od Was cięgi... 10.02.04, 12:06
                  ...ale czy nikt z Was nie widzi, że z tłumaczy "z dorobkiem", działających w
                  Polsce, odzywamy się tylko Hajota i ja? Nikt nie uchyla rąbka tajemnicy i nie
                  ujawnia kulisów swoich zmagań z wydawcami. Zgadnijcie, czemu tak się dzieje i
                  czy czasem nie potwierdza to tego, o czym już pisałam: że ludzie po prostu się
                  boją o robotę. Tak jest w Polsce na każdym kroku, jak myślicie, dlaczego
                  kasjerki w supermaketach godzą się nosić pampersy? Powtarzam - stawiałam się,
                  ile mogłam, ale od połowy listopada do początku lutego mogłam sobie najwyżej
                  tłumaczyć do szuflady. Ja naprawdę nie jestem tłumaczką "z nazwiskiem" i nikt
                  się ze mną nie będzie liczył. Nie umiem się wykłócać, mam typowy "esprit
                  d'escalier", a kiedy spotykam się z jawnym chamstwem, tracę głos i po prostu to
                  odchorowuję. Proszę, nie krzyczcie już na mnie!
                  • baloo Yanga 10.02.04, 13:01
                    Przepraszam, jesli poczulas sie dotknieta.

                    Wcale nie chcialem na Ciebie pokrzykiwac, w ogole na nikogo a juz na pewno nie
                    na kogos, kto ma klopoty.

                    Tez tak miewam, ze w zetknieciu z niskopiennym buractwem blyskotliwe i celne
                    riposty przychodza mi do glowy dopiero "po meczu" , wiec rozumiem.

                    Ale naprawde wydaje mi sie , ze sie nie doceniasz. To niemozliwe zebys z
                    takim "wynikiem" byla calkowicie nieznana i niedoceniana.

                    A co do znikomej liczby wypowiedzi tlumaczy z dorobkiem, to zauwaz,ze na tym
                    forum w ogole jest nas w porywach do dziesieciu. Nie wiadomo oczywiscie, ile
                    osob to czyta, ale tak czy inaczej nie sa to tlumy. Juz wielokrotnie powtarzano
                    tu truizm, ze tlumacze to samotnicy i kontaktuja sie z innymi , gdy brakuje im
                    jakiegos slowka lub gdy nie znaja jakiegos nowego prawa. Co mi szkodzi,
                    powtorze to jeszcze raz. I dodam, ze szkoda.

                    Pozdrawiam

                    Baloo



                    • baloo i jeszcze 10.02.04, 13:05
                      Zapomnialas o Pawle (Szwedzkiej). On przeciez tez ma dorobek, prawda ? I nie
                      tylko pisze o swoich klopotach, ale pisze rowniez , jak sobie usiluje z nimi
                      poradzic. I akurat to co pisze, brzmi bardzo przekonujaco, moim skromnym.

                      B.
                      • yanga Re: i jeszcze 10.02.04, 13:23
                        baloo napisał:

                        > Zapomnialas o Pawle (Szwedzkiej). On przeciez tez ma dorobek, prawda ? I nie
                        > tylko pisze o swoich klopotach, ale pisze rowniez , jak sobie usiluje z nimi
                        > poradzic. I akurat to co pisze, brzmi bardzo przekonujaco, moim skromnym.
                        >
                        > B.

                        Och... Jak mogłam! Ale to chyba oczywiste.
                        • baloo Re: i jeszcze 10.02.04, 13:26
                          ;oD
                          No juz sie nie denerwuj
                          ;o)
                    • hajota frekwencja na forum 10.02.04, 14:22
                      baloo napisał:

                      > A co do znikomej liczby wypowiedzi tlumaczy z dorobkiem, to zauwaz,ze na tym
                      > forum w ogole jest nas w porywach do dziesieciu. Nie wiadomo oczywiscie, ile
                      > osob to czyta, ale tak czy inaczej nie sa to tlumy. Juz wielokrotnie
                      powtarzano
                      >
                      > tu truizm, ze tlumacze to samotnicy i kontaktuja sie z innymi , gdy brakuje
                      im
                      > jakiegos slowka lub gdy nie znaja jakiegos nowego prawa. Co mi szkodzi,
                      > powtorze to jeszcze raz. I dodam, ze szkoda.

                      A ja jeszcze dodam, że tłumacze literaccy stanowią znikomą mniejszość wśród
                      tłumaczy udzielających się w polskim Internecie. Na listach dyskusyjnych pl-p-t
                      i polish-translations w ogóle się chyba nie odzywają, a na grupie
                      pl.hum.tlumaczenia - bardzo rzadko. Z moich znajomych - koleżanek i kolegów po
                      fachu, którzy trudnią się tłumaczeniem książek i mogliby ewentualnie naszą
                      grupę zasilić, troje nie ma dostępu do Internetu i nie zamierza mieć (sic!).
                      Może jednego uda mi się zwerbować, ale nie obiecuję.
                      W tej chwili przyszedł mi do głowy pomysł, że można byłoby na liście pl-p-t
                      (płatności-problemy-tłumacze) obwieścić o istnieniu naszego forum. Co o tym
                      sądzicie? Jeśli uznacie, że warto, i Matka Chrzestna da pozwoleństwo, mogłabym
                      to zrobić.
                      • baloo Re: frekwencja na forum 10.02.04, 15:32
                        No wlasnie. Nie wiem czy dyskutanci z listy usenetowej czy yahoowej w ogole
                        wiedza nie tylko o tym forumiku, ale takze o Forum "Tlumaczenia", ktore jest
                        moim skromnym IMHO naprawde niezle.

                        Moze warto byloby tez powtorzyc "akcje promocyjno-reklamowa" naszego forumiku
                        na rzeczonych "Tlumaczeniach", zwlaszcza ze od lipca sporo sie tu wydarzylo.

                        Niech zadecyduje Matka Zalozycielka.

                        B.
                        • millefiori Vox populi, vox Dei 10.02.04, 20:02
                          Matka Zalozycielka ma niewiele do gadania - poza matkowaniem.
                          To Wy tworzycie to forum.

                          Wzruszona ogromnie zapytaniem o decyzje, dziekuje i opowiadam sie za propozycja
                          rozreklamowania forum WiiO na innych forach.
                          A wiec - Baloo, Hajoto, do dziela!

                          Serdecznosci nieustajace,
                          Millefiori

                          • baloo Re: Vox populi, vox Dei 11.02.04, 01:13
                            Wedleroskazu, melduje poslusznie, ze zadanie wykonane, trzy forumy
                            przyspamowalem (Tlumaczenia, O jezyku i Jezyki rzadkie).

                            Kufaleojczyzny ;o)

                            Szeregowy Baloon
                            • hajota Re: Vox populi, vox Dei 11.02.04, 01:21
                              A wysłałam zapytanie do moderatora pl-p-t, czy mogie poinformować, bo on lubi,
                              jak ludzie są grzeczne i go pytają.
                              • hajota melduję posłusznie 11.02.04, 18:52
                                ..że informacja się ukazała. A Yanga zareklamowała nas na forum Książki.
                                • millefiori Re: melduję posłusznie 14.02.04, 09:15
                                  hajota napisała:

                                  > ..że informacja się ukazała. A Yanga zareklamowała nas na forum Książki.


                                  Dzieki serdeczne!

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka