Dodaj do ulubionych

niewolnictwo autorów opowiadań...

31.03.11, 01:10
publikowanych w poczytnych czasopismach adresowanych głównie do kobiet - macie jakieś doświadczenia? Przez wiele lat z różną regularnością dostarczałam tym gazetkom (z których jedna niedawno chwaliła się milionowym nakładem...) tekstów - honoraria są moim zdaniem po prostu żałosne, i nie ma żadnej tendencji wzrostowej już od chyba dziesięciu lat. Tzn. jedno wydawnictwo płaci trochę więcej, ale to i tak nie jest moim zdaniem godna płaca za wykonaną pracę, zwłaszcza, że sprzedaje się im teksty z wszystkimi prawami. Od daaaawna nie wysyłają już nawet egzemplarza autorskiego; nie informują (w przypadku jednego z tych dużych wydawnictw) kiedy tekst się ukaże... W przeszłości przyszedł mi parę razy do głowy strajk i żądanie podwyższenia stawek :) Problem polega na tym, że jak przypuszczam pozostali autorzy podobnie jak ja nie należą do żadnego zorganizowanego stowarzyszenia, które mogłoby taki strajk/protest przeprowadzić, a osobiście żadnego z nich nie znam by agitować za taką akcją. Dwa razy w ciągu wielu lat zdarzyło się, że redaktorka hurtem wysłała do autorów pewne informacje, nie zastrzegając że kopie mają być tajne, i w ten sposób "podarowano mi" adresy "towarzyszy niewoli" ;) Nie jestem jednak pewna, czy wszyscy, bądź też większość, zdecydowaliby się na wstrzymanie się produkcji tekstów do czasu uzyskania podwyżki - mnie samej zależy na każdym groszu, niestety :\

Czy bywają na tym forum osoby, które mają podobne doświadczenia? I są podobnie sfrustrowani?
Obserwuj wątek
    • ojuciasan Re: niewolnictwo autorów opowiadań... 31.03.11, 03:13
      Zgadzam się i popieram w pełni. To są potężne, bogate koncerny, żerujące na autorach, z których żyją. Bez tych autorów ich gazetki by nie istniały, praca redakcyjna polega tam co najwyżej na psuciu oryginalnego tekstu wedle pewnego określonego sztucznego szablonu (bez zgody autora, dodam, bez prawa do autoryzacji tekstu). Nie chcę powiedzieć, na których zerują, bo staram się być grzeczna, ale to chyba lepiej oddałoby sytuację. Stawki są żenujące, a prawa autorskie łamane notorycznie i cynicznie, także te osobiste, bo jest to nie tylko odmowa wysłania egzemplarzy autorskich, ale także do podpisania tekstu (bo mają przecież udawać "wspomnienia" czy "zwierzenia" jakiejś Heni lat 50 czy Wacława lat 35) lub choćby wymienienia w stopce redakcyjnej, wspomnianej już autoryzacji, prawa do informacji o losach tekstu, płacy proporcjonalnej do zysków wydawcy itd. W zasadzie z prawa autorskiego w całości naigrywają się do rozpuku, wykorzystując wiadomą sytuację ludzi pióra. Znaczy się - to prawo nie funkcjonuje, a etyka się nie liczy.
      Mają tylko jedną zaletę: faktycznie płacą w terminie, te śmieszne grosze, ale płacą, dlatego zapewne wciąż ktoś się na to nabiera. Autorzy zasłaniają się tum, że piszą te opowiadania wyłącznie dla kasy, nie łączą tego pisania z żadnymi ambicjami itd. Moim zdaniem to absurd. Po pierwsze, skoro dla kasy - to niech będzie to przynajmniej sprawiedliwe wynagrodzenie! Każda praca na to zasługuje. Po drugie - ja żadnym swoim pisaniem nie pogardzam, a to, co piszę, staram się traktować poważnie, szanując i siebie, i odbiorcę. Z tego powodu już jakiś czas temu przestałam dla nich pisać, czując obrzydzenie do samej siebie, że się na coś takiego godzę. Owszem, powinno się walczyć o swoje prawa, w tym o normalne honoraria autorskie, a przede wszystkim o standardy - ale tego nie da się zrobić w pojedynkę... Autorzy powinni zrobić to solidarnie, inaczej tamci dalej będą śmiać się z nas w twarz. A w końcu podobno epoka dzikiego kapitalizmu już minęła... ;-) Ale pamiętajcie - bez nas oni nie istnieją. Te gazety istnieją tylko dzięki Wam, autorki i autorzy...
      • wywrotowa Re: niewolnictwo autorów opowiadań... 31.03.11, 17:44
        ojuciasan, właśnie: redaktorzy często psują teksty. Raz zdarzyło się, że z jakiegoś powodu w tekście do którego akurat miałam podejście hmmm ideologiczne ;) dodano jeden przymiotnik w takim miejscu, że z postaci napiętnowanej przez los i wewnętrznie rozdartej zrobiono niesympatyczną. Po tym doświadczeniu, pomimo że było to jeszcze za czasów profesjonalnej i przyjemnej w kontaktach redaktor naczelnej, zraziłam się do tego stopnia, że przez długi czas bojkotowałam tę redakcję.

        Jest też przynajmniej jedna pani redaktor w innym wydawnictwie, która (jak z wielokrotnych moich doświadczeń na przestrzeni lat wynika) nie bardzo wie, czego chce, a do autora ma podejście takie, jakie kapryśny margrabia mógł mieć do pachołka zapinającego mu klamerki na trzewikach. Stało się to nieznośne.

        Ogólnie mówiąc sama koncepcja leżąca u podstaw działania tych redakcji wydaje mi się niemoralna. Bo: owszem, gdyby teksty ukazujące się w tych czasopismach pochodziły w całości od czytelników, którzy pisarzami nie są, i po prostu rzeczywiście zechcieli opisać jakąś historię ze swojego życia tylko po to, żeby się nią podzielić ku przestrodze innych bądź też dowartościować się świadomością, że "piszą o nich w gazecie", wtedy te grosze, które mogliby otrzymać w ramach rekompensaty za nieprofesjonalny tekst można by uznać za sensowną rekompensatę. Ktoś w redakcji musiałby z tego zrobić coś, co czytelnicy będą chcieli czytać, i to ta osoba w redakcji wtedy byłaby opłacana za naprawienie tekstu, a właściwie stworzenie go od nowa (my, piszący, znamy różnicę między zwykłą relacją z jakiegoś zdarzenia osoby bez przygotowania dziennikarskiego/literackiego, a dobrym warsztatowo opowiadaniem). Jednak jest oczywiste - dla nas, autorów takich opowiadań - że 95% opowiadań ukazujących się w tych czasopismach to teksty profesjonalne, które wymagały opanowania pewnego warsztatu, których stworzenie wymaga czasu i twórczego wkładu. Może kilka krótszych tekstów w każdym numerze (pewnie ze dwa) to rzeczywiste listy od czytelników, i tylko TE wymagają od redaktorek rzeczywistej pracy. Ludzie jednak czytają chętniej teksty z profesjonalnie opracowaną dramaturgią, z żywymi dialogami... i grupa pewnie około dziesięciu autorów ślęczy nad tymi tekstami co miesiąc, a redaktorki czasem wcisną jakiś ich zdaniem potrzebny przymiotnik albo wytną pół zdania z ostatniego akapitu (pozbawiając tekst rozmachu i czasem akcentu humorystycznego), i pewnie są z siebie bardzo zadowolone :) Dostają przecież co miesiąc kaskę na konto, kaskę na którą mogą zawsze liczyć (bo one przecież codziennie do pracy chodzą...) Autorzy tymczasem żyją w poczuciu niepewności (najczęściej, bo rzadko zdarza się, że redakcja prosi o tekst na konkretny temat - a nawet jeśli prosi, to TEŻ zdarza się, że wizja autora okazuje się jednak nie być tym, co pani redaktor miała na myśli...) Skądinąd wiem, że w krajach bardziej cywilizowanych niż Polska istnieje praktyka umawiania się na pewien procent honorarium w przypadku wykonania tekstu, który jednak z różnych przyczyn nie został ostatecznie zaakceptowany - autor wtedy przynajmniej nie ma poczucia, że całkiem zmarnował swój czas.

        Tak więc autorzy piszą, doświadczenie (i frustracja) ich rośnie, wyżyć z tego, nawet skromnie, się nie da, a wpisać sobie do CV też nie bardzo jest co.

        ojuciasan, piszesz, że "Autorzy zasłaniają się tum,
        > że piszą te opowiadania wyłącznie dla kasy, nie łączą tego pisania z żadnymi a
        > mbicjami itd. " Ja się niczym nie zasłaniam :) owszem, pisuję (czy też pisywałam) dla nich wyłącznie dla kasy, której mi brakowało - "dla kasy" dlatego, że mimo iż traktuję to pisanie poważnie - na tyle rzetelnie, na ile jestem w stanie ZA TAKIE PIENIĄDZE - to jednak jest to zdecydowanie jakaś rezygnacja, w różnym stopniu, z własnego STYLU, gdyż te redakcje oczekują tekstów pisanych w konkretnej manierze. Ale właśnie dlatego, że od autorów oczekuje się dostosowania się do konkretnych wytycznych, dość ograniczających przecież - powinno się im za to dostosowanie się odpowiednio płacić. Przypuszczam, że wtedy nawet teksty zyskałyby, a redaktorki miałyby jeszcze mniej pracy. W tej chwili zapewne jest tak, że autor pisze tylko tak dobrze, by tekst nie został odrzucony, a redaktor (wydawca) płaci tylko tyle, żeby autor jednak się na niego nie wypiął. Ale myślę, że gdyby autorzy jak jeden mąż zdecydowali się nie dostarczać redakcjom nowego materiału, to po kilku miesiącach w archiwach redakcyjnych wyczerpałyby się zapasy, i wtedy panie redaktorki zostałyby zmuszone albo do skłonienia wyższej instancji do podwyższenia stawek do zachęcającego poziomu, albo do płodzenia odpowiedniej ilości odpowiedniego materiału własnymi ręcymi. Och, chciałabym to ZOBACZYĆ :)

        Jeśli zajrzy tu ktoś, kto myśli podobnie, zapraszam do kontaktu również przez e-mail :)
        • ojuciasan Re: niewolnictwo autorów opowiadań... 31.03.11, 19:36
          Dokładnie, zgadzam się z Tobą w 100%. Mówiąc o autorach piszących wyłącznie dla kasy uogólniałam (co w tym przypadku samo w sobie jest absurdem) nie miałam Ciebie na myśli, tylko osoby godzące się na wszystko, bo to niby coś nieważnego nieistotnego... itd.
          Oczywiście, że trzeba z tym walczyć, nie można godzić się na podobnie nieetyczne praktyki.
    • majka_m_ajka Re: niewolnictwo autorów opowiadań... 31.03.11, 14:56
      nie rozumiem tego jęczenia. To nie niewolnictwo, więc jeśli stawka nie odpowiada, to się żąda wyższej, a jak się wydawca nie zgadza - to się z nim grzecznie (albo i nie) żegna. Skoro ktoś to pisze za psie grosze, to widocznie tyle są warte. Ja nigdy nie pracuję za głodowe stawki. Trzeba się szanować, do cholery.
      • wywrotowa Re: niewolnictwo autorów opowiadań... 31.03.11, 17:50
        majka_m_ajka napisała:

        "jeśli stawka nie odpowiad
        > a, to się żąda wyższej, a jak się wydawca nie zgadza - to się z nim grzecznie (
        > albo i nie) żegna."

        ehę, powiem tak - kiedy trzeba się utrzymać, to każdy grosz się liczy, niestety.

        "Skoro ktoś to pisze za psie grosze, to widocznie tyle są war
        > te."

        ehę, ciekawy wniosek. Skoro mąż pobił żonę, to widocznie sobie na to zasłużyła, tak? Skoro silniejszy wykorzystuje swoją siłę, to znaczy że ma rację?

        "Trzeba się szanować, do cholery."

        No właśnie, ale żeby wymóc dla siebie szacunek, trzeba okazać swoją siłę. A autor stający naprzeciw koncernu w pojedynkę to Dawid wobec Goliata. Powiedzmy, że mój wątek tutaj to taki kamyczek, który powinien wpaść Goliatowi w oko, żeby musiał je przetrzeć i choćby przez chwilę się zastanowić nad swoją strategią...

        • annuszka_gangrena27 Re: niewolnictwo autorów opowiadań... 31.03.11, 18:28
          Regularnie dostarczam takie opowiadania i tylko do jednej redakcji. Do tej, która płaci więcej i gdzie kontakt z redaktorką jest w miarę przyzwoity. Inne płacą żałośnie mało, a panie redaktorki faktycznie mają muchy w nosie i nie wiedzą, czego chcą. Ale hm... raczej jestem zadowolona, choć przyznaję, że egzemplarze autorskie mogliby wysyłać. Zawsze jednak mogłoby być lepiej.
          • wywrotowa Re: niewolnictwo autorów opowiadań... 31.03.11, 19:25
            :) Jak to miło na własne oczy ;) zobaczyć kogoś, kto też się tym zajęciem para :)

            Redakcja która płaci więcej (jeśli mówimy o tej samej, to płaci więcej, ale płaci dopiero po ukazaniu się tekstu, w przeciwieństwie do tych, które płacą raz w miesiącu) od jakiegoś czasu ma inną naczelną, i choć nie mam jakichś zdecydowanie złych doświadczeń z tą osobą, to jednak ostatni formularz umowy, który z tego miejsca dostałam, wyglądał TAK nieprofesjonalnie, że po prostu oczom nie mogłam uwierzyć. Mówię o jego wyglądzie zewnętrznym, bo zawartość merytoryczna to insza inszość. Druk wyglądał po prostu jakby stworzenie go zlecono komuś, kto w życiu nie robił żadnego składu. JA bym to lepiej zrobiła. Jak to dzieciaki mówią, żal.pl.

            W przeszłości, głównie w tym drugim wydawnictwie, bywało, że umowy nie docierały na czas, i płatności można było oczekiwać z miesięcznym opóźnieniem.

            Czy Ty używasz własnych formularzy umów, czy też korzystasz z tych, które przedstawia Ci redakcja?
        • nomina Re: niewolnictwo autorów opowiadań... 01.04.11, 01:22
          Popieram Majkę. Była o tym już dyskusja w temacie o korekcie. Sami zepsuliście ten rynek. Ja od lat nie zeszłam poniżej 4 zł za stronę za korektę, a to była moja najniższa stawka. Z czego mam płacić korektorom, godząc się na 30 zł za arkusz? W końcu pożegnałam się czasowo z korektą - wrócimy z naszymi ludźmi do branży, jak ta się ocknie. Czytelnik ma już dość płacenia 40 zł za bełkot na poziomie twórczości gimnazjalisty-dyslektyka, więc to powinno za kilka lat nastąpić.

          Tak, wiem, co to znaczy nie mieć z czego żyć. I brak środków do życia jest akurat małym problemem w kontekście braku środków na opłatę utrzymania przeżycia. Ale dumping na pewno nie pozwoli się utrzymać. Ile pociągniesz na stawce na poziomie kosztów? Jaką emeryturę sobie zapewnisz? Jakie ubezpieczenie, jeśli, odpukać, stracisz zdrowie, staniesz się niezdolna do pracy i będziesz musiała finansować samodzielnie leczenie?

          Mylisz pojęcia - to Ty jesteś tą silniejszą stroną. Ty i setki autorów. To wydawca potrzebuje tekstów i nie ma nic, czym Cię może zmusić, zaszantażować, zaszachować, zrobić cokolwiek, żebyś przyjęła tę stawkę. Nie miej pretensji do wydawcy - on jest uczciwy. Dał tyle, na ile się z własnej woli pracownik zgodził. Nieuczciwi są koledzy-dumpingowcy. I to nie jest układ - Dawid przeciwko Goliatowi. To jest armia Dawidów przeciwko jednemu Goliatowi.

          Twoją siłą jest Twoja uczciwość. Wobec siebie, swoich umiejętności i wobec kolegów z branży.
          • ojuciasan Re: niewolnictwo autorów opowiadań... 01.04.11, 01:52
            nomina napisał(a):

            > Popieram Majkę. Była o tym już dyskusja w temacie o korekcie. Sami zepsuliście
            > ten rynek.
            >
            > Twoją siłą jest Twoja uczciwość. Wobec siebie, swoich umiejętności i wobec kole
            > gów z branży.
            >
            >

            Nominko, zgoda, racja, Dokładnie! I właśnie o to chodzi, żeby się nie godzić i dalej nie psuć. Przecież "Wywrotowa" właśnie dlatego tu o tym napisała, słusznie zrobiła, bo do tej pory temat był tabu. Bo nie wolno dalej zamykać oczu i robić za niewolnika, biadoląc po kątach - tylko zawalczyć o przestrzeganie norm, wspólnymi siłami.
            • jacek1f strasznie jakos sie zrobilo... rewolucyjnie tak, 01.04.11, 09:42
              strajkowo, abolicjonistycznie, rownosc dla wszystkich i wszystkim po rowno....

              A podaz i popyt gdzie? A jaka praca taka placa i odwrotnie gdzie?

              :-)

              Jezeli napisalas maila lub umowilas sie na rozmowe w wydawnictwie
              i na Twoje oswiadczenie, ze stawki sa za niskie i nieoplacalne przy takiej jakosci pracy i zamierzasz przestac dla nich pisac ....

              - oni Cie wysmieli

              - TO znaczy tyle, ze zle ocenilas swoja prace i przecenilas wartosc dla nich, i za sama stawiasz sie w smiesznej sytuacji.

              Znaczy to tyle, ze Twoje teksty nie sa nijak lepsze od innych autorow i ze redaktorom nie zalezy wcale akurat na Twoich tekstach. Ze po ilus tam oddanych w terminie pracach niczym sie nie wyrozniasz, nie dalas sie zapamietac, nie polubili Cie, nie zwracaja uwagi, ze TE teksty sa lepsze, wymagaja z ich strony mniej pracy, ze nie dopominaja sie czytelnicy, o naczelnej nie wspominajac. I tylko taka jest prawda.
              To po co pisac dla nich?
              I trzeba wtedy przemyslec wszystko od nowa.

              Nomina ma racje - nie ma niewolnictwa zadnego, jest otwarty rynek.
              Nie ma bezwzglednego Goliata, tylko firma placaca pracujacym bez przymusu autorom tyle, ile moze placic. I jedynie tyle musi, by otrzymac towar dla siebie.

              A Dawidow jest Legion:-( I nie pomoga strajki Dawidow i rewolucje, tylko trzeba sie wyrwac z tlumu.
              • jacek1f aha, bo jesli jest inaczej, to w interesie 01.04.11, 09:51
                wydawnictwa jest rozmowa z Toba, ustalenie specjalnych warunkow i zobowiazan dwóch stron, zapewnienie sobie stalej liczby opowiadan za ustalona specjalna stawke dla Ciebie....
                Naprawde.
              • autor.autorka Re: strasznie jakos sie zrobilo... rewolucyjnie t 02.04.11, 20:03
                drogi jacek1f-u, nie widzę żadnego powodu, by wstydzić się tego, że chce się zrobić rewolucję w słusznej sprawie :)

                Co do podaży i popytu: popyt jaki jest, można sobie łatwo przeliczyć. Sprawdzić ile jest takich czasopism, ile się w każdym numerze ukazuje tekstów. Podaż: do mnie przez przypadek trafiło 12 adresów osób, które jak przypuszczam, zajmują się pisaniem dla jednej redakcji (byż może również kilku innych). Nawiasem mówiąc, pół godziny temu wysłałam do nich zaproszenia do wzięcia udziału w tej dyskusji. Zobaczymy, czy się odezwą.

                Odpowiem na resztę Twojego postu: na moje ostatnie "oświadczenie", że honorarium wydaje się niskie, nikt mnie nie wyśmiał - po prostu usłyszałam, że cóż, podwyżek nie było.

                Konkurencji się nie boję. Wiem, jakiej jakości jakiego typu tekst potrafię zaproponować.

                Ciekawa uwaga: już dość dawno temu któraś redaktorka kupiła ode mnie w jednym miesiącu zdaje się pięć tekstów. Podobały jej się. W następnym miesiącu również podobały jej się więcej niż dwa, jednak, jak mi powiedziała, "szefostwo" podejrzliwie patrzy, kiedy ona od jednego autora bierze więcej. No więc o co tutaj chodzi? Pani redaktor nie może "szefostwu" (tzn. naczelnej? jakiemuś kierownikowi-koordynatorowi??) powiedzieć, że akurat teksty tej autorki były w tym miesiącu lepsze niż teksty innych autorów? A może chodzi o to, żeby autor nie spuchł z dumy i nie zaczął sobie wyobrażać, że ta jego pisanina jest coś warta? Kiedy tymczasem te same teksty ukazują się czasem po dwa razy (z pewną "kwarantanną" pomiędzy nimi...) więc chyba zostały ocenione jako wartościowe? STĄD moja frustracja i irytacja - widzę w tym taktykę polegającą na zaniżaniu, nazwijmy to, poczucia własnej wartości u autorów, przy jednoczesnym poszerzaniu sobie grupy potencjalnych pisaczy tekstów (poprzez np. ogłaszanie "konkursów dla czytelników") tak by zawsze na biurka redaktorek spływała odpowiednia liczba tekstów, z których coś tam da się wybrać i dostosować do potrzeb bez większego nakładu pracy własnej. Może mam w głowie nieżyciowe ideały, ale uważam to za praktyki nieetyczne.

                Czytelnicy, jacku, nie mogą się dopominać o więcej tekstów konkretnego autora, ponieważ teksty ukazują się pod pseudonimami, jako "historie z życia wzięte". Cóż, "czytelnicy chcą być oszukiwani, niech więc będą oszukiwani", ale jeśli koncern ma MILIONOWE nakłady, to czemu autorzy, dzięki którym FUNKCJONUJE, nie mogą mieć przynajmniej poczucia, że ich PRACA jest traktowana z należnym szacunkiem (tzn. jest OPŁACANA adekwatnie do twórczego wkładu, poświęconego czasu i doświadczenia, którego wymaga stworzenie produktu, do którego redaktorka, by się wykazać, wprowadzi np. jakiś przymiotnik bądź wykasuje jeden akapit, bo nic innego w tym produkcie poprawiać NIE TRZEBA)? Mamy dwudziesty pierwszy wiek, żyjemy w kraju cywilizowanym, zróbmy coś na litość boską z tym procederem w końcu. Ludzie POTRZEBUJĄ historii - słuchania ich, czytania ich, oglądania ich. W przeszłości ci, którzy potrafili opowiadać, byli w społeczności szanowani. Dziś są wykorzystywani przez sprytne koncerny - a odbiorca historii nie ma o tym pojęcia.

                "Nie ma bezwzglednego Goliata, tylko firma placaca pracujacym bez przymusu autor
                > om tyle, ile moze placic."

                Skoro jedna firma może płacić dwa razy więcej, to druga też, zamiast tkwić w stawkach sprzed lat. Powtarzam - skoro mają MILIONOWE nakłady, to na pewno stać ich na godziwe stawki dla autorów. A jednak tych stawek nie proponują. A autorzy, w poczuciu, że są sami z tym problemem, tracą pewność siebie i skupiają się na czymś innym co może im przynieść wymierne korzyści, zamiast domagać się poprawy warunków.

                LEGIONU z piszących dla czasopism na pewno nie da się stworzyć, ale jednak pewnie grupa, która mogłaby się umówić na jakieś wspólne stanowisko wobec Goliata JEST. Scenarzyści w Hollywood parę lat temu wywalczyli podwyżki i lepsze warunki.
                • ojuciasan Re: strasznie jakos sie zrobilo... rewolucyjnie t 02.04.11, 23:34
                  Brawo. Dokładnie o to chodzi. Opowiem Wam, jak to było ze mną, przed laty: miałam w szufladzie opowiadanie. Nie pisane dla żadnych gazet, po prostu miałam je i ktoś mnie namówił, żeby to do jednej takiej redakcji wysłać. Nie znałam za bardzo tych gazetek, postanowiłam spróbować. To była naprawdę oryginalna historyjka, do dziś pluję sobie w twarz... wysłałam. Odp. dostałam od razu, brzmiała: "biorę" :-))) No to ja piszę, że okej, ale jakie warunki. Ona mi odpowiada, że warunki są stałe i że wkrótce dostanę umowę. To ja czekam na tę umowę. Przychodzi po ok. tygodniu... pusta! Nie wypełniona. Nie podpisana. Czysty kwestionariusz! Z dołączoną karteczką, że mam podpisać i odesłać. No więc ja znowu maila, że chciałabym jednak najpierw poznać stawki. Cisza. Po kolejnych monitach wreszcie odp., jak wyceniają teksty. Odmawiam. Na to słyszę, że już za późno, tekst jest w druku, nie cofną numeru. Cóż. Zgłupiałam. Zapłacili w końcu 120 zł brutto, odbierając przy tym wszystkie prawa na wieki wieków amen.
                  Tekst na zmarnowanie.
                  To było dawno temu. A teraz słyszę, że od tamtej pory stawki się nie zmieniły! Ani warunki. Ani praktyki...
                  Żenada.
                  • lucyolejniczak Re: strasznie jakos sie zrobilo... rewolucyjnie t 03.04.11, 11:40
                    Brawo dla autor.autorka. To jest dokładnie to, co sama chciałabym napisać. Ja też pisuję do takich czasopism, a właściwie teraz tylko do jednego, konkretnego. Ale i tu stawka jest z opowiadania na opowiadanie coraz mniejsza, chociaż trzymam się wcześniej ustalonej ilości znaków. Jedno z nich ma się ukazać pod koniec kwietnia, więc zobaczę ile będzie tym razem.
                    Był to dla mnie dodatkowy zastrzyk finansowy, ale teraz nie wiem, czy będzie mi się chciało bawić w to dalej. Terminy kilkumiesięczne ( może dlatego, żeby jeden autor nie zarobił czasem zbyt dużo w krótkim czasie?), stawki coraz mniejsze. Nie mówiąc już o zerowej satysfakcji.
                    • autor.autorka Re: strasznie jakos sie zrobilo... rewolucyjnie t 04.04.11, 20:05
                      lucyolejniczak napisała:

                      Brawo dla autor.autorka. To jest dokładnie to, co sama chciałabym napisa
                      > ć.

                      Dwie osoby to za mało, żeby coś zmienić. Zobaczymy, czy odezwie któraś z dwunastu osób, do których wysłałam e-maile z zaproszeniami do udziału w tej naszej debacie nad honorariami.

                      Jeśli nie, będzie to smutny dowód na to, jakim biednym społeczeństwem jesteśmy.
      • ojuciasan Re: niewolnictwo autorów opowiadań... 31.03.11, 19:47
        majka_m_ajka napisała:

        > nie rozumiem tego jęczenia. To nie niewolnictwo, więc jeśli stawka nie odpowiad
        > a, to się żąda wyższej, a jak się wydawca nie zgadza - to się z nim grzecznie (
        > albo i nie) żegna. Skoro ktoś to pisze za psie grosze, to widocznie tyle są war
        > te. Ja nigdy nie pracuję za głodowe stawki. Trzeba się szanować, do cholery.

        Widocznie nigdy nie byłaś w sytuacji przymusowej, czego Ci oczywiście życzę i na przyszłość ;-) Też nie muszę się w to bawić, więc się nie bawię, ale znam też inne sytuacje i nie zamierzam tu nikogo pouczać. Szanować się należy, ale należy szanować także innych. Ne oznacza to też, że trzeba nieuczciwość akceptować. Bo, niestety, nie o to tu chodzi. Należy wreszcie zadbać o standardy, o przestrzeganie prawa autorskiego (które istnieje, lecz tylko na papierze) - nawet bezinteresownie! - bo te są u nas tak niskie, na tym rynku w szczególności, że aż wstyd. A dopóki autorzy będą się na to godzić, nic się nie zmieni i cwaniacy będą tryumfować bezkarnie.
        • troppo_bella Re: niewolnictwo autorów opowiadań... 01.04.11, 12:25
          Cały rynek prasowy tak wygląda. Szczerze mówiąc, jeśli za te same pieniądze mam do wyboru napisanie reportażu lub też opowiadania - wybieram opowiadanie, bo odpada mi zbieranie materiałów, a stawka ta sama. Niska, fakt, ale tyle płacą za to pisanie. Dużo gorzej, niż płacili parę lat temu. Piszę więc tam wyłącznie wtedy, gdy mnie bieda przyciśnie.

          Co do praw autorskich - teksty, które tam opylam nie są dziełami sztuki, przeciwnie, sztampa goni banał, bo takie chcą w redakcji. Wolę zatem, by podpisana była pod nimi pani Henia z Radomia niż ja. I w takiej sytuacji - niech sobie psują/poprawiają do woli - mnie to zwisa, nie ja to firmuję.

          A co do egzemplarzy autorskich - zwyczajnie nie ma na to kasy. Koleżanki, które pracują na etatach w wydawnictwach często nie otrzymują nawet jednego wydania gazety, do której piszą, bo wydawca nawet na tym oszczędza. A ile dopiero kosztowałoby wysyłanie numerów do kilkunastu autorek z numeru, i to jeszcze należy doliczyć koszt znaczka. Bieda jest straszna w wydawnictwach i oszczędzają nawet na tym. Nie liczcie więc na wiele, sorry.

          A stawek nie podniosą - jak autorki się zbuntują, redaktorki będą pisać same, za darmo.
          ----
          • makawka Re: niewolnictwo autorów opowiadań... 01.04.11, 13:52

            troppo_bella napisała:
            A stawek nie podniosą - jak autorki się zbuntują, redaktorki będą pisać same, z
            > a darmo.

            Tak się właśnie stało w magazynie, do którego pisałam. Autorów zewnętrznych się pozbyto, natomiast teksty dowalono redaktorkom, oczywiście w ramach ogólnego wynagrodzenia.
          • autor.autorka do troppo_bella 02.04.11, 20:42
            Piszesz: " jeśli za te same pieniądze mam
            > do wyboru napisanie reportażu lub też opowiadania - wybieram opowiadanie, bo o
            > dpada mi zbieranie materiałów" - no tak, ja też, ALE: znam dwadzieścia osób, które w takiej sytuacji wolałyby zrobić reportaż, bo FIKCJI NIE POTRAFIĄ PISAĆ. Tych dwadzieścia osób uważa za prostsze zebranie faktów, wyjazd w teren, itd. A MY POTRAFIMY pisać fikcję, którą miliony czytelników chcą czytać. Dlatego ta nasza umiejętność tworzenia wciągającej fikcji powinna być godziwie opłacana. Żadnemu z nas muza nie dyktuje do ucha gotowego tekstu - no, może raz na jakiś czas ;) Pisanie do tych czasopism to praca wymagająca dostosowania się do wielu wytycznych, więc to nie tak, że chcemy pieniędzy za to, że się urodziliśmy z pięknymi niebieskimi oczami, do diaska, tylko PRACUJEMY na te pieniądze!

            Dalej piszesz: "teksty, które tam opylam nie są dziełami sztuki, przeci
            > wnie, sztampa goni banał"
            U mnie sztampa rzadko goni banał. Pewnie dlatego, że tej sztampie się nie poddaję - to by mnie bolało :) Oczywiście nie ma w tekstach dla tych pisemek miejsca na prawdziwą oryginalność stylu czy obrazowania - co zresztą uważam za jeden z powodów, dla których tworzenie takich opowiadań powinno być odpowiednio opłacane - ale z drugiej strony w moich np. tekstach często pojawiają się problemy społeczne bądź psychologiczne, których zaprezentowanie w formie opowiadania na poziomie tych czasopism również wymaga specjalnego podejścia. Poza tym nasze teksty miewają przecież wartość edukacyjną (i takie są wręcz założenia programowe - nie tylko rozrywka, nie tylko informowanie, ale też do pewnego stopnia edukacja czytelników!) - czy ZA TO nie należy nam się godziwe wynagrodzenie?

            I jeszcze odniosę się do tego fragmentu Twojej wypowiedzi: "koszt
            > owałoby wysyłanie numerów do kilkunastu autorek z numeru, i to jeszcze należy d
            > oliczyć koszt znaczka. Bieda jest straszna w wydawnictwach"

            Koszt wydrukowania jednego egzemplarza wynosi pewnie dziesięć groszy. Znaczek kosztuje ile: trzy, cztery złote? Pomnóżmy to przez liczbę kilkunastu autorów: wychodzi nam niebotyczna suma osiemdziesięciu złotych! Za to naczelna pewnie może sobie pójść na kolacyjkę z narzeczonym do ciekawej knajpy. Przecież nie wyda tej kwoty na taką fanaberię jak rozsyłanie rozbestwionym autorom egzemplarza numeru z ich tekstem - co oni, nie pamiętają co napisali?!

            "A stawek nie podniosą - jak autorki się zbuntują, redaktorki będą pisać same, z
            > a darmo. "

            Hehehe - i właśnie TO chciałabym zobaczyć.
            • jacek1f powodzenia zatem Autorko, 02.04.11, 21:02
              choc obawiam sie, ze mylisz calkowicie gwiazdy na niebie z ich odbiciem w studni:-(
              • autor.autorka Re: powodzenia zatem Autorko, 02.04.11, 23:06
                Czy możesz rozwinąć tę myśl?
              • ojuciasan Re: powodzenia zatem Autorko, 02.04.11, 23:40
                jacek1f napisał:

                > choc obawiam sie, ze mylisz calkowicie gwiazdy na niebie z ich odbiciem w studn
                > i:-(

                Jacku, a Ty tak dobrze znasz obyczaje, panujące w prasie kobiecej?... Bo chyba uogólniasz, a tu chodzi o bardzo konkretny, ściśle określony rynek. I o zwykłą chamówę, z którą należy walczyć.
                • jacek1f tak, znam niestety bardzo dobrze 03.04.11, 10:20
                  wszystkie koncerny medialne - i nie chodzi tu jedynie o prase kobieca, bo to jest czesc calosci w kazdym molochu...
                  Oczywiscie, ze uogolniam, tak jak wszyscy tutaj to robią.

                  Autorko - mysle, ze mylisz sie co do wszystkiego doslownie w swoiich zalozeniach, ale oczywiscie zycze Ci szczerze powodzenia w swojej donkiszotowskiej misji.

                  Mylisz naklady i popularnosc pisemek z ich kondycja fifnansowa i mozliwosciami, mylisz sie w ocenie redakcji i ludzi w tych konernach, mylisz sie w ocenie "zalozen" i ustalen jakie niby kierownictwa czynia w polityce placowej co do rynku.
                  itd itp.

                  Powtarzam, co uwazam znajac jakos caly ten swiat - NIE BEDZIE nigdy wiekszych stawek, nie bedzie podwyzek, nie bedzie rozmow i negocjacji z autorami czegokolwiek, bo towarzystwo generalnie od 4-5 lat zwija interes. Troche to potrwa, ale droga jest jedna.
                  • ojuciasan Re: tak, znam niestety bardzo dobrze 03.04.11, 14:24
                    jacek1f napisał:

                    >
                    >
                    > Powtarzam, co uwazam znajac jakos caly ten swiat - NIE BEDZIE nigdy wiekszych s
                    > tawek, nie bedzie podwyzek, nie bedzie rozmow i negocjacji z autorami czegokolw
                    > iek, bo towarzystwo generalnie od 4-5 lat zwija interes. Troche to potrwa, ale
                    > droga jest jedna.

                    Więc niech w takim razie wreszcie zwiną i nie naciągają już ludzi! Próżni nigdy nie ma, więc powsatnie w to miejsce co innego, oby zdrowszego.
                  • mysia-mysia Re: tak, znam niestety bardzo dobrze 03.04.11, 16:16
                    > Powtarzam, co uwazam znajac jakos caly ten swiat - NIE BEDZIE nigdy wiekszych s
                    > tawek, nie bedzie podwyzek, nie bedzie rozmow i negocjacji z autorami czegokolw
                    > iek, bo towarzystwo generalnie od 4-5 lat zwija interes. Troche to potrwa, ale
                    > droga jest jedna.

                    pewnie to prawda :-) po co kupować "cienie i blaski" skoro można na forum w internecie poczytać nie gorsze historie i jeszcze podyskutować z autorem :-)
                    • ojuciasan Re: tak, znam niestety bardzo dobrze 04.04.11, 01:21
                      mysia-mysia napisała:
                      >
                      >
                      > pewnie to prawda :-) po co kupować "cienie i blaski" skoro można na forum w int
                      > ernecie poczytać nie gorsze historie i jeszcze podyskutować z autorem :-)

                      I w dodatku pewnie lepiej napisane ;-) Choćby dlatego, że do tekstu nie wtrąca swoich 3 groszy pani redaktorka z ambicjami zrównania go z założonym poziomem...
                    • autor.autorka Re: tak, znam niestety bardzo dobrze 04.04.11, 19:55
                      mysia-mysia napisała:

                      po co kupować "cienie i blaski" skoro można na forum w int
                      > ernecie poczytać nie gorsze historie

                      Mysiu-mysiu, Ty i ja i reszta nas tutaj oczywiście może sobie to i owo poczytać w sieci. Jednak polskie społeczeństwo WCALE nie jest jeszcze tak zinformatyzowane i te pisemka się nadal sprzedają. Na forach zresztą poczytasz, owszem, co się komu przytrafiło, ale po pierwsze, żeby się do tej jednej dobrze opowiedzianej historii dokopać, musisz się trochę naczytać - a spragniona wrażeń czytelniczka, która wie, że co tydzień czy dwa tygodnie w kiosku pojawia się nowy numer pisemka, w którym są same dobrze opowiedziane historie, wydaje po prostu jednorazowo złotówkę czy dwie i wie, czego się spodziewać.

                      Nie, nie uważam że wszystkie teksty ukazujące się w tych czasopismach to perełki - jednak po tym, co zrobiono z niejednym moim tekstem zaczynam rozumieć, że te opowiadania innych autorów, które oceniam niżej, RÓWNIEŻ mogły przed publikacją prezentować sobą o wiele wyższy poziom... Ale nawet jeśli tym publikowanym tekstom brakuje, powiedzmy, polotu, to mają swój początek, środek i koniec, jakąś dramaturgię, i odpowiednią dozę emocji. I tego właśnie szukają czytelnicy, a zwłaszcza czytelniczki. Poza tym czytanie takich opowiadań to dla wielu pań w pewnym wieku namiastka kontaktów z rodziną (bo rodzina nie ma już czasu, żeby się udzielać towarzysko tak jak kiedyś) i przyjaciółkami (które być może mieszkają daleko albo poumierały). Ot, takie "czytanie ploteczek" zamiast ich słuchania.
                  • autor.autorka Re: tak, znam niestety bardzo dobrze 04.04.11, 19:38
                    jacek1f napisał:

                    "Mylisz naklady i popularnosc pisemek z ich kondycja fifnansowa i mozliwosciami"

                    Jeśli wszyscy autorzy produkujący teksty do tych pisemek (a przynajmniej do tego wydawnictwa, które po prostu w żywe oczy sobie z autorów kpi wysokością honorariów), przestaną te teksty dostarczać, wtedy się okaże, jak długo paniom na etatach w redakcji będzie się chciało "we własnym zakresie" te teksty produkować w ramach już otrzymywanej pensji. A jeśli one się zwolnią, to przyjdzie na ich miejsce kto? studenci? którzy to zrobią za połowę stawki? NIKT tego nie zrobi za połowę stawki. Ani nawet dłużej niż miesiąc-dwa za całą tę pensję, którą w tej chwili redaktorki dostają - wypaliłby się. Przecież tych kilka osób, z których składają się te redakcje musiałoby stworzyć cały materiał do każdego numeru - materiał idealnie odpowiadający "założeniom programowym", profilowi czytelniczemu, i czemu tam jeszcze. I nie byłoby na kogo zwalić winy za to, że w tekście coś "nie styka", że tekst "nie zachwyca".

                    Piszesz, że uogólniamy, kiedy ja prezentuję bardzo konkretne dane (a kilka innych osób tutaj podało konkrety z własnego doświadczenia). Nie wiem, czy rzeczywiście szczerze życzysz powodzenia; trochę ten Don Kiszot w Twojej wypowiedzi brzmi protekcjonalnie a może i ironicznie... Poza tym wcześniej sugerowałeś, że powinnam ja i inni negocjować stawki, a kiedy zaczynam mówić o czymś w rodzaju zorganizowanej akcji, Ty nazywasz to donkiszoterią. Lepiej po prostu położyć uszy po sobie i oddawać swoją pracę - na której ktoś BARDZO DOBRZE ZARABIA - właściwie za darmo?

                    Jeśli mylę się w ocenie założeń i "ustalen jakie niby kierownictwa czynia w polityce placowej co do rynku", a Ty jesteś tak świetnie zorientowany, to może przybliż nam tę politykę?

                    Jeśli, jak twierdzisz, towarzystwo od kilku lat "zwija ten interes" (w co nie wierzę - skoro mają milionowe nakłady, to czemu mieliby zwijać?), to tym bardziej my autorzy powinniśmy się zwinąć z tonącego okrętu na jakąś wspólną szalupkę razem z zapasem sucharów, "kapitanowi i oficerom" zostawiając ich drogie wino...

                    Mimo wszystko nie wierzę, że rynek tych czasopism z opowiadaniami ma jakiekolwiek powody, by upaść w ciągu najbliższych dziesięciu lat. Komputery nie wyparły jeszcze ołówków. Jeśli coś jest proste, tanie, łatwo dostępne i przydatne, to trwa. Ludzie którzy nie czytają książek, bo nie mają na to czasu albo cierpliwości, ludzie którzy uważają że wydanie na jednorazową lekturę 30 złotych to majątek, kupią w kiosku za dwa złote magazyn z kolorową okładką, który przeczytają w autobusie, pociągu, przy kawce. Takich ludzi w Polsce są miliony. I te miliony tak prędko nie wymrą...
                    • ojuciasan Re: tak, znam niestety bardzo dobrze 05.04.11, 00:37
                      Zgadzam się z Autorką, znam kobiety, czytujące te magazyny - wierz mi, to w większości nie są osoby, które użytkują internet... ;-)
                      • jacek1f Autorko, nie chcialem zeby tak zabrzmialo, zycze 05.04.11, 09:19
                        szczerze powodzenia!

                        Moja rada jedynie - negocjuj jak najbardziej stawki Ty, jesli czujesz, ze potrzebuja Twojej pracy, w grupie nic nie osiagniesz. Obawiam sie, ze wtedy znajda kolejna 12 lub 40 "nowych" osob:-(
                        • autor.autorka Re: Autorko, nie chcialem zeby tak zabrzmialo, zy 05.04.11, 21:40
                          Jacku, dziękuję za życzenia i zrozumienie. Jestem jednak przekonana, że znalezienie "kolejnych 12-40 nowych osób", które od razu "zaskoczą" i będą tworzyć teksty o: odpowiedniej długości, odpowiedniej tematyce, odpowiednim stylu itd. mimo wszystko zajęłoby redakcjom CO NAJMNIEJ kilka miesięcy. W tym czasie panie redaktorki musiałyby radzić sobie same - w najgorszym przypadku same pisać, a w najlepszym po prostu przerabiać, przerabiać, przerabiać (dramatyzować, redagować, skracać, wydłużać) to, co z własnej woli przyślą do redakcji czytelnicy. Moim zdaniem niezbyt kusząca perspektywa.
                    • troppo_bella Re: tak, znam niestety bardzo dobrze 05.04.11, 10:39
                      > Jeśli wszyscy autorzy produkujący teksty do tych pisemek (a przynajmniej do teg
                      > o wydawnictwa, które po prostu w żywe oczy sobie z autorów kpi wysokością honor
                      > ariów), przestaną te teksty dostarczać, wtedy się okaże, jak długo paniom na et
                      > atach w redakcji będzie się chciało "we własnym zakresie" te teksty produkować
                      > w ramach już otrzymywanej pensji.

                      Autorko, ostrze Twego gniewu, mam wrażenie, kieruje się w stronę Bogu ducha winnych redaktorek. Nie, im się nie będzie chciało produkować żadnych tekstów, ale jeśli ich nie dostaną, będą MUSIAŁY napisać je same, bo inaczej wylecą z roboty. Mają zrobić gazetę za ten groszowy budżet, jaki na nią dostają. To nie one rządzą tym biznesem, naprawdę. Rządzi nim prezes wydawnictwa, który oszczędza na dokładnie wszystkim. Poza własną pensją :-)

                      A jeśli one się zwolnią, to przyjdzie na ich
                      > miejsce kto? studenci? którzy to zrobią za połowę stawki? NIKT tego nie zrobi z
                      > a połowę stawki. Ani nawet dłużej niż miesiąc-dwa za całą tę pensję, którą w te
                      > j chwili redaktorki dostają - wypaliłby się.

                      Nikt nie zajmuje się własnym wypaleniem, gdy ma na karku kredyt i dzieci do utrzymania. Więc tak, znajdą się osoby, które to zrobią za grosze. Znajdują się co chwila.


                      Przecież tych kilka osób, z któryc
                      > h składają się te redakcje musiałoby stworzyć cały materiał do każdego numeru -
                      > materiał idealnie odpowiadający "założeniom programowym", profilowi czytelnicz
                      > emu, i czemu tam jeszcze.

                      Nie uwierzysz, ile tych opowiadań piszą te nieszczęsne dziewczyny, gdy nie ma tekstów z zewnątrz.


                      (w co nie w
                      > ierzę - skoro mają milionowe nakłady, to czemu mieliby zwijać?),

                      Milionowa sprzedaż to też już pieśń przeszłości, niestety.

                      Sytuacja coraz bardziej przypomina to kapitalizm opisywany w Ziemi obiecanej :-( - bogaty fabrykant, ubodzy nadzorcy oraz wyzyskiwana do imentu klasa robotnicza.
                      ----
                      • autor.autorka Re: tak, znam niestety bardzo dobrze 05.04.11, 21:33
                        Droga troppo_bello :) Piszesz: "Autorko, ostrze Twego gniewu, mam wrażenie, kieruje się w stronę Bogu ducha win
                        > nych redaktorek. Nie, im się nie będzie chciało produkować żadnych tekstów, ale
                        > jeśli ich nie dostaną, będą MUSIAŁY napisać je same"

                        I właśnie O TO mi chodzi - wredna jestem?

                        Dalej piszesz: "Mają zrobić gazetę za ten groszowy budżet, jaki na nią dostają. To nie one r
                        > ządzą tym biznesem, naprawdę. Rządzi nim prezes wydawnictwa, który oszczędza na
                        > dokładnie wszystkim. Poza własną pensją :-)"

                        Do tego też się już odniosłam w którymś z poprzednich postów. Nie uważam się za wichrzycielkę z natury :) Wręcz przeciwnie, bardzo długo (zbyt długo) potrafię usprawiedliwiać niesprawiedliwość wobec mnie samej - jednak jakieś granice przecież powinny istnieć, prawda?

                        "Nikt nie zajmuje się własnym wypaleniem, gdy ma na karku kredyt i dzieci do utr
                        > zymania."

                        Wypaleniem zajmować się w sensie deliberowania sobie o tym nie musi - ot po prostu kreatywność u takiej osoby spada drastycznie. To fakt. A to taka branża, że bez tej kreatywności ani rusz. Wypalenie powoduje spadek jakości. Spadek jakości po niedługim czasie skutkuje spadkiem sprzedaży. Tego przecież Pan Prezes nie chce?

                        "znajdą się osoby, które to zrobią za grosze. Znajdują się co
                        > chwila."

                        I właśnie jeśli coś jest moją misją w tej sprawie, to właśnie uświadomienie jak najszerszemu gronu potencjalnych autorów opowiadań, jak w tej chwili wygląda tzw. rynek zbytu. Nie podoba mi się myśl, że osoby twórcze, których praca może przynieść korzyść - choćby tylko rozrywkę! - tak ogromnej grupie ludzi jaką jest grupa czytelników tych czasopism, mają za swoją pracę otrzymywać żałosne grosze.

                        "Nie uwierzysz, ile tych opowiadań piszą te nieszczęsne dziewczyny, gdy nie ma t
                        > ekstów z zewnątrz"

                        Naprawdę? Z pewnych źródeł wiem, że archiwa przynajmniej jednej redakcji były ostatnio raczej przepełnione. ALE litować się nad "tymi nieszczęsnymi dziewczynami" nie mam najmniejszego zamiaru. Nikt się nie lituje nad autorami, którzy za swoją pracę nie dostają nic z wyjątkiem śmiesznego honorarium. Redaktorki mają w związku z tą pisaniną etaty, ubezpieczenie, "czas do emerytury". Jeśli męczą się zmuszone płodzić opowiadania, to może zasugerowałyby swojemu szefowi, że podniesienie honorariów dla autorów do rozsądnego poziomu w rezultacie dałoby materiał lepszej jakości?

                        "Milionowa sprzedaż to też już pieśń przeszłości, niestety."

                        Jakiej przeszłości? Zaledwie parę miesięcy temu jedno z tych czasopism chwaliło się na całą Polskę na okładce właśnie milionowym nakładem. Ile się z tego sprzedaje, tego oczywiście nie wiem, ale wątpię, że był to chwyt marketingowy obliczony na przyprawienie konkurencji o atak zazdrości.
        • nomina Re: niewolnictwo autorów opowiadań... 01.04.11, 19:26
          Ojuciasan, to nie do końca tak. To jest trochę jak z przemocą - nakręca się ta spirala. Ktoś zejdzie ze stawki o 20%? Następnym razem wszyscy dostaną stawki 20% niższe. Ktoś znowu zejdzie? I tak dalej. W pewnym momencie nie stać Cię już na utrzymanie komputera. A wyższej stawki nie dostaniesz, bo... środowisko ustaliło stawkę na poziomie 8% ceny podstawowej :/.

          Popatrz, co się zrobiło z dystrybucją. A jeszcze 10 lat temu to miał być outsourcing wydawniczy, taki oddech dla wydawców - oddajesz 30-35% ceny książki i masz z głowy budowanie działu sprzedaży, bo wyspecjalizowana firma tym się zajmie. I do czego doszło? A z czyjej winy? Powiedzmy to głośno - to my, wydawcy, doprowadziliśmy do tego.

          Dlatego właśnie dla Twojego dobra, żebyś miała z czego żyć, nie możesz się godzić na skrajnie niską stawkę. Nikt nie może się godzić. I nie chodzi tu o fochy. Ale o zachowanie pewnego poziomu usług i... standardu płatniczego. Popatrz szerzej: wydawca stara się o dotację. Ma wpisane w kosztorys za korektę - 150 zł. A komisja oceniająca w śmiech i jeszcze robi wstręty, że wydawca oszust, bo przecież stawką jest 30 zł, to pewnie wydawca chce te 120 do kieszeni wziąć.

          Dalej: ze stawką 4 zł za stronę musisz zrobić miesięcznie 1000 stron. Ze stawką 1 zł - 4000 stron. A czasu tyle samo. Pomijam już jakość. Ale masz mniej czasu dla rodziny, na dbanie o własny rozwój, zdrowie itd. I... na rynku jest 75% pracy mniej. Bo jeśli, załóżmy, miesięcznie trzeba skorygować milion stron na rynku wydawniczym, to przy wyższej stawce jest praca dla 1000 osób, przy niższej - tylko dla 250 (zakładamy, że skoro masz stałe źródło zleceń, to jesteś pierwsza w kolejce do następnych). Bezrobocie rośnie, nowi nie mogą wejść na rynek, wskutek czego wszyscy się jeszcze bardziej zabijają o zlecenia, obniżają stawkę i pracy jest jeszcze mniej.
          Oczywiście, w pewnym momencie to się skończy, bo rynek dojdzie do ściany. Ale czy naprawdę musimy zamienić mimo wszystko produkt wyższych potrzeb w szambo, zanim środowisko się ocknie i zobaczy, że dumping tak naprawdę szkodzi wszystkim?
    • ojuciasan Re: niewolnictwo autorów opowiadań... 01.04.11, 15:11
      Okej, skoro Wam taka sytuacja odpowiada, to piszcie dalej za 100 zet brutto od opowiadania i nic z tym nie róbcie...
      Tak nie jest w ogólnie prasie, artykuły piszę i nikt nie zabiera mi praw, tym bardziej za tak żenujące stawki. A jeśli chodzi o podpisywanie tekstów - ja rozumiem, że ktoś może woli się pod czymś nie podpisywać. Sęk tylko w tym, żeby to był Twój wybór...
      • troppo_bella Re: niewolnictwo autorów opowiadań... 01.04.11, 16:45
        Ojuciasan, mnie brakuje w Polsce miesięczników czy tygodników, w których można by naprawdę fajne opowiadania zamieścić. Nie znam takich. Wtedy bym wojowała i o prawa, i o należytą redakcję. Opowiadania wchodza tylko czasem do antologii, a tak - nie ma na nie zbytu. Mam ich kilka w szufladzie, lubię je i nie bardzo wiem, co z nimi zrobić. I tych bym w życiu nie dała, żeby podpisała się pod nimi pani Henia z Radomia. Te dla pani Heni to raczej zabawa dla pieniędzy i tyle.
        A w USA większość autorów debiutowała publikując opowiadania w prasie. Szczęściarze.

        A co do stawek - pracowałam kiedyś tam w środku, w gazetach, i wiem, jak to wygląda. Na tym rynku, który jest teraz, więcej kasy na opowiadania nie będzie - wydawcy raczej cały czas szukają sposobu zmniejszenia kosztów, więc tną gdzie popadnie. Redakcje tych pisemek składają się z 2-3 osób obsługujących często kilka tytułów i robiących bokami ze zmęczenia. Nie ma podwyżek. Nie ma nagród. Nie ma premii. Nawet czasem kawy w kuchence nie ma. Nic, kurde, nie ma. To mają być podwyżki i gratisy dla autorów z umową o dzieło? No co ty. Jak mówiła moja ostatnia naczelna, kiedy podskakiwałam: dwadzieścia osób stoi pod drzwiami czekając na twoje miejsce. I jest to prawda, niestety.

        ----
        • troppo_bella Re: niewolnictwo autorów opowiadań... 01.04.11, 17:00
          Sorry, jeszcze dwa zdania, bo się nie wysłowiłam do końca jasno. Ojuciasan, nie ma znaczenia, że te 20 osób za drzwiami ma mniej doświadczenia, talentu czy dużo gorsze rzemiosło niż Ty. Liczy się jedynie to, że będą pisać taniej. I to jest bardzo smutne.
          • ojuciasan Re: niewolnictwo autorów opowiadań... 01.04.11, 22:50
            Nie wnikając w talenty, ani nawet w ambicje - chodzi o to, żeby nie psuć tego rynku dalej. Bo to choroba, która się rozszerza. Nawet jeśli ktoś pisze wyłącznie dla kasy, to niech to będzie kasa... nie jakaś oszałamiająca, po prostu adekwatna. To są naprawdę bogate koncerny. Spójrzcie na nakłady... A co do ambicji: ja już taka jestem, że co bym nie pisała, staram się robić to najlepiej jak potrafię. Ale chcę też, żeby mnie traktowano z takim samym szacunkiem, z jakim sama traktuje innych...
            Też bym chciała, żeby istniały poważne pisma, drukujące opowiadania... Kocham krótkie formy. Wtedy mogłabym oddać je nawet za darmo (oczywiście do jednorazowej publikacji!). Dlatego nie sprzedaję już opowiadań. Gromadzę i co jakiś czas wydaję w zbiorkach. I czekam na te porządne pisma, może w końcu nadejdzie ich czas...
            • jacek1f porzuccie zludzenia... 02.04.11, 12:16
              nie bedzie pism wiecej i dluzej.
              Czytelnicy wymieraja w szybkim tempie doslownie, nowych brak.
              Polecam ostatnia Biblioteke Analiz - dzisiejsi absolwenci uczelni juz nie czytaja prasy i magazynow, o ksiazkach nie wspomne.
              Wydawcy prasy i te niby jescze bogate koncerny wiedza to juz bardzo dobrze, ze no future. I no way. Bez odwrotu.
              Dlatego nie edzie wiekszych stawek nigdzie i nigdy, dlatego liwkiduje sie etaty i zatrudnia mlodych za 1900 zl od Agory po Springera, dlatego glownie placi sie za internetowe teksciki.
              Koniec.
              • annuszka_gangrena27 Jaki e-mail?! 05.04.11, 18:29
                Czekam cierpliwie, ponieważ ja też dostałam w swoim czasie maila od redakcji, gdzie podano innych adresatów i nic nie mam! Ale akurat ta redakcja nie jest zła; żarty to sobie robi wrocławski Phoenix (dennymi stawkami i podejściem do autorów).
                • autor.autorka Re: Jaki e-mail?! 05.04.11, 21:12
                  annuszko, czy czekasz na e-maila ode mnie? :) To Ci wyślę, choć w gruncie rzeczy tutaj przedstawiłam już swój ogląd sytuacji. Ja czekam z nadzieją, że te osoby, których adresy do mnie przez przypadek trafiły, a które tu zaprosiłam, zdecydują się z tego zaproszenia skorzystać.

                  Najwyraźniej Ciebie na "mojej" zbiorczej liście adresatów nie było.

                  Po krótkim namyśle - mam Ci do powiedzenia coś "prywatnego" ;), a więc niedługo skontaktuję się z Tobą poprzez adres "annuszka_gangrena27" (jeśli nie masz jeszcze takiego adresu w ramach konta, to może załóż w celach rewolucyjnych? ;))
                  • autor.autorka Re: Jaki e-mail?! 05.04.11, 22:02
                    kilka konkretów poszło do Ciebie na "gangrenę" ;)
    • mysia-mysia ile to jest mało? 06.04.11, 09:50
      zastanawia mnie, bo swego czasu popełniłam jedno takie opowiadanie, ok 4tys znaków i dostałam 450 złotych, a było to ze 6 lat temu;
      wydaje mi się że to dobre honorarium, tyle że jak później napisałam kolejne (wg mnie lepsze) to zostało odrzucone :-P no ale to już taki specyficzny klient i trzeba umieć się do niego dostosować
      • mysia-mysia Re: ile to jest mało? 06.04.11, 09:51
        kolejne opowiadanie jak napisałam, a nie kolejne honorarium oczywiście :-P
      • autor.autorka Re: ile to jest mało? 06.04.11, 16:51
        Ja powiem o honorariach z ostatniego roku:

        za tekst długości 9-10 tysięcy znaków honorarium w jednym wydawnictwie ok. 45 zł NETTO za stronę (za 1800 znaków)

        Za tekst długości ok. 6 tysięcy znaków honorarium w innym wydawnictwie ok. 35 zł NETTO za stronę

        Za tekst długości ok. 13 tysięcy znaków honorarium w tym innym wydawnictwie (innej jego redakcji) niecałe 27-33 zł NETTO za stronę!

        Teksty w momencie oddania były odpowiedniej długości (wg oczekiwań redakcji), pierwszy ukazał się już drukiem bez znaczących zmian, wg mojej oceny redakcja pozbyła się części jednego zdania, fragmentu ekspozycji. W swoich tekstach ukazujących się drukiem nie widzę nigdy wielkich zmian; czasem, co bywa irytujące, odkrywam że pointa została uproszczona, przez co tekst - moim zdaniem - traci na głębi. I moim zdaniem niepotrzebnie traci, bo największym zagrożeniem dla czytelnika mogłoby być przegapienie drugiego dna :) Być może redakcje dysponują jakimiś badaniami psychologicznymi, wg których czytelnicy postawieni przed pointą, która prezentuje dwie strony medalu, wpadają w panikę, następnie w depresję kliniczną, po czym tracą pracę i nie stać ich na zakup kolejnego numeru ;) Być może koncerny wydawnicze czują się odpowiedzialne za spokój ducha czytelników i chcą trzymać biednych pod kloszem jak dobry rodzic dziecko ;)

        Zdaje się w "Claudii" daaawno temu dostałam takie "ładne" honorarium jak to, o którym piszesz. Możesz nam zdradzić, czy to opowiadanie o którym mówisz sprzedałaś do pisma typu "Claudia" (gdzie może pojawiać się jeden taki tekst na numer), czy też do któregoś z tych publikujących GŁÓWNIE fikcję?

        "Specyficzny klient", piszesz. Owszem, specyficzny, jeśli jednak w miarę regularnie kupuje teksty od konkretnego autora, to chyba jakość dzieł tego autora wydawnictwu odpowiada?
        • ojuciasan Re: ile to jest mało? 06.04.11, 17:09
          Mysiu, może to był Marquard?... To było chyba jedyne w miarę sensowne wydawnictwo od tych gazetek - byli solidni, elastyczni i płacili uczciwie. Wcześniej jeszcze Axel Springer. Ale już do dawna nie prowadzą pism z opowiadaniami, ani Marqard, ani Axel.
          • mysia-mysia Re: ile to jest mało? 06.04.11, 17:35
            było to jedno z pisemek wydawanych przez axel springer; nie wiedziałam nawet że już nie istnieją
            • ojuciasan Re: ile to jest mało? 07.04.11, 01:10
              mysia-mysia napisała:

              > było to jedno z pisemek wydawanych przez axel springer; nie wiedziałam nawet że
              > już nie istnieją

              Istnieją, tylko już do lat nie należą do Axela ;-) Nazwa została, wszystko inne - nie...
          • autor.autorka Re: ile to jest mało? 06.04.11, 17:51
            Axel Springer został chyba kupiony przez Marquarda, a ten się później wymienił na pisemka z Edipress... Takie zdaje się czytałam informacje (w necie jakiś czas temu; pewnie można tych artykułów poszukać, jednak nam jako autorom wiedza o tym kto kogo kupił wiele chyba nie da).
        • mysia-mysia Re: ile to jest mało? 06.04.11, 17:34
          miałam na myśli "specyficzny czytelnik" - czytelnicy takich niby to historii z życia chcą łatwego podziału na dobre i złe; moja puenta zresztą też została spłycona

          faktycznie, kwoty, które podajesz są skandaliczne
          • annuszka_gangrena27 Autorko 06.04.11, 18:59
            Odpisałam
            • autor.autorka Re: Autorko 07.04.11, 16:50
              odezwę się pewnie jeszcze dzisiaj, również tutaj na forum; niestety skumulowały mi się niespodziewanie sprawy, którymi muszę się zająć w pierwszej kolejności.

              Pozdrawiam cię annuszko - oraz wszystkich udzielających się w tym wątku :)
          • ojuciasan Re: ile to jest mało? 07.04.11, 01:11
            mysia-mysia napisała:

            > miałam na myśli "specyficzny czytelnik" - czytelnicy takich niby to historii z
            > życia chcą łatwego podziału na dobre i złe; moja puenta zresztą też została spł
            > ycona
            >
            > faktycznie, kwoty, które podajesz są skandaliczne

            Myślę, że to nie czytelnicy tego oczekują, raczej... same panie redaktorki ;-)
        • nomina Jak podwyższyć stawkę? 06.04.11, 22:43
          Ja zgłaszam pomysł, jak podwyższyć honorarium.

          Napisać książkę (może być zbiorowa :) o dolach i niedolach autorki piszącej prawdziwe historie z życia i sprzedać w 100.000 egz.
        • art-decco Re: ile to jest mało? 07.04.11, 20:45
          autor.autorka napisała:
          > za tekst długości 9-10 tysięcy znaków honorarium w jednym wydawnictwie ok. 45 z
          > ł NETTO za stronę (za 1800 znaków)
          >
          > Za tekst długości ok. 6 tysięcy znaków honorarium w innym wydawnictwie ok. 35 z
          > ł NETTO za stronę
          >
          > Za tekst długości ok. 13 tysięcy znaków honorarium w tym innym wydawnictwie (in
          > nej jego redakcji) niecałe 27-33 zł NETTO za stronę!



          Oczywiście, życzę wam dziewczyny jak najwyższych stawek i uważam, że genaralnie zawody tzw humanistyczne są bardzo żalośnie płatne.
          Ale jednocześnie powiem tak - z perspektywy byłego tłumacza - gdyby mnie zaoferowano takie stawki za tłumaczenie, które cytuję poniżej (nawet najcięższych tekstów specjalistycznych na język angielski), uznałabym, że to dobra oferta i przemyślała powrót do tłumaczeń.
          Jednak nie mogę być tłumaczem, od kiedy oferowane mi stawki osiągnęły poziom 20 złotych brutto za 1800 znaków. Po prostu musiałam zrezygnować z tłumaczeń, bo nie bawi mnie robienie tego półdarmo.
          Na przestrzeni ostatnich lat obserwuję ciągłe obniżanie płacy za zajęcia typowo humanistyczne, co powoduje wręcz, że stają się one zajęciami czysto hobbistycznycmi, z których trudno się utrzymać i które właściwie tylko student może wykonywać.
          To samo tyczy się stawek za pracę lektora języków obcych w szkołach językowych. Za tzw szkolenia w firmach szkołą płaci lektorowi 35 złotych brutto na umowe zlecenie z dojazdem w obie strony do firmy w Warszawie. Żenada. Przecież półgodzinna usługa przeciętnego fryzjera w Warszawie to dużo większy koszt. Byłam przy rozmowie, kiedy zlecano sprzątaczce około godzinne sprzątanie wszkole językowej za 50 złotych za około godzinną pracę.
          I też początkowo myślałam, przecież tak nie może być! Przeiceż my, lektorzy jesteśmy szkołom potrzebi! My tłumacze jesteśmy potrzebni biurom tłumaczeń! My, autorzy artykułów, jesteśmy potrzebni gazetom! (mam doświadczenie raczej w publikacji artykułów).
          Potem zaczęło do mnie dochodzić, że niestety jest inaczej. Zawsze znajdzie się ktoś tańszy.
          Jeśli chodzi o opowiadania do gazet - to może same redaktorki robić tego nie będą musiały. Zlecą te usługi w necie - drobne ogłoszenie, że potrzeba stażystty, który nieodpłatnie napisze tekst, i już - rzesza stażystów będzie czekać w kolejce na swoją mozliwość debiutu. Zaoferują stażyście możliwość zobywania doświadczenia, możliwość zobaczenia swojego tekstu w druku itd. Miałam mnóstwo ofert napisania czegoś, ale właśnie na takich zasadach, za darmo. Gdybym chciała, mogłabym byc płodna autorką takich tekstów. Dodam, że pracuje w instytucji związanej z kulturą i sztuką i wiem, że tak właśnie załatwia się sprawy pracy humanistów - bardzo często tylko pracą za darmo.
          Sorki, jeśli sieję pesymizm, ale podobnie jak jacek uważam, że płacić więcej nie będą, a jeśli się nie zgodzicie, znajdą tańszych i żal im nie będzie (vide mój przykład z innych branż: tłumaczenia i lektorstwo, z których musiałam zrezygnować z uwagi na nieprzyzwoicie niskie stawki i nikt po mnie nie płakał, rzesze nowych tańszych tylko czekały na moje miejsce) Pomimo tego pesymizmu, życze Wam jak najlepiej. Obyście duzo zarabiały na opowiadaniach, bo zdecydowanie zasługujecie i macie prawo do dobrych, przyzwoitych pieniędzy za swoją pracę.

          Acha, z ciekawości, jakie pisma publikują opowiadania? Możecie podac tytuły? pozdrawiam
          • autor.autorka Re: ile to jest mało? 09.04.11, 23:29
            art-decco,

            może redaktorzy nie będą płakać po autorach (znam jedną panią redaktor, która z podniesionym do góry nosem powtarzała, że nie ma ludzi niezastąpionych), jednak szczęśliwi również nie będą po odejściu tych sprawdzonych (wspomniana wyżej pani redaktor zgrzytała potem zębami za każdym razem kiedy musiała poprawiać tekst pana, który co prawda miał do przekazania sporą wiedzę, jednak którego kompetencje językowe były na takim poziomie, że poprawiony tekst był raczej czerwony niż czarny). Rozumiem, że to wszystko biznes, sama dawno przestałam mieć jakieś iluzje co do tego, że redakcje są w stanie kierować się rzeczywiście jakąś misją - i właśnie dlatego uważam, że trzeba przemówić do pań redaktorek językiem, który zrozumieją, tzn. postawić je przed sytuacją (bądź wizją sytuacji), w której zabraknie im tekstów na odpowiednim poziomie.

            I powtórzę się: nie, mimo wszystko nie uważam, że tak łatwo znaleźć nowych autorów. Nowych autorów tekstów informacyjnych pewnie tak - bo pisania takich, w teorii, uczą nawet gimnazjalistów - jednak umiejętności pisania fikcji literackiej na razie powszechnie się nie wymaga. Autorów tekścików na strony internetowe, które mają pozycjonować inne strony, może niedługo być w Polsce do wyboru, do koloru - bo poziom takich tekstów to poziom pilnego gimnazjalisty. Tłumaczy, czy raczej osób oferujących swoje usługi translatorskie, też mamy już w kraju pewnie tylu, ilu studentów filologii. Ale autorów tekstów literackich (abstrahujemy tu od tego, czy teksty te można zaliczyć do dzieł kultury wysokiej), które są "sprzedawalne", będzie w Polsce ilu? kilkudziesięciu? W większości będą to osoby, którym z racji np. ambicjonalnych nawet przez myśl nie przemknie, żeby publikować w tych pisemkach. Pozostała dwudziestka, która się na takie publikacje decyduje bądź decydowała głównie ze względu na potrzeby finansowe, pozwala się wykorzystywać finansowo. I raczej ma tego świadomość - jeśli jest w stanie płodzić podobne teksty w miarę regularnie, zdaje sobie sprawę z własnych możliwości w tym zakresie oraz z czasochłonności tego rodzaju pracy. Jednak być może, z powodu izolacji czy też rozproszenia, każda osoba z tej grupki tkwi w poczuciu że nie ma nawet sensu walczyć o swoje prawo do godnego wynagrodzenia - właśnie z powodu tego przekonania, które tutaj pojawia się w co drugiej wypowiedzi (nie mojej), że redakcje "znajdą sobie tańszych". Jednak mamy internet, możemy spróbować zadziałać wspólnie, wesprzeć się emocjonalnie :), umówić na jakieś warunki i moim zdaniem jakąś poprawę osiągnąć.

            Czasopisma z opowiadaniami wydawane są przez Edipress i Phoenix Press. Kiedyś były w necie ich strony z informacjami o poszczególnych tytułach; przypuszczam, że nadal są. A w każdym kiosku wystarczy spytać o takie pisemka, albo po prostu przyjrzeć się okładkom i tytułom.
Inne wątki na temat:

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka