Dodaj do ulubionych

Ja oszukują wydawnictwa

18.03.14, 10:08
Jakiś czas temu napisałem książkę. Przed zgłoszeniem się do wydawnictw poszperałem troszkę po forach i różnych stronach informacyjnych. W wielu miejscach pojawiała się informacje, że wydawnictwa książkowe oszukują swoich autorów. Jednak nikt nie potrafił wyjaśnić na czym miałoby polegać oszustwo, jedynie żalono się, że nie otrzymano tego, co im wydawnictwa obiecały. Początkowo myślałem, że aby rozgryźć metody oszust wydawnictw trzeba posiadać wiedzę z zakresu prawa, lub kryminalistyki - no nie wiem. Kiedy jednak zacząłem wysyłać tekst własnej książki - doznałem szoku, że tak łatwo jest rozpracować metody oszustw. Więcej, wydawnictwa nawet nie kryją się z faktem, że zamierzają oszukiwać. Mówią to wprost, tyle, że mało kto potrafi to zrozumieć. Jeśli chcecie bym ujawnił swoją wiedzę - piszcie.
Obserwuj wątek
    • siostra_bernadetta Re: Ja oszukują wydawnictwa 18.03.14, 10:17
      Umiesz podkręcić ciekawość.
      • piefkej Re: Ja oszukują wydawnictwa 18.03.14, 10:26
        Wiem. Dzięki. Jednak chodzi o to, że jest to naprawdę szeroki temat. Niemożna tylko powiedzieć, że w tym miejscu, ktoś oszukuje. Czasem trzeba wyjaśnić dlaczego to jest oszustwo. Tym bardziej, że wykryłem bardzo dużo technik. A propos - przepraszam za literówki, z jakiś względów nie mogę edytować postu.
    • skajstop Fakty albo ciach :) 18.03.14, 10:50
      Jestem zbudowany, że tak wspaniale rozwijasz swoja karierę detektywa.

      Niemniej jednak, to nie jest forum "Magiel i s-ka". Wpisy takie jak twoje niczego nie wnoszą, poza rzucaniem gołosłownych oskarżeń na wszystkich, w tym i takie wydawnictwa, które nie oszukują. Za to koncentrujesz uwagę na sobie. Można, ale to nie to forum. I nieuważnie przeglądałeś to forum: akurat tu wiele pisano o różnych brudnych sztuczkach wydawnictw, np. przed Radwanem ostrzegaliśmy na wiele lat przed tym, zanim właściciel doczekał się procesu.

      Mam zatem następującą propozycję: albo w następnym poście zaczniesz operować konkretami, nazwami i sposobami "oszustw", o których piszesz, albo ten wątek zostanie wycięty. Powiedzmy, że masz czas do wieczora.

      W imieniu Administracji
      Skajstop
      • piefkej Re: Fakty albo ciach :) 18.03.14, 11:17
        Jak już wspomniałem, metod jest wiele i nie ma sensu ich umieszczać w jednym poście. Będę stopniowo umieszczał informacje. Oto pierwsza z nich.
        Po wysłaniu tekstu swojej książki, bardzo szybko odpowiedziało wiele wydawnictw (zaznaczę: niszowych). W przysłanych mi propozycjach, dwie zwróciły moją uwagę. Podaje trzy:
        1. Koszt wydania książki mieści się w zakresie 15000 - 16000 zł,
        2. wydawnictwa proponują wstępny nakład 200-600 egz.
        3. Proponują podzial kosztów po połowie, czyli autor wpłaci ok. 7000 -7500 zł, a resztę wydawnictwo.

        Od razu wyjaśniam, że wszystkie 3 informacje są nieprawdziwe, ale dwie pierwsze były tymi, które zwróciły moją uwagę. Dlaczego?

        Otóż proszę podzielić koszt wydania przez proponowany nakład: wyjdzie przedział 25-80 zł za egzemplarz, oczywiście w dokładne wyliczenia wskazywały przedział 30-50 zł za egzemplarz. Tyle miałoby kosztować wyprodukowanie 1 książki.

        Tymczasem wydawnictwo nie jest mecenasem sztuki, ani instytucją charytatywną. To biznes, a więc produkt musi się opłacać.

        Moja książka to beletrystyka. Więc sprawdziłem ceny książek z tego gatunku w różnych księgarniach. Okazało się, że ceny oscylują w granicach 34-40 zł. I najważniejsze: ceny książek znanych autorów. Debiuty to raczej cena nie przekraczająca 20 zł.

        I teraz najważniejsze: księgarz nie postawi na półce książki, na której miałby zarobić złotówkę, czy 2. Można założyć, że cena książki na półce jest co najmniej dwa razy wyższa niż księgarz zapłacił hurtowni, lub wydawcy. A po dokładniejszych analizach wyszło, że koszt produkcji książki to mniej więcej 30-35% jej wartości na półce w księgarni.

        Zatem pierwsze informacje jakie dostarczyły mi wydawnictwa zawierały nieprawidłowość. Wkrótce przedstawię więcej informacji, które zdobyłem.
        • skajstop Re: Fakty albo ciach :) 18.03.14, 11:23
          Tak właśnie podejrzewałem :(

          Wyważasz otwarte drzwi, bo po pierwsze, wcale nie opisujesz działania wydawnictw, a jedynie firm usługowych, które drukują książki za pieniądze. To naprawdę nie jest to samo. To, że te firmy lubują się w określaniu samych siebie "wydawnictwami", nie zmienia faktu, że do normalnych wydawnictw mają się mniej więcej tak, jak krzesło elektryczne do normalnego krzesła.
          I one nie są wcale niszowe. One są - powtórzę - firmami usługowymi, wyspecjalizowanymi w drukowaniu za pieniądze klienta. Dla nich sprzedaż nie jest ważna, co akurat trafnie zauważyłeś. Niszowe to są maleńkie wydawnictwa, które potrafią puścić coś w nakładzie 300-500 egz, ale nie za pieniądze autora.

          Chcesz, pisz dalej, wyliczenie może kogoś zainteresować, a ludzie rzeczywiście miewają parcie na szkło nie zastanawiając się nad rachunkiem. Ale proszę, abyś precyzował, o jakim typie firm piszesz, zgoda?
          • piefkej Re: Fakty albo ciach :) 18.03.14, 11:40
            Zacznijmy od tego, że przeciętny autor nie rozróżnia słów wydawnictwo i firma usługowa, jeśli po wpisaniu w wyszukiwarce hasła "wydanie książki" lub podobnego pojawią się oferty firm jak to nazywasz, które mają w nazwie słowo "wydawnictwo". Poza tym, te firmy właśnie taką działalnością się zajmują, czyli wydawaniem książek. Rejestrują nr ISBN, dokonują korekt, projektują okładki, zlecają druk, zajmują się kolportażem, przygotowują reklamę itd. Oczywiście, przynajmniej to oferują. A po drugie logo tych wydawnictw znajduje się na wielu książkach, które można znaleźć w księgarni, więc chyba można uznać je faktycznie za wydawnictwo.

            Mój post nie jest skierowany do znawców zagadnienia, tylko do przeciętnego autora, który coś tam napisał, a takich osób jest wiele i wielu z nich gorzko się przekonało na czym polega współpraca z firmami, które mają w nazwie "wydawnictwo"

            Później wyjaśnię jak rozróżnić wydawnictwo profesjonalne od niszowego.
            • marek.zak1 Re: Fakty albo ciach :) 18.03.14, 11:56
              Kiedy zaczynałem, zwracałem się do wielu wydawnictw, w tym naprawdę dobrze znanych. Książka się podobała i po wydaniu zebrała bardzo dobre recenzje, ale o tym, żeby początkujący autor miał wydać bez wkładu własnego, nie było mowy.
              Jako, że nie miałem (niestety) 20 lat i za wiele czasu, postanowiłem zaplacić kilka tysiecy i książkę wydać. Dlatego też wszystko poszło szybko i sprawnie. Potem było już ,,z górki".
              Pozdrawiam
              Marek.
              • piefkej Re: Fakty albo ciach :) 18.03.14, 12:18
                Pan Marek.zak1 ma rację. Jeśli książka jest dobra to zostanie wydana. Ja nie twierdzę, że te wydawnictwa nie wydają książek osób, które się do nich zgłoszą. Wiem, że duża ilość wydawnictw oszukuje ludzi w kwestiach finansowych. Wydać książkę może każdemu, ale nie każdemu zapłaci należną kwotę. Co więcej wiele osób nawet nie wie, że nie otrzymało należnych tantiem.
                Wydawnictwa oferują nieuczciwe warunki. Można to wykryć skupiając się na analizowaniu ich ofert, lub umów.
                • marek.zak1 Re: Fakty albo ciach :) 18.03.14, 12:48
                  Najwiekszym problemem jest, ze autor nie ma możliwosci weryfikacji ilości sprzedanych egzemplarzy, podanych mu przez wydawnictwo.
                  Poza tym wielcy tego rynku i tak płacą wydawnictwom po wielu miesiącach (a i tak wydawnictwo musi o te pieniędze się wielokrotnie upominać, także nie mając dostępu do danych sprzedaży) a autor jest rozliczany także z kilkumiesiecznym opóźnieniem, będąc na koncu finansowego łańcucha.
                  Tak więc nie ma lekko. Zreszta, gdzie jest?
            • skajstop Re: Fakty albo ciach :) 18.03.14, 12:17
              Widzisz, występuje fundamentalna różnica pomiędzy tymi dwoma typami wydawnictw.
              Wydawnictwa tradycyjne przede wszystkim zarabiają na sprzedaży książek powierzonych im przez autorów.
              Wydawnictwa, o których piszesz, przede wszystkim zarabiają na autorach, sprzedaż książek ma dla nich znaczenie marginalne.
              Różnic jest więcej. Ale to twoja bajka, skoro chcesz pisać i oświecać - pisz, proszę tylko, żebyś robił to w tym wątku, zgoda? :)
          • comparative.literature Re: Fakty albo ciach :) 13.05.14, 15:29
            skajstop napisał:

            wcale nie opisujesz działania wydawnict
            > w, a jedynie firm usługowych, które drukują książki za pieniądze. To naprawdę n
            > ie jest to samo. To, że te firmy lubują się w określaniu samych siebie "wydawni
            > ctwami", nie zmienia faktu, że do normalnych wydawnictw mają się mniej więcej t
            > ak, jak krzesło elektryczne do normalnego krzesła.

            Otóż to. Firma usługowa. Brakowało mi tego określenia.
    • piefkej Re: Jak oszukują wydawnictwa 18.03.14, 13:06
      Pan skajstop może wyjaśni przeciętnemu autorowi, jak ma odróżnić wydawnictwo tradycyjne od tego drugiego. Ja tymczasem kontynuuje. Oczywiście tylko w tym wątku.

      Koszt wydania książki.
      Jak wspomniałem wcześniej wydawnictwa określiły ten koszt na przedział 15000-16000 zł. A ja twierdzę, że to nie prawda.

      Żeby to jednak wyjaśnić muszę zacząć od rozróżnienia wydawnictwa tradycyjnego i niszowego (co poleciłem skajstopowi). Można to zrobić na 2 sposoby. Pierwszy polega na pobraniu listy największych wydawnictw w Polsce. Są specjalne publikacje, które można pobrać w pliku pdf. Wystarczy wpisać w wyszukiwarce "największe wydawnictwa" i przejść do pliku z raportem. Wielkość oblicza się na podstawie rocznych obrotów finansowych.

      Drugi sposób. Te wydawnictwa charakteryzują się długim czasem odpowiedzi na każdą propozycję wydawniczą. Zazwyczaj jest to okres od 3 m-cy wzwyż. Normą jest rok do 2 lat. Jeżeli w tym czasie nie odpowiedzą, to można uznać, że nie są zainteresowane współpracą. Jeżeli odpowiedzą, to można uznać, że propozycja jest warta poświęcenia. Duże wydawnictwo może mimo udzielenia odpowiedzi nie chcieć wydać książki ponieważ jest to w jego interesie (ale to już inna bajka).

      Wracam do kosztów:
      Koszt wydania książki to przedział 15000-16000 zł. Dokładnie tak. Nie pomyliłem się, chociaż wcześniej pisałem, że to nie prawda.

      Otóż szkopuł w tym, że jest to koszt wydania książki w dużym, tradycyjnym wydawnictwie, a nie w niszowym. Jednak przeciętny autor o tym nie wie. Można sprawdzić jakie są rzeczywiste koszty wydania książki przeszukując Internet i znajdzie się właśnie te wyliczenia, a na sumę ostateczną wpływają:
      1. Opłacenie specjalistów;
      a. korektora - osoba z odpowiednim wykształceniem
      b. grafika - osoba umiejąca tworzyć grafikę na komputerze, jest twórcza i posiada wiedzę
      c. prawnika
      d. handlowca - decydującego o sprzedaży książki do kolporterów
      e. inne osoby - sekretarki, osoby odpowiedzialne za promocję (jeśli nie pełni ich handlowiec) itp.

      Ponadto trzeba wliczyć koszty inne, jak opłaty administracyjne, opłaty za energię, transport itd.

      Jeśli się sprawdzi liczbę pracowników wydawnictwa dużego to jest to przeważnie 10-20 osób (ważne: wydające książki tradycyjne, bez specjalizacji), a czasem i więcej.
      Sprawdzając listę osób zatrudnionych w wydawnictwie niszowym to jest to zazwyczaj przedział 1-5, a najczęściej 1 góra 2 osoby.

      Kiedy rozmawiałem z przedstawicielami wydawnictw w wielu przypadkach okazało się, że gdy ów przedstawiciel nie mógł ze mną rozmawiać, to też nie było nikogo na zastępstwo. W dużym wydawnictwie tak nie jest. Jak nie ma Pani prowadzącej danego autora, bo jest na urlopie to przejmuje go ktoś inny.

      Sprawdzając poszczególne wydawnictwa okazało się, że jedna i ta sama osoba pełni funkcję osoby prowadzącej autora, korektora, grafika, prawnika i pozostałych.

      Czyli jeżeli w dużym wydawnictwie koszt pracy 5 osób nad 1 książką to łącznie np. 3000 zł, to w niszowym tę samą kwotę bierze 1 osoba.

      Zbierając informacje o poszczególnych procesach okazało się, że korekta wydanych książek przez wydawnictwa niszowe jest słaba, grafika, czyli projektowanie okładek odbywa się najczęściej poprzez korzystanie z gotowych szablonów, bardzo często korzysta się z bogatych baz programów graficznych, innymi słowami szanse że na okładce znajdzie się postać jaką grafikowi określimy są marne, ale są (zawsze się może trafić jakiś talent). I ... no dobra nie ma się co rozpisywać.

      Faktem jest, że ogólne koszty wydania książki w wydawnictwie niszowym są o ok. 50% niższe niż w wydawnictwie tradycyjnym, ale autor nie ma w zasadzie jak to sprawdzić.

      Innymi słowami, w większości przypadków autor opłaci całość kosztów, a nie połowę jak zaoferowało wydawnictwo.

      Ten wątek mogę jeszcze rozszerzyć, ale chyba na dziś starczy
      • skajstop Jak odróżnić wydawnictwa tradycyjne od... 18.03.14, 13:16
        Uprzejmie proszę, abyś czytał ze zrozumieniem. Przynajmniej moje posty :)

        Ja nie przeciwstawiam tradycyjnych, normalnych wydawnictw niszowym, bo wiem, że co prawda taki Znak to duże tradycyjne wydawnictwo, ale Karakter czy Dialog, chociaż niszowe, również są wydawnictwami w tradycyjnym tego słowa znaczeniu.
        Ja przeciwstawiam wydawnictwa tradycyjne, w których to autorowi płacą - wydawnictwom, w których to autor płaci, aby móc opublikować książkę. To chyba nietrudno zrozumieć?
        A odróżnienie jest trywialne: na stronie wydawcy albo znajdziesz notę, że trzeba zapłacić za wydanie, albo jej nie znajdziesz. W tym pierwszym wypadku - nie warto nawet wysyłać tekstu. I już.
        • piefkej Re: Jak odróżnić wydawnictwa tradycyjne od... 18.03.14, 22:59
          Panie skajstop, ciężko zrozumieć o co Panu chodzi. Przejrzałem pańskie posty i zauważyłem, że często Pan atakuje ludzi, którzy źle piszą na temat różnych wydawnictw. Grozi im Pan, ostrzega, wyzywa, szantażuje i różne takie. Na mój post również zareagował Pan agresywnie i to jeszcze nie wiedząc o jakich wydawnictwach będę pisał. Próbuje mnie Pan pouczać, strofować, a gdy po pierwszym poście pokazującym metody oszustw zaczął Pan atakować moją wiedzę na temat wydawnictw. Po co to wszystko?
          Podejrzewam, że jest Pan przedstawicielem jednego z tych wydawnictw, które oszukują i po prostu chroni Pan swoje interesy, próbując zneutralizować osoby chcące podzielić się swoim negatywnym doświadczeniem. Co więcej domyślam się nawet o jakie wydawnictwo chodzi. Nie wymienię nazwy, bo to tylko domysły, ale faktycznie obserwując od pewnego czasu wątki związane z wydawnictwami i ich praktykami, można zauważyć jedną osobę, która usilnie ich broni metodą poniżania uczestników forum. Rózne nicki, ale podobny sposób wypowiadania się. Jak Pan myśli? Mam rację?
          • skajstop Do rzeczy 19.03.14, 08:08
            No to mnie rozszyfrowałeś, gratuluję przenikliwości.
            Zostawię ten twój post, żebyś nie krzyczał, że knebluję ci usta. Następny taki jednak wyleci, więc skup się wreszcie na tym, co tu chciałeś zrobić: pisaniu o oszustach i oszustwach. Z podaniem nazw i faktów najlepiej.
          • gornhard Re: Jak odróżnić wydawnictwa tradycyjne od... 14.04.15, 21:12
            Gdybyś faktycznie porządnie przyjrzał się postom Skaja to byś zauważył, że jest to jeden z najlepiej zorientowanych w temacie użytkowników, a swoją kulturą osobistą trzyma poziom tego forum. Zaznaczam, że nie jest to żądna forma podlizywania, tylko prawdziwa ocena całej jego tutejszej działalności, którą tu obserwuję już od wielu lat.

            • piefkej Re: Jak odróżnić wydawnictwa tradycyjne od... 14.04.15, 23:01
              Szanuje wszystkich forumowiczów, ale nie oceniam ich po stylu pisania postów, czy też kulturze językowej, ale po zgodności treści ze stanem faktycznym.

              Jestem pracownikiem drukarni, a prywatnie zajmuje się zgłębianiem technik przestępczych, głównie oszustwa z użyciem metod marketingowych i psychologicznych. Od lat, żadnej instytucji nie udało się mnie oszukać, poza przypadkami, gdzie byłem świadom nierzetelnego postępowania, ale nie miałem możliwości przeciwdziałania. Dotyczy to wszelkich usług bankowych, firm telekomunikacyjnych, czy kurierskich (chodzi np. o naliczanie opłat za usługi nie zamawiane). Znam też techniki oszukiwania klientów w supermarketach, ale i tak muszę tam kupować. Wszędzie obowiązuje zasada, że nieważne jak miły będzie sprzedawca, ile pozytywnych opinii przedstawi, jakie ważne dokumenty pokaże, czy jak ważna będzie osoba, która go będzie rekomendować. Ostatecznym celem jest wyciągnięcie pieniędzy za towar lub usługę nie wartą swojej ceny. Jednak o ile w niektórych przypadkach muszę się godzić na takie zasady, to w innych nie. I tak jest na rynku wydawniczym.

              Sam rynek wydawniczy był mi znany dzięki pracy w drukarni, bo to są rynki pokrewne, zresztą bardzo często rozmawiałem z wydawcami zanim sam zaoferowałem wydanie własnej książki. Dodatkowo znajomość wspomnianych zasad metod oszukańczych pozwala szybko wychwycić nieprawidłowości. Nie mam wątpliwości, że opisywane przeze mnie przypadki to typowe wyłudzenia. Chociaż wszyscy moi rozmówcy do końca pozostawali mili, to jednak nie potrafili prawidłowo wytłumaczyć wskazanych nieprawidłowości.
              Pozdrawiam.
    • donatta Re: Ja oszukują wydawnictwa 19.03.14, 08:21
      Firma, która kasuje od klienta grube pieniądze po to, żeby mógł ujrzeć swoje nazwisko w druku i zaspokoić próżność, to nie jest wydawnictwo. Wydawnictwo to firma, która zajmuje się książką profesjonalnie, od A do Z, a potem robi (szeroko pojęte) wszystko, żeby tę książkę sprzedać.
      Osoba chociaż minimalnie orientująca się w rynku wydawniczym pozna, że jeśli ktoś podaje cenę za "wydanie" książki, to należy omijać go szerokim łukiem, chyba że parcie na półkę (z książkami) jest większe niż zdrowy rozsądek. Takie firmy nastawione są na czysty zysk, wydadzą każdy szajs, o ile autor jest gotów za niego zapłacić. To żadna tajemnica, więc demaskowanie wielkiego spisku mija się z celem :-). Autor, który napisał książkę i chce ją wydać, powinien zrobić mały research i oddzielić ziarna od plew - jeżeli ktoś śle swoje "dzieło" jak popadnie, to znaczy, że nie odrobił zadania domowego.

      I jeszcze jedno, nieźle żeś się chłopie ośmieszył, snując te domysły pod adresem moderatora :-). To znany autor, a nie żaden przedstawiciel quasi-wydawnictwa.
      • misia1245 Re: Ja oszukują wydawnictwa 19.03.14, 10:15
        " I jeszcze jedno, nieźle żeś się chłopie ośmieszył, snując te domysły pod adrese
        > m moderatora :-). To znany autor, a nie żaden przedstawiciel quasi-wydawnictwa."

        A niby dlaczego sie ośmieszył? Ja też nie mam pojęcia, kim jest moderator. Jeśli to tak znane nazwisko, to powinien je podać, podniósłby się prestiż tego forum. I czy z tego wynika, że nie można snuć domysłów pod adresem kogoś znanego?
        • donatta Re: Ja oszukują wydawnictwa 19.03.14, 10:34
          Ośmieszył się, ponieważ są to żenujące domysły per se. Jak brakuje argumentów na obronę własnych racji, to zaczyna się kopać oponenta - to ma być dyskusja?

          Poza tym w postach roi się od błędów - po pierwsze językowych (ortografia i gramatyka), po kimś, kto zamierza wydawać książki, należałoby spodziewać się większej dbałości językowej.

          Ale to mniejszy problem, tam jest pełno błędów i nieścisłości merytorycznych, w związku z czym argumenty tracą swoją siłę. Autor wątku w swoich rozliczeniach pomija kluczowe etapy procesu wydania książki (redakcja oraz druk), bierze kwoty z powietrza, myli wydawnictwa niszowe z firmami wydającymi książki ze współfinansowaniem - ogólnie sieje taki mętlik, że w zasadzie nie wiadomo, o co mu chodzi.

          O to, że wydając książkę na zasadzie wydania ze współfinansowaniem płaci się jak za zboże? I nic się na tym nie zarabia? Że firmy świadczące tego typu usługi tylko trzepią kasę? To wiadomo nie od dziś, nikt się z tym nie kryje, a popularność takich firm jest dowodem na to, że ludzie zrobią wszystko, byle tylko ujrzeć swoje nazwisko w druku. To już problem tych "autorów": dopóki istnieje popyt, istnieje też podaż.
    • piefkej Re: Jak oszukują wydawnictwa 19.03.14, 11:30
      Jeśli Pan skajstop jest moderatorem to jest on wyjątkowo agresywny. Odwiedziłem już wiele forów i wszędzie moderatorzy ograniczają się do przypomnienia użytkownikom o zachowaniu zasad kultury i nie nakłanianiu do przemocy itp. Usunięcie postu jest zawsze efektem przekroczenia tej granicy. Tutaj są wyraźnie pogróżki ze strony tego Pana pod adresem wielu forumowiczów.

      W kwestii wydawnictw i firm ściągających pieniądze, to jeszcze raz powtarzam, proszę wszystkim objaśnić jak mają je rozróżniać. Wiele osób chcących wydać pierwszy raz swoją książkę trafia na te firmy, bo w nazwie mają słowo "Wydawnictwo" i rzeczywiście książki wydają, ponieważ można je znaleźć w księgarniach.

      Nazw nie będę tu wymieniał tak jak robi to Pan skajstop, z kilku względów. Po pierwsze dlatego, że nawet jeśli któraś z tych firm oszukuje to jednak wydaje książki. Oszustwo nie polega na tym, że biorą pieniądze nic nie robią, tylko na tym, że formułują swoje oferty i umowy w taki sposób, że autor nie otrzymuje należnych mu tantiem, a przynajmniej nie w takiej ilości jak powinien. Ponadto autorzy wcale nie zdają sobie sprawy z faktu, że płacą całość a nie połowę, tak jak to wynika z oferty. Po drugie wśród tych firm-wydawnictw są nawet takie, które uchodzą za poważne. Bardzo często wykrycie próby oszukania klienta można zauważyć dopiero po analizie umowy.

      Jeśli chodzi moje błędy stylistyczne, gramatyczne i ortograficzne, to przepraszam. zdaję sobie sprawę, że je popełniam, bo to wynika z formy w jakiej pisze posty. Ze względu na pracę przy komputerze często nie patrzę na ekran i piszę szybko. W zasadzie przed publikacją postu tylko go przeglądam i wysyłam. Natomiast teksty dla mojego pracodawcy już dokładniej kontroluje i poprawiam przed wysłaniem. To nie jest brak szacunku dla użytkowników forum, tylko efekt dostosowania się do okoliczności. Tutaj większości użytkowników nie interesuje forma tylko treść.

      Chcąc zachować formę musiałbym się mocno rozpisywać, a długich tekstów nikt nie lubi, więc wysyłam krótkie zdania, które oczywiście czasem tracą logikę, ale zakres nieprawidłowości oferowanych przez omawiane firmy jest tak duży, że nie można ich opisać w kilku zdaniach.
      • pisam Re: Jak oszukują wydawnictwa 19.03.14, 12:13
        Piefkej - to może napisz duży tekst, popraw go aby nikt nie mógł się przyczepić, napisz na co trzeba zwracać uwagę i zamieść go tu jako osobny post. Tak między nami, od bardzo dawna piszemy razem z Skajem o zagrożeniach ze strony owych "wydawców ze współfinansowaniem, o nieznajomości praw autora i tym, że należy się do tego przyłożyć, ale niestety zdecydowana większość piszących ma parcie na półkę i podpiszą każdą umowę, aby tylko trafić na te półki. Z drugiej strony, to ich problem, bo ile razy i jak długo można się powtarzać? Skoro nie można tego nauczyć dzieleniem się doświadczeniem, może niech poczują na portfelu, że to nie są nasze biadolenia i chęć wycięcia konkurencji.
        Pozdrawiam, a Skaj jest OK.
    • piefkej Re: Jak oszukują wydawnictwa - nakład 19.03.14, 12:22
      Jak wspomniałem wcześniej w przysyłanych mi ofertach proponowano nakład od 200 do 600 egz. Tłumaczono to tak. "Na początek nie opłaca się drukować większego nakładu, gdyż koszty magazynowania są zbyt wysokie, a kolejny dodruk wydawnictwo wydrukuje już na własny koszt".

      Niestety o ile w pierwszej kwestii, czyli rzeczywistych kosztów wydania książki musiałem nieco poszperać, to w tym drugim przypadku miałem ułatwione zadanie, ponieważ zawodowo jestem związany z drukarniami. Pracuję już z nimi ponad 15 lat i zdążyłem nawiązać kontakt z kilkunastoma zakładami. O ile pamiętam, to nie spotkałem nakładu książkowego poniżej 1000 egz. Zasadniczo książki drukuje się w nakładzie 1000-5000 egz. Niższe nakłady drukuje się wtedy, gdy książka jest sponsorowana, albo współfinansowana z funduszy unijnych, ewentualnie jest to jakaś broszurka wewnętrzna uczelni, albo instytucji.

      Nakładu niższego niż 1000 egz. nie opłaca się drukować, ponieważ koszt wytworzenia 1 egzemplarza będzie zbyt wysoki. Ponadto na ten koszt wpływa ilość stron i kolorystyka. Niewielkie broszurki do 60-kilku stron można drukować w mniejszym nakładzie, ale książki powyżej 100 stron to już wydatek rzędu 3500 - 5000 zł. Nie ma też wielkiej różnicy w kosztach pomiędzy 200, czy 400 egz. Więc jeżeli przy druku powiedzmy 400 egz. zapłacimy ok. 100 zł więcej niż przy druku 200 egz, a koszt pojedynczego egzemplarza zmaleje o 5 zł, to dlaczego nie drukować wyższego nakładu?

      Sprawdziłem w drukarniach jakie są koszty takiego druku. I okazało się, że dopiero po przekroczeniu 1000 egz. koszt jednostkowy książki jest wystarczająco niski, aby się opłacało drukować. Cały koszt druku 1000 egz. mieści się w przedziale 4000-5000 zł, w zależności od drukarni. Oczywiście są i tańsze i droższe drukarnie. Dla druku 200 egz. to koszt oscylował w granicach 3500 zł, czyli ok. 17,5 zł za książkę. Tymczasem wspomniałem poprzednio, że cena u hurtownika to ok. 30-35% ceny na półce, czyli gdyby książka w księgarni miała kosztować 30 zł, to w hurtowni powinna kosztować 10, max 11 zł. A w tej cenie musi się również zmieścić koszt pracy wydawcy, a nie sam druk. Jeszcze jedno: są drukarnie niskonakładowe, ale one się sprawdzają również przy książkach o niewielkiej ilości stron.

      Przeglądając posty znalazłem informację, że wydawnictwa korzystają z usług zaprzyjaźnionych drukarni. Wobec czego podzwoniłem po znajomych pracujących w drukarniach i popytałem się o książki wydawnictw z którymi rozmawiałem. Udało mi się namierzyć kilka pozycji drukowanych w nakładach 1000 - 2000 egz. Odszukałem ich autorów, głównie dzięki stronom funpage i w końcu udało mi się nakłonić 2 z nich do wyjawienia ilości nakładu jaki zaoferowało im wydawnictwo. Okazało się, że jednemu z nich zaoferowano nakład 400 egz, a drukowano 1200 egz. Drugiemu zaoferowano 350 egz. a druk jego książki był w nakładzie 1500 egz. Autor nie jest wstanie tego sprawdzić. Nie będzie przecież objeżdżał kraju i pytał się w księgarniach ile jego książek zamówił właściciel

      Wniosek. Wydawnictwo informuje o nakładzie niższym, niż w rzeczywistości zamawia. jeśli książka sprzeda się dobrze to autor zgarnie tantiemy tylko z części, którą mu zaoferowano w umowie, a reszta pójdzie na konto wydawnictwa. Inna opcja, to możliwość nie zlecania kolejnego dodruku i w ten sposób zaoszczędzenia kolejnych 3500 zł, które wydawnictwo miało wydać z własnej kieszeni (zgodnie z ofertą) i pobieranie książek z własnego magazynu.

      Ja to sprawdziłem jeszcze w inny sposób. Wydawnictwo informowało o zbyt wysokich kosztach magazynowania, z czym od razu się nie zgadzałem, ale postanowiłem zagrać. Wiem ile to jest 1000 egz. książki o kreślonych wymiarach. Zapytałem się więc w kilku przypadkach, czy jest możliwość, że sam zmagazynuje książki. Żadne wydawnictwo nie chciało się zgodzić. Potem przyznałem się, że jestem związany z drukarniami i chciałbym aby druk odbywał się we wskazanej przeze mnie drukarni. Tu już było różnie. Cześć się nie zgodziła, a kilku wydawców przyznało się, że stawiane przez nich warunki nie do końca są uczciwe (tzn. tak tego nie określili), ale jeśli się zgodzę wydawać u nich to zmienią warunki umowy.
      • pisam Re: Jak oszukują wydawnictwa - nakład 19.03.14, 12:41
        To prawda o czym piszesz, ale sam dodajesz, że to trudno sprawdzić - a już na pewno osobie która jest poza branża, bo nikt - ani drukarnia, ani księgarnia - nie poinformuje autora o druku i sprzedaży, bo to tajemnica handlowa do wiadomości wydawcy.
        Jeśli chodzi o koszt druku, to także sprawa papieru oraz formatu, bo lepiej jest wykorzystać A0 niż A1, a druk poniżej 1 tys, to sprawa drukarń cyfrowych... Ja zawsze drukuję w klasycznej w nakładzie minimum 2 tys, a te koszty składowania to mit albo źle podpisana umowa. Hurt zarabia na sprzedaży książek, więc owe składowanie jest w większości wypadków wliczone. A jak zostaje ci cześć nakładu w domu, to zawsze możesz ją trzymać w garażu a nie musisz wynajmować specjalnego magazynu. Największym wrogiem Autora jest niewiedza i dyletanctwo z jego strony.
        • piefkej Re: Jak oszukują wydawnictwa - nakład 19.03.14, 23:49
          Dzięki, że potwierdzasz ten fakt. I słusznie zauważyłeś, że trudno sprawdzić takie rzeczy osobie z poza branży. Jednak właśnie po to jest Internet, fora internetowe, czy portale społecznościowe, aby ludzie wymieniali się doświadczeniami i wiedzą. Większość nieprawidłowości zostaje ujawnione nie dzięki oficjalnym informacjom medialnym, dokumentom, czy instytucjom, ale dzięki wymianie informacji pomiędzy potencjalnymi ofiarami, znawcami zagadnienia, pracownikami zaangażowanych firm, czy instytucji.
          • druzilla Re: Jak oszukują wydawnictwa - nakład 20.03.14, 08:55
            Drogi piefkeju, masz na pewno rację, ale wszystko to można porównać tego, co zrobił ostatnio p. "polityk" Kamiński. W mediach odsądzają go od czi i wiary, nazywają polityczną k...ą, a za jakiś czas wszyscy o tym zapomną, a on w Brukseli będzie zgarniał dużą kasę i będzie się śmiać. Tak że możemy wymieniać się doświadczeniami, itd, a wydawcy i tak swoje zrobią.
            Ja mogę mówić tylko z pespektywy tłumaczki: najpowszechniejszym oszustwem stosowanym przez wydawców - przy umowach typu zaliczka na poczet procentów od egz. sprzedanych - jest wmawianie, że książka się nie sprzedała i w żadnym z rocznych (na ogół) okresów rozliczeniowych nic się nie należy. Zwykle przedstawiają na dowód jakieś kwity, w których albo trudno się rozeznać, albo figurują jakieś mizerne liczby niby to egz. sprzedanych. Dodatkowym "zmiękczeniem" tłumacza jest zwlekanie z przedstawianiem mu tych wykazów, odwoływanie spotkań z księgową albo "panią zajmującą się rozliczeniami", bo wydawca liczy, że czas tłumacza jest drogi i że w końcu da on za wygraną i przestanie się upominać.

            A ostatnio coraz więcej wydawców proponuje właśnie umowy procentowe tłumacząc to kryzysem na rynku i w płatnościach od dystrybutorów.
            • piefkej Re: Jak oszukują wydawnictwa - nakład 20.03.14, 09:34
              Masz rację, ale nie o to chodzi czy zapomną, czy nie i czy wydawnictwa będą tak dalej postępować. W przypadku polityków media chętnie wyciągają archiwalne wpadki, a czy społeczeństwo ufa takiemu politykowi co zmienia poglądy z każdym wiatrem, czy nie, nie ma większego znaczenia, ponieważ w naszym kraju nie wybieramy polityków, tylko partie polityczne, a te same sobie typują własnych przedstawicieli. Dlatego społeczeństwo nie ma wpływu na działania polityków, ale pamięta.

              Z tematem, który opisuje jest trochę inaczej. Tu nikt nie musi pamiętać o tym wpisie. Internet działa tak, że nawet za 2 lata, jak ktoś będzie chciał wydać swoją pierwszą książkę i będzie na tyle inteligentny, żeby wcześniej sprawdzić opinie o wydawnictwach, to trafi na ten post i może wyciągnąć z niego odpowiednie wnioski. Przecież ja również przed wysłaniem swojej książki wpisałem hasło "Jak wydać książkę" i wtedy w wyszukiwarce pojawiły się linki do forów, opisujących nieuczciwe zagrywki. W moim przypadku, po prostu poświęciłem kilka chwil na przeczytanie tych postów. Wiele z tych wpisów pochodziło z przed wielu lat. Jak wspomniałem na początku, wiele osób pisało, że wydawnictwa oszukują, ale nikt nie potrafił napisać w jaki sposób to robią. Pojawiało się szereg informacji, o tym, że ktoś nie dostał obiecanych pieniędzy, że wydawnictwa udzielają wymijających odpowiedzi itp. Znalazłem też wpisy osób z branży, które ujawniły nieco rąbka tajemnicy. Tym samym dały mi jakieś punkty zaczepienia.

              Podstawowa różnica pomiędzy tym, jakie można było uzyskać informacje kiedyś, a dziś jest kolosalna. Liczba informacji wzrasta. Ponadto doskonałym źródłem informacji są portale społecznościowe, takie jak chociażby Facebook - to prawdziwa baza danych, tylko trzeba umieć z niej korzystać. Problem nie leży w tym, że ludzie zapomną, ale w tym, czy będą chcieli przed zapłaceniem poświęcić chwilkę na sprawdzenie za płacą.

              I jeszcze raz przypomnę: Nawet jeśli mój post miałby ocalić tylko jednego autora przed pozbyciem się większej gotówki, to warto.

              Nie dla każdego wydanie własnej książki to fanaberia. Ludzie czasem opisują ważne wydarzenia, warto więc by nie palić ich zapału na samym początku.
              • pisam Tłumacze 20.03.14, 09:53
                Druzilla - zapomniałaś o drugiej stronie kija. Jednocześnie żaden tłumacz nie wymieni nazwy wydawcy który tak postępuję, bo:
                - sprawa może się skończyć w sądzie.
                - będziesz miała przechlapana u wydawcy i nigdy więcej nie da ci kolejnego zlecenia a żyć z czegoś trzeba.
                - może istnieć solidarność środowiskowa i twoje nazwisko trafi na czarną listę tłumaczy, których trzeba utemperować, bo za dużo mówią. Mimo wszystko wydawcy się z sobą znają.
                - trzeba dobrze, powtarzam dobrze, skonstruować umowę i nie przejmować się gadaniem wydawcy, że taka właśnie jest standardowa. Może dla niego, ale nie musi być dla ciebie, ale trzeba zaryzykować i się postawić, a wtedy patrz punkt 2 i 3.
                Z poważaniem
                • mutant12 druk cyfrowy 20.03.14, 10:28
                  Widzę, że pisam tylko mimochodem wspomniał o drukarniach cyfrowych, a myślę, że trzeba by ten temat rozwinąć, bo padło tu mocne oskarżenie, że drukarnie oszukują, mówiąc, iż wydadzą książkę w nakładzie np. 500 egzemplarzy, podczas gdy taki nakład się nie opłaca. O ile mi wiadomo, niektóre wydawnictwa drukują cyfrowo, i również o ile mi wiadomo, przy druku cyfrowym nakład praktycznie nie ma znaczenia. Np. wydawnictwo Solaris ma taką serię "Archiwum polskiej fantastyki", gdzie wydaje różne rarytaski dla koneserów i drukuje je właśnie cyfrowo, dzięki czemu może sobie na to pozwolić, nie kalkulując, że tyle i tyle sztuk musiałoby się sprzedać.
                  • pisam Re: druk cyfrowy 20.03.14, 11:08
                    Skoro zostałem wywołany do tablicy =D Sprawa jest prosta, zdecydowana większość owych wydawców ze współfinansowaniem drukuje owe książki w drukarniach cyfrowych (często dlatego, iż jest ich właścicielami lub współ...) ale zapraszam do sprawdzenia ile taki druk kosztuje i czy naprawdę się opłaca. Przy nakładzie 500 egz - cena jest znośna, ale absolutnie nie powalająca na podłogę, bo płaci się przykładowo ~ 10 zł, i przy takim nakładzie nie ma już raczej żadnych możliwości aby jeszcze obniżyć koszty druku. Drukarnia offsetowa - opłaca się drukować przy nakładzie powyżej 1 tys, egz, oferuję ten sam druk (w nakładzie 1,5 - 2 tys) za cenę o 40 % tańszą, więc nie ma co porównywać zalety jednej i drugiej drukarni - oczywiście z mojego punktu widzenia, gdzie np. część nakładu mogę spokojnie przechowywać przed wysyłką do hurtowni, księgarni czy czytelnika w swoim własnym nie obłożonymi żadnymi opłatami garażu (Na palecie 500 egz - nic się nie psuje, bo nie ma co). Co zyskuję? Tańszą cenę książki, bo koszt druku to nie 10 zł, a 6 zł a to jest ważny składnik ceny, no i książka nie kosztuje np. 55 zł, a 45 zł - co jest zasadnicze dla czytelnika. Druk cyfrowy według mnie jest adekwatnym rozwiązaniem przy krótkich seriach, gdzie nie ma ciągłości i pewności sprzedaży, a ja swoje książki sprzedaję cały czas, więc nie muszę się martwić krótkim dodrukiem, który znacząco wpływa na cenę książki.
                    • pisam Re: druk cyfrowy 20.03.14, 11:11
                      Przepraszam, tu jest przykładowy kalkulator cen z drukarni cyfrowej, aby każdy sam mógł sprawdzić jaka jest ich cena druku przy nakładzie 10 egz, 100 egz. 300 egz i 1000 egz. To może być dla wszystkich ciekawe doświadczenie.
                      www.sowadruk.pl/index.php/services/druk-na-zyczenie/kalkulator-cenowy/
                      • mutant12 Re: druk cyfrowy 20.03.14, 11:28
                        Ja nie mówię, że wszyscy mają drukować cyfrowo, tylko się odwołuję do oskarżenia, że firmy kłamią, mówiąc, iż wydają książkę na początek w nakładzie 200-600 (takie liczby chyba padły w jednym z postów) egzemplarzy. I odwołuję się do słów Wojtka Sedeńki z wydawnictwa Solaris, który twierdzi (usłyszałam to bezpośrednio z jego ust), że druk cyfrowy opłaca się już od 1 egzemplarza. A patrząc na książki wydawane przezeń we wspomnianej wyżej serii, trudno się spodziewać, żeby osiągały one wielkie nakłady.
                        • pisam Re: druk cyfrowy 20.03.14, 12:19
                          Absolutnie się nie opłacają, chyba iż docelowo wiemy, że nie wydrukujemy bo nie sprzedamy w nakładzie większym niż 300 - 500 egz, ale i wtedy nie drukujemy pojedynczych egzemplarzy. Sprawdź kalkulator on udowodni najlepiej...
                          • piefkej Re: druk cyfrowy 21.03.14, 00:44
                            Może wyjaśnię co to jest druk cyfrowy.

                            W domowych drukarkach i ploterach stosuje się nadruk metodą atramentową, igłową, lub laserową. To technologie bardzo dobre, ale nie pozwalają na osiągnięcie wysokich wydajności druku. Firma zajmująca się drukiem nie może niestety użyć tej technologii na masową skale. Dlatego drukarnie stosują nadruk metodą odbijania wzoru od matrycy. I jak do tej pory nie wymyślono innej technologii, która zagwarantowałaby wysoką wydajność z zachowaniem odpowiedniej jakości druku.

                            Oczywiście wyróżnia się tutaj, druk wypukły, wklęsły, sitodruk i druk cyfrowy, ale to dalej jest odbijanie wzoru od matrycy.

                            Czym się różni druk w drukarni offsetowej od druku w drukarni cyfrowej?

                            W drukarni offsetowej operator maszyny drukującej musi założyć na zespoły drukujące płyty na których jest wytrawiony wzór druku, a następnie zaczyna odbijać wzór na arkuszach papieru. W pierwszej kolejności musi dopasować nasycenie barw, gdyż odbity wzór rzadko odpowiada wymaganiom klienta. Operator zmarnuje kilkadziesiąt arkuszy papieru zanim ustawi właściwe nasycenie barw. Dlatego w każdym zamówieniu od razu zakłada się określoną ilość arkuszy przeznaczonych na tzw. rozjazd. operator musi zadbać jeszcze o kilka innych właściwości, a to wymaga zużycia kolejnych dziesiątek arkuszy. Zniszczony w ten sposób papier podnosi koszty druku, dlatego drukarnie offsetowe zazwyczaj przyjmują zamówienia powyżej określonej wartości cenowej, lub nakładu.

                            Inaczej mówiąc w drukarni offsetowej, dla nakładu 10 arkuszy, czy też nakładu 10 000 arkuszy, 200 trzeba zużyć na rozjazd. Dlatego istnieje dolna granica zamówionego nakładu.

                            W drukarni cyfrowej znajduje się dokładnie taka sama maszyna drukująca, jedynie z bardziej rozbudowanym oprogramowaniem. Jest taki sam operator, który również musi założyć płyty z wytrawionym wzorem. Nie musi jednak odbijać próbnych arkuszy i dopasowywać nasycenia kolorów, ponieważ ten proces jest przeprowadzony cyfrowo. maszyna jest podłączona do wewnętrznej sieci i komputer od razu ustawia właściwe parametry na każdym zespole drukującym. Jeżeli potrzebne są arkusze rozjazdowe, to jest ich max kilka. Ta technologia pozwala na druk niskonakładowy.

                            Na koszt druku w obu przypadkach składa się:
                            koszt matryc drukarskich (są bardzo drogie)
                            koszt papieru
                            no i koszty pracy, prądu itp.

                            W drukarni offsetowej wyższy jest koszt papieru.

                            I teraz najważniejsze: drukarnia nie zamawia kilku arkuszy papieru od producenta, tylko musi zamawiać go na paletach, na których znajduje się ok. 10000, lub 15000 arkuszy. Druk cyfrowy zapewnia mniejszą stratność, w drukarni offsetowej stratność maleje wraz ze wzrostem nakładu zamawianego przez klienta.

                            W efekcie drukarnia cyfrowa może oferować niższe ceny swoich usług, ale maszyny do druku cyfrowego są znacznie droższe i dlatego, drukarnia, która je kupi nie może zbyt mocno zejść z ceny. Zakup musi się zwrócić.

                            A teraz ciekawostka: ta różnica kosztów nie istnieje przy druku jednobarwnym, czyli gdy drukuje się sam tekst w czarnym kolorze, ewentualnie rysunki są również tylko czarne. W tym przypadku nawet w drukarni offsetowej operator potrafi odbić prawidłowo nasycony arkusz już przy pierwszej próbie.

                            Jednak wydawnictwa nie bawią się w dokładnie wyliczanie kosztów druku dla każdej książki, ale podają ogólne koszty druku. W przysyłanych mi ofertach, koszt samego druku wkładu wraz z okładką oscylował w granicach 3300 - 3500 zł. Takie same koszty druku oferowały drukarnie offsetowe, w których zadałem pytanie o cenę. Oczywiście większość ofert była na korzyść wydawnictw.

                            Nie zmienia to jednak faktu, że w przypadku drukarni cyfrowej i offsetowej wyższy nakład gwarantuje niższą cenę jednostkową. Choćby dlatego, że koszt matryc jest rozbijany na większą ilość egzemplarzy.
                            • pisam Re: druk cyfrowy 21.03.14, 07:41
                              Skoro już wchodzisz w szczegóły, książka składa się ze składek więc ilość składek generuje koszt książki. Co to jest składka aby się nie wymądrzał niepotrzebnie można zobaczyć tu: pl.wikipedia.org/wiki/Sk%C5%82adka_%28poligrafia%29
                              I jeśli chodzi o cenę druku jest ona zależna od ilości składek, jakości używanego papieru i wykorzystania papieru, dlatego takie ważne jest aby zastosować optymalne wymiary książki, bo w ten sposób można sporo zaoszczędzić.
                              Wydawcy zazwyczaj rzucają cenami z sufitu, bo przecież kto z autorów ma jakiekolwiek pojęcie o druku, składkach i ich wpływie na cenę? Więc hulaj dusza...
                              • piefkej Re: druk cyfrowy 21.03.14, 12:05
                                Zgadza się, ale już tak daleko nie chcę wchodzić w szczegóły i informować o elementach książki, składkach itp.
                                Chciałem jedynie zwrócić uwagę, że wielkość nakładu ma znaczenie również dla drukarni cyfrowej. Drukarnia cyfrowa ma jedynie możliwość drukowania niższych nakładów dzięki mniejszej stratności materiałów, co pozwala nieco obniżyć koszty.

                                Oczywiści ja trochę za bardzo uprościłem, ponieważ przedstawiłem, że w druku cyfrowym nie ma potrzeby wykonywania dużej ilości arkuszy rozjazdowych, ale niestety są potrzebne arkusze ponadnakładowe, ponieważ oprócz samego druku są jeszcze inne procesy, jak złamywanie arkuszy, klejenie lub szycie i obcinanie. na każdym z tych etapów część może ulec zniszczeniu. Więc nawet wtedy dla zamówienia 10 sztuk książki, każdy arkusz będzie drukowany w nakładzie większym. Dla nakładu 1000 egz. można drukować po 1100 arkuszy, dla nakłady 200 egz. ok. 250 ark. a dla nakładu 10 egz. trzeba wyprodukować min. 20-30 arkuszy każdej składki. I za to też trzeba zapłacić.

                                Dlatego nawet zlecając druk cyfrowy, również z kalkulacji wynika, że lepiej się opłaca drukować większe nakłady.

                                Inna kwestia, że drukarnie cyfrowe nie oferują aż tak wielkich różnic w cenach w stosunku do drukarni offsetowych. Jeżeli w tej drugiej 1 egzemplarz ma kosztować 20 zł, to drukarnia cyfrowa zaoferuje 18 zł, a nie 10 zł. Właściciel nie zjedzie zbyt mocno z ceny, bo nie ma wielkiej konkurencji. Druk papierowy ciągle słabnie i niewiele powstaje nowych drukarń. Jeszcze jest to mocny rynek, ale to się może wkrótce zmienić. Właściciel drukarni cyfrowej nie zaryzykuje możliwości nie spłacenia zakupu stosunkowo drogiej maszyny. Będzie więc windował ceny tak, aby były tylko troszkę niższe od konkurencji.
                            • kazimierz Re: druk cyfrowy 27.03.15, 12:48
                              Z tego wynika, że drukarnia cyfrowa to tak na prawdę drukarnia offsetowa z maszyną sterowaną komputerowo? To burzy moje wyobrażenie w kontekście znajomości metody jonograficznej czy elektrograficznej: (pl.wikipedia.org/wiki/Druk_cyfrowy#Metody_druku_cyfrowego). Proszę o zapoznanie się z tymi technikami przed ich opisem.

                              Koszt blachy to ok. 10 zł (na półformat), to nie wiem czy bardzo drogie; na 64 stronicową książkę ~A5 potrzebne są cztery składki czyli 8 blach. Wytrawienie blach w CtP to też koszt, powiedzmy że wytrawiona kosztuje 50 zł, czyli blachy 400 zł. Do tego tzw. "przeloty" po 200 zł czyli 1600 zł ( z blachami 2000 zł). W przelocie jest koszt farby i narządu, operatora. Plus do tego papier ok. 3 zł za 1 kg (dla 80g/m2 to ok. 34 grosze na 1 książkę + koszt makulatury) . Do tego koszt okładki - tu koszty od Sasa do lasa, zależy co autor wymyśli oraz oczywiście oprawa introligatorska z formowaniem składek. Po szacunkowym przeliczeniu 3500 zł to uzasadniony koszt.
                              • piefkej Re: druk cyfrowy 27.03.15, 19:09
                                Bingo. Trafiłeś w samo sedno. Koszt wyprodukowania książki o podanych parametrach jest niemal identyczny w drukarni cyfrowej jak i offsetowej. Różnica w cenie jest niewielka, na korzyść drukarni cyfrowej. Ta wiedza pochodzi stąd, że właśnie jestem pracownikiem takiej drukarni. Wyliczony koszt w druku offsetowym wyszedł ok. 3660 do 3800, a w cyfrowym 3500 do 3600.
                                To co pisałem o druku cyfrowym to prawda. Podstawowa różnica to sposób wprowadzania danych i nic więcej. Techniki o których piszesz, to szczegóły technologiczne wynikające z postępu. Wiadomo, druk cyfrowy jest nowszą techniką, a więc maszyny posiadają nowsze technologie, co w praktyce oznacza wyższy koszt zakupu maszyny, a te koszty drukarz jakoś musi sobie zrekompensować. Prawda?

                                Dlatego stwierdzenia, że opisywane przeze mnie wydawnictwa mają niższe koszty, bo korzystają z druku cyfrowego to bzdura.

                                Przepraszam, że teraz nie opisuję dalej tych reguł, ale niestety nie mam czasu.
                • druzilla Re: Tłumacze 20.03.14, 10:52
                  Rzeczywiście, raz jeden udało mi się postawić: zaproponowano mi umowę na przekład prozy, w której całość honorarium przewidziano do wypłaty w "do 6 miesięcy po wydaniu książki", a czas na wydanie wydawca określił na 3 lata. Bez większych ceregieli zaproponowano mi wtedy umowę z zaliczką 2500 i wypłatę pozostałej części honorarium w miesiąc po zaakceptowaniu przekładu, na co wydawca przeznaczył sobie trzy miesiące od jego złożenia.

                  W pozostałych przypadkach, gdy nie chciałam zaakceptować b. niekorzystnej, jakoby "standardowej" umowy (chodziło najczęściej o te nieszczęsne "procenty"), natychmiast zlecenie dostawał ktoś inny. Takie to i kryzysowe czasy...
      • piefkej Re: Jak oszukują wydawnictwa - nakład 20.03.14, 12:17
        Wspomniałem już, że wydawnictwa zawyżają koszty wydania książek posługując się kosztami dużych profesjonalnych wydawnictw, nie wspominając, że w ich przypadku te koszty są niższe. Druga kwestia to fakt, iż wydawnictwa oferują autorom niskie nakłady książek, podczas, gdy w rzeczywistości drukują większe nakłady, pozwalające im uzyskać odpowiednio niską cenę jednostkową egzemplarza. Ale czy to wszystko?
        Otóż nie. Kolejne sztuczki polegają na odpowiednim formułowaniu wiadomości ofertowych wysyłanych autorowi oraz umiejętnym przygotowaniu umów, które w rzeczywistości pozbawiają autora pola manewru w przypadku konfliktu z wydawnictwem. W praktyce, gdyby autor wstąpił na drogę sądową to nie ma wielkich szans na wygranie.
        Zastanawiałem się o czym pisać najpierw. Czy o sztuczkach ofertowych, czy o kruczkach w umowach. Myślę, że zacznę od ofert.
        Zapewne po wysłaniu swojej książki do wydawnictwa, w krótkim czasie autor otrzymał wiadomość zwrotną. W części dotyczącej potencjalnego zysku autora jest najczęściej tak:
        „…proponujemy dla autora 20% od ceny brutto (ceny książki na półce) za każdą książkę drukowaną oraz 25% ceny brutto za e-booka. Dodruki średnio co 2 m-ce na nasz koszt…”
        Oczywiście to nie jest kłamstwo, bo rzeczywiście taki udział procentowy będzie miał autor. Z tym, że w tym miejscu nadawca emaila zastosował mała sztuczkę psychologiczną mającą skłonić autora do podpisania umowy. Proszę zwrócić uwagę na drugą część przedstawionego fragmentu: „dodruki średnio co 2 m-ce”. Ten zapis sugeruje, że wasza książka sprzeda się w okresie tych 2 m-cy, czyli, że na waszym koncie znajdą się już jakieś środki.
        Policzmy więc: Przyjmijmy nakład 200 egz. Cena książki powiedzmy 30zł, cena e-booka dajmy na to również 30 zł. Oznacza to, że z każdego egzemplarza drukowanego 6zł jest dla autora i 7,5 zł za e-book. 6zł pomnóżmy przez 200 egz. to otrzymamy 1200 zł, a jeśli jeszcze przyjmiemy, że sprzeda się taka sama ilość e-booków, czyli otrzymamy 1500 zł, to razem na naszym koncie znajdzie się 2700 zł. Jeśli wydawnictwo oferuje rozliczanie się w okresie półrocznym, to co pół roku możemy się spodziewać ok. 8000 zł. Nic tylko pisać.

        Proszę sobie zadać pytanie: Kto powiedział, że się sprzeda?
        Inaczej: Kto potrafi określić jak sprzedają się książki debiutantów?

        To nie jest tak, że wydawnictwo nie potrafi określić jak sprzeda się dana książka. Potrafi, ale w biznesie jest tak, że klientowi oferuje się gwiazdki z nieba, a jak już zapłaci to się o nim zapomina.
        Ja również dokonałem sobie takich obliczeń i od razu uzyskane kwoty mi się nie spodobały, a to dlatego, że znam wielu autorów, ale niewielu z nich zbiło fortunę na pisaniu.
        Poszperałem więc troszkę w różnych statystykach. Wynika z nich, że sprzedaż książek nowego autora jest znikoma. Potrzeba czasu, reklamy i zaangażowania samego autora, aby po kilku miesiącach odnotować kilka sprzedanych książek. Może być ich 5, może 30, a może więcej. I wydawnictwa są tego świadome. Umieszczenie, więc informacji „dodruki co 2 m-ce” jest jedynie wybiegiem mającym skłonić autora do podpisania umowy. Jeszcze gorzej jest z e-bookami. W-g danych za rok 2013 rynek e-booków w Polsce oscyluje w granicach 2%. Ich sprzedaż rośnie, ale nadal nie ma chętnych do ich rozprowadzania, ponieważ wciąż brakuje odpowiednich zabezpieczeń przed nielegalnym kopiowaniem. Te zabezpieczenia dopiero powstają i potrzeba czasu, aby upewnić się, że działają.
        Możemy, zatem przyjąć, że sprzedaż e-booka wyniesie ok. 2%, czyli w przeliczeniu 4 kopie na 2 m-ce.
        Mając statystyki w ręku ruszyłem do wydawnictw z zapytaniem: „To jakich rzeczywistych zysków spodziewacie się ze sprzedaży mojej książki?” Początkowo mówiono, że szybko się pojawią niemałe pieniążki na moim koncie. Jednak, gdy stopniowo ujawniałem swoją wiedzę, informacje jakie uzyskiwałem były zupełnie odmienne.
        Otóż w znacznej większości przypadków należy się spodziewać zwrotu poniesionego przez autora wkładu w okresie nie wcześniejszym niż po 2 latach. Czyli 7000-7500 zł, jakie autor zapłaci za wydanie książki może się zwrócić po tym czasie. I to jest informacja, jaką uzyskałem od wydawców, a nie z innych źródeł. Od tych samych, którzy oferowali mi gwiazdkę z nieba. Ponadto w znacznej części książek nowych autorów, wkład nie zwraca się nigdy.
        I jeszcze jedno. W ofertach wydawnictwa podają, że autor otrzyma 20% ceny półkowej książki drukowanej i 25% ceny brutto za e-booka, co nie do końca jest prawdą. Jednak o tym autor się dowie, jeśli uważnie przeczyta umowę. Ceny te wcześniej zostaną pomniejszone o podatek VAT, czyli 5% dla książki drukowanej i 23% dla e-booka.
        • marek.zak1 Re: Jak oszukują wydawnictwa - nakład 20.03.14, 15:13
          Masz wiele racji z tym, o czym piszesz, z tym że problemem jest brak jakiejkolwiek kontroli sprzedaży przez autora. Otóż niedawno byłem u jednego z najwazniejszych dystrybutorów i przypadkowo udało mi sie zajrzeć do zejść. Potem poprosiłem wydawnictwo o statystyki. Okazało sie że sprzedaz była dziesięciokrotnie większa, niż raportowano to wydawnictwu. Tak więc same wydawnictwa są także koncertowo kantowane.
          Jeśli chodzi o debiutantów, napisaleś, że sprzedaż jest minimalna. Wydawnictwa o tym wiedzą i dlatego też zmuszaja autorów do partycypacji w kosztach. No risk - no fun.
          Negocjujac z wydawnictwem, mając juz coś na koncie, możesz bardzo znacznie obnizyć swój wkład do powiedzmy 3.000 zł. W umowie możesz tez wnegocjować, że dostaniesz 150 egzemplarzy, więc po ich sprzedaży już jesteś na zero.
          www.marekzak.pl
        • nomina Re: Jak oszukują wydawnictwa - nakład 22.03.14, 22:56
          Piefkeju, popieram Skajstopa i Pisama.

          Generalnie mylisz pojęcia odnośnie wydawnictwa i usługi druku, ale to już obaj panowie Ci wytłumaczyli. Natomiast popełniasz nadużycie, mówiąc o oszustwach tych, powiedzmy - wydawców (self-publishingu).

          To, że zaproponowano Ci taką kwotę, jest pewną ofertą, która obejmuje nie tylko druk, ale i przygotowanie książki. Wiadomo, że te ostatnie to są koszty stałe i im więcej egzemplarzy sprzedasz, tym jednostkowo wyjdą niżej. Jeżeli ktoś chce dobrego redaktora czy korektora, dobrego grafika - też musi zapłacić. No i do tego dolicz jeszcze marżę firmy. A ta może sięgać nawet 100% kosztów. Myślę, że kwota, którą podajesz, jest nieakceptowalna dla początkującego pisarza, ale nie nierealna.

          Z dodrukami - problem w nadinterpretacji. Firmy piszą, że dodruki średnio co dwa miesiące. Być może mają wyliczenia, że w dwa miesiące przeciętnie sprzedają te 200 egz. tytułu, zwłaszcza że odejdzie 10% na obowiązkowe, 10% na recenzenckie, Ty weźmiesz ileś. Jest to może żerujące na naiwności młodych autorów, jednak nie jest oszustwem.

          Narzekasz na "odpowiednie formułowanie wiadomości". Ale przecież na tym polega reklama, tak samo formułowane wiadomości masz w informacjach o suplementach, reklamach sklepów.

          Co zaś się tyczy umiejętnego przygotowania umów - oni mają swoich prawników, a Ty musisz mieć swojego. Konsultacja to koszt ok. 300 zł, a zaoszczędzi Ci masę nerwów. Poza tym nie masz racji - w przypadku umowy rażąco niekorzystnej jesteś już na starcie chroniony ustawą.

          Tak że niby to, co piszesz jest prawdą, ale przedstawiasz ją jak prawdę objawioną, a to po prostu typowy obraz rzeczywistości, którą mamy od ćwierć wieku.

          A skoro jesteś na tyle dociekliwy, by sprawdzać różne wydawnicze fakty - szczerze odradzam Ci self-publishing. To się po prostu nie opłaca. Spokojnie poradzisz sobie samodzielnie, wydając pod własnym szyldem.
          • piefkej Re: Jak oszukują wydawnictwa - nakład 24.03.14, 17:25
            Witam nomina.

            Proponuje uważniej czytać moje posty, lub może po prostu czytać wszystkie.

            Wyjaśnię raz jeszcze: Nie mnie nie należy objaśniać różnicę między wydawnictwem, a firmą usługową, a przeciętnemu młodemu (w sensie debiutanta) autorowi. Mnie nie interesuje, czy firma w której chcę wydać książkę jest wydawnictwem, czy tylko firmą usługową. Ja sprawdzam ich ofertę pod kątem zgodności z realiami. Tym bardziej, że (przypominam) wszystkie te firmy prowadzą działalność wydawniczą i nie ma jak ich odróżnić od profesjonalnych wydawnictw, jeżeli wcześniej się nie przeszuka różnych źródeł informacji. A z tego co wykryłem, to te firmy usługowe to też wydawnictwa, tyle że niszowe, czyli ich głównym sektorem jest druk niskonakładowy, ale to słowo nie jest równoznaczne z określeniem "poniżej kosztów", a właśnie z to by wynikało z ofert, że dokładają do druku.

            Nie chodzi mi też o to czy proponowana mi kwota jest akceptowalna, czy też nie. jestem świadom tego, że chcąc wydać pierwszą książkę muszę się liczyć z pewnymi wydatkami. Nie ważne czy to będzie 7000, czy może 10000 zł, ważne czy druga strona będzie względem mnie uczciwa i powie jak jest naprawdę. Dopiero w w rozmowach na zasadzie Face to face uzyskiwałem informacje, które wyraźnie zaprzeczały składanym ofertom. Jak powiedział mi jeden z wydawców: Po ok. 2 latach mogę liczyć na zwrot wpłaconej kwoty, ale to i tak przy dużym szczęściu. Tymczasem z innych informacji wynika, że dla książki nieznanego autora najważniejszy jest pierwszy rok, a maksymalnie 2 lata. Oznaczałoby to, że faktycznie mój wkład może się nie zwrócić.

            Aby jednak temu zapobiec, wydawnictwo musiałoby zainwestować w promocję książki, a to, jak wykaże w kolejnych postach, jest największy problem.

            Jeśli chodzi o reklamę. Twierdzisz, że to "odpowiednie formułowanie wiadomości", bo takiego zwrotu użyłem. Otóż nie do końca jest to prawda. Kiedy byłem młody, próbowałem swych sił w marketingu i tam nauczyłem się pewnej definicji reklamy. Jest to podanie takich informacji potencjalnemu nabywcy, które będą przedstawiać tylko pozytywne cechy oferowanego produktu, czyli jego walory. I nic poza tym. Reklama nie może ukrywać negatywnych cech produktu - może o nich nie informować, ale nie może ich ukrywać.

            Na szkoleniach omówiono problem sprzedaży produktów w sytuacji, gdy rynek jest nasycony, lub z innych przyczyn dany produkt nie ma szans sprzedaży. W tłumaczeniu na ludzki: jak sprzedać coś komuś, jeśli klient tego nie potrzebuje. W tym celu wykorzystuje się psychologię. A mianowicie, sprzedający nie koncentruje się na towarze, a na kliencie. Zaczyna zachwalać klienta, jego życie, osiągnięcia i etc. To powoduje, że czujność większości klientów jest osłabiana i nawet jeśli oferowany produkt posiada widoczne wady, to potencjalny nabywca ich nie zauważy i w konsekwencji kupuje produkt, często po zawyżonej cenie.

            Jednakże takie działanie jest jednoznacznie określone, jako nieetyczne. Można użyć określenia, że jest to oszustwo, chociaż definicyjnie warunek oszustwa nie jest spełniony, to jednak oszukuje się umysł nabywcy, by ten kupił coś czego nie potrzebuje.

            Wydawnictwa, które opisuje działają na tej samej zasadzie. Oni nie reklamują swoich usług, ale zaczynają od zachwalania nadesłanego tekstu, tylko po to by oszukać umysł autora i nakłonić go do podpisania praktycznie nie realnej do zrealizowania umowy.

            A przynajmniej tak było w przypadku wydawnictw, z którymi się kontaktowałem. Wszyscy równo chwalili moją książkę, chociaż nie bardzo wiedzieli co w niej napisałem.

            I jeszcze jedno. To, że coś jest rzeczywistością (realiami), nie oznacza od razu, że jest czymś normalnym i że nie należy z tym walczyć.
            Jednak przyznaje Pani, że miło było przeczytać Pani tekst. Uwielbiam krytykę, gdyż skutecznie pobudza mnie do działania, uczenia się na własnych błędach, wyciągania wniosków i lepszego rozumienia otaczającego mnie świata. To, że akurat się z Panią nie zgadzam, nie oznacza, że nie wyciągnąłem z Pani wpisu pozytywnych wniosków. Ja po prostu w jakimś tan sensie siedzę w temacie.
            • nomina Re: Jak oszukują wydawnictwa - nakład 24.03.14, 19:06
              "Reklama nie może ukrywać negatywnych cech produktu - może o nich nie informować, ale nie może ich ukrywać".

              A czym różni się nieinformowanie od ukrywania?

              "jestem świadom tego, że chcąc wydać pierwszą książkę muszę się liczyć z pewnym i wydatkami".

              Koszt wydruku pliku książki plus przesyłka lub koszt dostępu do Internetu.

              Tyle kosztuje wydanie książki w wydawnictwie. A to, o czym piszesz, to firmy oferujące druk na zlecenie.

              Podtrzymuję, że mylisz pojęcia. Zatytułowałeś temat "Jak oszukują wydawnictwa". A to nieprawda. Wydawnictwa TAK nie oszukują, mają na sumieniu masę grzeszków i grzechów, ale nie oszukują, pobierając od autorów kilkanaście tysięcy. Nie pobierają ani złotówki. Zapłacić musisz wyłącznie firmie drukującej na zlecenie za usługę przygotowania i druku książki. A to nie to samo.
              • piefkej Re: Jak oszukują wydawnictwa - nakład 25.03.14, 19:11
                Nieinformowanie, a ukrywanie, to dwa różne określenia. Ktoś nie informuje o czymś, bo nie musi, ale informacja jest dostępna dla adresata informacji. Ukrywanie to proces, w którym nadawca informacji podejmuje działania, aby pewne jej elementy nie dotarły do adresata. Przykład:

                Częsty napis na opakowaniach produktów "numer 1 na świecie" - w tym przypadku nadawca komunikatu nie podaje ważnej informacji, ale jeśli ktoś chce to jest ją wstanie sprawdzić. Otóż ten wpis oznacza, że dany produkt jest numerem 1 na świecie, ale w jakiejś konkretnej kategorii i być może jako konkurencję miał kilka produktów, być może nawet produkowanych w jednym kraju, regionie i zawierający indywidualną formułę, lub usługę, której nie posiadają konkurencyjne produkty. I dlatego jest numerem 1.
    • piefkej Re: Jak oszukują wydawnictwa - reklama 24.03.14, 18:51
      Jak wspominałem na początku przed wysłaniem swojej książki do wielu wydawnictw poszperałem trochę w Internecie – na forach dyskusyjnych, po blogach itp. Wiele osób, które kiedyś tam zdecydowało się na współpracę z wydawnictwami wspominało, że one nie reklamują ich książek, chociaż to im obiecały.
      Postanowiłem, więc sprawdzić jak to jest w praktyce.
      Wg. ofert e-mailowych, wydawnictwa zobowiązywały się do promowania mojej książki. W tym celu podawały następujące informacje:
      Promocja będzie odbywała się w Internecie, radiu, czasopismach, portalach społecznościowych itp., a także, że wydawnictwa mają umowy z takimi to a takimi dystrybutorami i że wydawnictwo oferuje swoje książki kilku tysiącom odbiorców, a także bibliotekom, supermarketom itd.
      Przyznam, że jednak większość wydawnictw dość ostrożnie podchodziło do kwestii promocji, książki. Informowało, że takowa będzie i w zasadzie tyle.
      We wpisach, które czytałem, informowano, że cały proces promocji jest zrzucony na autora. Dlatego uważnie czytałem składane mi oferty i w zasadzie nie było tam wyraźnie napisane, że wydawnictwa podejmą jakąś specjalną akcję reklamową. Używały określenia „będą informować”, ale informować, nie znaczy reklamować. Można przecież poinformować, że dana książka jest dostępna, ale nie ma konieczności informować, co to za książka i czy jest warta zainteresowania.
      Także ofert e-mailowych nie mogę w jakiś specjalny sposób zganić. Tak jak wcześniej napisałem – promowanie książki będzie, ale wydawnictwo nie określa co rozumie pod tym pojęciem.
      Trochę więcej światła na te kwestie rzuciły przysyłane mi propozycje umów. Pośrednio wynikało z nich tak:
      „Wydawcy poinformują swoich dystrybutorów o wydaniu nowej książki (np. przez dopisanie jej do listy wydawanych pozycji) oraz wydrukują określoną liczbę plakatów reklamowych.”
      Kilka paragrafów niżej, zazwyczaj trafiałem na taką notatkę.
      „Wydawnictwo wyślę autorowi na jego własny użytek kilkadziesiąt (konkretna ilość) plakatów”
      Czyli innymi słowy, tak sformułowana umowa mówi: „reklamuj się sam”.
      Proszę państwa, słowo poinformują to nie jest to samo, co wypromują, zareklamują, polecą. Ja w nawiasie dopisałem, że po prostu mogą dopisać książkę do swojej listy wydawniczej i ten warunek umowy będzie spełniony. To samo w kwestii plakatów reklamowych. Wydawnictwa informują, że plakaty wydrukują, ale nie informują, że je dostarczą dystrybutorom. Może dostarczą, a może i nie. W umowie tego nie znalazłem. I najważniejsze: dla nakładu kilkuset egzemplarzy drukuje się maksymalnie kilkadziesiąt plakatów i jeżeli dalej jest napisane, że kilkadziesiąt plakatów ma być wysłane autorowi do jego własnej dyspozycji, to mogę się domyślać, że wyślą mi cały nakład plakatów. Czyli to, co napisałem wyżej. Tak sformułowany tekst umowy może mówić „reklamuj się sam”. Może i rzeczywiście wydawnictwo postara się reklamować produkt, bo chce na nim zarobić, ale taka umowa tego nie gwarantuje. Tu trzeba liczyć jedynie na uczciwość wydawcy.
      Jeśli jeszcze weźmie się pod uwagę fakt, co napisałem wcześniej, że prawdopodobnie autor pokrywa całość kosztów wydania (owe 7500 zł), a nie jak pisze wydawnictwo, że jest to współfinansowanie, to tym bardziej nie będzie zainteresowane reklamowaniem, bo po co. Autor opłacił druk i proces wydawniczy, to niech i się sam martwi o sprzedaż.
      Ale, żeby nie być gołosłownym. Życie tak sprawiło, że muszę się dużo poruszać po dość sporym obszarze. Jest to rejon o promieniu mniej więcej 50 km. Zatem odwiedzam często różne większe i mniejsze miejscowości w tym obszarze i za każdym razem chętnie odwiedzam lokalne księgarnie. Odkąd napisałem swoją książkę, w tych księgarniach szukam pozycji innych debiutantów. No i tu zonk. Jak na złość trafić nie mogę.
      Przeciętna księgarnia składa się z kilku regałów wypełnionych książkami głównie znanych autorów. Oczywiście jak poszukać, to się znajdzie kilka książek z nieznanymi nazwiskami. Wystarczy jednak zajrzeć na tył książki, żeby stwierdzić, że dany autor jest nieznany tylko dla mnie, bo jak się okazuje ma już na koncie kilka wydanych książek. Takich prawdziwych debiutantów, to naprawdę trudno namierzyć. To może po plakatach reklamowych? No to patrzę na witryny, a tam plakaty reklamujące tylko znanych pisarzy. A, że język najlepszym przewodnikiem to pytam się właścicieli, czy umieściliby plakat reklamujący debiutanta. Najczęstsza odpowiedź: Ja mam tu zarabiać, a nie się wygłupiać.
      Internet. Szukam, więc książek debiutantów w Internecie i tu też zonk. Oczywiście można trafić, ale najprędzej jeśli się wpisze albo pełny tytuł książki debiutanta, albo jego nazwisko, ale do tego trzeba te dane znać.
      Powiem tak. Ta reklama oferowana przez wydawców rzeczywiście jest, ale jest tak słaba, że można powiedzieć, iż jej nie ma i faktycznie jedyną formą reklamy jest sam autor, czyli wieczory autorskie i życie na walizkach.
      I ja oczywiście się z tym zgadzam. Debiutant powinien się reklamować sam, lub pisać tak dobre teksty, że wydawnictwo stanie na głowie, aby wieść o nich dotarła najdalsze zakątki świata. Tyle, że z tym drugim jest nieco gorzej.
      A skoro tak być powinno, to, po co oszukiwać autora. Nie lepiej powiedzieć mu od razu, że reklama, to 80-90% jego wkład.
    • magrathh Re: Ja oszukują wydawnictwa 25.03.14, 12:35
      A ja mam wrażenie, że nie do końca rozumiesz, co mówią do Ciebie wypowiadajacy się w wątku, ma tymczasem nie podajesz ani jednego przykładu tego, jak oszukują wydawnictwa.mpiszesz jedynie o quasi wydawnictwach, które wydają za pieniądze autora. Tymczasem:
      A. WYDAWNICTWA nie pobierają od autora ŻADNYCH oplat, nie licząc wydruku powieści, czy dojazdu na spotkania promocyjne itp. Dlatego nie widzę potrzeby roztrząsania kosztów i sposobu wydania. Autor w to nie inwestuje, więc go kulisy wydawania niewiele obchodzą, dużo bardziej sposób promocji, ale o to może zadbać podpisując umowę.
      B. FIRMY oferujące uslugi drukarskie i edytorskie, o których piszesz myląc je z wydawnictwami, pewnie oszukują, są nastawone wyłącznie na zysk itp., ale jaki jest sens wnikania w szczegóły, skoro wiadomo, że ten sposób wydania książki to zly wybór i po prostu należy wybrać tradycyjny sposób wydabia debiutu?
      Piszesz, że przy debiucie trzeba zawsze zainwestować. Tak, ale nie są to tysiące, o których piszesz, ale najwyższej setki (i to wcale nie obligatoryjnie) zwiazane z wydrukiem, podarowanymi egzemplarzami recenzenckimi czy dojazdem na darmowe początkowe spotkania autorskie.
      • magrathh Re: Ja oszukują wydawnictwa 25.03.14, 12:38
        Przepraszam za literówki, telefon to nie najlepsze narzędzie do pisania. :)
      • piefkej Re: Ja oszukują wydawnictwa 25.03.14, 19:01
        Ja również mam wrażenie, że nie rozumiecie o czym tu pisze. Powtarzam n-ty raz. Ja nie muszę odróżniać wydawnictwa od firmy usługowej, bo ja analizuje oferty i umowy pod kątem realiów. A z analizy ofert, które przyszły jakie pierwsze wynika, że ktoś mnie próbował oszukać.

        Państwo wytłumaczcie przeciętnemu debiutantowi, jak ma rozróżnić owe wydawnictwo, od wspomnianej przez was firmy usługowej!

        Tłumaczcie to tym osobom, które na tych forach pytają się o konkretne wydawnictwa. Podają ich nazwy i pytają się, czy można im ufać. Czytając tamte posty, widzę, że ktoś, odpowiada: tak ufać im, ktoś inny pisze: nie bo mnie oszukali. Ale nikt nie pisze w jaki sposób oszukali.

        Proszę im wyjaśnić na czym polega różnica między wydawnictwem, a firmą usługową. A jak widzę nikt z was tego nie potrafi. Każdy umie tylko napisać, że ja ich nie rozróżniam.

        Więc podam przykład z zupełnie innego rynku, który dowodzi, iż nie potrzeba rozróżniać statusu administracyjnego podmiotu gospodarczego, bo to nie od tego zależy, czy podmiot działa zgodnie z prawem, czy nie, czy narusza jakieś tam zasady, czy też nie, ale zgodność działania z prawem, etyką, czy moralnością zależy od idei składanej oferty. W prostym rozumieniu: Czy dany podmiot zamierza wprowadzać w błąd swego klienta, czy też nie:

        Rynek finansowy, bankowość. Każdy zna i rozróżnia określenia bank i parabank. Ten pierwszy to instytucja, którą można określić mianem "godna zaufania", a w tym drugim przypadku mówimy o jakiejś firmie pożyczkowej, z którymi często społeczeństwo wiąże negatywne skojarzenia.

        Jeden z największych polskich banków (nazw nie wymieniam), od pewnego czasu składa ofertę pożyczki konsumpcyjnej na bardzo okazyjnych warunkach, pod nazwą "Miniratka". W mediach ukazują się ciekawe reklamy i cała akcja jest bardzo dobrze promowana. Jednak mając dostęp do tzw. prasy branżowej, czyli prasy wewnętrznej rynku bankowości, miałem okazję przeczytać informację, iż Komisja Nadzoru Finansowego nałożyła na wspomniany bank ogromną karę rzędu 1 mld zł za właśnie ten produkt. Ponadto nakazała wycofać go z oferty, gdyż w uzasadnieniu podano, że produkt wprowadza klientów w błąd, i że pożyczka w rzeczywistości jest droższa, niż wskazują na to informacje podane w reklamie.

        I faktycznie, kiedy dokładnie czytałem regulamin (warunki udzielenia) tej pożyczki, z wielkim trudem ale znalazłem kilka kruczków, które podnosiły wysokość kredytu.

        Dla przeciwwagi: W Polsce funkcjonuje instytucja pożyczkowa, którą sami bankowcy nazywają parabankiem i zacięcie próbują ją zwalczać, ale osobiście nie znam przypadku oszukanego klienta, ani też nie słyszałem, aby taki przypadek został opisany przez media. Miałem też możliwość przejrzenia regulamin i okazało się, że umowa jest względnie przejrzysta, nie ma tam wielu niejasnych kwestii. Sama pożyczka też jest względnie tania w porównaniu z podobnymi ofertami banków.

        Z tej samej prasy branżowej wynika, że pomimo wielu prób składania przez banki skarg na tą instytucję, do dzisiaj KNF nie znalazł podstaw do nałożenia jakiejkolwiek kary na tą instytucję. I jeszcze dla ułatwienia, podam, że ta instytucja istnieje od wielu dziesięcioleci.

        Kto bystry, to się domyśli o jaką instytucję chodzi. A na pewno bank to nie jest.

        Ten przypadek dowodzi, że nie nazwa, czy popularne określenie informuje o zamiarach podmiotu gospodarczego, a jeśli ktoś twierdzi inaczej, to może najpierw niech zdefiniuje jak na tej podstawie rozróżnić działanie uczciwe, od nieuczciwego.
        • magrathh Re: Ja oszukują wydawnictwa 25.03.14, 20:01
          Ależ to jest banalnie proste i nie potrzeba aż takich elaboratów, żeby to wyjaśnić.
          Odpowiedź jest prosta, krótka i zwięzła: wydawnictwem tradycyjnym nie jest firma, która chce od autora pieniędzy.
          Wydawnictwo tradycyjne żąda od autora tylko udostepnienia tekstu na warunkach zaakceptowanych przez obie strony.
          Należy zawsze wybierać wydawnictwo tradycyjne.
          Co tu jest trudnego do zrozumienia? I po co to wszystko tak gmatwać?
        • donatta Re: Ja oszukują wydawnictwa 25.03.14, 21:14
          Piefkej - nie musisz odróżniać niczego. Nie musisz umieć odróżnić chleba od bułki, ale nie miej pretensji, że Ci z bułki nie wyjdzie 20 kanapek. Nie musisz odróżniać koloru zielonego od czerwonego, tylko kiedy wjedziesz pod tramwaj na skrzyżowaniu, pretensje miej do siebie.

          Jeżeli ktoś podejmuje się jakiegoś działania, powinien posiadać minimalną wiedzę w danym temacie. W przypadku autora tą wiedzą jest świadomość, że wydawnictwa wydają książki, ponosząc wszelkie koszty i jeszcze coś płacą autorowi, a jeśli nie ponoszą żadnych kosztów, bo za wszystko płaci autor, nie są wydawnictwami. Zdobycie takiej wiedzy w dobie internetu jest krótsze niż nauka kolorów u małego dziecka, zabiera też mniej czasu niż wyskoczenie po chleb/bułki. My tu nie mówimy o wielostronicowych umowach i małym druczku, rozróżnienie jest tak oczywiste, że autor, który i dak decyduje się wydać książkę w instytucji świadczącej płatne usługi w tym zakresie, musi mieć bardzo silne parcie na ujrzenie własnego nazwiska w druku - silniejsze niż zdrowy rozsądek. Żal może mieć wyłącznie do siebie.

          • nomina Re: Ja oszukują wydawnictwa 25.03.14, 21:46
            Donatta ujęła to idealnie przykładem z bułką i chlebem.

            Nie musisz wiedzieć, jak działa wydawnictwo. Ale musisz wiedzieć, do kogo wysyłasz tekst. Mówimy Ci więc - wydawnictwo wydaje książki i, jak pisał Skaj w wielu wątkach, żyje z wydawania i sprzedaży książek autorów. Firma oferująca druk na żądanie żyje z usługi wydrukowania Twojej książki.

            W wydawnictwie nic nie płacisz, w firmie usługowej tak. Koniec różnic.

            Wydawnictwa nie oszukują. Jedynym oszustwem jest to, że firmy oferujące druk na żądanie podszywają się pod wydawnictwa i wbijają Cię w przekonanie, że wydanie książki to ogromna inwestycja finansowa z Twojej strony.
            • marek.zak1 Re: Ja oszukują wydawnictwa 25.03.14, 21:52
              Kilka lat temu, gdy wydawalem moja pierwszą książke rozmawialem z wieloma wydawnictwami, z tym z tzw. czołówki. Nie było takiego, ktore by nie chciało wkladu wlasnego od debiutanta.
              • skajstop Nic podobnego! 25.03.14, 22:00
                Bez przesady - to pewnie zależy, kto jakie wydawnictwo uważa za czołówkę. Śmiem twierdzić, że np. Wydawnictwo Literackie, Rebis, Zysk i S-ka, Czarne, WAB, Znak czy Prószyński i S-ka nie żądali pieniędzy i nadal nie żądają, mimo że wydają debiutantów. Piszę to w oparciu o wiedzę.
                Wprowadzasz ludzi w błąd, wpychając ich w ramiona firm usługowych - "wydawnictw".
                • 4kika Re: Nic podobnego! 26.03.14, 06:52
                  Skaj ma rację. Ja z pierwszą propozycją wydawniczą obleciałam niemal wszystkie wydawnictwa, a te z czołówki pokwapiły się nawet ze zrecenzowaniem mojej pracy i sugestiami czego by oczekiwały gdybym zechciała poprawić tekst, ale ŻADNE nigdy nie wspomniało o moim ewentualnym wkładzie finansowym! Jedno, znane z tego, że takie wkłady pobiera lub nie (w zależności nie wiem od czego) owszem, było zainteresowane dofinansowaniem z mojej kieszeni, ale dla mnie wydawanie książek na takich warunkach jest niedopuszczalne. Z drugą propozycją poszło gładko, bo od razu znalazłam wydawcę, który jest znany ale NIE ZAJĄKNĄŁ SIĘ NAWET SŁÓWKIEM NA TEMAT TEGO ABYM COKOLWIEK WPŁACIŁA!
                • marek.zak1 Właśnie tak jest. 26.03.14, 09:14
                  Nie byłem akurat w wymienionych przez Ciebie, alew kilku innych. Twój zarzut i zarzucanie mi pisanie nieprawdy odrzucam, choćby dlatego, że nie wiem co mnie, jako pisarzowi, dałoby wpychanie innych w ramiona firm usługowych. Firmy usługowe różnią się tym od wydawnictw, że wydają wszystko, jeśli zapłacisz, a wydawnictwa najpierw oceniają tekst, a po jego akceptacji, negocjują warunki.
                  www.marekzak.pl
                  • skajstop Re: Właśnie tak jest. 26.03.14, 09:28
                    Widzisz, problem w tym, że ty się posługujesz - jak i autor wątku - jakimiś enigmatycznymi określeniami w rodzaju "wydawnictwa", " rozmawialem z wieloma wydawnictwami, z tym z tzw. czołówki. Nie było takiego, ktore by nie chciało wkladu wlasnego od debiutanta" - a ja ci piszę, że nie, najwyraźniej nie rozmawiałeś z żadnymi wydawnictwami z czołówki, normalnymi, porządnymi firmami, bo te nie stosują takich praktyk, choć można na nie narzekać z innych powodów.
                    I co mamy w efekcie? Z jednej strony jakieś wasze oskarżenia bez konkretów, z drugiej - moje nazwy wydawnictw, o których wiem, że nie każą płacić. No to jak myślisz, ile są warte wasze wypowiedzi bez konkretów?
                    Ja wiem, które wydawnictwa oczekują pieniędzy od autorów - i wybacz szczerość, one są bardzo odległe od czołówki.
                    Natomiast nie twierdzę, że z premedytacją wpychasz niedoświadczonych autorów w ramiona firm usługowych, uważam natomiast, że jeśli ktoś sobie przeczyta taki wpis jak twój (i nie zastanowi się, czy za wydanie własnych książek musiałeś płacić, czy nie), i dostanie od firmy usługowej informację, że wydadzą, trzeba tylko zapłacić sześć tysięcy, to taki ktoś może sobie spojrzeć na to, że wydałeś kilka książek, pomyśleć: "No tak, nawet gdyby WL chciał mi wydać książkę albo Znak, też musiałbym zapłacić". Teraz rozumiesz?

                    Brutalna prawda jest taka, że wydawnictwa z czołówki, a nawet i średniaki, nie każą ci płacić. Za to jeśli tekst im się nie spodoba, odrzucą go bez sentymentów.
                    • marek.zak1 Re: Właśnie tak jest. 26.03.14, 09:51
                      ,,Za to jeśli tekst im się nie spodoba, odrzucą go bez sentymentów".

                      Przecież ja to napisałem. W wydawnictwach negocjacje finansowe rozpoczynają się PO zaakceptowaniu tekstu. W przypadku firm drukowane jest praktycznie wszystko, jak leci. Oferowana jest jedynie korekta.
                      • skajstop Re: Właśnie tak jest. 26.03.14, 10:00
                        Przecież meritum jest co innego: twoje twierdzenie, że nawet te wydawnictwa z czołówki po przyjęciu tekstu zażyczą sobie pieniędzy. Jakie, kurcze, negocjacje finansowe? Chyba o wysokości tantiem i zaliczki, a nie o tym, ile masz zapłacić, żeby książka poszła do druku.
                        • marek.zak1 Re: Właśnie tak jest. 26.03.14, 10:13
                          Wydanie debiutanta było, wg nich, przedsięwzięciem wysokiego ryzyka i to ryzyko powinno zostać podzielone między wydawnictwo i autora.
                          Jest to, jak twierdzono,związane z bardzo słabą płynnością, ktora z kolei jest związana z niewywiazywaniem się sprzedawców wobec wydawnictw i wielomiesiecznych (i dłuższych) terminów płatności.
                          Poza tym, jak napisaleś, wysokość zapłaty za sprzedany egzemplarz, może być znacznie wyższa, w przypadku wkładu własnego.
                          • skajstop Re: Właśnie tak jest. 26.03.14, 10:18
                            I znów żadnej nazwy wydawnictwa, żeby każdy mógł sam ocenić, czy to czołówka czy jednak coś bliższe Radwanowi.
                            Wybacz, ale nie ma sensu rozmowa, w której ty ignorujesz fakt, że normalne wydawnictwa NIE KAŻĄ PŁACIĆ AUTOROWI.
                            • marek.zak1 Re: Właśnie tak jest. 26.03.14, 10:36
                              Mamy po prostu inne doświadczenia i niech tak pozostanie.
                              Ta dyskusja przypomina mi tezę, że dobrzy lekarze nie biorą pieniędzy.. Nie, ale trzeba czekać dwa lata przez NFZ ,a jak zapłacisz, przyjmą Cię jutro.
                              Miłego dnia. Zaraz mam korpospotkanie.
                              • magrathh Re: Właśnie tak jest. 26.03.14, 10:55
                                Bardzo nieadekwatne porównanie. W NFZ jeśli się zaplaci, jakość usług będzie pewnie wyższa. W przypadku wydania książki, będzie dokładnie na odwrót.
                                Poza tym cierpliwe oczekiwanie w NFZ pogorszy tylko sytuację pacjenta. W przypadku książki, pozwolenie na tzw. odleżakowanie działa tylko na jej korzyść, autor nabiera dystansu. Wielomiesięczne czekanie na reakcje prawdziwych wydawców może być frustrujące, ale pośpiech jest tu najgorszym doradcą. Dlatego lepiej poczekać, niż oddać tekst komuś nastawionemu na zysk, ale nie ze sprzedaży książki, a jedynie przez wyciągnięcie pieniędzy z portfela autora. Łechcząc jego próżność pustosłowiem, że książka przeszła pozytywnie selekcję i takie tam, gdy prawda jest taka, że wydadzą wszystko każdemu, kto wyłoży pieniądze.
                                • marek.zak1 Re: Właśnie tak jest. 26.03.14, 14:57
                                  Na korzyść nie działa czas, tylko profesjonalna korekta. Nie wiem, czy osobiście stykaliscie się z wydawnictwami jako debiutancit, ale podejrzewam, że nie. Otóż co słyszy debiutant przychodząc do wydawnictwa:-
                                  - debiutantów nie wydajemy, czytelnicy kupują tylko znanych autorów,
                                  - wypromowanie nowego autora bardzo duzo kosztuje,
                                  - wydajemy tylko skandynawskie kryminały,
                                  - niech pan zostawi książkę, ale mamy pełny plan wydań na następne 2 lata,
                                  - rynek książki, zwłaszcza po wprowadzeniu VATu jest bardzo słaby,
                                  - wie pan, teraz każdemu sie wydaje, że jest pisarzem,
                                  - sprzedawcy nam nie płacą. Czy pan wie ilu wydawców przez to zbankrutowało?

                                  I teraz uwaga. Proponujesz wydawnictwu (podkreślam) szybką ocenę książki i jeśli się spodoba (zaznaczam ponownie), jesteś gotowy dać trochę pieniędzy, jako współfinansowanie. Nagle może się okazać, że przestajesz być zbywanym petentem, a jestes gotowy dzielić w wydawcą ryzyko wydania.
                                  I podane wyżej trudności stają się jak gdyby mniej istotne.

                                  rynek-ksiazki.pl/-magazyn-literacki-ksiazki_2/wydanie_392/cherchez-la-femme_33058.html
                                  • skajstop Re: Właśnie tak jest. 26.03.14, 15:08
                                    > Nie wiem, czy osobiście stykaliscie się z wydawnictwami jako debiutancit, ale podejrzewam,
                                    > że nie.

                                    Źle podejrzewasz. Naprawdę nie każdy z nas urodził się z dorobkiem kilku książek.

                                    A w dodatku na tym forum jest kilkadziesiąt osób (a ja znam drugie tyle z realu i innych miejsc w sieci), które debiutowały w ostatnich kilku latach i nie tylko nie płaciły za opublikowanie swojej pierwszej książki, ale to im zapłacono. A wiesz dlaczego? Zwyczajnie te książki były na tyle dobre, że wydawca dostrzegł w tym interes dla siebie.

                                    Bronisz straconej sprawy, że debiut i kolejne książki wymagają dofinansowania ze strony autora. Nigdy w życiu. Tylko żeby wydawca chciał wyłożyć kilkadziesiąt tysięcy złotych, to trzeba napisać naprawdę dobrą książkę. Potem mieć dużo cierpliwości i trochę szczęścia.
                                  • magrathh Re: Właśnie tak jest. 26.03.14, 15:23
                                    Zmartwię Cię, ale tu również Zonk. Debiutantką byłam i żadnego z powyższych nie uslyszalam od żadnego z wydawnictw, ktore odpowiedziało na moją propozycję wydawniczą. Owszem trwało to parę ladnych miesięcy, ale zapewniam, że warto było poczekać. Potem już tylko negocjowałam warunki umowy, a po 11 miesiącach książka była w księgarniach. I była naprawdę, więc mitem jest również fakt, że debiutów nie ma w księgarniach.
                                    • marek.zak1 Re: Właśnie tak jest. 26.03.14, 15:34
                                      Gratuluję i życzę sukcesów. Mnie zabrakło cierpliwości i czasu.
                                      Pozdr. M.
                  • pisam Sorry 26.03.14, 09:29
                    Sorry, ale każda firma która ma w nazwie "WYDAWNICTWO" jest zgodnie z prawem wydawnictwem. Inna kwestia czy według naszych ocen jest nią, czy nie... Ale dla laików, lub osób z parciem "na półkę księgarską" jest to naprawdę bez znaczenia, tym bardziej, że do nich dotrze każdy argument typu "debiutant musi", "zapewniamy rozpoznawalność", "Wszyscy tak zaczynali"... Reasumując mnie nie drażni pisanie "piefkeja", ale my w dużej mierze wiemy kto kim jest na rynku, ale większość nie zdaje sobie z tego sprawę. Druga sprawa, że informacje "piefkeja" są dla mnie chaotyczne i niepotrzebnie gmatwają obraz, ale ja jestem tzw. "weteranem", więc wiem więcej niż on pisze. Prawda jest taka, że choćby napisał tutaj 100 elaboratów to kto będzie czuł parcie "na półkę", to i tak skorzysta z propozycji "wydawnictwa - krzak", cokolwiek byśmy na ich temat pisali. Dopiero później okażę się, że poczuje się oszukany, ale jak to się mówi... Sami sobie są winni.
                    • nomina Wydawnictwa 26.03.14, 12:04
                      Pisam, prawnie, z punktu widzenia PKD, masz rację. Tyle że znowu prawo nie nadąża za rzeczywistością. I może PIK zamiast bzdurnie walczyć o prawnie nielegalną sztywną cenę książki - powinna lobbować za ustaleniem standardów wydawniczych? Odróżnić definicyjnie wydawcę od firmy oferującej usługi wydawnicze? Żeby potem marek i piefkej nie utożsamiali wydawcy z firmą usługową? Zwłaszcza że to podatkowo też się chyba różni...?

                      EDIT: w sumie to nie wiem, czy w PKD to jest to samo... Sprawny urzędnik ze skarbówki mógłby się chyba przyczepić, zwłaszcza że na usługi jest inny VAT niż na książki...
                    • piefkej Re: Sorry 26.03.14, 17:47
                      Dziękuje pisam!
                      I o to właśnie chodzi. Firma, która ma w nazwie "Wydawnictwo" jest zgodnie z prawem wydawnictwem. Nie ma tu rozróżnienia w rozliczeniach z fiskusem. Jedyna różnica, to wyższy VAT, gdy książka nie zostanie zgłoszona do nadania nr ISBN i wtedy i tylko wtedy książka nie jest traktowana jako towar, a usługa, a konkretniej jest to usługa druku, ale tylko dla tej książki.

                      Większość piszących w tym wątku skupia się na kwestii, żądaniu przez wydawnictwo określonej sumy pieniędzy na poczet wydania książki i na tej podstawie określa, że nie jest to wydawnictwo, tylko firma usługowa.

                      Niestety nie. Wg danych statystycznych GUS, US i Ministerstw Finansów, Kultury w Polsce jest zarejestrowanych kilka tysięcy wydawnictw (ok. 7-8 tys.). Jednak część z nich to wydawnictwa muzyczne, a zdecydowana większość to prasowe. Ja jednak się skupiam na wydawnictwach książkowych. Ich liczby w statystykach trudno wyszukać, ale też jest to ogromna liczba.

                      Jednak zdecydowana większość z nich, to wydawnictwa drobne specjalizujące się w wydawaniu książek z wąskiego zakresu. I tak: istnieje wydawnictwo, które wydaje tylko jedną książkę w bardzo niskim nakładzie, autorka jest też właścicielem tego wydawnictwa, czyli sama sobie wydaje. Jest szereg wydawnictw wydających niewielkie tomiki ale tylko przyjaciół właściciela. Są również wydawnictwa, które wydają książki tylko konkretnych środowisk, np. istnieje wydawnictwo dla alpinistów, himalaistów, autorów poezji, są wydawnictwa uczelniane, parafialne - wszystkie wydają niewielkie nakłady tylko autorów ze środowiska.

                      Znaczna część z nich pobiera różne kwoty od autorów tytułem kosztów wydania. Czasem jest to 10%, a czasem i 80%. Główny powód, to fakt, że takiego wydawnictwa nie stać na wydanie, a nakład rzadko kiedy przynosi dochód. Jednakże te wydawnictwa nie wmawiają autorom, że będą mieli z książki dochody. Tak jest w przypadku książek z zakresu wspinaczki wysokogórskiej. Tam autorzy piszą książki nie dla zysku, czy parcia na półkę, ale dla potrzeby podzielenia się swoim doświadczeniem z innymi, przekazania informacji o niebezpiecznych stokach, zejściach, jaskiniach, czy podobnych informacji. Płacą za wydanie niskonakładowej książki i nie oczekują wpływów, chociaż w ostatnich latach dochody z takich książek zaczęły pokrywać koszty wydania.

                      Więc żądanie wpłaty określonej kwoty od autora nie dowodzi złych zamiarów wydawnictwa. Te, złe zamiary można odkryć jedynie przez analizę ofert wydawnictw. Najwięcej takich nieuczciwych wydawnictw znajduje się na rynku beletrystyki ogólnej, czyli prozy, która nie jest gatunkiem specjalistycznym (bo, ktoś może napisać powieść o alpinistach i tylko dla tej grupy).

                      Fakt, z wydawnictwami dużymi (nie tradycyjnymi, bo to pojęcie niejednoznaczne) rozmowa jest zupełnie inna, ale to jest inna kwestia. Mój post dotyczy praktyk niszowych wydawnictw książkowych zajmujących się beletrystyką ogólną. Nie po to, by pokazać się swoją niewiedzą, ale po to by odpowiedzieć na ciągle powtarzające się pytania typu: "A czy warto zaufać wydawnictwu X?, Czy ktoś już wydawał u nich? ..."

                      Debiutant, może nie znać realiów, więc warto go informować na co ma zwracać uwagę.

                      Polecam cierpliwość, bo to rzeczywiście się opłaca, ale jeśli ktoś wyśle swoje pierwsze dzieło i już po tygodniu otrzymuje informacje typu: "To wspaniałe dzieło, wróżymy mu szybkie osiągnięcie sukcesu...", to nawet bardzo inteligentni, wykształceni ludzie, czy biznesmeni, dają się nabrać, a co dopiero chłopak, czy dziewczyna z blokowiska, jak dla przykładu Masłowska. Takie osoby są gotowe zaciągnąć kredyt, by spełnić swoje marzenie.

                      Pytam więc: Czy my - ludzie, którzy znają realia nie powinniśmy czasem wysłać im krótkie ostrzeżenie, podać łyk informacji? Czy może wolicie tylko zagarniać do siebie i śmiać się z reszty?
                      • skajstop Re: Sorry 26.03.14, 18:04
                        OK, pisz, tylko proszę, precyzuj jak najdokładniej, o co ci chodzi, nie tworząc równocześnie mnóstwa postów.
                        W istocie mówisz o niszy, teraz do tego dotarłeś.
                        Tak szczerze, najchętniej bym cię namówił na wstawienie jednego długiego, przemyślanego postu, bo w tej dyskusji wszystko zginie. Nikt nie przeczyta stu postów. Za mało oszczędny w słowach jesteś, a w odniesieniu do niszy masz trochę racji.
                      • pisam Re: Sorry 26.03.14, 18:16
                        Aby wszystko było jasne, ja jestem takim jednoosobowym wydawnictwem, który wydaje książki jednego Autora - czyli siebie samego i nigdy nie chcę wydawać książek innych Autorów, bo nie chcę odpowiadać za ich marzenia i pragnienia, które zawsze będę większe niż efekty, co jest zrozumiałem, bo przecież można było inaczej, częściej, dalej... A założyłem wydawnictwo w czasach gdy zakładałem działalność gospodarczą i dopisałem ją tak na wszelki wypadek i takich "wydawców" jest kilkaset z tego co wiem. Nie wiem "piefkej": co dla ciebie jest małe nakłady, bo u mnie najmniejsze to zawsze 2 tys. Dodam, iż zdecydowałem się wydawać w ten sposób gdy wydawcy (wtedy byli tylko klasyczni, a debiutowałem w Czytelniku- naście lat wcześniej) chcieli zmian w tekście, których nie chciałem wprowadzić (chodzi o opis wyższych oficerów oraz ks. kapelana) plus bardzo odległy termin wydania, plus stawki na poziomie 2,34 zł/egz, choć książka miała powyżej 1,2 mln znaków. Gdy jeden z nich powiedział mi, że nie mam wyjścia i jeśli chcę aby książka się ukazała muszę się zgodzić na ich warunki, powiedziałem że im udowodnię, że można to zrobić szybciej i taniej sprzedawać niż oni wyliczyli. Po pół roku książka była na rynku, choć miałem i mam nadal cały czas kłopoty z odpowiednią reklamą, bo wszystkie tygodniki są obstawione przez wiodących dużych wydawców i takie maluchy jak ja nie mają szans aby się przebić w mediach, tak samo zresztą jak w konkursach literackich (które na szczęście mnie nie interesują) bo tam bez polecenia i kontaktów z "fachowcami od literatury" nikt nie ma szans zaistnieć. Zwróćcie uwagę, że każdy konkurs jest obstawiony przez sześć - siedem wydawnictw i wcale nie oznacza to, że wydając dużo wydają coś dobrego, po prostu te wydawnictwa są cały czas w jakimś tam kontakcie z osobami oceniającymi, tak samo jak zwróćcie uwagę kto może liczyć na dotacje z ministerstwa. Trzeba po prostu wiedzieć, gdzie, kto, kiedy ogłasza przyjmowanie wniosków, i umieć je wypełniać tak jak tego chce oceniająca komisja, nawet jeśli później wydaje się je na coś innego. Stanowczo i od dawna przestrzegam, żadnych umów w "wydawnictwami wydającymi ze współfinansowaniem", bo nie tylko nic z nimi nie zarobisz a jeszcze pójdziesz z torbami. Chcesz wydać, wydawaj sam, wtedy będziesz zarabiał 10 zł/egz nie 2,34 zł/lub w ogóle dopłacał do każdej książki. Ja jestem dowodem, że tak można, choć to ciężka praca i nie każdy się sprawdzi w tej działalności...
                        • marek.zak1 Re: Sorry 26.03.14, 20:36
                          Gdybym nie pracował w korpo, zrobiłbym jak Ty. Zastanawiałem sie nad tym, ale na dzień dobry na podatkach bym stracił za dużo. Poza tym czas, czas.
                          Ale gratuluję decyzji :).
                          Pozdrawiam
                          Marek
                          • nomina Re: Sorry 27.03.14, 10:52
                            Marek, sprawna księgowa Ci te podatki zminimalizuje :).

                            Natomiast czas - tu w pełni się zgadzam.
                            • marek.zak1 Re: Sorry 27.03.14, 11:18
                              Problem jest wspólne rozliczanie z żoną, co nie jest mozliwe przy prowadzeniu działalności, a co daje jednak 14% różnicy w podatku. Ale, jak mnie wywalą z korpo zaraz tak zrobię :).
                              Co do czasu, to korpo plus pisanie plus prowadzenie własnej firmy i zawał masz gwarantowany :).
                        • bobarbara Re: Sorry 02.05.15, 16:37
                          No, wreszcie przeczytałam coś od serca.
                          Takiego PRAWDZIWEGO.
                          W Wydawnictwach, są trzy prawdy:
                          moja prawda
                          święta prawda
                          i
                          gówno prawda
                          • bobarbara Re: Sorry 02.05.15, 16:39
                            Ten post, to do "pisam"
    • piefkej Re: Jak oszukują wydawnictwa - kruczki w umowach 31.03.14, 18:57
      Dziś wspomnę o kilku kruczkach w umowach z wydawnictwami, ponieważ miałem okazję otrzymać kilka propozycji podpisania umowy.

      Nie będę się rozpisywał na temat wszystkich kruczków, jakie tam znalazłem, bo większość jest dyskusyjna i jedynie znajomość pewnych praw, reguł pozwala zorientować się, że taki zapis może powodować w przyszłości negatywne konsekwencje (dla autora). Ja skupię się na kilku, które się od razu rzucały w oczy:

      Należność za sprzedane książki:
      Tu jest ciekawa sprawa, ponieważ jest to zapis w umowie, którą otrzymałem od bardzo poważnego wydawnictwa.

      Otóż, w ofercie tegoż wydawnictwa miałem mniej więcej taką propozycję: „…dla autora będzie 20% ceny półkowej książki drukowanej i 25% ceny e-booka”
      Mniej więcej to zapamiętałem z fragmentu oferty dotyczącej tantiemów dla autora. Potem czytając umowę było tam mniej więcej tak napisane:

      „…autor otrzyma 75% ceny okładkowej (pomniejszonej o 5% VAT), od książek drukowanych dostarczonych wydawcy przez autora bezpłatnie, które zostaną skierowane do wybranych przez autora punktów dystrybucyjnych, 30% (-5% VAT) od ceny okładkowej książek w wersji elektronicznej oraz 25% (-5% VAT) ceny okładkowej książek drukowanych będących w dystrybucji wydawcy”

      Oczywiście powyższy tekst nie jest dokładnie odwzorowanym fragmentem umowy, ponieważ zgodnie z jej zapisami jej zawartość stanowi tajemnicę i nie wolno jej nikomu ujawniać. I nawet, jeśli jej nie podpisałem, to do tego zapisu będę się stosować.

      Mogę jedynie napisać, że powyższy fragment stanowi pewien fragment większego akapitu, a ja wyłuskałem to, co mi się od razu rzuciło w oczy przy pierwszym czytaniu. A wiem, że większość osób nie skupia się na szczegółach, tylko wyciąga wnioski ogólne z przeczytanego tekstu.

      Co tu jest nie tak? Pierwsze, co mi przyszło do głowy to niezgodność ilości stawek zawartych w umowie i w ofercie.

      W ofercie były 2 propozycje – 20 i 25%, a w umowie 75, 30 i 25%.

      Dodatkowo przedstawiono stawki zawierające VAT, czego nie było w ofercie, co w zasadzie miało na celu uśpić czujność drugiej strony. To taka zagrywka psychologiczna stosowana w marketingu – sprzedając potencjalne zyski, najpierw podaje się niższe wartości zysku dla klienta, a potem się je podnosi o wartości, które i tak gdzieś znikną. Klient ma przed oczami te cudownie rosnące zyski. Ale w moim przypadku te różnice wielkości stawek i ich ilości włączyły taką lampkę alarmową – „Coś jest nie tak!”

      I rzeczywiście, bo diabeł tkwi w szczegółach.
      Zacząłem uważnie wertować zapisy umowy i oferty, analizując słowo po słowie i w końcu znalazłem.

      W tej samej umowie był zapis, że:

      „autor ma prawo otrzymać X egzemplarzy autorskich, za które zapłaci wydawcy 50% proponowanej ceny okładkowej…”

      No właśnie: egzemplarze autorskie, czyli egzemplarze, które staną się własnością autora i on sam może nimi swobodnie dysponować. Może je komuś rozdać, może trzymać pod łóżkiem, może samodzielnie je sprzedać, a może też je wspaniałomyślnie przekazać za darmo wydawnictwu, a ono je sprzeda i zapłaci autorowi 25% ceny okładkowej, bo właśnie o tych egzemplarzach było w tej części umowy.

      Czy teraz jest jasne, o co chodzi? Dla ułatwienia obliczeń, proszę procenty zamienić na złotówki, przyjmując wartość książki 100 zł. Wtedy wyjdzie, że autor może kupić od wydawcy swoją książkę za 50 zł i potem ją oddać za darmo i jak wydawca ją sprzeda za owe 100 zł to autor dostanie 75 zł, czyli tyle samo, co za każdą inną książkę drukowaną.

      Innymi słowy ten zapis jest bezcelowy i jedynie służy powiększeniu objętości umowy. To naturalne, że jeżeli dostaniemy do rąk umowę zawierającą wiele stron to automatycznie postrzegamy autora umowy, za kogoś poważnego, a jeśli dostaniemy umowę na 1 kartce, to będziemy skłonni uznać to raczej za umowę koleżeńską niż poważny dokument.
      Dzięki tak skonstruowanej umowie, wydawca zyskuje na wartości. Nie jest to oszustwo w sensie prawnym, ale element strategii polegającej na osłabianiu czujności.


      Co jest przedmiotem umowy:
      W części mówiącej o należnościach dla autora była mowa o tantiemach za książki drukowane i e-booki. Jednak w tej samej umowie znalazłem zapis mówiący, że wydawca ma prawo utrwalać i zwielokrotniać utwór autora różnymi technikami. I tu wymienia się techniki poligraficzne, drukarskie, cyfrowe, fotograficzne, audialne, foniczne itd.

      Taki zapis pozwala przenieś utwór autora na inną formę niż książka drukowana, lub e-book i w tym przypadku autor nie będzie już czerpał zysków.

      Nie, żebym liczył na to, że moja książka zostanie zekranizowana, ale dziś popularną formą są audiobooki i gdyby wydawca stworzył coś takiego, a ta umowa mu na to pozwala i mógłby ją sprzedawać bez wiedzy i zgody autora.

      W tej samej umowie znalazłem jeszcze kilka nieścisłości, np. możliwość podziału utworu na części i dołączanie ich do innych utworów (wtedy też tracę prawo do zysków) itp.

      Mając taką umowę w ręku udałem się do tego wydawnictwa na rozmowę prywatną. I co się okazało. Wydawca tłumaczył się, że jest to umowa standardowa, a wcześniej pisał, że umowa jest szykowana odrębnie dla mnie pod kątem mojego utworu. Prawie przy każdym punkcie, który reklamowałem twierdzono, że nie ma on znaczenia, ale skoro nalegam, to zostanie on zmieniony. I faktycznie ja postawiłem warunek, albo te wpisy o różnych technikach zostaną usunięte, albo w części należności dla autora zostaną one po kolei uwzględnione.

      Wydawca godził się na wszystko.

      Szkoda tylko, że to porozumienie nastąpiło po rozmowach Face to Face, bo przecież wcześniej wydawca nalegał, abym umowę podpisał na odległość.

      Może by i się wywiązywał z takiej umowy, a może i nie.
      • marek.zak1 Re: Jak oszukują wydawnictwa - kruczki w umowach 31.03.14, 19:21
        Niedawno moja bajka wygrała konkurs i została wydrukowana w ramach nagrody. Wszelkie prawa ma wydawnictwo, a ja dostałem 2 (dwa) wgzemplarze autorskie. Kilka sobie dokupiłemza 50% i rozdalem/sprzedałem.
        Podpisując zgłoszenie zgodziłem się na warunki konkursu, bo w ogóle nie myślałem, że zostanie laureatką i teraz mozliwośc manewru zero. Life is brutal, ale sława mołojecka tez sie przecież liczy.
      • nomina Re: Jak oszukują wydawnictwa - kruczki w umowach 31.03.14, 19:24
        A co to za "poważne wydawnictwo", które daje autorowi 20% ceny półkowej (rozumiem, że mówimy o półce w księgarni?) - zacznę się zastanawiać nad zamknięciem swojego wydawnictwa i oddaniem twórczości temu wydawcy.

        Co to za bardzo poważny wydawca, który przyjmuje od autorów darowizny w postaci wydrukowanych przez nich książek i ceduje na autora wybór punktów dystrybucji? Nie bierz tego do siebie, ale w bardzo poważnych wydawcach księgowi i prawnicy popukaliby się w głowę, a dział marketingu i dystrybucji zadławił ze śmiechu.
        • piefkej Re: Co to jest poważne wydawnictwo? 01.04.14, 17:21
          Pisząc "poważne wydawnictwo" miałem na myśli fakt, że ten podmiot jest mocno wypromowany, gdyż jego reklamy znajdują się na stronach internetowych najczęściej kojarzonych z kulturą, a adres siedziby podany na stronach wskazuje na bardzo dobrą lokalizację. Ponadto wydawnictwo chwali się dużą ilością wydanych książek i faktycznie tak jest oraz uczestnictwem w kilku ważnych z punktu widzenia rynku wydawniczego imprezach kulturalnych.

          Natomiast fizyczne sprawdzenie powyższych informacji ujawniło, że większość z nich odbiega od prawdy. Niestety większość klientów nie sprawdza tak dokładnie.

          Reklamy, owszem są ale myślę, że warto zainwestować jeśli potencjalne zyski z omamionych klientów są znaczące. Adres, jak się okazało jest atrakcyjny, a raczej był, ponieważ fizycznie jest inny, już znacznie mniej atrakcyjny, ale kto w dobie Internetu pragnie pokonywać ileś tam kilometrów by zobaczyć siedzibę wydawnictwa? Książek też wydaje dużo, jedynie większość trafia na półki magazynu wydawnictwa, a uczestnictwo w imprezach kulturalnych - no cóż - oglądał ktoś Karierę Nikodema Dyzmy?
          • nomina Re: Co to jest poważne wydawnictwo? 01.04.14, 22:12
            Czy Ty jesteś trollem?

            Najpierw piszesz o poważnym wydawcy, a teraz o wypromowanym? A od kiedy to reklama jest gwarancją jakości? Przejrzyj net - najbardziej wypromowaną ofertą jest "Poznaj jeden niewiarygodny sekret - schudła 14 kg w 12 dni. Lekarze jej nienawidzą", będąca reklamą owoców acai. Obecnie w wersji "Okryła sekret, lekarze jej nienawidzą" - o czymś tam przeciwzmarszczkowym. I co, cały PubMed spalić, bo reklama plecie o uporaniu się z problemami medycznymi jakimiś debilnymi suplementami?
    • piefkej Re: Ja oszukują wydawnictwa - chwyty marketingowe 01.04.14, 18:38
      Gdy zgłaszały się do mnie kolejne wydawnictwa, każdorazowo je sprawdzałem. Przeglądałem uważnie ich strony internetowe, ze zrozumieniem czytałem zakładki „O nas”, przeglądałem ich historię, sprawdzałem informacje administracyjne oraz odwiedzałem różne fora internetowe, na których o nich dyskutowano.
      Wiele z nich chętnie stosuje różnego typu chwyty marketingowe mające na celu przekonanie potencjalnego klienta o wiarygodności wydawnictwa. Wspominałem już, że do wydania książki potrzeba wielu osób o różnych specjalnościach:

      Jak przekonać klienta, że firma jest wstanie zrealizować wydanie, gdy zatrudnia tylko 1, lub kilka osób?

      W bazach danych dotyczących podmiotów gospodarczych można wyszukać informacje o liczbie zatrudnionych pracowników w wydawnictwach. W przypadku wydawnictw niszowych najczęściej jest to liczba od 1 do 5 osób. Wydawnictwa profesjonalne zazwyczaj zatrudniają powyżej 10 osób. Jednak pamiętać należy o słowach „najczęściej”, „zazwyczaj”. To nie to samo co zawsze. Większość wydawnictw niszowych zatrudnia 1, góra 2 osoby, przy czym „zatrudnia 1 osobę” należy rozumieć, że to jest sam właściciel, bo de facto, on też jest pracownikiem. I taki zapis powinien zwracać uwagę na fakt naliczania w ofercie wysokich kosztów wydania. Skoro wcześniej pisałem, że na te koszty składa się korektor, grafik, prawnik, ekonomista, programista, to przy 1 osobie naturalną rzeczą są niższe koszty.
      W praktyce miałem okazję spotkać się z przedstawicielem wydawnictwa, które wg danych administracyjnych zatrudnia do 5 osób. Pierwsze, co mnie zdziwiło, to brak kontaktu z zastępcą, gdy kontaktujący się ze mną z jakiś przyczyn nie mógł tego zrobić. Potem było sprawdzenie informacji na forach. Tam informowano, że faktycznie są to 2 osoby. Ostatecznie umówiłem się na wizytę w siedzibie wydawnictwa.

      To, że to było pomieszczenie magazynowe, a nie biuro to jeszcze nic, ale fakt, że w tym pomieszczeniu nie znajdował się żaden mebel stały, czyli taki, który ciężko wnieść, to już zupełnie inna historia. Wszystkie elementy wyposażenia były łatwo przenośnie, a nawet można użyć stwierdzenia, mobilne. Druga sprawa, okazało się, że oprócz właściciela jest tam również 2 innych pracowników. Mnie jednak zaskoczyło to, co oni tam robią? Skoro posiadają mobilny sprzęt, to przecież obsługiwać klienta mogą z domu, a nie siedzieć w obskurnym magazynie. Na pewno wydawnictwo zaoszczędziłoby na kosztach, a na pewno oszczędza, skoro świadczy o tym wygląd pomieszczenia magazynowego. No ja bym tak zrobił. Po prostu zatrudniłbym na zasadzie telepracy. Ja jeszcze dodatkowo sprawdziłem, że zapis „do 5 zatrudnionych” nie musi faktycznie oznaczać 5 osób w danej firmie. Można kogoś zatrudnić (np. brata), a potem go zwolnić, ale zapis w spisie zatrudnionych pozostaje na jakiś czas. Ponadto w wielu spisach branżowych wybiera się jedynie przedział liczbowy, a nie wpisuje konkretną liczbę zatrudnionych.

      Inny przykład. Tym razem jest to jedno z większych wydawnictw niszowych. Jego książki można znaleźć w wielu księgarniach. Tu już na stronach wydawnictwa, chwalono się dobrze rozbudowaną kadrą. Więc zacząłem przeglądać dostępne informacje o pracownikach. Zaskoczyło mnie, że wszyscy byli w jednym wieku, pochodzili z tej samej uczelni i chyba z tego samego roku. To o niczym nie świadczy, ale odniosłem wrażenie, że kilku studentów wpadło na genialny pomysł założenia wydawnictwa i oszukiwania klientów nowatorskim podejściem. Napisałem oszukiwania, ponieważ wskutek prowadzonych negocjacji wykryłem szereg nieprawidłowości w składanej ofercie. Część z nich opisałem w tym wątku.

      Oczywiście informacje, które podałem w tym poście są raczej względne, niż dowodem na fakt oszukiwania. Wiele wydawnictw działa w taki sposób i nie oszukuje. Ja podałem przypadki, które sprawdziłem i faktycznie były to oferty nieuczciwe, lub na takie wyglądające. W każdym przypadku oferowano wiele procesów wydawniczych sugerując, że wydawnictwo zatrudnia wielu specjalistów. Dokładne sprawdzanie nie potwierdziło tego.

      Tutaj mogą się pojawić wpisy, że wydawnictwa zatrudniają tłumaczy, korektorów faktycznie za pomocą telepracy. Jednak wyjaśniam, że w większości przypadków sprawdzałem również opinie o jakości wydawanych książek. W wielu przypadkach narzekano na niską jakość korekty, a okładki projektowano w oparciu o szablony. A z doświadczenia wiem, że jeżeli ktoś oferuje niską jakość usługi to zazwyczaj nie zatrudnia podwykonawcy, ale wykonuje daną czynność samodzielnie.

      • autumna Re: Ja oszukują wydawnictwa - chwyty marketingowe 14.05.14, 10:20
        Mieszasz wszystkie pojęcia w jednym kotle. Dowiedz się najpierw dokładnie, co to jest telepraca, outsoursing i dlaczego grafik robi okładki na umowę o dzieło, a nie jest zatrudniony na stałe na etacie. A dopiero potem wyciągaj wnioski.
      • bobarbara Re: Ja oszukują wydawnictwa - chwyty marketingowe 02.05.15, 16:25
        Cyt.
        " I taki zapis powinien zwracać uwagę na fakt naliczania w ofercie wysokich kosztów wydania. Skoro wcześniej pisałem, że na te koszty składa się korektor, grafik, prawnik, ekonomista, programista, to przy 1 osobie naturalną rzeczą są niższe koszty".
        Najczęściej, takie firmy korzystają z usług firm zewnętrznych.
        Projekt okładki - firma reklamowa
        Skład i łamanie - firma wyodrębniona
        itd...itp...
        Nie muszą ci ludzie być na etacie wydawnictwa.
        • piefkej Re: Ja oszukują wydawnictwa - chwyty marketingowe 04.05.15, 10:11
          Chciałbym, aby była to prawda. Naprawdę chciałbym i nawet podjąłem działania w celu sprawdzenia tych założeń. Niestety takie rozwiązanie jest nielogiczne z kilku względów. Po pierwsze czynnik ekonomiczny - skorzystanie z usług podwykonawcy jest droższe niż zlecenie to własnemu pracownikowi. Takie działanie wykonuje się w dwóch przypadkach - gdy zleceń jest dużo i firma jest świadoma, że sama może się nie wywiązać ze swojej usługi (ale to raczej rzadko dotyczy wydawnictw) lub gdy firma chce się pozbyć kłopotów lub rozłożyć je na większą ilość podmiotów. Tak się dzieje głównie w budownictwie, gdzie zawsze są problemy z jakością usług. Takie rozwiązanie stosują w sposób stały duże firmy produkcyjne, tzw, outsourcing, ale i tu również są 2 przyczyny. Pierwsza aby przyspieszyć proces produkcyjny i tym samym usunąć z własnego procesu produkcyjnego kilka etapów, co ułatwi zarządzanie, a druga przyczyna to aspekt polityczny (społeczny) - daje się prace podwykonawcom, co ułatwia komunikację z lokalną administracją. Jednak w praktyce firmy kilku osobowe bardzo rzadko zlecają coś podwykonawcpm, a wspomniane wydawnictwa to właśnie takie firmy.

          Drugi powód dla którego firmy zlecają coś podwykonawcy, to aspekt techniczny, czyli niemożliwość samodzielnego wykonania danego procesu, np. z powodu braku odpowiednich narzędzi lub infrastruktury. Niestety w przypadku wydawnictw nie można o czymś takim mówić. Korekcja tekstów okazała się marna. Zajrzałem do kilku książek każdego sprawdzanego wydawnictwa oraz przeszukałem fora internetowe lub inne źródła. Rzeczywiście korekta zazwyczaj pozostawiała wiele do życzenia. Można więc założyć, że to sam właściciel firmy dokonuje jakiś drobnych poprawek, aby klient myślał, że taka operacja została wykonana. Grafika - propozycje okładek, które proponowały wydawnictwa to proste w wykonaniu grafiki. Korzystając z dowolnego programu graficznego można je wykonać w 10-30 min. W większości przypadków było to wstawienie napisów pomiędzy grafiki dostępne w bazach tych programów. Sam przez pewien czas korzystałem z Corela. Ten program jest uznawany za bardziej profesjonalny i faktycznie tak jest, a można z nim zrobić wszystko po zaledwie kilku- kilkunastu godzinach praktyki. Tak samo wygląda sprawa z plakatami. Co więcej większość wydawnictw proponowała korzystanie z gotowych wzorów okładek, w których wystarczyło wstawić własne elementy. To dowodzi, że nie korzysta się z usług graficznych jakiegoś podwykonawcy. Wyjątek stanowi przypadek, w którym autor książki zażąda jakiegoś nietypowego układu graficznego okładki. W takim przypadku gdy wydawnictwo sprawdzi, że nie jest wstanie samodzielnie wykonać okładki podnosi cenę takowej o wspomniane koszty podwykonawcy. Zazwyczaj to skutecznie zniechęca. Programista - do czego? Przecież programy do przygotowania tekstu (skład i łamanie) do druku są darmowe i nie potrzeba dużej wiedzy, aby nauczyć się je obsługiwać. Kilka prób i gotowe. Po co więc komuś za to płacić? Dodatkowo zazwyczaj w takim wydawnictwie nie ma bazy jakichkolwiek danych, które należałoby chronić. To tylko umiejętność złożenia oferty reklamowej autorowi. Wydawnictwo pisze, że współpracuje z 3000 punktami sprzedaży, ale jak ktoś dobrze przeczyta umowę, to wychodzi kilka sieci, które mają tyle punktów. Numery do tych sieci można trzymać w swoim telefonie i resztą się nie przejmować. Wydawnictwo współpracuje tylko z 1 zaufaną drukarnią, a potem obdzwania swoje sieci i na tym się kończy baza programowa. To samo dotyczy bazy autorów. Zazwyczaj jest to lista kilkuset osób, którą również się nie zabezpiecza w żaden sposób. To zwykła książka teleadresowa. Co więcej ten wątek sprawdziłem dokładnie, bo jak sam właściciel z jakiś przyczyn nie mógł się ze mną kontaktować, to nikt nie mógł go zastąpić. Po dojechaniu do siedziby wydawnictwa okazywało się, że to 1 osoba, która siedzi w jakimś magazynie, czasem we własnym domu, czasem poprosi koleżankę, by udawała sekretarkę i jeden laptop. To jest całe wydawnictwo.

          Prawnik - proszę skorzystać z usług prawnika, aby się przekonać, że nie warto go podnajmować. Wystarczy raz porządnie opracować warunki umowy i potem umiejętnie je podsuwać autorom. Zazwyczaj panuje przekonanie, że ktoś kto pisze literaturę (jakąkolwiek) nie jest jednocześnie realistą, co w znacznym stopniu pokrywa się z prawdą. Aż 90% społeczeństwa jest podatne na wpływy innych i to decyduje o postrzeganiu otoczenia, a nie faktyczna wiedza. Ludzie wierzą, że jest tak jak ktoś im powie, a rzadko sprawdzają jak jest faktycznie.
          • skajstop Może już dosyć? 04.05.15, 11:40
            Ogarnij się, proszę. Przestań pisać epopeję na temat tego, co stanowi margines rynku - i to nieważny.
            Oczywiście masz rację, że tak postępują firmy, które każą sobie płacić za wydanie. Ale naprawdę - większość normalnych autorów szuka wydawnictwa, które to im będzie płacić, więc twoje uwagi nie są im do niczego potrzebne. To nie jest forum "Jak samemu wydać książkę i nie popłynąć".
            Płacenie za wydanie swojej książki jest z gruntu złe :)
            • poslonek Re: Może już dosyć? 17.07.16, 17:46
              > Płacenie za wydanie swojej książki jest z gruntu złe :)

              Myślę, że to zbyt purytańskie podejście. Nie zawsze i nie wszędzie musi to być złe. Cele autora i wydawcy mogą być - i chyba nie tak rzadko są - (nieco) inne.
              Rzecz dotyczy zresztą nie tylko wydawania książek. Pokrewne zjawisko istnieje w kinematografii. Ileż to razy widziałem wśród producentów filmu, a więc tych, którzy wydają nań kasę, aktorów (z nazwiskami pierwoszligowymi) odtwarzających jedną z głównych ról. A przecież taki film wcale nie był badziewny i nie wart nakręcenia. Gdyby nie ww. akcja, dzieło pewnie nie ujrzałoby światła dziennego.
              • skajstop Re: Może już dosyć? 18.07.16, 20:59
                To są wyjątki. Zwykle jednak to aktorom płacą za grę, a nie odwrotnie, prawda? :)
                I te wyjątki to wtedy, kiedy jakiś aktor, jak np. Pazura, ma pomysł na film i chce stanąć po drugiej stronie, zostać reżyserem.
                Podejście purytańskie - owszem. Ale w odniesieniu do komercyjnych, popularnych książek jak najbardziej uzasadnione. Co innego, kiedy przejdziemy na płaszczyznę druku wspomnień czy książek z definicji przeznaczonych dla niewielkiej grupy czytelników.
                • angazetka Re: Może już dosyć? 20.07.16, 16:35
                  Nie, to nie są wyjątki. W Hollywood własne filmy producenckie ma bardzo wielu pierwszoligowych aktorów i to daje im wolność w graniu ról, na których im zależy.
                  • skajstop Re: Może już dosyć? 21.07.16, 09:26
                    A to my rozmawiamy o Ameryce? No to się zgodzę. Tylko nie wiem, jak amerykańskie doświadczenia topowych aktorów z gażami po 20 milionów dolarów przełożyć na doświadczenia polskich pisarzy spoza czołówki i gażami na poziomie kilku-kilkunastu tysięcy. Złotych, nie dolarów :)
                    Rozmawiajmy o polskim rynku wydawniczym, proszę, trzymając się ziemi :)
                    • poslonek Re: Może już dosyć? 30.07.16, 20:41
                      "Podejście purytańskie - owszem. Ale w odniesieniu do komercyjnych, popularnych książek jak najbardziej uzasadnione".
                      Tutaj się zgadzam. Jeśli celem autora i wydawcy jest wydanie książki, która się sprzeda, to tak być powinno - mam na myśli tradycyjny proces wydawniczy.
                      "Rozmawiajmy o polskim rynku wydawniczym, proszę, trzymając się ziemi :)"
                      Nie znam polskiego rynku wydawniczego, ale trochę znam ludzi. Może spójrzmy nieco szerzej na twórczość. Co popycha ludzi do pisania, malowania, kręcenia filmów etc.? Czy zawsze jest to chęć zarobienia pieniędzy? Powiedziałbym, że dla Artysty to raczej sprawa drugoplanowa, pierwszoplanowa zaś dla rzemieślnika. Jedno i drugie jest potrzebne. Może nie oceniajmy tego, w jaki sposób dzieło ujrzało światło dzienne, ale to, czy jest dobre.
                      Człowiek nie jest automatem (także automatem do robienia pieniędzy) - przynajmniej tzw. normalny człowiek - i angażuje się w to co robi, a to znaczy, że uczucia mają wpływ na nasze działania i może to być wpływ pozytywny. Wydanie książki za własne pieniądze jest jednym z przejawów aktywności na niwie kultury Dlatego nie napiszę, że wydanie książki za własne pieniądze jest z gruntu złe. Oczywiście nie pochwalam grafomanii publikowanej na koszt autora, ale w twórczości, we wszelkich jej przejawach, bardzo ważna jest wolność. Jeśli pieniądze powiększają jej obszar, to ja uznaję to za zjawisko pozytywne. Pieniądze (w tym moje własne) mogą służyć bardzo rożnym celom. Jeśli służą Kulturze, to tylko przyklasnąć.
                      A tak na marginesie: czy naprawdę stanowi różnicę to, czy na swoją książkę wydasz kilka tysięcy złotych, czy ktoś na swój film wyda 20 mln $? Mechanizm i pobudki są te same.
          • autumna Re: Ja oszukują wydawnictwa - chwyty marketingowe 12.05.15, 08:56
            > Po dojechaniu do siedziby wydawnictwa okazywało się, że to 1 osoba, która siedzi w jakimś magazynie
            > czasem we własnym domu

            Wydawnictwo Drzewo Babel oraz Sonia Draga tak właśnie zaczynały (czytałam artykuł o tym), a i zapewne wiele innych. Od biurka z komputerem we własnym domu i kupy kartonów z książkami w garażu.
    • katmoso Re: Ja oszukują wydawnictwa 08.05.15, 12:07
      Ten długi wątek nasunął mi jedną myśl. Z punktu widzenia czytelniczki.
      Wygląda na to, że wielu autorów, którzy chcą zadebiutować kompletnie nie orientuje się w polskim rynku wydawniczym. Jak inaczej można interpretować fakt, że nie odróżniają wydawnictw od firm oferujących druk książki?
      Wyobrażam sobie, że początek pracy twórczej wygląda następująco:
      1. Wpadam na pomysł napisania książki - poważnej powieści, książki non-fiction, poradnika, romansu, kryminału, książki dla dzieci.
      2. Sprawdzam, czy na rynku polskim istnieje już pozycja po podobnej tematyce - czy mogę wnieść coś nowego, czy mogę skorzystać z boomu na jakiś trend literacki, przede wszystkim nie chcę powielać cudzych pomysłów.
      3. Przeglądam x pozycji z interesującego mnie obszaru i tematyki, wynotowuję nazwy wydawnictw.
      4. Sprawdzam recenzje, idę np. do księgarni, by poprzeglądać książki tego wydawnictwa - czy jest w empiku, czy jest w lokalnej księgarni, jaką oferuje jakość.
      5. Sprawdzam na ich stronach procedury wysyłania propozycji wydawniczych.
      5. Napisaną książkę wysyłam do wyselekcjonowanego grona wydawców.
      6. Czekam.

      Cały opisany tu proces jest znacznie łatwiejszy, jeśli się jest czytelnikiem i już orientuje trochę na rynku, kupuje lub wypożycza książki, ma się ulubione wydawnictwa, serie, autorów. Zresztą nie wyobrażam sobie, żeby bez tego ktoś w ogóle zabierał się do pisania książek!
      • piefkej Re: Ja oszukują wydawnictwa 08.05.15, 14:34
        Witaj.

        Prawidłowy tok myślenia. Ja oczywiście tak zrobiłem. Opisywane przeze mnie wydawnictwa (czy jak kto woli, firmy oferujące usługi druku) znajdują się na liście wydawnictw, a nie firm X. Listy takie są dostępne w specjalnych publikacjach, które można wyszukać w Internecie. Dziś nie pamiętam lokalizacji. Jednak co roku publikuje się takie dane, które zawierają informacje o 100 największych wydawnictwach w kraju oraz informacje o wydawnictwach z poza tej setki. Oczywiście to listy wszystkich typów wydawnictw, a nie tylko drukujących beletrystykę.

        Ponadto wszystkie te firmy figurują w rejestrach REGON jako wydawnictwa i zgodnie z prawem nimi są.

        Wszystkie te firmy wydają książki i nawet je rozprowadzają. Ich książki można znaleźć w księgarniach choć nie jest to łatwe. Są tu nawet wydawnictwa które wydają duże ilości książek i szczycą się wsparciem Ministerstwa Kultury. Ich regulaminy dostępne w Internecie są zgodne z prawem.

        Problem tkwi w szczegółach. W wyniku sprawdzenia wiele informacji podawanych przez te wydawnictwa nie było zgodnych z prawdą, ale też nie było możliwości udowodnienia, że nie są zgodne. Dopiero szczegółowe sprawdzanie i znajomość tematu pozwoliła ujawnić nieprawidłowości.

        Po pierwsze koszty podane przez te wydawnictwa były zawyżone w taki sposób aby autor opłacał cały proces wydawniczy, a wkład wydawnictwa był znikomy. Po drugie wydawnictwa oszukują autorów co do rzeczywistej ilości wydrukowanych egzemplarzy. Informowały o wydrukowaniu od 200 do 600 egz., tymczasem w rzeczywistości druk wynosił od 1000 do 2000 egz. Autor otrzymywał gratyfikację jedynie za ilość egzemplarzy, które znalazły się w umowie. Koszt druku 1 egz. przy nakładzie mniejszym niż 900 egz. jest wyższy niż cena książki w punkcie sprzedaży. Po trzecie wydawnictwa oferowały się promować książkę autora, a faktycznie tego nie robią, ale podejmują działania, które uniemożliwiają udowodnienie niewywiązania się z tej części umowy. W rzeczywistości promocja ogranicza się do zaprojektowania i wydrukowania niewielkiej ilości plakatów. Tym samym zgodnie z warunkami umowy wywiązują się punktu promowania. Potem wysyłają cały nakład plakatów autorowi, nie informując go o tym, że jest to cały nakład. Innymi słowy mówią "promuj się sam".

        To trzy najpoważniejsze zarzuty, a jest ich znacznie więcej.
        • katmoso Re: Ja oszukują wydawnictwa 12.05.15, 10:22
          Mnie nie chodziło o ściągnięcie sobie listy wydawnictw, tylko o ogólną orientację, jaką ma średnio rozgarnięty czytelnik. Wiadomo kto wydaje beletrystykę, kto romanse, kto literaturę faktu. Które wydawnictwa wydają książki dobrej jakości, a które oszczędzają na redakcji. I tyle.
          • piefkej Re: Ja oszukują wydawnictwa 12.05.15, 12:39
            Rozumiem Ciebie.
            Jednak ja nie rozpocząłem tego wątku od tak dla przyjemności napisania sobie czegoś, tylko aby wstawić wpis ostrzegający o sposobach oszukiwania.

            Przed rozpoczęciem sprawdzania wydawnictw, przejrzałem różne fora i prywatne blogi. Okazało się, że jest dość spora grupa autorów, która kiedyś tam skorzystała z usług wydawnictwa X, a potem była rozczarowana. Część z nich twierdziła otwarcie, że zostali oszukani, ale nie potrafili wyjaśnić jak.

            Ja miałem jakąś podstawę wiedzy teoretycznej i dzięki temu udało mi się rozgryźć te metody.

            I jeszcze jedno: Co to jest firma z usługą druku książki? Z czymś takim się nie spotkałem nigdzie indziej niż poza tym forum. Może i coś takiego istnieje, ale ja trafiłem wyłącznie na firmy, które oferowały cały proces wydawniczy.

            Odnośnie tego zwrotu mam własną koncepcję. Nie sprawdzałem jej prawdziwości, więc jeśli ktoś będzie protestował, to nie będę się sprzeciwiał.

            Porównując negatywne wpisy na forach z konkretnymi wydawnictwami zauważyłem pewną prawidłowość. Gdy na forach padała nazwa konkretnego wydawnictwa i to wydawnictwa wydającego się już sporym zawsze odpisywał ktoś, kto z dużym sukcesem podważał zasadność negatywnych wpisów. Osoba lub osoby, które tak aktywnie broniły metod wydawniczych owego wydawnictwa nie wymieniając go z nazwy utrzymywały, że wszystko jest ok. tylko ci co wypisują treści negatywne się nie znają. Tymczasem, kiedy sam sprawdziłem owe wydawnictwo, to okazało się, że jego metoda nie różni się od pozostałych, które już nie mają swoich obrońców.

            Z przypadkiem skutecznej obrony nietypowych (oszukańczych) praktyk przez wstawianie na forach wpisów wykonywanych najprawdopodobniej przez pracowników lub właściciela firmy, spotykałem się już wcześniej w przypadku kilku znanych portali. Część z nich po czasie znikneła i ma kłopoty prawne, a część funkcjonuje i to dobrze do dzisiaj, jak np. portal za10groszy.pl
      • zyx12345 Re: Ja oszukują wydawnictwa 17.02.16, 23:36
        Jeden z popularniejszych pisarzy, może nie najwyższego lotu ale z dziesiątkami milionów czytelników oraz z wieloma filmami nakręconymi na podstawie jego powieści, Wilbur Smith napisał w przedmowie do swojej powieści, że pisarz nie może myśleć o czytelnikach, o ich oczekiwaniach w trakcie pisania. Nie wolno mu. Tylko wtedy będzie uczciwy. Ja się na pisaniu wprawdzie nie znam, ale z tą opinią w stu procentach zgadzam. Czytelnik staje się najważniejszy dopiero po postawieniu ostatniej kropki. Inaczej będzie to pisanie na zamówienie tyle warte ile produkcyjniaki z lat 50.
        Serdecznie pozdrawiam

    • 0rtensja Re: Ja oszukują wydawnictwa 16.02.16, 09:46
      Tak, wydawnictwa oszukują, a zwłaszcza te online, sprzedające książki, oraz drukujące metodą print demand. Robią to z nachalnością maniaka, a gdy przyprze się taką pania redaktor do muru i nazwie sprawy po imieniu, to się wypieraja mówiąc z naiwnością dziecka: " Nie, my nie musimy nikogo oszukiwac, wszak mamy 30 tys. autorow..." Ot i co. Zmieniaja ISBN numery, a wtedy odnalezienie ksiazki staje sie wrecz niemozliwe dla autora... Oszukuja na rojality...To nie sa wydawcy, a bezczelni zlodzieje. Nalezy poszukac i poprosic o sprawdzenie ilosci sprzedanych ksiazek przez znane ksiegarnie, ktore sprzedaja online. Dzis zagranica sa juz tylko takie. W Polsce tez pewnie idzie sprawdzic, ale zajmie to troche czasu. Uwazam, ze powinno sie bylo to robic, wszak nalezy znalezc jakies metody, aby ukrocic to drobne Eldorado dla zlodziejaszkow! Poza tym absolutnie nalezy naslac kogos z biura podatkowego, aby dyskretnie sprawdzil, jak ta firma dziala i jak sie rozlicza... Wydawnictwa online, zwlaszcza, to w obecnych czasach najbardziej dochodowy biznes dla bandytow i zlodzieji, taka jest smutna prawda...

      Lubisz pisac ksiazki i nie boisz sie ich wydawac online - to sa programy, ktore to umozliwiaja...sprzedajesz ksiazki na swojej stronie internetowej. Poza tym maja kod, ktory zabezpiecza przed nielegalnym rozprowadzaniem....Czlowiek dzieki wspolczesnej technice- staje sie i autorem i swoim wlasnym wydawca ...
Inne wątki na temat:

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka