Dodaj do ulubionych

wasz spektakularny upadek z konia

31.07.03, 14:33
Macie jakies ciekawe opowiesci? Moze cos smiesznego, cos pouczajacego ku
przestrodze innym?
Obserwuj wątek
    • olga55 Re: od kiedy nauka jazdy? 31.07.03, 15:04
      Prawie wszystke prawie dzieci w tym wieku uwielbiają konie!!(moze to jakiś
      atawizm??).Moja córcia nie "dała żyć" żadnemu koniowi jaki sie jej napatoczył,
      nawet jeśli to była stara chabeta to była "pięknym konikiem".Mogła o koniach na
      okrągło.Ale do rzeczy, oczywiście można wsadzic dziecko na konia "w ręku" na
      malutki spacerek w stępie-dosłownie kilka minut, czy też na kucyka. Ale na
      prawdziwą naukę chyba za wcześnie.Jest to kwestia nie tylko budowy,siły czy
      wreszcie psychiki dziecka.Ale podtrzymywac zamiłowanie na pewno warto. Moim
      dzieciom nie przeszło - mało tego ja też zostałam "zarażona"!! Pozdrawiam.
      • malutka77 Troszkę się nie zgodzę 06.08.03, 11:20
        Ja zaczęłam się uczyć jeździć na koniach w wieku 6 lat (nie mówię o
        oprowadzaniu w ręce, bo to było troszkę wcześniej, ale o prawdziwej nauce), i
        uważam że jest to najlepszy wiek do tego typu nauki, bo dzieci są bardzo
        elastyczne, chcą jeszcze słuchać rad instruktorów (u osób starszych różnie z
        tym bywa - wiem z doświadczenia instruktora), a poza tym upadki kończą się
        zawsze mniej boleśnie. Pozdrawiam i cieszę się że zostałaś "zarażoa tą pasją bo
        jest - nie będę owijać w bawełnę - po prostu fajna.
        Grażka
    • olga55 Re: wasz spektakularny upadek z konia 31.07.03, 15:12
      Brums, miałam wysłać ten post do innego wątku. No właśnie moze to jest ten
      spektakularny upadek???
      Upadki niestety, nie zawsze sa smieszne. Ja swój pierwszy miałam na pierwszej
      jeździe ze...stojącego konia!!!On nic nie zrobił, nawet nie ruszył uchem. Po
      prostu zapomniano mi powiedzieć, że jak się zsiada, to trzeba wyjąć nogi ze
      strzemion, ja za bardzo wychyliłam się i bums, jak długa, nie powiem było mi
      strasznie wstyd i z tego wstydu długo sie nie podnosiłam, bo myślałam, że
      wszyscy pękają ze śmiechu. Ale wszyscy byli mocno wystraszeni tym moim długim
      leżeniem. Potem było dużo radochy...
      Ale nie wszystkie moje upadki były "śmiechu warte". Pozdr.
    • siren1 Re: wasz spektakularny upadek z konia 31.07.03, 15:12
      mój najbardziej nieszczęśliwy upadek skończył się skręceniem kostki i
      naderwaniem ściegien, tak że miałam unieruchomioną nogę. jak to się stało? koń
      mnie poniósł w terenie i zleciałam, z tym, że bohatersko wsiadłam i dojechałam
      z powrotem, a noga zaczęła mi puchnąć dopiero wieczorem i dopiero wtedy
      zorientowałam się, że chyba coś jest nie tak.
      natomiast mój najbardziej widowiskowy upadek miał miejsce dobrych kilka lat
      temu, kiedy uczyłam się skakać. była jesień, chlapa niesamowita, błoto po
      kostki (ludzkie oczywiście), a ja jeździłam sobie ubrana w biały wełniany
      sweterek. jak się łatwo domyślić było przystopowanie przed przeszkodą, piękne
      pikowanie i baaardzo efektowny upadek w tym białym sweterku i kremowych
      bryczesach w przepiękne błotko. jak się podniosłam, to instruktor aż usiadł ze
      śmiechu :)
      • hreczka Re: wasz spektakularny upadek z konia 31.07.03, 17:47
        Hehe.To było w zeszłym roku na obozie w KJ Wolica.Jeździłam na moim ulubieńcu-
        Hirkorze.Był upał, więc pod koniec jazdy wszyscy umierali z braku wody.Jedynym
        ratunkiem była Majka na Maronie.Kiedy więc przyszła kolej na mnie podjechałam
        do Marona (wielki koń) na Hirku (konik polski) i przyssałam się do butelki.A
        ona pustoszejąc wydała ten charakterystyczny "butelkowy" odgłos.W mgnieniu oka
        mój rumaczek zerwał się w kierunku barierki.A ja-jako że stępując byłam aż
        nadto rozluźniona i długie wodze trzymałam w jednej ręce-klapnęłam na ziemię
        tuż obok barierki(o mały włos!)I tak,pośród tumanów kurzu i z garścią piasku w
        ustach, zakończyłam jazdę :)
    • astrit Re: wasz spektakularny upadek z konia 01.08.03, 09:31
      Ja miałam taki upadek, że mi brawo bili... Na zawodach w klubie. Skakałam
      zwykła stacjonatę, koń był pełny dobrych chęci, energiczny najazd, skok i...
      koniowi tak sie ten skok spodobał, że zaraz po lądowaniu strzelił z zadu jak
      źrebak i ruszył na nastepna przeszkodę. Problem w tym, że po tym wierzgnięciu
      wylądowałm przed siodłem i dość niewygodnie wisiałam mu na szyi... Skubany
      zrobił najazd na przeszkodę i tuż przed nią ostro zahamował, schylił łeb no
      i... skoczyłam, nawet bez zrzutki ;-) Na szczęście w tym przypadku ucierpiał
      tylko mój honor
      • sunday Re: wasz spektakularny upadek z konia 01.08.03, 10:07
        > Ja miałam taki upadek, że mi brawo bili... Na zawodach
        > w klubie. Skakałam zwykła stacjonatę, koń był pełny
        > dobrych chęci, energiczny najazd, skok i... koniowi
        > tak sie ten skok spodobał, że zaraz po lądowaniu strzelił
        > z zadu jak źrebak i ruszył na nastepna przeszkodę. Problem
        > w tym, że po tym wierzgnięciu wylądowałm przed siodłem
        > i dość niewygodnie wisiałam mu na szyi... Skubany
        > zrobił najazd na przeszkodę i tuż przed nią ostro zahamował,
        > schylił łeb no i... skoczyłam, nawet bez zrzutki ;-)
        > Na szczęście w tym przypadku ucierpiał tylko mój honor

        Hi, hi - mnie tez kiedys konik skutecznie strzelil z zadu przy wyjezdzie z
        jakichs dolow. Tylko mnie nie udalo sie zatrzymac na szyi - polecialem wysoko i
        becnalem o ziemie. Tak mu sie spodobalo, draniowi, ze jeszcze pare razy tego
        samego dnia probowal powtorzyc sztuczke. Ale sie nie dalem.

        A przez przeszkode tez udalo mi sie przeskoczyc bez konia :))
    • dakard Re: wasz spektakularny upadek z konia 01.08.03, 10:08
      Niebędę pisał o moich upadkach chodz wszystkie były piękne przez łeb konia, po
      ostatnim jest ciągle bolesne wspomnienie ( już 1,5 miesiąca bez przyjemnosci
      jazdy konnej ). Chciałem napisać o stuacji związanej z pewnym upadkiem. Miało
      to miesce w Rogalinie k./ Poznania. Mianowicie jechała cała grupa pod bardzo
      dużej zielonce, była to grupa jeżdząca dopiero od roku i robiliśmy próby
      podjecia galopu, byłem prowadzącym i nie widziałem co się działa ( ok. 12 osób )
      ale nagle jedna z dziewczyn spadła, chwilę poleżała i chajda na konika i
      galopiki ( spokojne, zebrane ) i znowu jakieś zamieszanie ( chyba jakiś ambitny
      konik.. ) i ta sama dziewczyna bumm na ziemię ale tym razem się nie
      podniosła... złamane ręce A teraz do sedna... Rogalin, najbliższy szpital w
      Puszczykowie ( duży szpital ) 5 minut samochodem... A tu po 15 minutach
      przylatuje ŚMIGŁOWIEC do złamanych rąk......!!!!!!! Co wy na to bo mi moje dwie
      zdrowe ręce opadły...... Aha jeszcze jedno dziewczyna jest lekarką...
      • olga55 Re: wasz spektakularny upadek z konia 01.08.03, 17:29
        Oj, a Ty może miałeś nadzieję,że ona sobie te rączki sama poskłada???Ale
        przynajmniej mieliscie widowisko z tym helikopterem.
        Ja ostatni raz glebowałam w tym roku, pare dni temu na obozie. Prowadziłam
        grupę w terenie, ale niestety mój koniś jest strachliwiec (znam jego numery),
        ale tym razem czujność mnie zawiodła i po jego skoku w bok wylądowałam na
        plecach w krzakach jagód.Szybciuteńko sie podniosłam, żeby łapać drania, a
        on.... spokojnie sobie skubał jagódki. Natomiast grupa oświadczyła mi, że są
        zawiedzeni bo liczyli na dłuższy postój w jagodach. Plamę od jagód na plecach
        koszuli mam do tej pory.
      • anima Re: wasz spektakularny upadek z konia 01.08.03, 21:33
        ja tak trochę nie na temat, ale coś mnie bardzo zadziwiło...
        czy dobrze zrozumiałam, że ludzie, których prowadziłeś, jeździli konno od roku
        i dopiero podchodzili do galopu????
        dlaczego tak późno??
        ja po raz pierwszy galopowałam w terenie na trzeciej w życiu jeździe...
        • olga55 Re: wasz spektakularny upadek z konia 01.08.03, 22:24
          Na trzeciej jeździe już galopowaliście??? (rozumiem,że dla wszystkich oprócz
          instruktora była to trzecia jazda w życiu).To jest baaardzo
          zastanawiające...Jakieś nowe techniki i zasady uczenia jazdy konnej... w każdym
          razie dość ryzykowne przedsięwzięcie.
          • gonieczka Re: wasz spektakularny upadek z konia 02.08.03, 00:22
            Mysle, ze jak ktos pewnie siedzi w siodle przy klusie (przy ktorym bardziej
            wybija), to i w galopie sobie poradzi. Ja galopowalam po raz pierwszy w
            terenie, i to dopiero, jak mnie kon poniosl. Co prawda nie byl to piekny galop
            w pelnym siadzie, ale w polsiadzie bez problemu mozna sobie poradzic - nawet
            zatrzymac konia. Do tej pory nie radze sobie z galopem w pelnym siadzie na
            ujezdzalni, ale pracuje nad tym:))))
          • siren1 Re: wasz spektakularny upadek z konia 02.08.03, 11:20
            na trzeciej jeździe teren i galop? rzeczywiście tempo nauki niesamowite. czy
            nie korzystaliście czasami z poradnika "Nauka jazdy konnej w weekend"? tam w
            piątek po południu poznaje się jak koń wygląda, a w niedzielę są skoki :)))
            • olga55 Re: wasz spektakularny upadek z konia 02.08.03, 13:41
              Oczywiście galop jest wygodniejszym chodem niz kłus, ale nawet przy "dobrze
              trzymających sie w siodle"(ciekawe jakie to kryterium??) przy wiekszej grupie
              ludzi, łagodny galop "przez nóżkę" moze zmienić sie w zupełnie niekontrolowaną
              imprezkę.To, że można zagalopować nawet na pierwszej jeździe, nie znaczy,że
              jest to praktyka godna pochwał i naśladownictwa. Jeśli ktoś twierdzi, że umie
              galopować to musi oznaczać, że potrafi zagalopować sam, i potrafi dyktować
              koniowi tempo. Oczywiście są takie konie, które naprawde są spokojne i można im
              zaufać, ale najczęsciej konie z ośrodków jeździeckich mają różne temperamenciki.
              Ale , wiem, kto raz galopował w lesie czy na łące, ten wie, że nie ma drugiej
              takiej frajdy.
              "Im więcej potu na ujeżdżalni tym mniej krwi w terenie."
              • anima Re: wasz spektakularny upadek z konia 03.08.03, 13:07
                No nie... Trząść się w kłusie, na ujeżdżalni aż rok? Przecież to najkrótsza
                droga do zniechęcenia do jazdy konnej, przecież to dla galopu pocimy się na
                ujeżdżalni. I czekać na tę przyjemnośc aż rok??
                Czy naprawdę aż tak wiele czasu potrzeba, by pozwolić ludziom galopować? Nie
                przesadzacie?

                Moją trenerką jest była mistrzyni Polski w skokach, a więc jest to osoba
                kompetentna.
                Oczywiście, potrafię sama zagalopować, utrzymać i zmienić tempo jazdy, zmienić
                nogę, zagalopować na przemian z lewej i prawej.
                I wcale nie musiałam jeździć rok kłusem i tylko na ujeżdżalni, żeby tego się
                nauczyć.
                I wcale nie korzystałam z podręcznika nauki jazdy konnej w weekend. Moja nauka
                trwa ponad trzy lata i nie uważam sie za wyczynowca, profesjonalistę, ja po
                prostu jeżdze dla relaksu i przyjemności. Tak, jak na rowerze, czy nartach...
                • olga55 Re: wasz spektakularny upadek z konia 03.08.03, 14:06
                  Nie mowie o klepaniu kłusa przez rok na ujeżdżalni. Na ujeżdżalni można też
                  galopować.I wcale nie uwazam, że trzeba czekac rok na wyjazdy i galopy w
                  terenie. Uwazam tylko, ze trzeci raz w siodle i galopy w terenie to chyba
                  troche za szybko.Zwłaszcza w dużej grupie.
        • dakard Re: wasz spektakularny upadek z konia 04.08.03, 07:55
          anima napisała:

          > ja tak trochę nie na temat, ale coś mnie bardzo zadziwiło...
          > czy dobrze zrozumiałam, że ludzie, których prowadziłeś, jeździli konno od
          roku
          > i dopiero podchodzili do galopu????
          > dlaczego tak późno??
          > ja po raz pierwszy galopowałam w terenie na trzeciej w życiu jeździe...
          >
          >
          1. Źle się wyraziłem niebyłem prowadzącym tylko czołowym a to pewna różnica.
          2. Co do galopu na trzeciej lekcji. Można galopowac również na pierwszej, ale
          jaki to ma sens? Stajna w której jezdzę kładzie nacisk na technikę jazdy, i
          genralnie prawie cały pierwszy rok jest jazda w kłusie + niewielkie przeszkody
          dopiero gdy ludzi opanują te zagadnienia "Rotmistrz" przechodzi do wyższego
          chodu.

          Osobiście uważam że to jest właściwy sposób nauki, a nie jak często zdarza sie
          w innych stajniach sadzają gościa na kobykę i puszczają go za innymi konikami w
          teren, ale jaki to ma sens skoro ofiara losu nie ma pojęcia o dosiadzie, ręcę
          łydce, równowadze i wielu innych rzeczach równie dobrze mógłby iść na karuzelę
          i dosiąść drewnianego konia....

          Pozdrowionka
          • siren1 Re: wasz spektakularny upadek z konia 04.08.03, 11:21
            ja natomiast jestem zdania, że trzeba znaleźć złoty środek. jazda kłusem przez
            rok, to dla mnie trochę długo (chyba,że są elementy galopu, o których Dakard
            nie wspomniał), a do tego moim zdaniem nauka skoków powinna lepiej się odbywać
            w galopie, gdzie "hopka" o wysokości 50-60 cm jest praktycznie nieodczuwalna,
            niż w kłusie, gdzie przy takiej wysokości niedoświadczonego jeźdźca wyrzuca w
            siodła. ale galop na trzeciej jeździe w terenie zdecydowanie mi się nie podoba.
            nie czułabym się pewnie jadąc w grupie z takim jeźdźcem, bo praktycznie
            wszystko może się wydarzyć. Pozdrawiam.
            • astrit Re: wasz spektakularny upadek z konia 05.08.03, 10:39
              siren1 napisała:

              > ja natomiast jestem zdania, że trzeba znaleźć złoty środek. jazda kłusem
              przez
              > rok, to dla mnie trochę długo (chyba,że są elementy galopu, o których Dakard
              > nie wspomniał), a do tego moim zdaniem nauka skoków powinna lepiej się
              odbywać
              > w galopie, gdzie "hopka" o wysokości 50-60 cm jest praktycznie nieodczuwalna,
              > niż w kłusie, gdzie przy takiej wysokości niedoświadczonego jeźdźca wyrzuca w
              > siodła. ale galop na trzeciej jeździe w terenie zdecydowanie mi się nie
              podoba.
              >

              Ja pierwszy raz galopowałam całkiem przypadkowo i skończyło się to bardzo
              nieprzyjemnym upadkiem. Miałam wtedy chyba 10 lat i pierwszy raz siedziałam na
              koniu, jakiś kompletnie pozbawiony wyobraźni instruktor po prostu puścił mnie
              do zastępu. Dopiero po kilku latach trafiłam do normalnej szkółki, gdzie
              jeżdziłam kilkanaście godzin na lonży, żeby zobaczyc jak to jest i czego sie
              spodziewać. Później w zastepie ćwiczyliśmy w kłusie pełny dosiad i półsiad,
              chyba tak z pół roku i wcale nie było nudno, bo przy okazji były różne fajne
              ćwiczenia na równowagę i koordynację ruchów. Galopy zaczeliśmy dopiero, gdy
              instruktor uznał, że się nie pozabijamy. Wydaje mi się, ze dokąd nie opanuje
              się podstaw, galopy, zwłaszcza w terenie nie mają sensu, robi się same błędy,
              które mogą zakończyć sie niezbyt szczęśliwie, a na pewno utrwali się złe
              nawyki. Ja jeżdżę prawie osiem lat z niewielkimi przerwami, a ciągle nie mogę
              się pozbyć niektórych, jak np. pochylanie się przy zagalopowaniu.
              • siren1 Re: wasz spektakularny upadek z konia 05.08.03, 14:02


                > Dopiero po kilku latach trafiłam do normalnej szkółki, gdzie
                > jeżdziłam kilkanaście godzin na lonży, żeby zobaczyc jak to jest i czego sie
                > spodziewać. Później w zastepie ćwiczyliśmy w kłusie pełny dosiad i półsiad,
                > chyba tak z pół roku i wcale nie było nudno, bo przy okazji były różne fajne
                > ćwiczenia na równowagę i koordynację ruchów. Galopy zaczeliśmy dopiero, gdy
                > instruktor uznał, że się nie pozabijamy.

                moja nauka jazdy zaczęła się od tego, że miałam 20 jazd na lonży, z tym, że
                zaczynaliśmy naukę od jazdy kłusem bez wodzy i strzemion, żeby się
                niepotrzebnie nie skupiać na niepotrzebnych elementach, później był galop bez
                strzemion + ćwiczenia na zachowanie równowagi w stępie + elementy ćwiczeń z
                hipoterapii (nie śmiejcie się, tam naprawdę ćwiczy się równowagę i oswaja z
                koniem) a dopiero później doszły strzemiona a na końcu wodze. dopiero później
                była jazda w zastępie, a na teren trzeba było sobie dopiero zasłużyć (ja
                pojechałam pierwszy raz w teren po roku jazdy i to było przeżycie!).


                Ja jeżdżę prawie osiem lat z niewielkimi przerwami, a ciągle nie mogę
                > się pozbyć niektórych, jak np. pochylanie się przy zagalopowaniu.

                nie przejmuj się, ja jeżdżę 10 lat i też mam złe nawyki. A nauka jazdy konnej
                trwa przez całe życie :)))
    • slotna Re: 05.08.03, 18:23
      Ku przestrodze chyba, ale nie wiem jaki dokładnie wniosek ma z tego płynąć...
      Posłuchajcie:

      Jeżdżę konno od dawna, gdzieś od siódmego roku życia (teraz mam 18), ale z
      przerwami. Najdłuższa przydarzyła mi się, gdy poprzednich ferii zimowych
      rozorałam sobie łydkę, złapałam zakażenie i w konsekwencji nie siedziałam w
      siodle przez półtora roku. Ponieważ miałam zamiar dostać się na AR w LUblinie
      na kierunek 'hodowla koni i jeździectwo', gdzie elementem posępowania
      kwalifikacyjnego jest egzamin z jazdy - wróciłam do ćwiczeń zaraz po maturze.
      Docieramy do clou: egzamin z biologii załam, do praktycznego zostałam
      dopuszczona. Byłam pewna, że będzie to formalność. Siedzę z nowymi koleżankami
      w sali, gdy wpada jakaś zapiaszczona postać, krzycząc:
      - Z pierwszej grupy (5 osobowej) 3 spadły!
      O matko. W drugiej grupie znowu upadki... Gdy trzecia jeździła, stałam już po
      ujeżdżalnią (krytą). Słyszłam głos prowadzącego:
      - Galop, proszę!
      Ihaaaahaha!!! Łup!!! Tududududududududududu....
      No tak, galop był, ale bez jeźdzca...

      Wylosowałam konia nr1. Stęp, kłus... Konie nie mogły zbliżyć się do siebie na
      więcej niż 3 m bo od razu zaczynała się walka, kiedy więc prowadzący dał znak
      do zmiany kierunku - zamiast, jak wszyscy, przeciąć ujeżdzalnię - zrobiłam
      półwoltę. W ten sposób cztery pozostałe konie znalazły się razem z drugiej
      strony. Mojemu się to nie spodobało i od rogu ruszył galopem. Mimo moich
      wysiłków zwolnił dopiero milimetr przed jakims innym wierzchowcem, kątem oka,
      widziałam jeszcze innego, pędzącego w moim kierunku. W tym momencie mój kon
      mocno bryknął, co spowodowało, że zachwiałam się nieco i nagle strzelił
      takiego barana, że nie wiedząc co się dzieje, przeleciałam mu przez głowę, a
      on sobie spokojnie przejechał po moich plecach. W życiu tak potwornie nie
      upadłam, nie mogłam się ruszyć, ani zlapac powietrza. Leżałam twarzą w piachu,
      kazali ruszac mi nogami, a ja po prostu nie mogłam! Okropne... I to na
      egzaminie! Poniewaz zdawało mi się, ze szanse na studia mam juz pogrzebane
      (mowy nie było o kontynuacji jazdy, a przeciez jeszcze nawet nie galopowałam),
      odwróciłam głowę i jęknęłam:
      - Trudno, pójdę na psychologię...
      Pan doktor, który był obecny na miejscu, ucieszyl sie, że mam jeszcze poczucie
      humoru. Poleżałam jeszcze trochę, w koncu udało mi się wstać...

      Tak. Przez pierwsze dwa tygodnie bole pleców były okropne, potem trochę
      zelżały. Mam uszkodzoną chrząstkę i w zasadzie nie ma nadziei żebym kiedys
      przestała byc żywym barometrem. Chodzą na fizykoterapię, łykam różne swinstwa,
      smaruje się maściami. Od tego upadku jeszcze nie jeździłam.

      Najlepsze jest to, ze na studia się dostałam i to z niezłym wynikiem. Prof.
      który prowadził jazdę, powiedział mi zresztą od razu, że nie skreśla mnie broń
      Boże, bo widział że 'sobie radziłam'.
      Ale nie wiem, co zrobię - bo po prostu się boję! Boję się tych koni! Są
      wielkie i co tu gadać - narwane. Myślę, że nie byłoby problemu gdybym chciała
      się przenieść choćby na zootechnikę. Ale.. ale...

      Co byscie zrobili na moim miejscu?
      • tarkosia1 Re: 08.08.03, 17:23
        jesli moge Ci cos doradzic -
        to zdecydowanie zapomniec o niemilym poczatku.
        Z tego co przeczytalam, naprawde zachowalas przytomnosc umyslu.
        To super rokuje na przyszlosc.
        Wkoncu przyjeli Cie nie bez powodu - na pewno maja wyczucie kto sobie poradzi a
        kto nie.

        Pozdrawiam cieplutko!
        • slotna Re: 10.09.03, 00:28
          Dzięki za opowiedz;)) dawno mnie tu nie było...
          Cóż - jeżdżę, wydzierżawiłam nawet konia;) Skaczę, galopuję - wszystko ok, po
          dłuższym terenie plecy bolą (wiadomo - półsiad) ale strach trochę zelżał.
          Znalazłam juz sobie nawet stancję w Lublinie;))
          pozdrawiam;)
    • ddlksi Re: wasz spektakularny upadek z konia 09.09.03, 15:01
      Mój pierwszy upadek z największego konia w stadninie (w szkółce, bo są większe
      prywatne i policyjne) za zakrętem w kłusie wracając do pionu za bardzo
      odchyliłem się w drugą stronę i po prostu się zsunąłem, na nieszczęście stopa
      uwiązła mi w strzemieniu (nie miałem wtedy jeszcze sztylpów, pięty trzymałem
      wyżej od palców i strzemie weszło mi za język buta) więc pojechałem kilka
      metrów ciągnięty przez konia. Na szczęście skończyło się tylko na połkniętej
      mieszance ziemi siana i końskiego łajna, oraz kilkudzesięciu siniakach po
      kamieniach i kopytach konia. Rada dla początkujących jeśli nie macie toczków
      nie wstydźcie się jeździć w szkółkowych kaskach, może właśnie kask uratował mi
      życie. I pamiętajcie o piętach, musicie nauczyć się trzymać je poprawnie choć
      wiem, że to zwykle z powodu nie rozciągniętych ścięgien boli. Na szczęście po
      kilku godzinach zajęć staje się to normą (tak mi się przynajmniej wydaje)
      Pozdrawiam :)

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka