ignorant11
04.03.04, 23:46
Sława!
Kontrowersyjne zeznania generała Morillona przed haskim Trybunałem
http://serwisy.gazeta.pl/wyborcza/1,34475,1930928.html
Kobiety ze Srebrenicy płaczą na grobach bliskich - ofiar masakry z 1995 r.
Fot. Jerzy Gumowski / AG
Gen. Philippe Morillon
CHRISTIAN LUTZ AP
Gojko Berić 25-02-2004, ostatnia aktualizacja 25-02-2004 19:12
Dla muzułmańskich mieszkańców Bośni był zbawcą i bohaterem. Po zeznaniach na
procesie Miloszevicia jest w ich oczach kłamcą, wręcz współwinnym zbrodni. O
przypadku generała Philippe'a Morillona, byłego dowódcy sił ONZ w Bośni i
Hercegowinie, pisze dla "Gazety Środkowoeuropejskiej" Gojko Berić*
Dwunastego lutego, dokładnie dwa lata po rozpoczęciu procesu byłego
prezydenta Jugosławii Slobodana Miloszevicia, przed Trybunałem Haskim stanął
świadek oskarżenia - francuski generał w stanie spoczynku Philippe Morillon.
Ci dwaj to starzy znajomi. Spotkali się ponownie po dziesięciu z górą latach
w okolicznościach, o jakich wcześniej im się nawet nie śniło.
Generał Morillon od września 1992 do lipca 1993 r. był dowódcą sił ONZ
(UNPROFOR) w Bośni i Hercegowinie. Kiedy znalazł się w Sarajewie, sprawiał
wrażenie żywotnego weterana, który zachował kondycję byłego legionisty. Do
zawarcia pokoju było jeszcze daleko, wojna wciąż się rozkręcała i nikt nie
widział końca ludzkich cierpień. Zaraz po przyjeździe generał chłodnym tonem
rozwiał iluzje o zbawczej misji "błękitnych hełmów": "Nie oczekujcie od nas,
że będziemy waszymi wybawcami, bo nie zdarzyło się jeszcze, byśmy
kiedykolwiek nimi byli!". Dopiero później zrozumieliśmy, że mówił prawdę.
Koniec końców, wcielał przecież w życie obłudną politykę wspólnoty
międzynarodowej nazwaną przez kogoś "ideologią humanitarną".
A jednak zachowaliśmy Morillona w swojej pamięci. Spędził wśród nas dziesięć
najcięższych miesięcy wojny, odznaczając się odwagą w chwili, gdy biurokratom
Organizacji Narodów Zjednoczonych bohaterowie w Bośni wcale nie byli
potrzebni. Jego osobista decyzja, by przy bardzo niesprzyjającej pogodzie
przebić się do oblężonej i skazanej na śmierć Srebrenicy, to jedno z
najbardziej poruszających i kontrowersyjnych zdarzeń krwawej wojny, która
przetoczyła się przez ten kraj.
Ten niewysoki Francuz był jedynym dowódcą międzynarodowych oddziałów, którego
oblężone Sarajewo pożegnało honorowymi medialnymi salwami. Przyjąwszy
generała na pożegnalnej wizycie, prezydent Izetbegović wręczył mu honorowy
paszport Bośni i Hercegowiny, który osobiście podpisał.
Islamofob, kłamca, wróg
Jednak te czasy minęły. Po swoich zeznaniach w Hadze Morillon stał się w
oczach Boszniaków [tak nazywają siebie muzułmańscy mieszkańcy Bośni i
Hercegowiny - red.] nie tylko kłamcą, ale i wrogiem. Ściągnął na siebie ich
gniew, twierdząc, że masakra Boszniaków w Srebrenicy w 1995 r. była
spontaniczną zemstą za wybicie Serbów w pobliskim Bratunacu, której to
zbrodni dopuściły się siły muzułmańskie pod wodzą Nasera Oricia. Orić
dowodził w tym czasie obroną Srebrenicy, a zbrodni dokonano w dniu
prawosławnego Bożego Narodzenia w 1993 r. Orić, były ochroniarz Miloszevicia,
został oskarżony o zbrodnie wojenne i znajduje się w Hadze.
Przed Trybunałem Morillon wyraziście opisał nienawiść, jaką Serbowie czuli do
Muzułmanów: "Serbowie tkwili w piekielnym kręgu krwi i zemsty, wszyscy, i
mężczyźni, i kobiety. To już nie był strach, ale prawdziwa nienawiść. Nigdy
czegoś takiego nie widziałem. Tak mogą się nienawidzić tylko bracia albo
sąsiedzi". Chociaż Morillon podkreślał, że nie chce zbrodniami Oricia
usprawiedliwiać zbrodni serbskich, to jednak Boszniacy nie mogą wybaczyć mu
tego, że połączył ze sobą te dwa nieporównywalne zdarzenia.
Najostrzej zeznania generała osądziło Stowarzyszenie Obywatelskie Majke
Srebrenice [Matki Srebrenicy, zrzesza rodziny ofiar masakry - red.], które w
wydanym oświadczeniu stwierdza: "Generał Morillon, zeznając w Hadze, oszukał
Trybunał i opinię publiczną. Dlatego wykorzystamy wszelkie prawne możliwości
i wniesiemy oskarżenie, żeby ten kłamca odpowiedział przed śmiercią za
zbrodnię, której dopuścił się na naszych mężach, braciach, ojcach i
dzieciach".
Na posiedzeniu odbytym w Srebrenicy, do której po wojnie wróciło w sumie
zaledwie kilkuset Boszniaków, prezydium SDA [Partia Akcji Demokratycznej,
ugrupowanie muzułmańskie założone przez prezydenta Bośni w czasie wojny Aliję
Izetbegovicia - przyp. tłum.] równie ostro osądziło wspomniane twierdzenia
generała, domagając się zbadania jego odpowiedzialności za ludobójstwo
dokonane na mieszkańcach Srebrenicy, która miała przecież status strefy
bezpieczeństwa ONZ.
Następnie zabrał głos najwyższy zwierzchnik bośniackich Muzułmanów reis
Mustafa Cerić, który oskarżył generała Morillona o islamofobię, przyrównując
go do czarnogórskiego poety Njegosza, autora słynnego "Górskiego wieńca"
[epicki poemat z 1846 r. opiewający walkę Czarnogórców z Turkami - red.].
W Sarajewie panuje przekonanie, że Morillon świadczył przeciw Miloszeviciowi
tylko na tyle, na ile musiał. Uznał go za odpowiedzialnego za "szerzenie
nienawiści", główną winę zrzucając na politycznego przywódcę bośniackich
Serbów Radovana Karadżicia, "oszalałego zwolennika etnicznego czyszczenia".
Nie koniec na tym - Morillon potwierdził stanowisko Miloszevicia, że podczas
wojny w Bośni i Hercegowinie "nie było agresora i ofiary".
Zakładnik, zbawca, bohater
Zimą 1993 r. Srebrenica była jednym z najstraszniejszych miejsc na kuli
ziemskiej. Około 50 tys. cywili i obrońców enklawy znajdowało się w
rozpaczliwym położeniu. Srebrenica sprawiała wrażenie olbrzymiego obozu.
Przysypana śniegiem, pełna starców, kobiet i dzieci, którzy mieszali się z
wojskiem odciętym od swojego dowództwa, otoczona ze wszystkich stron, była
przeklętym miejscem skazanym na niebyt i śmierć. W miasteczku panował chaos i
głód, a serbscy artylerzyści wystrzeliwali pociski w stronę ogarniętych
paniką boszniackich nieszczęśników, w większości uciekinierów z dziesiątków
okolicznych wsi.
Zorientowawszy się, że enklawa wkrótce padnie i tysiące ludzi zostanie
zabitych, Morillon zdecydował się zrobić coś, by pomóc tym biedakom. Mimo
fatalnej zimowej pogody dwoma transporterami ruszył w stronę Srebrenicy. Choć
nie bez awantury, przebił się przez serbskie linie i 12 marca 1993 r. dotarł
wraz z małą eskortą do miasta biblijnego strachu i cierpienia.
Ale już następnej nocy próbował wykraść się ze Srebrenicy i jak najszybciej
oddalić od tego piekła. Uniemożliwili mu to cywile, czyniąc z niego
zakładnika. Widzieli w nim jedynego zbawcę. "Tysiące ludzi żyło pod gołym
niebem, bez względu na śnieg i mróz, bo większość domów była zniszczona.
Bezdomne psy żywiły się trupami. Nocą, usłyszawszy amerykańskie samoloty
transportowe, ludzie rzucali się na wzgórza i tam niczym wilki walczyli o
zrzucane im paczki z żywnością, mężczyźni walczyli z kobietami, kobiety z
dziećmi. Bili się nawet o spadochrony, bo płótno mogło przydać się na
prześcieradła i ubrania. Morillon wszystko to widział i ciężko przeżywał" -
zanotował jeden z amerykańskich dziennikarzy.
Wtedy coś pękło w Morillonie. Na małym budynku miejscowej poczty 14 marca
wywiesił chorągiew ONZ, zakładając tam swój tymczasowy sztab, po czym przez
bawoli róg przemówił z balkonu do zgromadzonego tłumu: "Mówi do was generał
Morillon, dowódca sił ONZ... Postanowiłem zostać, by ulżyć wam w waszym
strachu i spróbować was uratować. Jestem tu i tutaj zostanę!". Był to
najjaśniejszy moment jego misji w Bośni, epizod, z którego powodu miał
kłopoty i we francuskim sztabie wojskowym, i w urzędniczych gabinetach w
Nowym Jorku.
Morillon po trzech dniach opuścił Srebrenicę i triumfalnie wrócił do
Sarajewa. Dzięki jego zdecydowaniu i uporowi Serbowie zgodzili się na
rozmieszczenie w Srebrenicy holenderskiego batalionu, w sumie 400 żołnierzy.
Udało