axsa
23.04.04, 15:47
Jestem cała roztrzęsiona. Wróciliśmy właśnie z policji , gdize składaliśmy
zeznania, bo mój mąż został posądzony o molestowanie seksualne 10 letniej
dziewczynki.
A było tak.
Podjechalismy pod Geant'a. Podeszła do nas dziewczynka i zapytała czy nie
dalibyśmy jej 2 zł na jedzenie. Odmówiliśmy i poszliśmy do sklepu. Zrobiliśmy
zakupy. Trzeba było podstęplować gwarancję na odkurzacz, więc mąż poszedł do
odpowiedniego stanowiska, a ja wyszłam ze sklepu i poszłam w stonę samochodu.
Gdy zobaczyłam,że mąż wychodzi ze sklepu podeszłam do samochodu, otworzyłam
bagażnik i zobaczyłam, że przy mężu jest ta dziewczynka, a on wyciąga coś z
wózka i jej daje. Wtedy podbiegło dwoje ludzi i zaczęła się rozmowa, nie
słyszałam o czym. Okazało się, że ci ludzie, rodzice dziewczynki zarzucili,
że mąż ją obłaskawiał w niecnych celach. /On jej dawał paczkę wafelków, bo
znowu prosiła o coś do jedzenia./ Zażądali pieniędzy, pieniędzy gdy odmówił
wezwali ochronę i policję. Byli doskonale zorganizowani, bo zanim zamknęłam
samochód i podeszłam, policja już była wezwana. Po wstępnych wyjaśnieniach
policjanci zabrali tych ludzi do samochodu, a nam kazali podjechać pod
komisariat.
Praktycznie od razu nam uwierzyli, ale zachowanie tych ludzi , to co mówili
przy tym dziecku i to jak to dziecko „zeznawało” doprowadziło mnie do stanu,
którego nawet nazwać nie potrafię. Skąd się tacy biorą. Jak wychowują swoje
dziecko?
A jeśli mąż byłby sam?