jedynaczka28
19.09.09, 19:18
Witam proszę Was o poradę bo sama już nie daje sobie z tym wszystkim rady.
Razem byliśmy prawie 11 lat, małżeństwem jesteśmy od 10. Mamy 8 letniego syna,
mieszkanie, prace, samochód, jesteśmy zdrowi. Wszystko układało się dobrze,
częściej to ja byłam tą która się obraża i złości. Mąż zawsze był
spokojniejszy. Nawet jak się pokłóciliśmy to zaraz wracało wszystko do normy.
Zawsze sie dogadywaliśmy. Ostanio pojechałam sama na wakacje z dzieckiem bo
mąż nie miał urlopu i wtedy wszystko się zaczęło, nie miał czasu nawet na to
aby do nas zadzwonić, nie odbierał telefonów, gdy już ze sobą rozmawialiśmy to
były same kłótnie bo było nam przykro, że nie ma dla nas czasu. Był opryskliwy
i wulgarny. Po powrocie do domu zrobił po pijanemu taka awanturę po której
wyniósł się z domu na dwa dni. To ja do niego wyciągnęłam pierwsza rękę,
wrócił. Ja widziałam, że to małżeństwo wisi na włosku, nie miał dl nas czasu,
ciągle chciał być sam, wychodził z domu, kłamał, nie odbierał telefonów, nie
interesował się nami, nie pomagał nam. Ja się bardzo starałam ratowac to
małżeństwo, robiłam wszystko co tylko moglam. Po tygodniu mojej bezlinosci
powiedział, że musi odpocząć i wyprowadził sie do rodziców. Ja dzwoniłam,
prosiłam, błagałam. Wszyscy go prosili. Wtedy powiedział, że chce rozowdu bo
nie ma juz siły na ciągłe tłumaczenia mi, ze jest zmęczony. Potem mówił, że
chce separacji, ze jest mu xle ale nigdy nie powiedział co ja źle robię. Ta
sytauacja trwa juz od miesiaca, ja cały czas wierzyłam, ze on wróci.
Dzwoniłam, prosiłam, błagałam, płakałam. dziecko go prosi, błaga, płacze a on
nie wróce i tyle. Wkońcu powiedział mi, ze mnie nie kocha i nigdy nie kochał,
ze nie chce ze mną być, że nie będzie tworzył fikcyjnego małżeństwa na
papierku, ze nic nas nie łączy. Ja walczyłam, on nie zrobił nic aby to
uratować. Ja już nie mam siły. Sa momenty, ze go nienawidzę i się poddaję, ale
po paru chwilach lub dniach wiem, ze nie umiem żyć bez niego a dziecko? jest
załamane, nie mamy siły prosić i błagać ale jak żyć samemu. Nie ma już
rodziny, dziecko nie ma taty. Nie chce go widzieć po tym jak słyszy od niego,
że on nie wraca. Mówi, ze go nie nienawidzi. Ja jestem bezsilna, często płaczę
przy dziecku bo puszczają mi nerwy. Schudłam 8 kilo, ciągle tabletki
uspokajające. Nie daje rady, sama nie wiem co mam robić. Ja przestaje
funkcjonować. każde nasze spotkanie kończy się kłótnią bo my go błagamy a on
nie chce wrócić. Zaznaczam, ze on mieszka u rodziców, którzy całą ta sytuacje
akceptują, mówią do mnie, że chcą aby on wrócił do nas ale on jest dorosły i
nie mogą mu nic nakazać ani zmusić. Co mam robić poddać się czy walczyć?
Czasem myślę, ze poddać się bo nie mam siły i przecież nie zmuszę go do
miłości ale z drugiej strony dziecko - co on zawinił, to nie jest jego wina,
on potrzebuje nas oboje. Czy warto walczyć ja nie mogę czekać aż on
oprzytomnieje, bo to może nigdy nie nastapić. Myślę sobie jakim trzeba być
człowiekiem aby zostawić własne dziecko i nie walczyć o rodzinę... nawet gdy
sobie na to odpowiem to i tak chcę walczyć. On mówi do mnie, ze nie jest
organizacja charytatywna aby się litować nade mną i wracać. Co myślicie?
Załamana