prawda_we_mgle
19.12.20, 21:57
Moja ukochana przyjaciółka dziś wyszła za mąż... Rycze oglądając jej zdjęcia ślubne...
Wzruszyłam się, bo wiem, jak bardzo tego chciała... białej sukni, obrączki, bycie jego żoną... Tych wszystkich drobnych gadżetów, które sa spełnieniem marzeń na temat dorosłości wielu dziewczynek w naszym kraju... A ona czekała długo, ponad 42 lata...
I z jednej strony, znając "pana młodego" wiem, że życie z nim będzie jednym wielkim pasmem wyrzeczeń, rezygnacji z siebie, zbyt daleko idących ustępstw, przepłakanych nocy, cichych dni, przygryzanych warg i niewypowiedzianych słów...
Na drugiej stronie szali bardzo udany stały seks, obrączka, status żony...
Nie umiałam jej odpowiedzieć, gdy pytała, czy to zrobić, czy warto...
Bo kto z nas wie, jak wypadnie ostateczny bilans?
Czy na koniec nie spojrzymy w lustro i nie powiemy: sprzedałam swoją wolność słowa i niezależność za złote kółko i nazwisko, którego nawet już nie lubię...
Dla mnie ślub nie ma żadnego znaczenia, ale dla niej - w tarnowie - co roku zlot ciotek cmokających ze współczuciem nad jej losem starej panny...

No to się rzuciła głową w dół do studni... trochę zazdroszczę, że było w niej jeszcze tyle nadziei na przyszłość...
youtu.be/iNXupigziw4