Dodaj do ulubionych

Zniknięcie jaj

06.05.20, 17:50
Witam. Nieopodal mojego domu zawiesiłem budki lęgowe. Na początku kwietnia do jednej z nich, sikorki zaczęły znosić materiały na gniazdo. Kilka dni później do budki oddalonej o około 7 metrów sprowadziły się mazurki. Pewnego dnia, pod nieobecność sikorek i mazurków, zajrzałem do budki sikorek i ujrzałem 8 jaj. Tydzień później, sikorki wracając zapewne z pożywienia zastały mazurki, które skutecznie nie pozwalały im wejść do budki (były to mazurki z budki obok). Obserwowałem to zjawisko przez kilka dni. Raz mazurki nawet weszły do tej budki. Po kilku dniach nie było widać sikorek, a mazurki wciąż latały. Otworzyłem budkę sikorek a tam nie było ani jednego jajka, nawet śladu skorupki. Gniazdo było nienaruszone. Nie było też żadnych śladów walki. Czy to możliwe żeby mazurki zjadły jajka sikorek? Co innego mogło się stać? Zaznaczę tylko że budka była czyszczona zimą i ma tzw. kominek. Z góry dziękuję za odpowiedź.
Obserwuj wątek
    • nukula4 Re: Zniknięcie jaj 07.05.20, 07:39
      Gdzie są jajka? ano mazurki zasypały je swoim materiałem gniazdowym - jajka są pod spodem. Już przepadło.
      • tomund Re: Zniknięcie jaj 07.05.20, 08:35
        Jajek nie było pod spodem. Teraz nikt nie mieszka w tej budce.
        • nukula4 Re: Zniknięcie jaj 07.05.20, 10:53
          W takim razie to człowiek musiał je wyjąć. Naturalne procesy nie opierają się na cudach. Ptaki które ledwo włażą do budki 2,5 cm ni są w stanie wyjąć jajek a gdyby ktoś je zeżarł zostawił by skorupkę. Tyko durny człowiek innej możliwości nie znam.
          • tomund Re: Zniknięcie jaj 07.05.20, 12:29
            Nie mógł być to człowiek, ponieważ budkę widzę z okna i nikt tu nie przychodzi. Jest to teren prywatny.
            • nukula4 Re: Zniknięcie jaj 07.05.20, 12:50
              To w takim razie to łasica albo kuna, ale nie wiem czy ona jest na tyle cienka by przeleźć przez otwory ...
              • tomund Re: Zniknięcie jaj 07.05.20, 16:11
                Wątpię. Gniazdo było nienaruszone.
                • nukula4 Re: Zniknięcie jaj 08.05.20, 07:28
                  Nie ma co wątpić, trzeba działać. Jeśli drzewo jest jedno albo inne jest ponad 4 metry dalej (korona!) to można zrobić jedną opaskę z blachy. Jeśli inne drzewa są bliżej trzeba dwie, z góry i dołu. Opaska musi obejmować cały pień i mieć 60 cm wysokości. Od dołu, na wysokości 2 m, dalej odstęp 40 cm, budka i druga opaska powyżej 150 cm.Zdecydowanie nie polecam polowania na ssaka który zeżarł jajka. ale skoro mówisz że obserwujesz drzewo i zrobisz opaski to zobaczysz to coś jak usiłuje si dobrać do budki. Rób zdjęcia!
                  • tomund Re: Zniknięcie jaj 08.05.20, 08:01
                    Opaski zrobię, ale właśnie dziś z rana do pustej budki przyleciały inne sikorki i zaczęły budować gniazdo. Znosiły mech i gdy jedna sikorka chciała wlecieć, znów mazurek z sąsiadującej budki nie daje jej wejść. Czy mazurki są terytorialne? O co chodzi?
                    • nukula4 Re: Zniknięcie jaj 08.05.20, 08:16
                      Może spróbuj ograniczyć otwór wlotowy. zmierz, zmniejsz do 2,3 cm. Ale to jest problem braku budek. Mazurki lubią stada. Też są rzadkie. Im nie przeszkadza druga para obok. Sikorki muszą mieć zieloną przestrzeń bo potrzebują dużo robali. Nie wiem co robić, sikorka i wróbel mają podobną wielkość. Wróbel potrzebuje dużo przestrzeni w budce w razie czego nagromadzi smieci. Sikorka potrzebuje więcej powierzchni na dole bo 12 i wiecej maluchów musi się rzołozyć. Budki mozna wieszać na domu - już 1,5 wystarczy dla sikorki byle od wschodu, z innej strony ścianki muszą być grubsze - z południowego zachodu potrzeba ponad 6 cm!
                      • tomund Re: Zniknięcie jaj 08.05.20, 10:30
                        Bardzo dziękuję za radę w następnym roku postaram się powiesić jeszcze więcej budek. W tym roku jest 5 i wszystkie są zajęte (oprócz tej jednej), a widzę, że inne ptaki też szukają miejsc na gniazda.
                        • nukula4 Re: Zniknięcie jaj 08.05.20, 10:59
                          Pamiętaj że jest zwykle jeszcze drugi lęg więc nie musisz odkładać sprawy na drugi rok. Moje szpaczki są na wylocie ale kolo 20 maj będzie druga rodzina a jerzyki dopiero się pojawiają, zimno.
                          • tomund Re: Zniknięcie jaj 08.05.20, 11:54
                            Teraz i tak dużo czasu, więc zrobię kilka budek. U mnie szpaki też już przyleciały i chodzą po podwórku. Myślałem nad zrobieniem budki dla jeżyków. Mam nadzieję, że jeśli zrobię to się zalęgną. PS przyleciała nowa para sikorek i zaczęły budować gniazdo w tej opuszczonej budce wink
                            • nukula4 Re: Zniknięcie jaj 08.05.20, 13:26
                              Jerzyki to raczej ptaki miastowe i lęgną się powyżej 3 piętra 7-10 metrów, więc jak przypuszczam masz małe szanse na jerzyka. Radzę kopciuszka, Jeśli masz jakis park w pobliżu to pełzacza itd. Typowe budki są na Wikipedii - skrzynka lęgowa. Napisałem hasło ale te palanty (admini) nie dają nic uzupełnić!
                              • tomund Re: Zniknięcie jaj 08.05.20, 17:03
                                Jest na mojej posesji mały lasek. Co do jerzyków co najwyżej mogę umieścić na wysokości 6 m ( warto spróbować). W jednej z budek widziałem wróble i złożyły one 1 jajo. Dziś sprawdzając nie było już gniazda (tylko strzępy) ani jajek. Jak najszybciej muszę zabezpieczyć budki. Grasuje tu jakiś drapieżnik. Chociaż są założone kominki i tak grasuje sad
      • antwren Re: Zniknięcie jaj 10.06.20, 19:19
        Jaja są ulubionym przysmakiem łasicy.Przerabiałem to praktycznie.Kuna łapą wyciąga młode i zjada je.Opaska z blachy(lub gumoleum) sprawdziła się w 100 procentach.Gorzej z gniazdami w krzewach lub na ziemi.Tu brałem kurze jajko , wbijałem grubą igłę strzykawki(pow. 1 mm), ściągałem ok. 2 cm sześcienne jajka, a następnie wstrzykiwałem trutkę w płynie(jest w każdym ogrodniczym)Po trzecie jajko nikt już nie przyszedł.......
        • nukula4 Re: Zniknięcie jaj 10.06.20, 20:47
          Ty bandyto! nawet się nie chwal - trutkę wypróbuj na sobie!
          • dar61 Trucie jaj, forum + mowa nienawiści 02.07.20, 21:28
            '...Ty bandyto! Nawet się nie chwal...'

            Ostatnie dwa tu wpisy powinny być usunięte.
            Inaczej instruktaż trucia będzie tu wisiał na wieki.
    • dar61 Znikanie jaj, kun, kotów (i szpaków) 02.07.20, 21:59
      Jajka w gnieździe, jakie ma już wysoko, tuż pod otwór wlotu spiętrzoną wyściółkę, następni gospodarze potrafią przez otwór wypchnąć i zrzucić na ziemię. Na ziemi takie, dość świeże, znajdują konsumenta błyskawicznie - mogą być, jeśli są z tych mniejszych - szybko usunięte i skonsumowane - warto przeglądnąć podnóża okolicznych drzew, pod nimi resztki skorupek nie byłyby zaskoczeniem.
      Sroki umiałyby małe, całe jajka i ich resztki donieść nawet do swych gniazd.
      .
      A na pniach drzew-soliterów z budką lęgową [z dużą odległością ich gałęzi od sąsiednich/ domów/ słupów etc.] pod budkami ptasimi warto dowiesić (tylko na czas lęgów lub na stałe) tzw. kryzy z parasolopodobnych przywieszek z drutów [łańcuch-splot+wąsy], jakie można sobie samemu/ samej skopiować ze zdjęć z katalogów u sprzedawców, byle mieć kilka metrów dość sztywnego drutu - lub je kupić gotowe.

      Same budki można przekonstruować (poza sezonem lęgów), dobudowując w ściankę przednią tzw. przedsionki - czyli wydłużone wloty przed otworem na głębokość większą niż jest długa łapa kota/ kuny/ tchórza/ gronostaja i łasicy.
      Wieszanym na np. płaskich ścianach budkom nie ma powodu takiej przeróbki czynić.
      Zbudowałem w kilku swych ogrodach takich z przedsionkiem budek kilka - nie były wiele trudniejsze do montażu niż inne.
      A jeśli się komuś nadal wydawałyby zbyt trudne do konstrukcji, wystarczy, by montować budkę lęgową po prostu większą: wyższą = głębszą, a w jej wnętrzu tylko dorobić po ściankach dwie z boku podpórki do wyłażenia piskląt do 1. lotu.

      Metody bierne pomagania ptakom to przekarmianie/ tuczenie kotów domowych, kastracja i sterylizacja i domestyfikacja zdziczałych plus ich dokarmianie do tego etapu udomowienia. Metoda najokrutniejsza - niewypuszczanie kotów za próg.
      Już nie wspomnę o wyganianiu szpaków* z ogrodów i niezmuszanie sąsiadów, by hodowane w naszym ogrodzie te owocowe szkodniki karmiły się z drzew owocowych nienaszych.

      Można też dokarmianiem gdzieś dalej w postaci resztek jadalnych odciągać kuny/ zwabiać jerze [i jeże]/ psy wolno puszczane.
      Są i odwieczne separacyjne metody opisywane przez stare poradniki, np. z wykorzystaniem ludzkiego moczu, ale to metoda nieco hard i [...].

      */ wystarczy obicie blaszką otworów wlotowych na budkach tak, by się w nie szkodnik szpak na lęg nie zmieścił.
      • palczak.madagaskarski Re: Znikanie jaj, kun, kotów (i szpaków) 07.07.20, 19:25
        Jeśli chodzi o koty, to przekarmianie na niewiele się zda - kot poluje i syty, i najedzony, bo to jego instynkt. Co najwyżej może upolować i nie zjeść. No, chyba że utuczymy tak, że ledwo się będzie ruszał, ale to mało humanitarne dla kota. Natomiast niewypuszczanie kota za próg - nie wiem, dla kogo jest okrutne, może dla właściciela jeśli jest alergikiem, bo na pewno nie dla kota (zakładając, że nie zamknęło się w domu dzikusa prosto z ulicy i że kot ma w domu odpowiednie rozrywki zapewnione). Nie bez powodu wiele organizacji pro-kocich (nie pro-ptasich!) preferuje adopcje do domów, gdzie kot nie będzie wypuszczany, bądź tylko takie adopcje bierze pod uwagę.
        • dar61 Znikanie kotów i zasad (zdrowych) 07.07.20, 23:27
          '...przekarmianie na niewiele się zda - kot poluje i syty, i najedzony, bo to jego instynkt...'

          Otóż to - pisałem powyżej tę sekwencję kocią dość umyślnie, by podkręcić temat.
          Ale oba poglądy można pogodzić odpowiednimi działaniami, część z nich już opisałem. Dużo innych opisywałem kilka lat temu tu w forach zoo- i weterynaryjnych, też w ogrodowym. Głównie gdy wynikały opisy stanowisk poideł ogrodowych, oczek wodnych - i ich obsadzania dookolnego roślinnością plus ich co najmniej dublowania - gdy kot był jeden wypuszczany. Też nieco tu w ornitoforum, gdy była mowa o rozlokowaniu budek lęgowych, ich wieszaniu odpowiednim, NIEniskim - no i właśnie o tych kryzach drucianych, jakie są standardowo do kupienia od lat, ale rzadziej w Polsce. Mają one zaś tę też zaletę, że są dość ... dyskretne, łatwo demontowalne i pasują do praktycznie dowolnego obwodu drzewa. Kopiowałem takie ze dwie dekady temu wprost z katalogów, bo ceny ich tam były przesadne.
          Specjalnie w powyższym swym wpisie pominąłem metodę wręcz dla kota półzdziczałego ostrą - uwieszanie kotu dzwoneczków na obróżkach, dzwonków typu kulistego, jakie stosują zdaje się wędkarze. Moje kocurki i kotki b.ich nie lubiły, bo je ujawniał nawet nocą, a włóczyły się do naszego przyleśnego ogródka i za potrzebą [tylko zimą lubiły kuwety], i za gryzoniami, jaszczurkami i wiewiórkami nawet.

          '...może upolować i nie zjeść....'
          O, właśnie - ale jest wielka między [półzdziczałymi] kotami różnica płci - kotki matkujące to były u nas w ogrodzie katy na gryzonie, a zmniejszyło się to właśnie po podjęciu przeze mnie i sąsiada masywnego dokarmiania, a potem właśnie sterylizacji - z etapem chemicznej, lekami.
          Kocury i ich instynkt łowów zaś to temat metodologii sybarytów i wysługiwania się samiczkami, temat rzeka. Wystarczyło, że miały nawet o kilometr konkurenta niekastrata, a zajmowały się bardziej sobą i walką.

          '...chyba że utuczymy [...] ale to mało humanitarne...'
          Właśnie takie są koty i kotki wyłącznie domowe, z wiekiem to u nich narasta, szczególnie gdy mają majętnych, acz niezbyt rozumnych opiekunów.

          '...niewypuszczanie [...] dla kogo jest okrutne...'
          Kot samotny w domu, z pracującym kompletem opiekunów, leniwych i nie rozumiejących potrzeb fizycznego wysiłku kota, nawet obowiązku opiekuna, by go zmęczyć - przecież to norma w blokach, w willach. A gdy dochodzą do tego kocie zakazy w regulaminach, nawet w uchwałach rad gmin...
          Nikt z nas, miastowych, nie rozumie powodu trzymania po wsiach polskich kotów w gospodarstwach - i ich głodzenia na zasadzie „bo się ma sam wyżywić”.
          Temat rzeka.

          '...nie dla kota...'
          Nie każdy kandydat na kociego opiekuna powinien mieć zgodę na trzymanie kota.

          '...kot ma w domu odpowiednie rozrywki zapewnione...'
          Jestem nawet entuzjastą egzaminów na opiekuna psiego/ kociego - no i ptasiego, choć „klatkowanie” domowe ptaków uważam za katorgę ptasią.

          '...Nie bez powodu wiele organizacji pro-kocich (nie pro-ptasich!) preferuje adopcje do domów, gdzie kot nie będzie wypuszczany, bądź tylko takie adopcje bierze pod uwagę....'
          Wiem o tym - ale nie widzę powodu, by w warunkach domu z ogrodem kot go nie mógł odwiedzać - i to na warunkach czasowych.
          Czekam z utęsknieniem na potanienie wreszcie tych elektronicznych klapek drzwiowych dla kotów/ psów, jakie pozwalają indywidualizować [czipami] sposób wychodzenia przez nie.
          W naszym przydomowym ogródku mamy na stałe i kosy, i koty - siatki tam gdzie trzeba, atrakcje terenowe, dosadzenia krzewów i drzew, odpowiednio podkrzesanych, oddalonych, dobranych gatunkowo - a ten dobór wykracza też poza ogród, na przydroża i ulic, gdzie są i inne budki [też na słupach/ garażach etc - już o tym tu wpisywałem słów wiele.

          Słowem - można pogodzić współistnienie wokół nas wielu ptaków, a NIEwielu kotów, tylko trzeba się do tego zmusić [w mym ogrodowym przyleśnym garażyku kot miał klapkę, by tam szukać gryzoni [a na obudowie jego ścian zrobiłem 4 gniazda lęgowe, jedno na wysokości 1, 8 m nad ziemią]
          I trzeba wspomagać w tym sąsiadów, a i chodzić na zebrania odpowiednich komisji miejsko-gminnych rad, pilnując - ze światłymi ptakolubami wśród urzędników - to i owo.
          • palczak.madagaskarski Re: Znikanie kotów i zasad (zdrowych) 08.07.20, 10:21
            "metodę wręcz dla kota półzdziczałego ostrą - uwieszanie kotu dzwoneczków na obróżkach," Nie wiem, jaki to kot "półzdziczały", ale zdziczały raczej sobie nie da założyć obróżki. Zresztą one nie są dla żadnych kotów polecane przez kociarzy, bo właśnie podobno je mocno irytują tym stałym dźwiękiem. A polowaniom do końca nie zapobiegną - podobnie jak inne metody. Jedynie niewypuszczanie bądź wypuszczanie pod kontrolą (np. na smyczy- tak, da się i ludzie to robią).

            Jeśli chodzi o to, ile kot poluje, to pełen wgląd miałbyś tylko montując kotu kamerkę. Robi się takie badania, ale rzadko. W badaniu z USA z 2013 roku 49% ofiar było pozostawianych (nie zjadanych ani nie przynoszonych "na prezent"). W tym samym badaniu polowały 24 z 55 kotów - czyli nie wszystkie koty polują, tylko niestety właścicielom może być trudno to ocenić. A sumaryczne liczby upolowanych dzikich zwierząt są przytłaczające, w Polsce szacuje się to na dziesiątki albo setki milionów ssaków i ptaków rocznie. Szczególnie, że kotów jest mnóstwo, i z "jednego przydomowego kotka" robi się mnóstwo przydomowych kotków na osiedlu, plus bezdomne.

            "Kot samotny w domu, z pracującym kompletem opiekunów, leniwych i nie rozumiejących potrzeb fizycznego wysiłku kota, nawet obowiązku opiekuna, by go zmęczyć - przecież to norma w blokach, w willach. " Pytanie czy jak się go wypuści, to jest już szczęśliwy. Bo jednak kot jest zwierzęciem udomowionym i są badania, że jedną z jego potrzeb jest interakcja z człowiekiem. Więc nie wystarczy dać michę i zawieźć do weta raz na jakiś czas, nawet jak jest wychodzący.

            "Nikt z nas, miastowych, nie rozumie powodu trzymania po wsiach polskich kotów w gospodarstwach - i ich głodzenia na zasadzie „bo się ma sam wyżywić”."
            Oj niestety. Na fatalne warunki bytowe wiejskich kotow zwracali też uwagę autorzy tej dość głośnej polskiej pracy o kocich polowaniach (z ktorej są te miliony ptaków i ssaków).

            "Wiem o tym - ale nie widzę powodu, by w warunkach domu z ogrodem kot go nie mógł odwiedzać - i to na warunkach czasowych"
            Z opiekunem cały czas mającym go w zasięgu wzroku, albo w "catio" -specjalnie urządzonej kociej wolierze - jak najbardziej, super sprawa. Ale samopas - nie. Powody? Zabijanie ptaków i ssaków (niekoniecznie tych, które uznajemy za szkodniki), to jedno. Niebezpieczeństwa dla kota - to drugie. Nawet jeśli mieszka się na odludziu i do najbliższej drogi trzeba iść kilometrami wink (chociaż czasem to tak jest, ze drogą "nic nie jeździ", a któregoś dnia akurat przejedzie na pełnym gazie, jak kot zechce przejść), to pozostają np. różne trucizny (kot może zjeść zatrutego gryzonia, wejść na pole niedawno opryskiwane, albo zjeść trutkę na ślimaki, ostatnio dowiedzałam się, że podobno koty i psy lubią takową zjeść jak znajdą sad ), choroby (znów - skonsumowany chory gryzoń, na przykład), większe lub mniejsze zwierzęta, które zechcą kota zjeść, walki plemienne z innymi kotami "na dzielni". No i też opiekunowie kotów twierdzą, ze przy wychodzącym trudno zauważyć pierwsze oznaki choroby (jakiejkolwiek, niekoniecznie związanej z wychodzeniem) i odpowiednio wcześniej zareagować.
            • dar61 Implementowanie zasad (zdrowych) 09.07.20, 18:54
              Wątek nieco się odptasia i kocieje, ale wart tego.
              Chciałem nieco już tę naszą wymianę zdań wyogólnić, ale za dużo tu zarzutów szczegółowych, więc po kolei [podaję na raty, go automat nakłada limity]:

              '...zdziczały raczej sobie nie da założyć obróżki....'

              Jestem - z przyczyn nazwijmy to pro-żbikowych - wrogiem PORZUCANIA kotów, by emigrowały i się same np. po ogródkach działkowych mnożyły. Nawet stałem się tak z półtora-dwie dekady temu gorliwym zwolennikiem ich wyłapywania - czasowego - by je sterylizować i kastrować, aby marły bezpotomnie. Z tych nawet powodów przygarnąłem 3/4 kotów z okolicy, by miały dom, ciepło - i nie hasały po drzewach. Lepsze - adoptowania w dom.
              Założenie więc pierwsze - kotów dzikich - prócz żbika - ma nie zaistnieć.

              '... Zresztą one nie są dla żadnych kotów polecane przez kociarzy, bo właśnie podobno je mocno irytują tym stałym dźwiękiem...'

              Wiem, ale po to mają być, jeśli się ma ptaki na uwadze. To metoda b. skuteczna, ale pod warunkami, jakie już częściowo tu i w swej pisaninie dawnej w forum wyłuszczałem - nie będę jej od nowa opisywał, pokrótce to: rearanżacja ogrodu i bliskiej nam ZIELONEJ okolicy (posadziłem już kilkadziesiąt tysięcy drzew, a i na mojej osadzie i w mieście rodziców kilkadziesiąt krzewów na skwerach i posiółkach). Da się.
              Warunek następny - własnoręczne lokowanie lęgom przydatnych gniazd [mam w dorobku nieco kieszeni lęgowych na drzewach], platforemek [gniazda otwarte/ półotwarte] - plus przerzedzenie gatunkowe i fizycznie dosłowne krzewów. I kilka innych, ale się próbuję streszczać [o kratkach w nieużywanych kominach już wspomniałem tu w forum którymś kiedyś - bo się dla pliszek nadawały, a koty sąsiada na komin po gałęziach obok drzew...]

            • dar61 Implementowanie zasad II 09.07.20, 18:56
              ...polowaniom do końca nie zapobiegną - podobnie jak inne metody...'

              Przy moim głównym jw. założeniu - że nie ma być kotów bezpańskich [nie lubię nazwy 'właściciel' >>> bez opiekuna stałego] czyli nie mających domu z ludźmi u boku kota - polowań NA PTAKI nie ma. Metody USUWANIA WARUNKÓW zakładania gniazd na ziemi ptakom tam się gnieżdżącym - też i gęstych niskich krzewów - daje zakończenie tych polowań, o czym co nieco tu i kiedyś [...]
              Od razu uprzedzam argumenty - mówię/ piszę o przyleśnych moich okolicach [mam mieszkanie w enklawie śródleśnej od kilku dekad, a większość naszych na tym osiedlu kotów BOI się do lasu wychodzić. Mniemam, że to z przyczyn kun - te chyba nie dają sobie w kaszę dmuchać.

              ...Jedynie niewypuszczanie bądź wypuszczanie pod kontrolą (np. na smyczy - tak, da się i ludzie to robią)....'

              To idealizm i - powtórzę - niewola.
              Tak, wyprowadzałem swą kotkę na smyczy, da się, ale to niewola nadal. Robiłem to w czas jej rui kilkakroć, po rui już nie - bo nie było powodu, karmiona odpowiednio, wymęczana zabawami >>>> PLUS przeobrażenie ogrodu i okolic przyleśnych dało efekty [jw.].
              Mam całe foto-filmy kolorowe, gdym przy naszym poidle-oczku wodnym fotografował ptaków wiele gatunków, a kot mój/sąsiada starał się je tam zdybać, ale nie dawał rady z przyczyn zastosowania gatunkowego doboru i form nasadzeń wokół oczka. Na opornego kocura sąsiadów wpierw używałem wodnych - z węża - argumentów [plus OKOLCOWAŁEM skutecznie jego wylegawisko obok poidła] - a potem sąsiadom kota odebrałem (a żona sąsiada, mego dyrektora z pracy, mocno oponowała, ale miałem to - i ją - w nosie) i udomowiłem, bo był tylko ogrodowy i raz na kwartał może karmiony.
              Tenże dyrektor mi wymawiał, że w drzwi domu [mieszkanie służbowe wtedy, potem wykupione] zniszczyłem, wbudowując tam klapkę, ale zrozumiał, co to ulepszyło. Kocur najpierw mieszkał u mnie w korytarzu, na zimę już dał się udomowić [druga klapka do mieszkania]. Za nim przychodziły inne koty z ogrodu z wizytacją [inny sąsiad taką jedną półdziczkę podkarmiał, potem podjąłem jej u siebie udomowianie, gdy tego 1. kocura ktoś zabił, rozdeptując, cóż, pominę to - ale sąsiad tę kotke wywiózł potem poza nasze osiedle, też to ocenzuruję]. Potem wziąłem już kotkę następną sam, bo głodowała u dalekich sąsiadów - i jw.
              Można? Można.
            • dar61 Implementowanie zasad III 09.07.20, 18:57
              ...tylko montując kotu kamerkę [...] USA z 2013 roku 49% ofiar było pozostawianych [...] nie wszystkie koty polują, tylko niestety właścicielom może być trudno to ocenić. A sumaryczne liczby upolowanych dzikich zwierząt są przytłaczające, w Polsce szacuje się to na dziesiątki albo setki milionów ssaków i ptaków rocznie. Szczególnie, że kotów jest mnóstwo, i z "jednego przydomowego kotka" robi się mnóstwo przydomowych kotków na osiedlu, plus bezdomne...'

              Znam podobne badania - ale musi Kuma założyć moje wstępne tu i powyżej założenia, wtedy nie są takie statystyki do moich warunków przystające:
              - Kot rozmnażany tylko pod kontrolą (ostatnią wziętą do nas kotkę półdziką z jej potomków, jakich płodzenie było mi nieznane, potomków tychże pozbawiłem, usypiając je z pomocą weterynarza;
              - Kot tylko domowy [nasza neo-kotka i neo-kocur półdzikie/ z importu próbowały znaleźć sobie w naszych garażykach ogrodowych bazę, ale je wygnałem, a w domu naszym wyczuły raj, ideał - szybko dało się im wybić z głowy dziczenie. A jak wybudowałem w mieszkaniu im pod sufit atrakcje terenowe, nie miały ochoty bez powodu penetrować teren ogrodu. Powód był właściwie jeden - przeganiały nową sąsiednią kotkę-szlachciankę, konkurowały. Podobne kocur sąsiada-znajomka, przyszedł pół kilometra, ale dostał wciry [ode mnie] i przestał. Tam u sąsiada się trochę na mnie boczył, ale go przekupiłem;
              - Kot przekarmiony, wręcz rozpieszczony dostępnością smakołyków naturalnokrwistych [kotka z czasem mnie traktowała jakbym zawsze wracał z połowów!] - nawet wyklinanych ryb;
              - Kot wymęczony zabawą, nauczony strachu przed samochodami i nienaznym, nauczony bojaźni wnętrza lasu nawet za dnia [bały się wymarszu z nami dalej niż na 20 metrów tam w głąb - dzięki wam, kuny!]
              - Kot izolowany trudnościami dotarcia/ dystansu do gniazd
              itd.
            • dar61 Implementowanie zasad IV 09.07.20, 18:59
              '...Pytanie[,] czy jak się [kota] go wypuści, to jest już szczęśliwy. Bo jednak kot jest zwierzęciem udomowionym i są badania, że jedną z jego potrzeb jest interakcja z człowiekiem. Więc nie wystarczy dać michę i zawieźć do weta raz na jakiś czas, nawet jak jest wychodzący...'

              Miło się czyta znawczynię.
              Cóż, nasze kocury nie więziłem, nie więżę, i nie będę. Mają wolność [w domu rodzinnym klapek po drodze, z mej ręki uwieszonych, kot miał 4 po drodze do ogrodu/ u mnie 2] i same sobie decydują o wyjściu. Rzadko bo rzadko klapkę tę im zamykałem, ale nieco liczyłem im czas. Większość przebywały w domu. Gdym chciał separować, klapkę, zamykałem np. jednostronnie [jedno wyście wieczorem - i przy powrocie do domu brak opcji wyjścia].
              Moja sąsiadka opowiadała, że gdym wracał z pracy, wtedy dopiero kotka nasza, mnie witając, wychodziła przed nasz dom.
              Byłem na etapie dodania kotce towarzysza - co zalecają np. domowo więzionym kotom - ale nie tylko ja podejmowałem decyzję o tym, więc do tego nie doszło, co by dało i nam naukę.
              Nie należę do tych, co go koty - i psy - nie lubią. Nieco się na ich psyche znam, na ich potrzebach - ukrócę samochwalstwo następnym argumentem, że niezbędne jest, co i Kuma tu wspomina, sprawdzenie warunków kotom i wręcz egzamin plus konfiskata ludziom chętnym na koty w domu.

              '...Na fatalne warunki bytowe wiejskich kotów zwracali też uwagę autorzy tej dość głośnej polskiej pracy o kocich polowaniach (z której są te miliony ptaków i ssaków)...'

              Odbieranie kotów po wsiach powinno wejść też w repertuar polskiego prawa plus - czego początkowo nie pojmowałem - zezwolenie na rozmnażanie kotów tylko przez ... zawodowców. Odcedzam skandale na fermach tychże, bo na to na razie, dopókim nie poseł, nie mam wpływu, a w mej okolicy takich nie ma, bo bym tam zaglądał i meldował komu trzeba.
              No i mamy ostatni argument dla mnie - ani w mieście, ani w posiołkach kota niedomowego ma nie być - no i ma taki być niesamonamnażalny.
            • dar61 Implementowanie zasad V 09.07.20, 19:03
              '...Z opiekunem cały czas mającym go w zasięgu wzroku, albo w "catio" - specjalnie urządzonej kociej wolierze - jak najbardziej, super sprawa...'

              Koty nasze i kotki - a lubię ogród - praktycznie chodziły za nami krok w krok (prócz śledzenia nowych kotów u sąsiada, zaglądających na wspólny nasz ogród), a potem do domu. Nawet nauczyłem je reagować - i przychodzić - na sygnały podobne jak dla psów, cmokanie, pogwizdywanie etc. Umiem też naśladować ich dźwięki straszące (charkoto-prych), żalące, odstraszające. Nawet takie kłapiące paszczą na widok np. ptaka za szybą. To temat rzeka. Słowem - barykada na pół dnia [gdy np. człek w pracy] plus kuweta i żarełko - a potem do nocy nie można się było od kota opędzić, na klawisze mi wchodziły, gdym pisywał Wam tu co nieco. A ptaki na karmniku za oknem, na poidełku, na/w garażyku - constans, proszę uwierzyć. Kos się nauczył dystansu, a ja mu nadałem wizjery w ogrodzie, by się widziały zoo-żywiny wzajem. Kot zrozumiał, że nie dojdzie.

              '...Ale samopas - nie. Powody? Zabijanie ptaków i ssaków (niekoniecznie tych, które uznajemy za szkodniki), to jedno...'

              Warunki powyżej - terenowo-widokowe, trudnościowe, lokalizacyjne, zmieniają taką perspektywę. Proszę wierzyć, że kot - odkarmiony, wysycony domowymi-towarzyskimi-dziecięcymi-zabawowymi atrakcjami, otoczony lasem - kotem felis naprawdę DOMESTICA pozostanie.
              Ja to zwę OBOWIĄZKI OPIEKUNA wobec domowego zwierzęcia: nie tylko micha i wet. Kota/ psa trzeba zająć tak, że on do tego tęskni i się domaga. A jak się domaga, trzeba mu dać fory.

              '...Niebezpieczeństwa dla kota [...] Nawet jeśli [...] "nic nie jeździ" [...] trucizny [..] zwierzęta [...] chcą kota zjeść, walki plemienne z innymi kotami...'

              Zgodzę się - ale to można eliminować po kolei. Najczęściej poprzez nauczenie sasiadów tych samych jw. zasad, z nieustającą akcją agitacyjną [chyba tu to nieco widać] - a w końcu interwencją typu jak moja powyżej [odebranie sąsiadom] lub instytucjonalnie, zgodnie z prawem [nawet lokalnym], choć zakazu trzymania np. psa/kota/ papużki, bo regulamin osiedla etc. się nigdy nie zgodzę.
              Warunki podatne ucieczkom eliminuję powyżej opisanymi, a w razie potrzeby zachwalę elektroprzeszkody ogrodzenia, osiatkowanie ogrodu od góry [balkony można, to i tu] - a ogród to dla mnie część właśnie domu.

              '...wychodzącym trudno zauważyć pierwsze oznaki choroby (jakiejkolwiek, niekoniecznie związanej z wychodzeniem) i odpowiednio wcześniej zareagować...'

              Ha! Zgadzam się tylko wtedy z taką argumentacją, gdy ktoś tępy, gdy traktuje kota/ psa/ papużkę jak mebel.
              Mnie się jakoś udaje z naszymi kotami nawet ... gadać. Pamiętam - domownicy świadkami - jak kotka siedzi obok o pół metra, 'mówi' coś do mnie, bo widzi, że bębnię w klawiaturę - ja odpowiadam słowem ludzi - ona odrzeka swoim murmurandoskrzekiem - i tak kilka razy. Nic trudnego. Dogadaliśmy się.
              Zwierza trzeba obserwować, douczać się, studia czynić - i dogadywać. Nie narzucać - nasze kocice miały nawet okresowe chcice na krwiste befsztyki, potem wręcz na karmę specjalną - trzeba to wypatrzeć, zerkać. Zwierza macać, czyścić, choć kot, słuchać im w kiszkach soczków, w uszy zaglądać, nos badać, osnówki, kleszcze, pazury, śledzić linienie - ważyć, mierzyć, nigdy od małego mleka nie pozbawiać, boć to ssak - roz-pie-szczać.
              A podziękuje.

              A ptakom należy pomagać też, o czym było tu pośrednio - i przedtem co nieco.
        • malgosia8788 Re: Znikanie jaj, kun, kotów (i szpaków) 10.08.20, 17:13
          Opiszę Wam, moją historię. Przeprowadziłam się 3 lata temu z miasta na wieś, gdzie kupiłam 2-u piętrowy dom z dużą działką i takim ogrodem. Mam 2 pieski malej rasy spaniele miniaturowe Phalene i Papillona, Magica i Rickiego. Miałam w ogrodzie pełno ptaszków, różnych, nawet przychodziły wiewiórki, bo rośnie u mnie leszczyna. Specjalnie dla ptaków, pszczół i motyli, nasadziłam mnóstwo kwiatów,, aby miały "raj na ziemi". W altanie ogrodowej, synogarlice założyły sobie gniazdo i wychowały swoich dwoje dzieci. W zeszłym roku, przybłąkał się do mnie mały kotek, maści biało-rudej. Nie miał domu, bo zrobiłam wywiad a szukać nowego dla niego, po prostu nie miałam czasu, więc go przygarnęłam do siebie. Został zaszczepiony, odrobaczony a z pieskami od razu złapał wspaniały kontakt. Pani doktor, oceniła jego wiek na 4 miesiące, świadczyłoby to, że urodził się w kwietniu.Po paru miesiącach, został wykastrowany, aby nie znaczył mi terenu w moim domu, załatwiał się do kuwety, bo....miał być kotem nie wychodzącym, ponieważ nie chciałam, aby któregoś dnia, wyszedł i już nie wrócił, wskutek jakiegoś nieszczęścia (wcześniej miałam tak z innym moim kotem). Spokój był do marca tego roku, gdy zaczął się domagać wyjścia na dwór. Chcąc mu to uniemożliwić i wyperswadować mu to z głowy, kupiłam w lecznicy za radą pani doktor obróżkę z feromonami na uspokojenie, efekt...kot mało co się nie udusił, chcąc ją zdjąć, dobrze, że to było w domu, gdy w nim byłam. Maciek (tak ma na imię), wsadził łapkę pod obróżkę i zębami chciał ją przegryźć, pyszczek mu się w niej zakleszczył, poprzygryzał sobie dziąsła a krew kapała, jakby nie wiadomo z jakiej rany. Jeszcze do tej pory, jak to sobie przypomnę, to odczuwam strach, że w taki sposób, mogłam go stracić, a naprawdę, jest kochanym kotkiem, przytulaśnym, bardzo mądrym a psie spory, kończy jednym pacnięciem łapki w jednego psa, i już po konflikcie. Z racji tego, że nie chciałam go wypuszczać na dwór, zaczął obsikiwać posłania psów, także miałam codziennie dodatkowe pranie. Pani doktor, u której szukałam porady stwierdziła, że nie mam innego wyjścia, jak mu pozwolić na wyjścia do ogrodu, tak też zrobiłam i wtedy się zaczęło! Znosił mi do domu zabite przez siebie myszy, ptaszki, gołębie, nawet żywe małe jaszczurki, nie raz dwie dziennie, które za każdym razem zarzucając na nie ręcznik, wynosiłam z domu i dawałam im wolność, do następnego dnia, kiedy Maciek znów ich nie przyniósł. Już nie było mowy o tym, aby jakieś ptaki uwiły sobie gniazdo. Ostatnio, na wysokiej sośnie w moim ogrodzie , osiedliły się synogarlice, gdzie miały w gnieździe dwa pisklęta, już takie opierzone podlotki, a jak się o tym dowiedziałam? Ano po tym, jak je zaatakował mój kot, matka zdążyła odlecieć i dzięki temu uratowała swoje życie, więc się zajął jej dziećmi. Jeden mimo rany na szyi, wyskoczył z gniazda i spadł na ziemię, złapałam go, (akurat byłam w pobliżu i wszystko widziałam)i wsadziłam do klatki, w której dawno temu, miałam zeberki australijskie. Drugiego, niestety nie mogłam uratować, bo było bardzo wysoko, ale pisk tego pisklęcia, będzie mnie prześladował już do końca. Uratowanego ptaszka, mąż zawiózł do lecznicy, gdzie pani doktor już się nim zajęła, a po paru dniach, przyszła "taka pani', co zajmuje się w domu tylko gołębiami, po czym gdy dorosną, zostają wypuszczane. Całą trójkę moich zwierząt, żywię świeżym mięsem, wraz z suplementami diety. Jest to dieta RAW, polegająca na naturalnym żywieniu zwierząt, nie na suchym pokarmie, gdzie nigdy nie wiadomo co tam jest. Do mięsa, dodatkowo dosypuję jeszcze sproszkowaną krew zwierzęcą, także Maciek, w zasadzie nie powinien odczuwać jej braku w pożywieniu, a jednak.... To samo jest z rozrywkami, o których piszesz, ma ich wystarczająco dosyć. Drapak po sam sufit, zabawek w pudle, że nie jedno dziecko by pozazdrościło, dzikie gonitwy z psami po całym domu, nie mówiąc już o pieszczotach właścicieli. Ostatnio, odzyskałam nadzieję, odnośnie ptaków. Znalazłam sklep, w którym będę mogła kupić dla nich domki, które można zamontować na ścianie budynku, może wtedy, będą w spokoju wychowywać swoje młode. Pozdrawiam wszystkich gorąco. Gosia.
          • dar61 Przenikanie się [1] 12.08.20, 18:49
            * Przeprowadziłam się 3 lata temu z miasta na wieś, gdzie kupiłam [2-piętrowy] dom z dużą działką i takim ogrodem. Mam 2 pieski [...]. Miałam w ogrodzie pełno ptaszków, różnych, nawet przychodziły wiewiórki, bo rośnie u mnie leszczyna. Specjalnie dla ptaków, pszczół i motyli[ ]nasadziłam mnóstwo kwiatów, aby miały [„]raj na ziemi".

            Jeśli Pani chce mieć i zwierza domowego w ogrodzie, dotychczasowa dzika menażeria musi się nieco odsunąć. Innej drogi nie ma, jeśli Pani wnika w ich biotop.
            Rozwiązaniem jest oczywiście żadnego zwierza domowego nie mieć. Jednak myszy, nornice, jaszczurki, zaskrońce, sarny, zające, lisy, rzęsorki i tak wtedy nadejdą [jak u nas] wink

            * W altanie ogrodowej[ ]synogarlice założyły sobie gniazdo i wychowały swoich dwoje dzieci.

            Taka budowla jest zbyt niska i dla nich, i za łatwo dostępna dla ich szkodników.
            Radzę im dobudować# wysoko, pod okapem np., specjalne gniazdo - budkę tzw. półotwartą. Nasze dzikie gołębie znalazły w podokapowym [poniemieckim!] odeskowaniu obwisłą deskę i pięknie sobie tam radziły lat kilka.

            * W zeszłym roku[ ]przybłąkał się do mnie mały kotek, maści biało-rudej.

            To dość wcześnie, ale takie mniej więcej koty są już wyganiane/ zniechęcane przez swe matki/ też przez swe co silniejsze rodzeństwo - i emigrują coraz dalej, ucząc się polowania. Jeśli to przychówek jakiejś kotki wiejskiej, od małego jej kocięta są przez mać swą uczone fachu łowczego.

            * Nie miał domu[ ]bo zrobiłam wywiad[, ]a szukać nowego dla niego[ ]po prostu nie miałam czasu, więc go przygarnęłam do siebie.

            Dobry manewr, jedyny dostępny w tych warunkach. Mnie takie kocię wcisnęła na siłę sąsiadka, obdarowana przez innego mojego znajomego z wycelowaniem na nas [kota nam, co tu gdzieś w forum opisywałem, zadeptał uczeń pobliskiej szkoły], gdzie oboje ci moi znajomi pracowali.

            * Został zaszczepiony, odrobaczony[, ]a z pieskami od razu złapał wspaniały kontakt. Pani doktor[ ]oceniła jego wiek na 4 miesiące, świadczyłoby to, że urodził się w kwietniu.

            Koty dziś rodzą się cały rok na okrągło - częstość kocenia się kotek zależy od ich wyżywienia.

            [cdn]
            • dar61 Przenikanie się [2] 12.08.20, 18:53
              * Po paru miesiącach[ ]został wykastrowany, aby nie znaczył mi terenu w moim domu, załatwiał się do kuwety, bo.... miał być kotem nie[]wychodzącym, ponieważ nie chciałam, aby któregoś dnia[ ]wyszedł i już nie wrócił[ ]wskutek jakiegoś nieszczęścia (wcześniej miałam tak z innym moim kotem).

              Oznakowywanie terenu kociego zależy nie tyle od wieku kocura [też kotki!], ile od tego, co i kto jego włości nachodzi.
              Jeśli na jego teren wnikają inne koty wolnobieżne dalekonośne, to muszą się tym terenem jakoś podzielić. Jeśli do Was do domu będą przychodzili ludzie z nawet lekko pachnącymi „kocim i psim [!] znakiem” ubraniami/ obuwiem/ oponami samochodu [!]/ roweru [!] - kot, choćby i tego znakowania dotąd zaniechał, ma odruch „odznaczania”, zakrywania obcego śladu zapachowego. To instynkt nie do powstrzymania.

              * Spokój był do marca tego roku, gdy zaczął się domagać wyjścia na dwór. Chcąc mu to uniemożliwić i wyperswadować mu to z głowy, kupiłam w lecznicy za radą pani doktor obróżkę z feromonami na uspokojenie, efekt ... kot mało co się nie udusił, chcąc ją zdjąć, dobrze, że to było w domu, gdy w nim byłam. Maciek (tak ma na imię), wsadził łapkę pod obróżkę i zębami chciał ją przegryźć, pyszczek mu się w niej zakleszczył, poprz[e]gryzał sobie dziąsła[, ]a krew kapała[ ]jakby nie wiadomo z jakiej rany. Jeszcze do tej pory, jak to sobie przypomnę, to odczuwam strach, że w taki sposób, mogłam go stracić, a naprawdę[ ]jest kochanym kotkiem, przytulaśnym, bardzo mądrym[, ]a psie spory[ ]kończy jednym pacnięciem łapki w jednego psa, i już po konflikcie.

              Takie zapachowe preparaty służą głównie do czego innego - np. do zmniejszenia chęci walk wśród kilku domowych kotów.
              Koty od małego można przyzwyczajać do obróżek - np. stosując (choćby zużyte, zwietrzałe) miękkie obróżki przeciw kleszczom - a te kleszcze u Was są chyba domyślne w ogrodzie.

              * Z racji tego, że nie chciałam go wypuszczać na dwór, zaczął obsikiwać posłania psów[ ]tak[, ]że miałam codziennie dodatkowe pranie.

              Kocia psychika jest nie do zgłębienia. Ja stawiam jednak na powód podobny do domysłów jw. - kocia frustracja, chęć posiadania czegoś własnego do znakowania. A jeśli psy miały chęć dominacji jakiejkolwiek, tym bardziej. Jeśli owionął kota jakiś odór psiej rui - to samo. A być może sami przynosicie takie zapachy spoza swego domowego kręgu. Niejeden pies i kocur to Wam zaświadczy swą ... natarczywością.

              [cdn]
              • dar61 Przenikanie się [3] 12.08.20, 19:03
                * Pani doktor, u której szukałam porady[, ]stwierdziła, że nie mam innego wyjścia, jak mu pozwolić na wyjścia do ogrodu, tak też zrobiłam i wtedy się zaczęło!

                Żeby znów nie wywoływać lokalnego forumowego przekonywania mnie do rzeczy sztucznych, wspomnę, że wyprowadzanie kotów na smyczy ma - czasem - dobre strony.

                * Znosił mi do domu zabite przez siebie myszy, ptaszki, gołębie, nawet żywe małe jaszczurki, nie[]raz dwie dziennie, które za każdym razem[, ]zarzucając na nie ręcznik, wynosiłam z domu i dawałam im wolność[ ]do następnego dnia, kiedy Maciek znów ich nie przyniósł. Już nie było mowy o tym, aby jakieś ptaki uwiły sobie gniazdo.

                Mam dom śródleśny i współczuję - u nas było z mniejszym natężeniem, bo i okolica miała gleby rdzawe, więc ubogie i [...], a i mieszkają tu u nas ludzie (wpierw Niemcy, potem Francuzi-jeńcy, potem nasi rodacy) tak od plus minus 160 lat. Oni już zubożyli wokół zoocenozę, np. się grodząc, hałasując, drzewa zapłotowe odsuwając coraz dalej - itp.
                Nasz zestaw zwierząt i roślin w dziczy zmniejsza też lokalny drapieżnik - kuna leśna. Nasze koty od zawsze bały się tej konkurencji, może kocury mniej. Nocą pies sąsiada w swej zagródce szaleje i poszczekuje nie bez powodu.
                Muszę przyznać, że nasze kotki, co nas tymi zdobyczami próbowały obdarowywać [kocury nigdy!], mocną perswazją od tego odzwyczailiśmy. Skończyło się, ze wyczekiwały przy naszych powrotach na świeżą krwistą zdobycz, same się wtedy leniąc.
                Widzę od niedawna [wreszcie!] w sprzedaży takie zabawkowe misy, kule z gumy itd., do których wkłada się karmę [nawet z sosem!], by zwierz karmił się baaaardzo długo, wydłubując, tocząc, przewracając itd. Od dawna się tk robi w zoo - wreszcie to dotarło pod strzechy. Swym domowym kotom ukrywałem w róznych budowlach pod sufit porcyjki, miały zajęcie pod mą nieobecność [i kuwetę, ale latem miały ją w nosie].
                Metod jest wiele - nasza kotka zjadała, połykała, zbut naturalnie wykonane myszki. No to dostała kulę z uchu do zabawy i piłek ping-pongowych kilka [poprzednie zawsze gdzieś ginęły pod szafkami]. No ię toczącą sięmkulkę na baterie, z mysiokocim ogonem - córeczka sąsiadów nam ją ... zdemontowała - ale jak jej odmówić takiej zabawki, piszczała z uciechy! [...] I wiele innych metod wyrywania kota [i dzieci z nudy.

                * Ostatnio, na wysokiej sośnie w moim ogrodzie[ ]osiedliły się synogarlice, gdzie miały w gnieździe dwa pisklęta, już takie opierzone podlotki, a jak się o tym dowiedziałam?

                Widać nie wyczuły zagrożenia - a i Wy nie znacie metod ogranicznia na tym drzewie wizyt drapieżników. Jedna tu opisałem (kryza wokół pnia). Inną jest takie oddalenie drzew od siebie, by szkodnik typu kuna nie mógł przeskakiwać z sąsiednich drzew konar-konar.

                [cdn]
                • dar61 Przenikanie się [4] 12.08.20, 19:11
                  * Ano po tym, jak je zaatakował mój kot, matka zdążyła odlecieć i dzięki temu uratowała swoje życie, więc się zajął jej dziećmi. Jeden mimo rany na szyi[ ]wyskoczył z gniazda i spadł na ziemię, złapałam go, (akurat byłam w pobliżu i wszystko widziałam) i wsadziłam do klatki, w której dawno temu[ ]miałam zeberki australijskie. Drugiego, niestety[, ]nie mogłam uratować, bo było bardzo wysoko, ale pisk tego pisklęcia[ ]będzie mnie prześladował już do końca. Uratowanego ptaszka, mąż zawiózł do lecznicy, gdzie pani doktor już się nim zajęła, a po paru dniach, przyszła [„]taka pani”, co zajmuje się w domu tylko gołębiami, po czym[, ]gdy dorosną, zostają wypuszczane.

                  U nas - w domu moich rodzicieli - gdy taki gołąb wylądował z sąsiedniej lipy na nasz [I ptr.] balkonotaras, zamknęliśmy tam dostęp domowemu kotu - i sobie. Tak na miesiąc - nie zaglądaliśmy, ale widzieliśmy dolatujących rodziców...
                  Warto obserwować takie gniazda w okolicy, dokształcić się co do czasu rozpoczęcia lęgów i czasu tam wylotu/ wypadania z gniazd podlotków. Wtedy naszym zwierzakom można ograniczać wychodne. Dzikie gołębie [turkawka/ grzywacz] na szczęście mają w PL lęgi nieliczne, zimą właściwie nie. Wtedy owe Wasze gołębie mogły lęg powtórzyć, ale rzadko w tym samym miejscu - one też się uczą na błędach, a w naturze im „pomagają” w tym np. sroki - jak w naszej okolicy śródmiejskiej.

                  * Całą trójkę moich zwierząt[ ]żywię świeżym mięsem, wraz z suplementami diety.

                  Bywają z tym pewne kłopoty - są opinie, że karma surowa [pół]naturalna, też źle zamrażana, może mnożyć na sobie mikroby i powodować kłopoty gastryczne i zatrucia.

                  * Jest to dieta RAW, polegająca na naturalnym żywieniu zwierząt, nie na suchym pokarmie, gdzie nigdy nie wiadomo[, ]co tam jest.

                  Stąd ja kupowałem głównie podroby drobiowe o jasnym pochodzeniu. No i kotu surową rybę [płotkę, wielką, o dziwo, rzadkość]. Ale zwierz miał [szczególnie kotka] takie zamienne parcie raz na krwiste, raz na suchą/ sztuczną. A te z sosem były tylko wylizywane smile

                  * Do mięsa, dodatkowo[, ]dosypuję jeszcze sproszkowaną krew zwierzęcą, tak[ ]że Maciek, w zasadzie nie powinien odczuwać jej braku w pożywieniu, a jednak... To samo jest z rozrywkami, o których piszesz, ma ich wystarczająco dosyć. Drapak po sam sufit, zabawek w pudle, że nie[]jedno dziecko by pozazdrościło, dzikie gonitwy z psami po całym domu, nie mówiąc już o pieszczotach właścicieli.

                  Nasz ... drapak to wielokomorowe cudo na 3,5 metra z komorami dla ukrywania karmy. Obite wykładziną w środku i z zewnątrz. Koty tam wchodzą wdrapując się, schodzą inną trasą, głowa w dół [całą sobotę to montowałem - powstało na widok płata mechatej, czepliwej wykładziny podłogowej...
                  Rolą opiekuna zwierza typu kot jest tego swego podopiecznego zmęczyć według potrzeb zwierza. Automatyka i wędrówki samopas po domu to za mało. Ale te Wasze psy są świetnym zamiennikiem, choć mniemam, że lepszym od psa jest kompan-kot.
                  Ta domieszka krwista jest dla mnie nieznana. Człek się uczy całe życie.

                  [cdn]
                  • dar61 Przenikanie się [5] i działania wyprzedzające 12.08.20, 19:19
                    * Ostatnio[ ]odzyskałam nadzieję[ ]odnośnie ptaków. Znalazłam sklep, w którym będę mogła kupić dla nich domki, które można zamontować na ścianie budynku, może wtedy[ ]będą w spokoju wychowywać swoje młode.

                    OD-RA-DZAM.
                    #/ Ewentualnie tylko takie kupne aprobowałbym, jakie są kopią zalecanych przez znających się na rzeczy.
                    Te kupne - np. madeiczajnowe - są np. cienkościenne [mała izolacja przed gorącem], są kłopotliwe do czyszczenia i opróżniania [dostęp do środka], bo niedemontowalne; miewają za małe gabaryty itd. A poza tym to radocha móc je wykonać np. z dziatwą, potem dziatwa nabywa odruchów opiekuna i uczy się tego i owego.
                    Budki są tak różnych typów, że Wam zachwalałbym na początek do wykonania/zakupu takie proste - dla ptaków gnieżdżących się w załomach [pełzacze], potem nawet dla nietoperzy, a nawet dla jeży. Z czasem może zakopiecie u siebie na skalniakach komory lęgowe/ zimowe dla płazów i jaszczurek - odtworzą populacje penetrowane Wam przez kota.

                    A nawiązując do ingerowania Waszego kota w awifaunę, pomyślcie - trochę wczuwając się w ptasie pomysły.
                    U nas w naszej śródleśnej osadzie (co gdzieś już w forum spisywałem) ja obserwowałem ptasią penetrację zakątków osiedla - i im w tym pomagałem.
                    A. Tak powstała komora z desek, dowieszona po drugiej stronie sęka [jakaś sikora tam zaglądała] na ścianie z desek garażyku [w środku garażu podglądamy czasem tam lęg - dodałem lusterko w ściance, wewnątrz gniazda - ptak ma tam wgląd nawet do kota penetrującego stryszek tego garażyku] - na +/- 3 m nad poziom ziemi [n.p.z.];
                    B. Sikora pokazała nam szczelinę między deskami na wysokości mej głowy na ścianie innej tego jw. garażyku. Dociąłem co trzeba, w ściance dorobiłem komorę, ze schodkami. Lęgi 2x/rok. Kot widzi wloty, ale mu się nie chce po deskach wdrapywać [1,8 m n.p.z.];
                    C. Pod okapem jw. - półotwarta [z przedsionkiem] - 4 m n.p.z.;
                    D. Na 3 garażykach z obu ich szczytów dachu - wspóne garażowisko - [sąsiadów się pytałem o zgodę, a jednego - drań i tyle - nie miałem ochoty, coś tam skrzeczał, ale nie odważył się zrzucić gniazd] dałem półeczki dla pliszek itp. - 3,5 m n.p.z. [półka z balustradką - łatwizna do czyszczenia];
                    E. W kominie domu, nieużywanym [pliszki tam ze swym gniazdem wpadły nam do wnętrza starego pieca!], dałem poziomą wkładkę-kratkę - 15 m n.p.z.;
                    F. Na sześciu stusześćdziesięcioletnich naszych sosen dowiesiłem klasyczne budki lęgowe komorowe, ale dałem części z nich wydłużony „przedpokój” - kot [sąsiadów, przylazł pół km] tam właził, no to dorobiłem drzewu opisywaną tu jw. kryzę, skopiowaną z katalogu] - 5 do 10 m n.p.z.;
                    G. Na koniec zmajstrowałem większą budkę dla sów - 10 m n.p.z., na łańcuchach;
                    Mało? No to dołączam kilka kieszeni lęgowych z pęku gałęzi, 2 pojniki i zestaw krzewów owocodajnych wokół naszej polany. I kompostowniki dwa [zaskroniec].
                    A większość moich samoróbek powstało dlatego, ze sąsiad rozebrał swe klitki z desek takich, że od razu na ich widok wiedziałem, że są idealnie grube na ścianki budek ptasich. Plus pół kilo gwoździ z tegoż demobilu.
                    H. Przez otwarte okno strychu domu wieczorem wlatywały nietoperze. też mają u nas przy domu na sośnie budkę. Chyba na 8 metrze nad poziomem.
                    Byle wszystkie budki i półki wycelować z lokalizacją rozumnie.
                    Na naszej [2 m n.p.z.] masie liści kokornaka na trejażu zimą znalazłem gniazdo. Nasza kotka też się dziwiła tej lokalizacji. Rok potem tam też.
                    [...]

                    * Pozdrawiam wszystkich gorąco.
                    Gosia.

                    I nawzajem - proszę pozdrowić menażerię i o nią dbać, nie więżąc jej za dużo...

                    Dar61

                    Motto:
                    www.ekorekta24.pl/w-zwiazku-z-czyms-mimo-czegos-a-przecinek-czy-jest-potrzebny/
                • dar61 Przenikanie [6] 12.08.20, 19:32
                  dar61:
                  ...zjadała, połykała, zbut naturalnie wykonane myszki. No to dostała kulę z uchu do zabawy i piłek ping-pongowych kilka [poprzednie zawsze gdzieś ginęły pod szafkami]. No ię toczącą sięmkulkę na baterie...

                  O_o

                  >>> ...zbyt naturalnie [...] kulę z puchu [..] No i tę toczącą się kulkę na baterie...

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka