kogucik.2872
19.01.17, 18:07
odc. 1
Drzewiej mędrcy powiadali, że babie do polityki wara. Takie czasy byli onegdaj. Młody atencyją starszyznę raczył, a poważaniem i grzecznością honorował.A i białogłowa swoje miejsce znawszy, w ciszy szacunku, powinności swe czyniła. A wręcz niewidoczną być pragnęła, kiedy starszyzna do radzenia zasiadała, dbała jeno, by strawy i napitku nie zbrakło, ażeby nic mędrców rozproszyć nie ważyło.
Ale czasy minęły, baby wskoczyły w portki i pognały przed siebie. Dziś i w polityce i we wojnie i w każdej dziedzinie, niegdyś za męską stricte uważną - baby się rozpychają łokciami, by też pokazać, że potrafią.
Świat mamy, jaki mamy, coraz mniej w nim sentymentów, coraz więcej twardej walki o cele, które przed sobą stawiamy.
I w tymże świecie brutalnym, w tej szarości dnia codziennego, jak jaki boski promyk, motyl na pustyni - narodziła się legenda.
Trudno zgadnąć, co podwaliną owej się stało. Skąd natchnienie i pomysł na postaci. Skąd takie zaangażowanie w reżyserię, scenerię, kostiumy. Skoro sztuka z początku, pozornie jakby, pro bono tworzona była.
Jednak w miarę rozwoju wypadków, będzie można samemu przemyśleć, kto na jaki realny zysk liczył, kto profitów wyglądał.
Zaczynamy. (scenarzysta, aktorzy i realizatorzy znani redakcji...)
Dawno, dawno temu....za siedmioma forami, była sobie osóbka.
Zrazu niepozorna, z tłumu się nie wyróżniała zbytnio. Lubiła politykować i swe przemyślenia ludziom darowywać. Czasem kontrowersyjna, czasem wręcz napastliwa - z uporem godnym lepszej sprawy propagowała swoje poglądy na świat i rzeczywistość.
Sonia jej było
Sonia IQ195 - znaczy nick taki.
Z powodu konserwatywnych poglądów, maniery demagoga, często padała ofiarą niewybrednych żartów. A już sam dopisek IQ195 prowokował ludzi, do zaczepek i "sprawdzania" czy faktycznie to IQ to IQ...

Widać było jednak, że rzeczona Sonia aspiracje wyższe miała, jak tylko komentować w tłumie jakieś tam artykuliki.
Myślała, myślała, aż nagle wymyśliła.
Gombrowicz. Walnęła pościk na jednym z portali. Ot zwykły komentarz, jakich wiele dotąd stworzyła, na wielu podobnych portalach.
Ale plan miała zgoła inny. Przewrotnie cwany.
Sławna chciała być i kochana.
Nie - zwykła komentatorka jakich setki. Nie. Czas było się wybić.
Komentujących jej post przybywało. Jak to zawsze. Ale tym razem Sonia postanowiła ich zatrzymać na długo.
- jestem Sonia, lekarka, piszę z Afryki. Dzieciaczki biedne ratuję.
Nagle zwykły nick, jakich wiele - ożył. Za pomocą kilku drobnych zabiegów, komentarzy pisanych samej sobie - machina zaczęła nabierać rozpędu.
- zaskoczyło - pomyślała Sonia. Więc do dzieła.
Dalej już poszło z górki. Dobry narrator naświetlał sytuację. Dopowiadał niedopowiedziane. Grupka tajemniczych przyjaciół nawzajem się uwiarygodniała. Nagle - ze zwykłej komentatorki politycznych artykułów - Sonia awansowała na bohaterską świętą.
Przybywało coraz więcej ludzi. Przedstawienie nabierało rumieńców.
kameraaaaa !! aakcja !!
mroczna sceneria Afryki. Szpital polowy. Młoda włoska lekarka dogląda małych pacjentów.
(tu zabrakło odrobiny szczegółów - szpitale polowe w tamtych rejonach, to głownie szpitale dla ofiar wojny. Rannych. Albo szpitale dla ofiar głodu. Wycieńczonych tułaczką i wyniszczonych brakiem wody i jedzenia - biedy. Również szpitale dla chorych zakaźnie - w warunkach Afryki i konfliktów zbrojnych, skrajnej nędzy, braku podstawowych środków czystości, słabych organizmach - epidemie wybuchają często. Zwykle spowodowane tragicznymi warunkami bytowymi.
bohaterka pisze o bardzo chorych dzieciach. Ale nie pisze co im jest. Nie są ranne, nie ma wzmianki o kolejnej epidemii. Taki drobny szczegół)
Dzielna Sonia spędza urlop w Afryce na ratowaniu dzieci. Gdzieś też przewija się niewinnie informacja, że i w Iraku ranna była.
Sonia ma korzeń. Na dodatek polski.
Ale to korzeń święty. Będąca zaledwie krewną Polaków - Sonia język polski opanowała do perfekcji - z miłości do kraju, którego nawet nie zna. (za to po włosku pisząc straszne błędy wali)
Sonia epatuje polskością cały czas. Jak również wiarą - z tym że to w stopniu powiedzmy umiarkowanym.
widzowie dowiadują się, że Sonia dzielnie pilnując szpitalika, czeka na ewakuację.
Po kilku enigmatycznych słowach - znika.
Narrator zgrabnie podtrzymuje napięcie, licząc dni od zniknięcia, wprowadzając mistyczny nastrój oczekiwania.
Widzowie coraz bardziej się niecierpliwią. Czekają.
Wreszcie jest. Sonia wraca.
Zaczyna snuć opowieść.
W noc, po jej ostatnich słowach szpitalik doczekał się ratunku. Sonia wreszcie zdradza, że koczowali na obrzeżach Nyala, stolicy Darfur (południowego).
Pod osłoną nocy, w eskorcie zbrojnych najemników, razem z 2 lekarzami i dwoma pielęgniarkami - zabrawszy ze sobą chore dzieci - 39 szt w wieku od 1,5 do 9 lat - przedzierają się po nocnych bezdrożach Afryki, pokonując
663 km - (tyle wynosi droga wg map) do najbliższego lotniska poza obszarem ogarniętym wojną - Biltine. (z niewiadomych przyczyn Sonia nie umie napisać poprawnie nazwy - robiąc z tego dwukrotnie Blitine).
Po dotarciu samolot wojskowy przewozi uciekinierów do Libii.
Mają farta - 39 bardzo chorych sztuk, z czego 7 po drodze umiera - a mimo to bez problemów przemieszczają się z państwa do państwa, nie niepokojeni przez nikogo głupimi pytaniami - a czy te dzieci nie są zagrożeniem epidemiologicznym ?
W Libii pojawiają się drobne problemy, bo grupka dzieci nie posiada żadnych dokumentów. Nikt nie może udowodnić, że nie zostały np porwane w celu sprzedaży pedofilom.
Ale dzielna lekareczka daje radę.
Pisze na kolanie listę, nadając dzieciom imiona po uważaniu (dziwne - miała je w szpitalu, a nie znała nawet imion ? Nawet w warunkach polowych prowadzi się jakieś kartoteki)
I tak na podstawie listy pasażerów - grupa dzieci opuszcza bez problemu kontynent. Grupa bardzo chorych dzieci. Zabiera ich samolot czerwonego półksiężyca (sic!) czyli tureckiego odpowiednika naszego czerwonego krzyża. Z Libii. Ale ok.
świat w tym czasie debatuje nad tragedią, rozgrywającą się w Darfur. Przywódcy krajów zachodnich głowią się nas sposobem zatrzymania, trwającego tam ludobójstwa. Wszelkie organizacje rządowe i pozarządowe kombinują jak pomóc tym ludziom. Transporty pomocy humanitarnej są atakowane i niszczone przez rebeliantów. W 2007 roku jedyną możliwie bezstratną formą dostaw jest transport lotniczy - korzystający z lotniska w Nyala. Tak tak - bo tam jest lotnisko.
o bohaterskich wyczynach Soni, ani o uprowadzeniu z Afryki 32 dzieci - nikt nie pisze.
Po trzech dniach owych przygód Sonia melduje się na swojej scenie.
Podejrzewam LSD, bo bez dopalacza - nikt by rady nie dał. Przeprawa 663 km po afrykańskiej nocy, w międzyczasie opieka nad dziećmi, przeloty z lotniska na lotnisko, relokacja chorych dziatek na włoskiej ziemi, powrót do domu i od drzwi do kompa.
Musiała mieć niezłego dealera.
cdn.