kogucik.2872
08.05.17, 21:24
Życie bywa okrutne. Po półtoramiesięcznym pijaństwie wylądowałem nad jeziorem Czos. W wieeelkich airbagach schowałem całe kurestwo i papierosy. Chcąc zabrać cząstkę zaufania, zabrałem też zakupione w Ogrodzie Saskim ogórki kiszone w akwarium. Szyderczy śmiech Jokera, który akurat moczył nóżki w bajorze, obmacując Mona Lizę, przypomniał mi w ostatniej chwili o zapasie czekolady. Znajomy Lucyfer bredził coś po drodze o księżniczkach urojonych.
A ja tak bardzo chciałem zapomnieć o Krośnie i o dziadku.
Reflektory lokomotywy, wielkie jak źrenice Amy Winehouse, cięły nicość nocy, jak zęby homara.
O matko, a gdzie homar ma zęby ??
Bliski popełnienia harakiri dotarłem do kwatery.
Czułem się jak w oku cyklonu. Dotarłem jakoś do hotelu.
Odpaliłem kompa, choć widziałem, że był niedomknięty, więc ktoś po drodze się włamał.
Z monitora wysunęła się ręka, męska brutalna dłoń pokazała mi faka. To Mariusz albo Dariusz. Albo Bronisław de la Skrytyblog...
Uciekłem do łazienki. Zatrzasnąłem drzwi. Spadł szlafrok, prosto do wanny pełnej ogórków kiszonych... jak bajoro, jak bajoro, żadnego światła nikt nie wniósł, do diabła (mów mi wuju, czyli Lucyfer, Lucjan z Grabiny...).
Z za ściany dobiegał wrzask trędowatej Francuzki. Wrzeszczała na jednym wdechu o pestce.
Zatkałem uszy odebraną godnością, a gębę krewetkami i homarami. Zrzuciwszy balerinki w rozmiarze bliżej nieokreślonym, ległem na wyrku, rozmyślając o sushi.
Zaplanowałem zaprosić więcej koleżanek, zatrutych kaczkami, na zbliżające się Dni Wanny.
Zasnąłem, śniąc o blondynkach. Rano - przy bułeczkach - spowity szmaragdowym szalikiem, rozmyślałem o hejcie i syndromie sztokholmskim - w swoistej depresji, nie zapominając o zdradzie, pasożytnictwie i skurwysyństwie - korzystając z osobowości mnogiej - zaplanowałem internetowe okrucieństwo. A mogliśmy spokojnie, przy popcornie ulepić kilka bałwanków....
cdn.