tyu
05.02.02, 12:52
Motto:
Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
____________________________Antoine de Saint-Exupery „Mały Książę”
Niniejsze rozważania dedykuję:
Profan - która sprawiła że to, co mnie nurtowało, wreszcie spisałem,
Monice - która podobno interesowała się przedstawianymi zagadnieniami; może
teraz, między jednym karmieniem a drugim, zechce do nich wrócić?
i Witkowi JS - jedynemu fachowcowi od tych rzeczy, jakiego znam (?) i lubię.
Jestem na Forum prawie rok. Zostawiłem tu ponad 2000 postów. Przeczytałem
znacznie więcej. Przedstawiałem swoje opinie, popierałem lub zwalczałem opinie
innych osób, żartowałem lub kłóciłem się z nimi.
Myślę, że wiele z nich znam już na tyle, by móc je trafnie scharakteryzować -
jako LUDZI, nie nicki. NIKOGO z nich nie spotkałem w tzw. „realu”. Kilkanaście
osób z Forum znam też z prywatnych e-maili, twarze kilku - ze zdjęć. Znam
brzmienie głosu trzech osób. Jednak PODSTAWĄ oceny jest tekst pisany. W niemal
wszystkich wypadkach - głównie lub wyłącznie tekst postów z Forum.
Czy trafna ocena człowieka na tej podstawie jest możliwa?
Psycholodzy i psychiatrzy często odnoszą się do takich źródeł poznania
człowieka bardzo sceptycznie. K. Jankowski tak np. pisze w lutowym numerze
magazynu psychologicznego „Charaktery”:
„...musimy jednak (...) odróżnić prawdziwy świat od wirtualnego. Zasada ta
odnosi się w szczególności do naszych kontaktów z elektronicznymi ludźmi. Jeśli
kontaktujemy się z osobą znaną z komputera, listu czy radia, to pamiętajmy że i
my i nasz korespondent, to dzieła fantazji.”
Dzieła fantazji? A czymże innym jest nasza wiedza o ludziach uzyskana w KAŻDY
INNY SPOSÓB?! Czemu akurat tu, w przypadku analizy osobowości na podstawie
własnoręcznie spisanych wypowiedzi, teoria poznania musi stać na stanowisku
sceptycyzmu poznawczego? Czy TAKIE wypowiedzi, świadczące o czyichś poglądach,
postawach - a po nieco dłuższym przyglądaniu się - również o emocjach, są mniej
warte, niż wygląd i „dzień dobry, co słychać” kogoś widywanego?
Czemu TO ma być ważniejsze? Czy kreowanie się na kogoś, kim się nie jest, jest
niemożliwe w bezpośrednim kontakcie? Chyba jest, zwłaszcza wtedy, gdy sytuacja -
banalna i niekonfliktowa - nie zmusza do zajęcia stanowiska, odkrycia
się, „wychylenia”? Ot - uśmiech, ukłon, „sprzedany” świeży dowcip...
Tak, wiem, istnieje np. coś takiego, jak mowa ciała. Ale ona - zaryzykuję
określenie - TYLKO ułatwia i przyspiesza poznanie kogoś.
Na Forum bywają sytuacje, gdy takie „wychylenie” jest niezbędne. Np. gdy trzeba
bronić sprawy, której broniło się wcześniej, ale wówczas przeciwnik był
słabszy. Teraz jest do wyboru: przegrana w dyskusji albo rejterada.
Albo „wyszliśmy z nerw”, co w takich netowych sporach wcale nie jest rzadkie!
Albo po prostu popełniliśmy błąd. Co teraz: przeprosić i przyznać rację
przeciwnikowi, czy brnąć dalej, udając, że się nie wie, że się racji nie ma. A
jeśli przeprosić – to jak? Analiza TAKICH tekstów często daje szczególnie dużo
do myślenia...
Nie znam twarzy znacznej większości moich korespondentów. A jednak lubię ich -
lub lubię mniej. Za co? Stwierdziłem (ciekawe, czy inni reagują podobnie?), że
popieram lub zwalczam czyjeś POGLĄDY, ale lubię go (lub nie lubię) za
prezentowaną POSTAWĘ. Za kulturę, która jednak idzie w parze z wiernością
poglądom, odwagą bronienia ich, nawet jeśli są odosobnione; za lojalność wobec
przeciwnika, zwalczanego merytorycznie, nie np. metodą „etykietowania”; za
grzeczność wobec pytających - otrzymujących pogłębioną odpowiedź; za obronę
niesłusznie atakowanych. I za rzetelną wiedzę. To wszystko WYNIKA z tekstów!
Twierdzę, że i poglądy i postawy SĄ MOŻLIWE do określenia na podstawie tekstu
pisanego. Wystarczy poczekać - choćby na moment odkrycia się. Poglądy: tematy
wracają – czy ktoś pisze to samo, co kiedyś? I na ile to, co W OGÓLE pisze,
jest spójne? A postawy? Jeśli ktoś sprowokuje mnie (jak parę tygodni temu) do
grubej awantury, ale potem wyjaśnia motywy swej agresji, to – mimo że
słowo „przepraszam” nie padło – ja takie przeprosiny przyjmuję, a przeciwnika
zaczynam cenić. Jeśli ktoś wyznaje poglądy, od których bolą mnie zęby, ale
stwierdzam: walczy twardo, lecz uczciwie, a nawet z polotem - to jako partner w
dyskusji jest dla mnie skarbem. Jeśli ktoś głosi poglądy, jak wyżej – ale
zarazem stwierdzam w pewnym momencie, że sytuacje międzyludzkie, MORALNE
odbiera tak, jak ja – staje mi się bliski.
Pisałem o odwadze. Czy chowając twarz za nickiem W OGÓLE można mówić o odwadze?
Twierdzę, że tak, choć pod pewnymi warunkami. Mianowicie – jeśli ktoś spędza na
takich mailowych rozmowach znaczną część swego czasu, to środowisko internetowe
staje się JEGO środowiskiem – z wszelkimi konsekwencjami. Wchodzi w relacje
międzyludzkie, a jego nick – coraz szerzej znany – staje się jego imieniem,
twarzą. MOŻE zachować się po chamsku – hulaj dusza, piekła nie ma - jestem
tylko nickiem! - albo w niekorzystnej sytuacji po prostu uciec, ale wtedy – o
ile ma bodaj trochę szacunku dla siebie – jego ego ucierpi nie mniej, niż po
awanturze twarzą w twarz, po której ludzie przestali się do niego odzywać. Może
zmienić nick, lecz jeśli nie pójdzie za tym zmiana POSTAWY właśnie - sytuacja
powtórzy się. Odwaga lub tchórzostwo wiąże się z postawą wobec ryzyka. Tu
ryzykuje się, tylko i aż, utratę dobrego imienia - choćby to był tylko „dobry
nick” - i związany z tym dyskomfort. Dla kogoś NIE JEST TO ŻADNE RYZYKO? Wszak
sytuacja jest wirtualna i jej konsekwencje też? Nie szkodzi – dla mnie i tak
jest to dowodem, że w „realu” jest takim samym cynikiem. Tam tylko z
konieczności (bardziej konkretne restrykcje w razie wpadki) lepiej się maskuje.
Wniosek: w pewnych sytuacjach właśnie TAKIE poznanie człowieka jest prawdziwsze.
Inne drobiazgi: w emailach wyraz twarzy rozmówcy bywa markowany przez różne
śmieszne znaczki:

itd. Niektóre osoby (częściej kobiety) chcą
podkreślić np., że ich słowa nie mają ranić - że to żart, że pisząc uśmiechają
się do czytelnika... Dla mnie nie ma to znaczenia, choć takie starania o
zrozumienie intencji doceniam. Bo to TEŻ grzeczność wobec rozmówcy - ułatwianie
mu odbioru. Ale i bez tego zwykle wiem, czy np. nazwanie mnie zezowatym
umysłowo jest słowną agresją, czy raczej przyjacielską zaczepką, oczekującą na
odpowiedź tą samą monetą...
Uwaga końcowa: wszelkie podobieństwo przedstawionych osób, zdarzeń itp. itd.
jest zamierzone i nieprzypadkowe. Podobno jednak nomina sunt odiosa. I nie o
nie tu chodzi.