tyu
30.03.02, 12:58
Motto:
Słowo „tolerancja” i zalecenie tolerancji są, jak wiemy, nadzwyczaj popularne;
Ale tak się dzieje przeważnie ze słowami często używanymi, że używane są
niedbale, nieostrożnie i dla celów najrozmaitszych, tak że czasem nie wiadomo
w końcu, o co w nich chodzi.
...Jest to też wieczny dylemat tolerancji: czy wolno i należy tolerować ruchy
polityczne lub religijne, które są wrogami tolerancji i chcą zniszczyć
wszystkie urządzenia, co tolerancję chronią?...
...tolerancja jest chroniona mniej przez prawo, a więcej przez utrwalanie się
obyczajowości tolerancyjnej. Potencjał nietolerancji jest w każdym z nas.
_______________Leszek Kołakowski: „Mini-wykłady o maxi-sprawach: o tolerancji”
Sporo się mówi na Forum o tolerancji. Jedni dowodzą jej braku, inni - nadmiaru.
Ci „inni” często łączą swą opinię ze złą opinią na temat tzw. politycznej
poprawności. Wracają też czkawką tematy z nietolerancją ściśle związane,
szczególnie tematyka antysemityzmu.
Kiedyś wyszedłem na Forum z tematem będącym ponad podziałami politycznymi,
dotyczącym możliwości poznania człowieka na podstawie jego spisanych
wypowiedzi: „Czy najważniejsze jest niewidoczne dla oczu?” Jeden z dyskutantów
ładnie określił takie wyjście, jako wyjście z wielką białą flagą. Dziś
chciałbym wyjść z jeszcze większą białą flagą. Wyjść naprzeciwko tym, którzy
kwestionują sens tolerancji, gdy bierze ona w obronę - ich zdaniem przesadną -
grupy mniejszościowe, ale - tu pierwsze pytanie: czy mające przez to mniejszą
siłę przebicia? i słabsze, ale - czy nie nadużywające swej słabości do żądania
dóbr nienależnych? A także tym, którzy dają przykłady odwrotne. Kiedy bowiem
tolerancja przestaje być tolerancją, a staje się słabością i konformizmem wobec
zła? Tylko - CO TO JEST zło? KTO ma prawo je definiować? I w którym punkcie się
zaczyna?
Pokrewny problem to problem politycznej poprawności. Kiedy rygory wypowiadania
się tak, by nie ranić słowem, przeradzają się w cenzurę i presję coraz bardziej
natrętną? Albo - w śmieszność wynikającą z przesady? Jeden z kolegów użył
kiedyś dowcipnego przykładu: jeśli czarnoskóry mieszkaniec Ameryki, to
Afroamerykanin (bo słowo „Murzyn” może być uznane za obraźliwe), to jak
politycznie poprawnie nazwać czarnoskórego mieszkańca Afryki? Afroafrykanin?
Między niezbędną delikatnością sformułowań, a cenzurą czy śmiesznością GDZIEŚ
przebiega granica. Gdzie?
I - pytania idące jeszcze dalej:
Czy tolerancja jest W OGÓLE dobra, czy zła? Czy - jak w przypadku wolnego
rynku - i tu znajdą się obrońcy nieingerencji w wymianę ciosów? Ingerencja
zakłóca bowiem naturalny porządek rzeczy, gdzie słabi muszą zginąć, by mógł
mieć miejsce postęp. Niech więc trwa ciągłe zmaganie się sił i niech w nim
zwycięża najlepszy. Najlepszy czyli najsilniejszy, ale również - najbardziej
bezwzględny... Czy ktoś się odważy bronić tezy idącej tak daleko?
Kolejna sprawa: czy żądanie nie ranienia słowem, nie nadużywania określeń
wartościujących negatywnie - i wartościujących nie CZYN osoby, czy grupy, lecz
fakt, że ktoś taki W OGÓLE istnieje - to już cenzura? Jeśli tak - czy jest ona
dopuszczalna? Jeśli tak - do jakiego momentu?
Czy tolerancja i „politpoprawność” mogą wymagać RÓŻNEGO traktowania różnych
grup? Na przykład - żądania większej delikatności wobec Żydów i czarnoskórych,
a dopuszczania mniejszej wobec np. białych chrześcijan? Różni sceptycy i inne
perły intelektu kwestionują tę potrzebę, a nawet możliwość. Rzecz to do
dyskusji więc - w ramach dyskusji:
Czy uderzenie kolegi w ramię, nawet mocne, to brutalność? Niekoniecznie. Może
to być tylko taka „męska” forma serdeczności. Ale jeśli kolega ma w tym miejscu
świeżą bliznę, np. po oparzeniu? Pamięć Holokaustu, czy handlu niewolnikami
żyje wciąż... Wciąż jest taką - i wciąż zbyt świeżą - blizną... Więc - proszę
uprzejmie: kto walnie pierwszy w tę bliznę?
Dalej. Czy PRZYMUS politycznej poprawności nie obróci się kiedyś przeciwko tym,
których miał chronić? Szereg osób będących autorytetami ponadpolitycznymi
wypowiada się w tej kwestii niezwykle wstrzemięźliwie. Lew Tołstoj głosił
zasadę niesprzeciwiania się złu siłą - przy zdecydowanym, ale wyłącznie
moralnym zwalczaniu go. Siła rodzi siłę, akcja - reakcję. Zło powinno się
wypalić samo, bez dostarczania mu świeżego „paliwa” w postaci siłowych działań,
nawet działań Sił Dobra. Myśl tę rozwinął Mahatma Gandhi - łącząc ją z
pradawnym hinduistycznym pojęciem ahinsy: niewyrządzania zła. Czy zatem
wprowadzanie nawet ewidentnego Dobra, ale SIŁOWO - może być skuteczne i trwałe?
Stare chińskie przysłowie mówi „o dziele wielkiego przywódcy ludzie powiedzą:
zrobiliśmy to sami”. Czyli: są sprawy, które, by się mogły udać, muszą zostać
powszechnie zaakceptowane. Ale - jak ci „wielcy przywódcy” mają przeprowadzać
swe zamysły? Jak zaszczepiać ludziom myśli dobre, ale obce dotychczasowej
mentalności? I czy to w ogóle ma sens, czy - jednak - skuteczniejsza jest siła?
Na koniec - problem dla mnie bodaj najciekawszy, będący w jakimś sensie
kondensatem problemów postawionych dotychczas: czy tolerancja automatycznie
oznacza nietolerancję dla nietolerancji? Wydawałoby się, że tak, a jednak brzmi
to groźnie. Historia wykazała, że hasło bardzo bliskie, autorstwa Lenina, „nie
ma wolności dla wrogów wolności” posłużyło jako usprawiedliwienie dla wolności
przeciwieństwa: terroru i masowych mordów „wrogów ludu”. Choć i wcześniej, np.
w czasach Rewolucji Francuskiej, działano podobnie. Saint-Just, Marat, czy
Robespierre - choć ideowy i „Nieprzekupny” - promowali terror dla celów ich
zdaniem szczytnych: wolności ludu. CEL zapewne BYŁ szczytny. Tylko - od jakiego
momentu cel NIE uświęca środków? I co robić, gdy lud - świadomie i z
premedytacją - ofiarowanej wolności NIE CHCE? Wtłoczyć mu ją do gardła?
Uszczęśliwić na siłę?
Taki przypadek opisuje np. P. Jasienica w swych „Rozważaniach o wojnie
domowej”. Opisując powstanie ludowe w Wandei - skierowane przeciw niosącej
ludowi wolność Rewolucji Francuskiej - dochodzi do wniosku, że powstańcy po
prostu chcieli SKORZYSTAĆ ZE SWEJ WOLNOŚCI. Szkopuł w tym, że rozumieli ją
inaczej, niż ci, którzy im ją nieśli...
Kto zna odpowiedź na któreś z zadanych pytań?
Jutro Wielkanoc - pora, gdy tego rodzaju przemyślenia wydają się być na czasie.
Zatem - życzę wszystkim Wesołych, Zdrowych, Spokojnych Świąt.
I mądrych przemyśleń.
tyu