benek231
15.09.20, 21:57
"Etatyzm, centralizm, oligarchia. Rządy PiS, czyli PRL-bis"
Janusz Lewandowski
15 września 2020 | 15:30
Za komuny były tzw. żółte firanki, czyli dobra konsumpcyjne dostępne tylko dla partyjnych bonzów, nieudolnie skrywane, by nie razić w epoce pustych półek. Teraz dojna sfera publiczna otwarcie wzbogaca całe zastępy PiS, wraz z rodzinami.
Janusz Lewandowski jest europosłem PO, byłym ministrem przekształceń własnościowych i komisarzem UE ds. budżetu i programowania finansowego
Białoruś płonie, a Polska tonie w kłamstwie. Formacja Kaczyńskiego zniesławiała III RP jako postkomunę, zarazem uwłaszczając się na spuściźnie PRL-u. Od roku 2015 „dekomunizuje” kraj w sposób, który de facto jest powrotem do przeszłości. Prezes PiS obsadził się w roli dawnego sekretarza KC PZPR, ale nie jest to jedyny przejaw recydywy systemu, który jest nieszczęsną powtórką z historii.
Etatyzm zwany re-polonizacją
W gospodarce, w której skarb państwa uczestniczy w 700 przedsiębiorstwach, następuje próba przywrócenia proporcji własnościowych typowych dla Białorusi i innych krajów zza Buga. Re-nacjonalizację firmuje premier Morawiecki, który dorobił się na obcym kapitale. Własność państwowa nie musi oznaczać niegospodarności, jeśli powierzona jest fachowcom. Niestety, mamy do czynienia z bezprecedensową kolonizacją sfery publicznej przez „miernych, ale wiernych”. Skutkiem jest dewastacja mienia publicznego, czego symbolem jest los 200-letniej stadniny w Janowie Podlaskim. Nędza tego gospodarowania jest mierzalna w przypadku spółek giełdowych, w tym energetycznych, które straciły 2/3 wartości. Od Polskiej Grupy Górniczej i Polskiej Grupy Zbrojeniowej po państwowe stocznie, „dobra zmiana” oznacza straty, które pogłębia pandemia. Dlatego patronat nad tym nieszczęściem, nazwany Ministerstwem Aktywów Państwowych, brzmi równie szyderczo, jak Ministerstwo Klimatu w kraju, który przyszłość buduje na węglu.
Nacjonalizując, PiS zamraża sektory, w których nasza luka produktywności jest największa. Karygodnie zarządzane, nie są żadnym kołem zamachowym gospodarki. Są kulą u nogi w pościgu za Zachodem.
Centralizacja: trzymać wszystko w garści
PiS przesiąknięty jest nieufnością wobec wszystkiego, co niezależne i oddolne. Nawet koła gospodyń wiejskich, istniejące w Polsce od 130 lat, muszą się wpisać do krajowego rejestru, na mocy ustawy z 2018 roku, by pozyskać wsparcie finansowe. Po wyborach prezydenckich, na celowniku PiS są niezależne media i samorząd terytorialny. Samorząd – niezależny prawnie i finansowo – wytrzebił PiS z miast i miasteczek w wyborach 2018 i wspierał Trzaskowskiego. Przerzucanie obowiązków na samorząd bez zasilenia finansowego nie jest wynalazkiem PiS, ale teraz jest to świadoma strategia osłabiania lokalnych liderów. Rozwarcie pomiędzy kosztami poronionej reformy oświaty i dotacją oświatową (liczone na 23,5 mld zł w roku 2018) pustoszy finanse samorządu, a dodatkowe miliardy znikają za sprawą reformy PIT (zerowy PIT dla osób poniżej 26. roku życia i obniżenie PIT do 17 proc.). Zamrożenie gospodarki w czasie pandemii uszczupliło dochody własne samorządów. Wspomaganie przez centralne (a jakże!) fundusze inwestycji lokalnych i dróg samorządowych rodzi obawy o odwet na „warczących” samorządach. Trudniej więc o wypełnienie obietnic wyborczych ze zwycięskiej kampanii roku 2018, a łatwiej o oskarżenie, że lokalni przywódcy zawodzą. Kampania antysamorządowa doprawiona jest straszeniem „landyzacją” Polski, z udziałem „ukrytej opcji niemieckiej” na Śląsku.
Na celowniku władzy są także niepokorne organizacje pozarządowe. Na hojny sponsoring mogą liczyć jedynie organizacje spolegliwe wobec władzy. Centralizacja jest myślą przewodnią zmian w ustawie zdrowotnej, forsowanej latem 2020 roku. Zdaniem Andrzeja Sośnierza, byłego prezesa NFZ, zwiastują one paraliż systemu, który zawodził nawet przed pandemią.
Jest wreszcie wymiar gospodarczy centralizacji, towarzyszący re-nacjonalizacji. O ile nieudolnie konsolidowana zbrojeniówka, już od roku 2013, ma jakieś uzasadnienie, to trudno wytłumaczyć sens tworzenia Narodowego Holdingu Spożywczego na bazie Krajowej Spółki Cukrowej, zwłaszcza że w planach jest nie tylko scalenie produkcji, przetwórstwa i handlu hurtowego, ale także handel detaliczny, ze swej natury wymagający elastyczności, co jest sprzeczne z ciężką ręką państwa. Tak oto, pod hasłem dekomunizacji wracają sektorowe zjednoczenia rodem z PRL-u. Wszystkie mają być tak „narodowe”, że nie wypada pytać o rachunek ekonomiczny i sens przedsięwzięcia...
Utopijne mega-inwestycje
Gigantomania kojarzy się z Planem 6-letnim (Nowa Huta) lub epoką Gierka (Huta Katowice). PiS woli sięgać do wzorów II RP, takich jak Port Gdynia i Centralny Okręg Przemysłowy. Tyle że przedwojenne inspiracje, gdy Polska była okrążona przez wrogie mocarstwa, mają się nijak do geopolitycznych realiów dzisiejszej Polski - bezpiecznej w NATO i Unii Europejskiej. Inwestycje muszą mieć sens ekonomiczny!
Mieszkańców Pomorza szczególnie niepokoi przekop Mierzei Wiślanej. Pierwotne rojenia o przemianie rzecznego Elbląga w port morski zastąpiły równie bzdurne względy obronności. Zanosi się na nieodwracalną dewastację środowiska naturalnego i ogromny koszt utrzymania toru wodnego na płytkim Zalewie Wiślanym. Z kolei, wizja Centralnego Portu Komunikacyjnego blednie w czasie pandemii i rosnących rygorów klimatycznych obciążających lotnictwo. Na razie dogadzają sobie finansowo członkowie rady nadzorczej i zarządu tego utopijnego przedsięwzięcia (176 osób, 12 mln zł w pierwszej połowie 2020 r.)
Mega-inwestycyjne urojenia mogą być takim samym ciężarem dla przyszłych pokoleń, jak inwestycje Gierka. Coraz bardziej kontrastują z fiaskiem przedsięwzięć, które mogły być dla Polski korzystne, takich jak elektromobilność i odnawialne źródła energii.