andrzejg
10.12.20, 12:23
Wklejam tekst Radosława Sikorskiego
Dyplomatyczna katastrofa
Szanowni Państwo!
Wydaje się, że Polska i Węgry ostatecznie nie zawetują unijnego budżetu oraz Funduszu Odbudowy. Słusznie. Ale rząd nie przyzna się do porażki i będzie nas przekonywał, że osiągnął wielki sukces, a inne państwa członkowskie i instytucje unijne rzucił na kolana. A to już zwykłe kłamstwo.
W kategoriach dyplomatycznych, wydarzenia ostatnich tygodni można określić tylko jednym słowem: katastrofa. Polska po raz kolejny wzięła udział w awanturze, na której nie tylko nic nie zyskała, ale uszczupliła resztki kapitału politycznego, jaki nam w Europie został.
Po pierwsze, zwróćmy uwagę, co się stało we wtorek, 8 grudnia. Do Polski przyleciał Viktor Orbán, aby przedyskutować propozycję kompromisu wysuniętą przez Niemcy, które obecnie sprawują prezydencję w UE. Wyglądało to tak, jakby premier Węgier negocjował z Niemcami oddzielnie, a Polsce przedstawiał rezultaty tych rozmów.
Po drugie, przez tych kilka tygodni napięć, Polsce i Węgrom nie udało się pozyskać żadnego (!) sojusznika dla swoich postulatów. Przez moment, swoje poparcie sugerował premier Słowenii, ale po jednym liście, zachęcającym do uwzględnienia postulatów Polski i Węgier, zamilkł. Owszem, udzielił wywiadu jednemu z prorządowych mediów i nieco popsioczył na tę okropną Unię, ale realnych działań nie podjął ani konkretnych deklaracji nie złożył.
Innym sojusznikiem miała być Portugalia, która od stycznia przejmuje prezydencję w Radzie Unii Europejskiej. A przynajmniej tak twierdził europoseł PiS, Witold Waszczykowski. Jego zdania nie podzielili jednak sami Portugalczycy. Tamtejsze Ministerstwo Spraw Zagranicznych oświadczyło, że: „poszanowanie praworządności było dla rządu zawsze czerwoną linią i nie jest prawdą, że zmieniliśmy stanowisko w tej sprawie”.
Po stronie Polski i Węgier nie opowiedzieli się też pozostali członkowie Grupy Wyszehradzkiej, z którą - według posła Janusza Kowalskiego, czyli medialnej gwiazdy Solidarnej Polski - mielibyśmy stworzyć własny Fundusz Odbudowy. Żadnych słów wsparcia nie uzyskaliśmy również od państw Inicjatywy Trójmorza, chociaż rzekomo jej liderujemy.
A przecież o tym, że mechanizm powiązania funduszy unijnych z praworządnością powstanie, wiadomo było od lipca, kiedy taką decyzję zapisano w konkluzjach po szczycie Rady Europejskiej, na którym Polskę reprezentował Mateusz Morawiecki. Czytamy w nich:
„Rada Europejska podkreśla znaczenie poszanowania praworządności. Na tej podstawie zostanie wprowadzony system warunkowości w celu ochrony budżetu i instrumentu Next Generation EU. W tym kontekście Komisja zaproponuje środki w przypadku naruszeń przyjmowane przez Radę większością kwalifikowaną”.
I tak też się stało.
W międzyczasie toczyły się negocjacje pomiędzy przedstawicielami Parlamentu Europejskiego i Rady Unii Europejskiej, co do ostatecznych zapisów prawnych, regulujących mechanizm ochrony praworządności. Polski rząd ma swoich przedstawicieli w obu tych ciałach, ale przez miesiące negocjacji, nie udało się Morawieckiemu zmienić zapisów tak, by odpowiadały jego oczekiwaniom. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - bo do tego potrzebne byłoby wsparcie innych państw. A tego Polska PiS po prostu nie posiada.
Po trzecie, wszystko to dzieje się w warunkach potężnego kryzysu zdrowotnego i gospodarczego, a zatem w czasie, kiedy inne państwa unijne pilnie potrzebują wsparcia finansowego. Polskim nacjonalistom mogło się więc wydawać, że to idealny moment na szantażowanie instytucji unijnych. Źle im się wydawało. Podobny błąd popełnili zwolennicy brexitu. Uznali, że Unia ma tak wiele innych wyzwań i jest tak słaba, że nie uda jej się zachować jedności w negocjacjach i szybko zgodzi się na żądania Londynu. Przeliczyli się tak samo, jak teraz polski rząd.