benek231
15.01.21, 19:40
W reżimie Kaczyńskiego nabywa się godności nie dlatego, że się jest człowiekiem, lecz "naszym"
Bartłomiej Nowotarski
19 grudnia 2020 | 05:58
Czy "Polska w ruinie", zamiast być hasłem wyborczym, nie była aby programem PiS?
Po wydaniu czegoś, co miało służyć za orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, Polki i Polacy przekonali się, jak dewastujące może być podporządkowanie TK i praworządności woli rządzącej większości.
Dodatkowo COVID-19 jak złowrogi wiatr rozpędził mgłę przykrywającą brak kompetencji w zarządzaniu: służbą zdrowia, edukacją czy budżetem państwa. Widok gruzów na horyzoncie dopełnia obrazu kondycji polskiego społeczeństwa, przytłoczonego izolacją i tragicznie skonfliktowanego wzniecanymi świadomie przez władzę kolejnymi podpaleniami jego nastrojów, wywołującymi strach, frustrację, a nawet nienawiść.
Otóż taką sytuację może wywoływać tylko wysoce niemoralna władza, jak obecna, która potęgę buduje na negatywnych emocjach, głównie spolaryzowanej wrogości niszczącej wspólnotowy kapitał Polek i Polaków. A diabelski arsenał zła jest pokaźny.
Czas na referendum
Z siedmiu „negatywnych emocji”, które – jak wyliczyli naukowcy – zostały wykorzystane w różnych światowych dyktaturach wyborczych, pojętni uczniowie z PiS zastosowali aż pięć, choć często wystarczały trzy. Już samo rozważanie możliwości weta do unijnego budżetu, pozbawiające rodaków miliardowych dotacji, jako żywo przypominało części opinii publicznej weto Stalina wobec polskiej transzy powojennego planu Marshalla. Do tego wszystkiego autorytet Kościoła, który mógłby perswadować władzy jej niemoralne zachowania, sam toczony jest nie tylko przez gangrenę pedofilii, ale też z powodu związania ołtarza z taką władzą. Przez co ujawnił, że stawia na teraźniejszość kosztem przyszłości i wieczności. Jakby nie pamiętał, iż często nienawiść do religii przychodziła wraz z nienawiścią ludzi do rządów, z którymi się krótkowzrocznie związała.
Wobec postępującej wszechobecnej ruiny czas chyba, aby społeczeństwo obywatelskie powołało komitet, który m.in. zająłby się zbieraniem podpisów pod referendum w sprawie przyśpieszonych wyborów i w ten sposób przekazał władzę rozstrzygania polskiemu narodowi, jako władzy zwierzchniej, na mocy art. 4 konstytucji.
Worek treningowy
Scenariusze niszczenia wynikają z logiki tzw. wyborczych autokracji, będących w istocie formą znanej wcześniej „tyranii większości”, której tak obawiali się m.in. twórcy amerykańskiej konstytucji. Ich najdramatyczniejszym efektem jest chaos i bankructwo takich państw jak obecna Wenezuela, przez lata przecież stabilna demokracja.
To nie pocieszy, ale to, że mamy do czynienia ze współczesną odmianą „tyranii większości”, wiemy już z ustaleń starożytnych myślicieli. Zarówno tamta, jak i ta dzisiejsza miały pochodzić z woli ludu i zmierzały do rządów bezterminowych, a co najgorsze, uzurpowały sobie władzę prawodawczą pozwalającą wywrócić dotychczasowe zbiory prawa, czyli tamtejsze konstytucje. Z listu Jeffersona do Madisona dowiadujemy się, że ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych bali się najbardziej właśnie dyktatu parlamentarnej większości przywłaszczającej sobie prawo mówienia w imieniu całego społeczeństwa – w sposób arogancki, bo bez refleksji, że reprezentują de facto mniejszość albo co najwyżej większość, ale tylko doraźną.
To ważne dla objaśniania roli władzy sądowniczej w demokracji.
Na podstawie konstytucji i trójpodziału władz ma bowiem obowiązek orzekać właśnie przeciw wszelkim przejawom tyranii parlamentarnych większości.
Czyli nie, jak lubią argumentować rządzący, przeciw woli społeczeństwa, które ich do władzy wybrało. Ponieważ obywatele to nie worek treningowy, w który polityczni przedstawiciele mogą kopać tylko dlatego, że otrzymali od części suwerena głosy.
Z historii stabilnych demokracji wynika, że nikt lepiej niż niezależni sędziowie nie potrafi się wstawić za kopanym. I mają jeszcze jedną powinność – wsłuchiwać się w głosy wprost płynące ze strony społeczeństwa, bez pośrednictwa rządzącej większości. Mówi o tym doktryna „obywatelskiego konstytucjonalizmu”.
Trzy strategie autokracji
Współczesna nam tyrania większości („wyborcza autokracja”) dla zachowania władzy dysponuje trzema strategiami.
Pierwsza ma charakter perswazyjny. Władza pokazuje swoją kompetencję w rządzeniu gospodarką, bezpieczeństwem publicznym itp., bez potrzeby represji. To udało się wyłącznie Singapurowi i krótko Korei Płd. ze względu na wykreowaną – kredytami państwowymi – potęgę korporacji takich jak np. Samsung, Hunday itd. (tzw. czeboli).
O kompetencji rządów PiS – w obliczu miesięcznych zaniedbań w walce z koronawirusem, sytuacji w edukacji, wymiarze sprawiedliwości, afer z piramidami finansowymi i ogólnego chaosu – można zapomnieć. Z kompetencji pozostała propaganda w mediach publicznych lub za chwilę w tych kupionych przez Orlen. Udało się natomiast wziąć pod but prokuraturę, centralną część sądownictwa czy administrację publiczną. Taka jest logika tego reżimu – skok na wszystkie możliwe zasoby państwowe.
A to daje przejście do drugiej strategii – kooptacji, czyli kupowania poszczególnych środowisk jako bezpośredniego zaplecza władzy, ale i wyborczych głosów. Kiedy jednak nie wszyscy dadzą się przekupić (kooptować) albo wyczerpują się zasoby, pozostaje już tylko ostatnia strategia, a mianowicie represja.
Strategia represji – na początku miewa miękki charakter, represje kierowane są wybiórczo, przeciw oponentom, którymi reszta społeczeństwa się mało interesuje. Polega na zniechęcaniu czy zastraszaniu. Trafnie taką sytuację opisał w XIX wieku Alexis de Tocqueville w „O demokracji w Ameryce”, gdy rozważał, jak będą wyglądać represje w demokracji przybierającej charakter „tyranii większości”. Pisał, że kajdany i miecz to prymitywne instrumenty. Taka tyrania nie będzie zatem „sięgać do duszy, przez torturę ciała”. Sięgnie wprost do duszy. Oponenci po prostu zostaną wykreowani na „innych”, „obcych”, od których ludzie w obawie o siebie będą się odwracać. Tak miało wyglądać ówczesne wyobrażenie polityki „gorszego sortu”.
Dla czystej władzy
Skoro nie kajdany i miecz, to uosobieniem najgorszej represji mogą się stać trzy scenariusze obecnej władzy.
Pierwszy jest oczywisty: utrzymać władzę za wszelką cenę. Najbliższe wybory będą ostatnimi okopami w linii obrony PiS. Można się zatem spodziewać korzystnej dla tej partii zmiany ordynacji wyborczej, jeszcze większego (niż w wyborach prezydenckich) wykorzystania w kampanii wyborczej aparatu urzędniczego, także użycia aparatu wyborczego do „liczenia głosów” w dniu wyborów oraz wykorzystania resztek pieniędzy na kupowanie głosów. W razie czego, wzorem Trumpa, ogłoszenia wyborów za sfałszowane i liczenia na lojalność „swoich” w Sądzie Najwyższym w trakcie ogłaszania ważności wyborów.
--
A czy jest ktos kto moze byc jednoczesnie zoologicznym wrogiem demokracji, przynaleznosci Polski do UE, rasista, mizoginem, antysemita, homofobem, ksenofobem, antyszczepionkowcem, antymaseczkowcem, katolickim fundamentalista-integrysta, oraz wrogiem praw kobiet?
Jak najbardziej moze. To Kretyn znany tez jako notoryczny Lowca_komuchow