benek231
08.10.21, 15:44
Wyrok Trybunału Julii Przyłębskiej to ochrona ustaw Ziobry przed konstytucją i traktatami UE
Wojciech Sadurski
7 października 2021 | 18:24
Wydane w czwartek przez Trybunał mgr Przyłębskiej rozstrzygnięcie - w nieprawidłowym składzie, bo z udziałem dublerów - oparte jest na wielowarstwowym kłamstwie. Podobnie jak wniosek premiera, który został po prostu powtórzony, z kosmetycznymi zmianami, w rozstrzygnięciu TK.
Pierwsze kłamstwo dotyczy tego, że przedmiotem kontroli konstytucyjności są wymienione we wniosku artykuły traktatu o Unii Europejskiej. To nieprawda. Te same artykuły, dokładnie tej samej treści, były już w traktacie, gdy Polska przystępowała do Unii i gdy je suwerennie, demokratycznie zaakceptowała.
I, dodatkowo, były kilka razy kontrolowane przez niezawisły TK – gdy jeszcze istniał – i zatwierdzane jako zgodne z konstytucją. Dlatego jak okrutny żart zabrzmiało stwierdzenie sędziego sprawozdawcy Bartłomieja Sochańskiego, że obecny „wyrok" opiera się bezpośrednio na wyroku TK z 11 maja 2005 r., zatwierdzającym traktat akcesyjny.
Kłamstwa związane z wyrokiem TK
W istocie przedmiotem rozstrzygnięcia jest orzecznictwo TSUE. Ale TK nie ma uprawnienia do oceny zgodności orzeczeń jakiegokolwiek sądu z polską konstytucją (art. 188 jasno stwierdza, że TK orzeka w sprawach „zgodności ustaw i umów międzynarodowych z Konstytucją"). Trzeba było krytykę orzeczeń TSUE, niewygodnych dla władz, zaprezentować jako kontrolę przepisów traktatu. Zauważył to w swym zdaniu odrębnym sędzia Piotr Pszczółkowski, mówiąc o „pozornym" charakterze kontroli konstytucyjności prawa traktatowego dokonanej przez Trybunał Przyłębskiej.
Drugie kłamstwo tkwi już w samym sformułowaniu wniosku premiera i „wyroku": uznano pewne przepisy traktatu o UE za niezgodne z konstytucją, jeśli są rozumiane w ten sposób, że uprawniają lub zobowiązują organ stosujący prawo (chodzi, rzecz jasna, o sądy) do odstąpienia od stosowania konstytucji lub do stosowania przepisów prawa w sposób niezgodny z konstytucją.
Proszę wczytać się w to sformułowanie. Któż rozsądny zgodziłby się na nakazanie sądom odstąpienia od stosowania prawa? Sama ta supozycja, że takie właśnie są skutki interpretacji traktatów przez TSUE, jest wielkim kłamstwem. Jak przytomnie zapytał wnioskodawców dubler Jarosław Wyrembak (cytuję z pamięci): "Chcecie, byśmy powiedzieli, czy zgodne z konstytucją jest łamanie konstytucji?"
I wreszcie trzecie kłamstwo, największe: że między traktatami UE (interpretowanymi w sposób niekorzystny da rządu RP) a Konstytucją RP jest sprzeczność. Nikt po stronie wnioskodawców żadnej sprzeczności nie dowiódł. Konstytucja jest tu w jednej drużynie z traktatami.
Prawdziwa sprzeczność jest między skandalicznymi ustawami PiS-wskimi, poczynając od 2017 r. rozmontowującymi niezależność sądownictwa, a konstytucją i traktatami UE z drugiej strony. Konstytucja nie kazała wprowadzać izby inkwizycyjnej, prześladującej sędziów za ich orzeczenia. Konstytucja nie wymaga, by minister zmieniał setkę prezesów i wiceprezesów sądów bez podania przyczyn, by tylko wprowadzić swoich ludzi.
Konstytucja nie zlecała przerwania kadencji Krajowej Rady Sądownictwa i zastąpienia jej neo-KRS-em, powołanym w pełni przez partię rządzącą. Nic takiego nie wynika z konstytucji ani, oczywiście, z prawa unijnego. To wszystko są antykonstytucyjne wynalazki ministra Ziobry, umożliwiające wzięcie sędziów za twarz. To pokraczne ustawy Ziobrowe, a nie konstytucja, stwarzają konflikt ze standardami unijnymi.
I to prowadzi do czwartego kłamstwa: że w tym rozstrzygnięciu chodzi o wyższość prawa polskiego nad unijnym. W publicznym dyskursie tak przedstawiano stawkę tego przewodu – ale to fundamentalne przekłamanie.
Jasne, że na terenie Polski Konstytucja RP jest najwyższym prawem. I tak samo jasne, że na mocy tejże konstytucji państwo polskie przekazało pewne istotne kompetencje instytucjom unijnym. I wreszcie jasne, że ratyfikując traktaty, Polska zobowiązała się także do przestrzegania pewnych ogólnych standardów, także dotyczących sądownictwa.
Nie do konkretnej organizacji sądownictwa, bo to jest w gestii państwa, ale ogólnych kryteriów niezależności sądów - choćby dlatego, że wszystkie polskie sądy mogą mieć do czynienia z prawem europejskim, więc muszą spełniać wspólne wymogi.
PiS nie lubi gorsetu unijnych standardów
Nie ma więc żadnej sprzeczności między nadrzędnością konstytucji a dobrowolnym, suwerennym związaniem się normami i standardami unijnymi. Treścią dzisiejszego rozstrzygnięcia jest zwolnienie polskich władz ze związania tymi standardami.
Nie chodzi więc o ochronę konstytucji przed Unią, ale o ochronę władz przed konstytucją. O to, by władza wykonawcza w Polsce wyzwoliła się z tego gorsetu, w którym jako jedyne, obok Węgier, państwo w Unii czuje się nieznośnie.
Chce podążać drogą rosyjską (choć Rosja realizuje to w stosunku do Rady Europy, bo nie jest w Unii): jeśli posłuszny władzy Kremla sąd konstytucyjny uzna niezgodność prawa europejskiego (europejskiej konwencji praw człowieka) z rosyjską konstytucją, prawo europejskie jest uznane za nieskuteczne. Na tym ma polegać owa „suwerenność", do której odwołuje się sędzia sprawozdawca w ustnym uzasadnieniu.
Ale w Unii Europejskiej tak się nie da. Istotą integracji jest to, że treść unijnych zobowiązań traktatowych musi być taka sama we wszystkich państwach członkowskich. Jednostronne uzależnienie przyjęcia pewnych norm od ich zgodności z prawem państwa członkowskiego prowadzi do podważenia skuteczności Unii.
Zresztą polska konstytucja wyraźnie mówi, że Polska przestrzega wiążącego ją prawa międzynarodowego (art. 9), a jedną z naczelnych zasad jest to, że państwo nie może powoływać się na prawo krajowe, by uniknąć zobowiązań wynikających z wiążącego ją traktatu międzynarodowego. Które – przypomnijmy – na mocy samej konstytucji stoi ponad ustawami (art. 91). Wygląda na to, że Trybunał mgr Przyłębskiej uznaje te artykuły konstytucji za niekonstytucyjne.