benek231
29.11.21, 21:07
Jarosław Kaczyński ujawnia majątki rodzin polityków, czyli operacja „ciemny lud to kupi”
Cezary Michalski
29.11.2021, 20:23
Kryzysy związane z nepotyzmem, uwłaszczeniem polityków Zjednoczonej Prawicy i puchnięciem majątków jej polityków Jarosław Kaczyński zawsze przykrywa widowiskową PR-ową akcją. Po czasie okazuje się, że z ogłaszanych szumnie zapowiedzi nie wynikło nic albo efekty są wyłącznie propagandowe. A prezes dalej może korzystać z nepotyzmu jako politycznego narzędzia.
Ustawa zmuszająca członków rodzin funkcjonariuszy władzy do ujawnienia majątków miała być dowodem na to, że Jarosław Kaczyński, na wzór Robespierre'a czy Władysława Gomułki, bezlitośnie walczy z nepotyzmem w PiS i Zjednoczonej Prawicy. Najpierw jednak Andrzej Duda skierował ją do trybunału Przyłębskiej, a teraz składający się z marionetek Kaczyńskiego trybunał Przyłębskiej ustawę utopił.
Cała operacja okazała się wyłącznie realizacją słynnej mądrości Jacka Kurskiego, głoszącej, że „ciemny lud to kupi”, czyli że wyborców da się urobić rzucając im jakiś ochłap lub dobrze brzmiące hasło.
Trzy operacje z góry skazane na niepowodzenie
Masowe i dokonywane po zdemolowaniu przez PiS ograniczeń prawnych uwłaszczenie działaczy PiS-u i całej Zjednoczonej Prawicy (wraz z rodzinami) na państwowym majątku, w państwowych spółkach, z użyciem nawet w prywatnym biznesie koneksji budowanych dzięki relacjom posiadanym przez „ojca rodziny” w obozie władzy – wszystko to od początku rządów PiS nie było niechcianą konsekwencją czy wypadkiem przy pracy. Jarosław Kaczyński uważa takie uwłaszczenie za podstawowe narzędzie utrwalenia swojej władzy i „wymiany elit społecznych”.
Potwierdza to los ustawy, która miała nakładać na funkcjonariuszy państwowych obowiązek składania oświadczeń majątkowych dotyczących nie tylko ich własnego majątku, ale także majątku członków ich rodzin.
Uchwalenie tej ustawy było jednym z chwytów, za pomocą których Jarosław Kaczyński chciał oczyścić wizerunek swojej partii z zarzutów o budowanie systemu uwłaszczenia i nepotyzmu. Za każdym razem przyczyną takich działań były kryzysy wizerunkowe uderzające w obóz władzy. Tak jak w kwietniu 2018 roku, po akcji ujawniania przez opozycję i media gigantycznych podwyżek i premii przyznawanych członkom rządu. Kaczyński zażądał wówczas ustawowego obniżenia pensji posłów, senatorów i samorządowców.
Z kolei kiedy w 2019 roku „Gazeta Wyborcza” opublikowała informacje o nieruchomościach należących do rodziny Morawieckich (wszystkich formalnie przepisanych na żonę premiera, która miała z nim rozdzielność majątkową), powstał projekt ustawy nakładający obowiązek ujawnienia majątków i dochodów członków rodzin czołowych funkcjonariuszy państwa.
Ostatnim z tych działań było zadekretowanie przez Kaczyńskiego „walki z nepotyzmem” na kongresie PiS w lipcu 2021 roku. PR-owcy rządzącej partii doszli wtedy do wniosku, że zbyt już ordynarny skok na kasę tysięcy ludzi nowej władzy (wraz z ich rodzinami, znajomymi i politycznymi klientami) zaczyna podkopywać wizerunek Prawa i Sprawiedliwości nawet w tradycyjnie wiernym tej partii elektoracie socjalnym. Przynajmniej do części beneficjentów masowych, lecz stosunkowo drobnych „darów” otrzymanych od PiS, zaczęło docierać, że adresowany do nich program 500 plus i różne jego uzupełnienia są dla Kaczyńskiego, Morawieckiego, Brudzińskiego i innych przede wszystkim osłoną programu 500 tysięcy, a czasem nawet 5 milionów plus – adresowanego do nowej elity władzy. Aby wiedzę o poziomie zepsucia Zjednoczonej Prawicy „zaszumieć” i propagandowo „zakryć” Kaczyński kazał swojej partii przegłosować na lipcowym kongresie PiS uchwałę (bez jakiejkolwiek mocy prawnej) potępiającą nepotyzm. Strażnikiem wykonania owej uchwały Kaczyński uczynił wówczas nowego sekretarza generalnego PiS Krzysztofa Sobolewskiego, który nawet we własnej partii znany był jako nepota (jego żona zasiadała we władzach paru spółek Orlenu).
Nepotyzm jako polityczne narzędzie Kaczyńskiego
Jednocześnie Jarosław Kaczyński zupełnie oficjalnie stosował nepotyzm jako narzędzie rozgrywania wewnętrznych sporów we własnym obozie. Stanowiska i pieniądze dla członków rodzin działaczy i liderów Zjednoczonej Prawicy były nagrodą za ich lojalność wobec Kaczyńskiego i w każdej chwili mogły im być odebrane. W ten sposób prezes PiS traktował np. dyrektorską funkcję żony Zbigniewa Ziobry w jednej ze spółek PZU. W apogeum konfliktu pomiędzy PiS i Solidarną Polską zupełnie otwarcie grożono, że Patrycja Kotecka straci stanowisko przynoszące jej tysiące złotych miesięcznie.
Sposób, w jaki obóz władzy ostatecznie potraktował ustawę zmuszającą funkcjonariuszy władzy do informowania o zmianach majątków członków ich rodzin, podkopuje wiarygodność wszystkich doraźnych „akcji” mających ratować wizerunek rządzących. Prezydent Andrzej Duda jeszcze w 2019 roku skierował tę ustawę do Trybunału Julii Przyłębskiej, a Trybunał Julii Przyłębskiej teraz ją po prostu utopił. Albo ustawa faktycznie była napisana niechlujnie i na kolanie, wyłącznie po to, aby doraźnie uspokoić nastroje, albo też Kaczyński doszedł teraz do wniosku, że wcześniejsze kryzysy wizerunkowe dotyczące sposobów i rozmiaru uwłaszczania się przez czołowe postacie obozu władzy zostały już zażegnane i zapomniane. Zatem realizacja obowiązków wynikających z ustawy wywołałaby nowy, niepotrzebny kryzys.
Losy ustawy, od jej uchwalenia, poprzez jej zablokowanie przez Dudę, skończywszy na jej zakwestionowaniu w trybunale Przyłębskiej, pokazują przy okazji, jak dalece przesadzone są informacje o tytanicznych bojach toczących się pomiędzy różnymi postaciami i nurtami obozu władzy. Karnowscy, Lisicki czy opłacani lub dopuszczani przez władzę do informacji „symetryści” w mediach niepisowskich „podkręcają” doniesienia o tych różnicach i sporach, żeby dodać obozowi władzy kolorytu i dynamiki. W końcu jeśli Ziobro jest „twardy” i „ideowy”, Morawicki „miękki” i „pragmatyczny”, Duda „kunktatorski”, to po co nam opozycja? Dość, że polityczne spory toczą się w obozie władzy. Tyle demokracji wystarczy.
Los ustawy o jawności majątku rodzin ludzi władzy pokazuje, że nawet jeśli takie spory się toczą, to obóz władzy dalej jest spajany nadrzędnym interesem samouwłaszczenia na publicznych pieniądzach. W końcu skoro ustawa miała zgodę Kaczyńskiego, a zakwestionował ją Duda, to czemu ostatecznie utopił ją Trybunał Przyłębskiej, który prawie w całości składa się już z marionetek Kaczyńskiego. Zawsze można zwalić winę na Dudę, który ustawę posłał do Trybunału Przyłębskiej. W rzeczywistości jest to jednak alibi mało przekonujące.
Teraz metoda Mateusza Morawieckiego (pomoc własnej żonie w gigantycznych interesach nieruchomościowych, dzięki pełnieniu przez męża funkcji prezesa dużego banku, a także dzięki jego kontaktom w Kościele i w świecie polityki, a jednocześnie przeprowadzanie kolejnych „rozdzielności majątkowych” pomiędzy małżonkami, mających ukryć rozmiary uwłaszczenia się rodziny Morawieckich) może już oficjalnie stać się metodą całego obozu rządzącego.
Tym bardziej, że uwłaszczanie się na publicznych pieniądzach także członków rodzin ludzi władzy pozwoliło Kaczyńskiemu złagodzić polityczne konsekwencje, jakie przeprowadzenie w 2018 roku obniżki pensji posłów, senatorów i samorządowców mogło mieć dla jego własnego politycznego obozu. Ten gest „samoograniczenia finansowych apetytów obozu władzy” od samego początku uderzał wyłącznie w posłów, senatorów i samorządowców opozycji. Każdy poseł, senator czy samorządowiec Zjednoczonej Prawicy wiedział doskonale, że jeśli zbuntuje się przeciwko obcięciu własnej pensji, to jego żona, dzieci, kuzyni itd. mogą stracić dochody nieporównanie większe, także w całości gwarantowane przez udział „głowy rodziny” w obozie władzy. Od czasu tamtej zadekretowanej „obniżki pensji” nepotyzm w obozie Zjednoczonej Prawicy przyspieszył. Teraz zagwarantowano mu totalną bezkarność.